Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-03-2012, 12:46   #21
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Post wspólny Kaitlin i Romulusa, część druga

Również się stuknęła i upiła nieco wina z kwaśną miną.

- Czasem cieszę się na myśl że nie wszyscy znają tą historię. Najwyraźniej nie przebywałeś dużo w Silverymoon?

- Jaką? - Baelraheal błądził myślami w poszukiwaniu znanych mu historii z Silverymoon, ale żadna jakoś nie utkwiła mu w pamięci w szczególny sposób. - Nie, nie bywam tam często, wystarcza mi WŁASNEJ, prawdziwej roboty tam gdzie jestem potrzebny - wyszczerzył dziko zęby i spojrzał na swe pobliźnione ręce. Zaraz jednak potrząsnął głową i zmusił się do uprzejmości.

- Chętnie jednak posłucham tej … historii, Lairiel, opowiedz proszę.

- Chyba jednak nie powinnam psuć nam nastroju tej nocy, to nie jest nic... przyjemnego.

- Nie tak łatwo zepsuć mi humor - powiedział ocierając usta serwetą, sięgnął po kieliszek - Ale jeśli uważasz że Tobie ona zaszkodzi, to faktycznie, nie ma co budzić demonów. Poza tym woda do kąpieli już jest chyba przygotowana - skinął głową ku dającemu jakieś dziwne znaki Odo.

- Gdybyś więc miała ochotę na kąpiel - nie zwlekaj, ja tu jeszcze zostanę i podelektuję się miodem. Zaniosę później nasze rzeczy. Zostaw mi jeden czy dwa dzbany wody, dobrze?

- Dobrze więc, podelektuj się, a ja wezmę kąpiel. - Lairiel wstała i delikatnie poklepała go po plecach przechodząc. Podeszła do obsługi i dała się zaprowadzić do łazienki.

Baelraheal rozsiadł się wygodniej, sięgnął po butelkę miodu pitnego i wyrwał zębami korek. Nalał do pełna.

- “Paladyni do błyszczenia, kapłani do roboty” - wyrecytował z przekąsem. A potem wrócił myślami do Erulaeriel...


Wreszcie, gdy nic więcej nie był w stanie wycisnąć z butelek a i na talerzach świeciły już pustki uznał że czas się podnieść i zanieść ekwipunek swój i paladynki do pokoju. Ale jakaś słabość go opanowała. Miał nadzieję że pamiętała o tym by choć trochę wody zostawić mu do mycia.

Lairiel w końcu wróciła czysta, świeża i pachnąca. Jej kąpiel trwała dość długo, bo elfka je uwielbiała, nie zapomniała jednak zostawić nieco wody dla Baelraheala. Przysiadła się do niego, z włosami w ręczniku i spojrzała uśmiechnięta, znacznie bardziej niż ostatnio.

- No i już.. powiem Ci że znacznie mi lepiej, uwielbiam kąpiele.

- Chyba jak każdy po takim rejsie - uśmiechnął się krzywo. Westchnął i spróbował jeszcze raz.

- Opowiesz mi jakąś interesującą historię? Może być z rodzinnych stron, nieczęsto bywam w Silverymoon.

- W zasadzie to ja nie jestem z Silverymoon i nie znam wielu ciekawych związanych z tamtym miejscem historii. - Z jej ust wydobył się miękki śmiech. - To moja druga święta misja, pierwsza też była z wyjazdem.

- Chętnie posłucham o pierwszej, jeśli masz ochotę jeszcze trochę język postrzępić - zaśmiał się i spojrzał ciekawie.

- To nie było tak dawno temu. - Elfka uwolniła swoje mokre włosy i usiadła wygodniej. - Wysłano mnie z Silverymoon abym pomogła w małym ludzkim mieście na którego obrzeżach znikali w lesie ludzie, a jeśli już zostawał po nich ślad, były to rozszarpane ciała. - jej wzrok uciekł gdzieś w bok z zamyśleniem. - Burmistrz wysłał mnie do miejscowego lekarza który określił że rany te musiało zadać jakieś dzikie zwierze. Łowcy także stwierdzili że ostatnio ciężko im polować, a wielu obawia się nawet tego gdyż w lesie grasuje jakieś nowe zwierze które z niezwykłą siłą i brutalnością zostawia po sobie ślady. Troszkę pokręciłam się po mieście i starałam wtykać nos gdzie się da, bo coś mi nie pasowało i miałam przeczucie...

Baelraheal pochylił się do przodu, oparł głowę na dłoni i uważnie wpatrywał się w dziewczynę. Jej opowieść go wciągała coraz bardziej, zwłaszcza gdy usłyszał że łowcy zaczęli się obawiać nowej bestii. To pobudziło jego wyobraźnię, nie mógł się doczekać ciągu dalszego.

- Dopiero gdy następnego dnia z miasta zniknął i lekarz dotarło do mnie że on coś ukrywał. Ciała pokazywał niechętnie i szybko mnie spławiał. Wbrew powszechnej opini uznałam że on nie został kolejną ofiarą tajemniczej bestii. Rozrysowałam sobie wszystko na papierze, gdzie ginęły ofiary i wyszło na to że w jednej części lasu zdarzało się to częściej. W zasadzie chciałam wybrać się tam, aby zebrać nieco dowodów na moją małą teorię, dlatego wyruszyłam sama. - Miękkie kobiece westchnienie rozbiegło się po komnacie. - Nie uwierzysz, wtedy spotkałam Salarina. Zdawało się że razem trafiliśmy na podobny trop. - zrobiła krótką pauzę. - I znaleźliśmy jaskinię, decydując się zaryzykować i iść tam razem. Gdy w końcu dotarliśmy do jej końca, bo była dość spora, to okazało się że służyła ona za dom nikomu innemu jak naszemu lekarzowi z wioski. Okazało się że mężczyzna był chory na likantropię, wilkołaczą formę. “Przyparliśmy go do ściany” nie miał gdzie uciec, a ja.. chciałam dać mu szansę. Dlatego powiedziałam że jeśli żałuje swych zbrodni postaram się zabrać go do kapłanów, którzy być może zdejmą z niego brzemię tej strasznej choroby. - Lairiel spojrzała uważnie w oczy Baelraheala. - Niestety, gdy konsekwencje jego czynów dotarły do niego nie był w stanie uwierzyć że ma szansę na nowe życie i odkupienie win. Odebrał sobie życie, na naszych oczach, a my wróciliśmy do miasta zdać raport burmistrzowi. Salarin był zadowolony z siebie, ja jednak nie. Gdyby ktoś pomógł temu człowiekowi znacznie wcześniej, nie musiałoby dojść do tych wszystkich zbrodni, a to co zrobił świadczyło o tym że gdzieś w sercu dalej był człowiekiem posiadając sumienie...

Kapłan odchylił się w fotelu, pokiwał głową z uznaniem.

- Podobno likantropii na różne sposoby można się nabawić, niekoniecznie musiało być tak że cieszył się swą naturą, choć i tacy się zdarzają, wśród bardziej barbarzyńskich plemion na Północy, na przykład. Chwała Ci za to że chciałaś dać mu szansę, skoro jednak stało się jak się stało, kto wie, może to i lepiej, skoro tak bardzo poczucie winy go dręczyło. Mogło go zniszczyć w późniejszym życiu. Ale nie jestem jasnowidzem, trudno prorokować w takiej sprawie - wzruszył trochę bezradnie ramionami, bowiem rozszyfrowanie tego co w sercu i umyśle się dzieje rzadko bywa łatwym zadaniem.

- Nie sądziłem że paladyni w sztuce tropienia się wprawiają - uśmiechnął się.

- Oh.. nigdy się tego jakoś specjalnie nie uczyłam, ale nie trzeba być tropicielką by zobaczyć niektóre ślady i powiązać ze sobą kilka faktów. - rzekła przeciągając palcami przez swoje ucho, bawiąc się nim w zamyśleniu.

- Nikogo innego nie zaraził likantropią? - zapytał przyglądając się kształtnej małżowince.

- Raczej nie, bo on ich wszystkich zjadał.. - skrzywiła się lekko na tą myśl. - Z tego co wiem problem miasteczka ustał. Choć prawda była nieprzyjemna dla ucha mieszkańców.

Baelraheal zastanowił się czy oddzielenie się Salarina nie było związane z tym że miał ochotę powyć sobie do księżyca, ale uznał że za bardzo fantazja go ponosi. Zamiast tego wpatrzył się we włosy paladynki.

- Pomóc Ci je wysuszyć? - zapytał. - No i chyba powinienem Ci pogratulować pierwszego udanie wykonanego zadania - zaśmiał się cicho. - Kiedy poczułaś powołanie do paladyńskiej służby? Mam na myśli - dodał pospiesznie, nie chcąc by źle go zrozumiała, że znowu o bolesną przeszłość wypytuje - jak długo trwało szkolenie.

- Chętnie. - Tym razem dziewczyna wyraźnie skupiła swój wzrok na elfim gwardziście. Cieszył ją fakt że nie będzie musiała spędzać chwil swojego wolnego czasu z ludźmi. Widok z karczmy Griga miał zapaść niesmacznie w jej pamięć na długo, łącznie z samym Grigiem. Oparła bródkę na palcach, opierając łokcie na stole, a jej oczy powoli wędrowały między elfem a sufitem. - Wstąpiłam do służby gdy w żaden inny sposób nie mogłam.. nie mogłam się otrząsnąć po tym co było kiedyś, mimo to Silverymoon mi zaufało, a kapłani otoczyli swoją opieką. Samo szkolenie nigdy się nie zakończyło, z każdym dniem uczę się nowych rzeczy. Zakończy się gdy spełnię kilka wymagań wobec samej siebie.

Młody kapłan pokiwał głową. Chyba wino sprawiało że łagodniej teraz podchodził do historii paladynki.

- Powołanie to bardzo indywidualna sprawa. I masz rację, całe życie się czegoś uczymy - przypomniał sobie przepowiednię i dreszcz go przeszedł, ale stłumił go.

- Chodź do komnaty, Lairiel, zajmę się Twymi włosami - powiedział miękko - Dawno już nie miałem takiej przyjemności - uśmiechnął się szerzej i mrugnął. Sięgnął po żelastwo i plecak.

- A co z Twoją kąpielą? - powiedziała już wstając i zbierając swoje starannie poukładane rzeczy, z lekkim westchnieniem, gdyż te były dość ciężkie.

- Daj mi swoją sakwę, poniosę. Mycie poczeka, jeszcze chwilę ze mną wytrzymasz przecież - zażartował, z przyjemnością spoglądając na figurę dziewczyny. Aż stęknął pod ciężarem.
- A wyglądasz na mimozę - zdumiał się.

- A widzisz, nie wszystko złoto co się świeci.. może jednak ja to wezmę? - uśmiechnęła się rozbawiona z lekko zaczerwienionymi policzkami.
Z nowym szacunkiem popatrzył na wiotką figurę dziewczyny.

- Jedna, dwie modlitwy i powinienem dać sobie radę - wyszczerzył zęby, zarzucił sakwę na jedno ramię, plecak na drugie i ruszył ku schodom.
Po drodze do pokoju Lairiel zapytała zaciekawionym cichym głosem.
- A jeśli mogę zapytać.. Czemu właściwie nie jesteś teraz przy swojej kobiecie?

- Byłem w odwiedzinach u rodziny - odpowiedział pogodnie - siostrom i matce coś ładnego przywieźć, z ojcem i braćmi się przywitać. Erulaeriel znakomicie się córą zajmie w tym czasie, to muszę jej przyznać, dzikusce.

- I co ile tak ją odwiedasz? Nie czuje się samotna?

- To nereida, więc ze swoimi się trzyma, samotna nie jest - wyjaśnił, mając nadzieję że ślicznotka nie wybiera się zbyt często nad Sember. Do tej pory nie trafił na Manveru i nie odpłacił mu za jego groźby.
Gdy znaleźli się w pokoju obrzucił spojrzeniem łóżka, z zadowoleniem dojrzał że nizioły przygotowały komnatę przygotowaną dla “większych”. Z ulgą zrzucił toboły, rozejrzał się za miską, nalał do niej wody, ręce i twarz przemył.
- Siadaj przed lustrem dziewczyno. Zakładam że grzebieniem dysponujesz? Mogę Ci swój pożyczyć - uśmiechnął się zaczepnie, bowiem nie wyobrażał sobie żeby taka ślicznotka ruszyła się dokądkolwiek bez odpowiednich akcesoriów.
Elfka tylko spojrzała na niego rozbawiona, z lekkim chichotem kręcąc głową na boki. Podeszła do swoich tobołków i sięgnęła po mały plecaczek. Usiadła miękko na łóżku, kładąc go sobie na kolana i zgrabnie zwolniła rzemienie zaglądając do środka. Z ruchu jej dłoni wyglądało na to że wewnątrz znajduje się sporo rzeczy. Wygrzebała na zewnątrz kilka drewnianych pudełeczek, jakieś spięte materiałem fiolki, kilka flakoników. Pogodne oczy elfki zamrugały spokojnie w końcu dostrzegając swą szczotkę którą wyjęła i zgrabnie zasiadła na krześle przed lustrem. Wykorzystała tą chwilę by nieco krytycznie się sobie przyjrzeć, po czym zerknęła na Baelraheala zarzucając nogę na nogę. Wciąż pachniała delikatnie, słodkim zapachem mleczka kokosowego. Od gorącej wody skóra była bardziej miękka, wrażliwa, choć i wzrok elfki zdawał się nieco bardziej zmęczony.
- Posługiwania się tym całym majdanem też uczą paladynów? - Baelraheal zapytał rozbawiony.

Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem, z niemal równym rozbawieniem wypuszczając powietrze z płuc.

- To że jestem paladynką, nie znaczy że zrezygnowałam z bycia kobietą.

- Zauważyłem, nawet i do mnie to dotarło - rozbawiony stanął za krzesłem Lairiel i sięgnął po szczotkę, zaczął czesać z przyjemnością wdychając jej zapach. - Obijasz się, więc zaśpiewaj, proszę - słyszałem na statku jak śpiewasz. Hmm?

Elfka przymknęła oczy, z drobnym grymasem gdy szczotka z lekkim oporem powiodła przez jej morsko zielone włosy. Nie do końca przywykła bo tego by ktoś inny ją czesał, bynajmniej nie w ostatnich latach. Mimo to zabieg ten sprawiał jej nawet drobną przyjemność. Gdy Gwardzista wspomniał o jej śpiewie spiczaste uszy elfki nastroszyły się nieco w ciekawości, a jej kocie oczy zawisły na odbijającej się w lustrze sylwetce mężczyzny.
- To musiało być dla Ciebie straszne przeżycie. - zażartowała.

- Bywały i gorsze, ale, przyznaję, będę o tym długo pamiętał - wyszczerzył się jeszcze szerzej, spoglądając w te dziwne oczy. - Zaśpiewaj proszę, moje uszy jakoś to zniosą - dodał dopasowując się do humoru dziewczyny.

Elfka co prawda była już nieco zmęczona, ale skoro tak ładnie ją prosił chciała spróbować. Przymknęła oczy powstrzymując uśmiech i starając wczuć się w nastrój. Trwało to chwilę, z początku tylko rozchyliła lekko usta, ale nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku. W końcu zaśpiewała bardzo delikatnie, bardzo spokojnie, pozostając gdzieś w głębi swoich uczuć i nawet nie otwierając oczu. Te odważyły się dopiero po chwili gdy atmosfera zbudowała się już wyraźniej.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=-ePzqR4mOw4[/MEDIA]

Baelraheal przestał czesać dziewczynę i tylko słuchał, nawet nie starając się wpatrywać w jej oczy w lustrze. Mógł być niskiego urodzenia, mógł być bezpośredni i mało zwracać uwagi na konwenanse, ale jak wielu elfów doceniał piękno, i pieśń Lairiel poruszyła w nim jakąś strunę. Dopiero gdy skończyła uśmiechnął się i spojrzał w jej oczy.
- To teraz ja, malutka - powiedział. I sam zaśpiewał.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HXL-7ZoxsQI[/MEDIA]

Czy specjalnie, czy przypadkiem, wybrał tę samą piosenkę która Lairiel śpiewała na statku. Uśmiechał się do niej w jej trakcie. Nie należał do przystojnych, ale w jego głosie znać było wpływ który miał na niego związek z nereidą - był bardziej czysty, bardziej przejmujący niż można by przypuszczać słysząc rozmowę prowadzoną zwykłym tonem. Nie dał rady zaśpiewać tak pięknie i czysto jak paladynka, ale też nie na tyle niezręcznie by Lairiel miała się krzywić.
Elfia dziewczyna słuchała, nie skrywając drobnego uśmiechu gdy okazało się że wybrał tą samą pieśń co ona na okręcie. Oderwała od niego wzrok i dołączyła się śpiewając razem z nim, choć trochę ciszej, by to jemu dać się wykazać.
Baelraheal doszedł do wniosku że w zasadzie nawet nieźle wszystko wyszło, bowiem...
- Wygląda na to że będę Cię musiał prosić o kilka lekcji śpiewu - zamruczał gdy skończyli. Odsunął jej włosy i z nieskrywaną przyjemnością pocałował ją w karczek. - Oczywiście gdy będzie na to czas i miejsce - spojrzał na nią w lustrze po czym znowu pieszczotliwie potarmosił jej włosy, uważając jednak by nie psuć do szczętu efektu czesania.

Pocałunek ten wyraźnie ją zaskoczył, w lustrze mógł zobaczyć jak usta zadrżały, a rzęsy zatrzepotały niespokojnie. Choć nie powstrzymała go od razu to jednak zebrała się w sobie za chwilę i rzekła stanowczo, wstając i odwracając się do mężczyzny.
- Baelraheal! Mamy jutro zadanie do wykonania, czas już iść spać. - wzrok uciekł jej gdzieś, gdy zamyślona poszła w stronę łóżka i zaczęła je ścielić.

Gwardzista Boga uśmiechnął się lekko.

- Co prawda to prawda, wystarczy tego śpiewania, jeszcze będzie okazja - powiedział i sięgnął do plecaka po ręcznik i przybory. - Dobranoc, Lairiel - ukłonił się uprzejmie i wyszedł z pokoju. Miał nadzieję że nizioły-niecnoty z wrodzoną sobie gospodarnością nie uprzątnęły jeszcze łaźni z przygotowanej wody i balii. Zerknął jeszcze za okno - zbliżała się najlepsza pora na medytację łask wypraszanych u Corellona Larethiana.
Lairiel nie odpowiedziała, choć nie wyglądała na obrażoną. Była na tyle zamyślona że pozwoliła sobie na wysłuchanie słów kapłana nie reagując na nie. Gdy już wyszedł spojrzała w stronę drzwi i powiodła delikatnie dłonią po karku. Czuła się trochę skołowana, bo już dawno zapomniała o takich czułościach, a te jakby przypomniały jej nieco kim była nim wstąpiła do klasztoru. Podeszła miękko i pościeliła również jego łóżko, po czym wróciła i usiadła na swoim. Chwilę tak została, wspominając różne drobne akcenty ze swojego życia i starając się przy tym unikać tych kilku większych. Przyklękła i odmówiła modlitwę do Stwórcy o powodzenie w jutrzejszym dniu, a gdy skończyła zrzuciła z siebie większość ubrań i nakryła kołdrą. Nim zasnęła sięgnęła jeszcze po swój krótki miecz, chowając go pod poduszką.
Młody kapłan dotarł wreszcie do pokoju, czując zadziwiającą miękkość kolan. Po tylu dniach podróży tym przeklętym statkiem wieczór wprawił go w dobry humor, i teraz z uśmiechem spojrzał na posłane łóżko, zerknął na dziewczynę. Nie chciał jej już budzić, zostawił więc ekwipunek w spokoju choć miał zamiar jeszcze go przejrzeć i naprawić uszkodzenia, zamiast tego podszedł do okna i podrapał się po zastarzałej bliźnie na piersi.

- Hei-Corellon shar-shelevu, Hiro hyn hîdh… ab 'wanath... - rozpoczął modlitwą którą wpojono mu już tyle lat wcześniej, by przejść później do prośby o boską łaskę.
Gdy noc była już późna, spokój przerwało skrzypienie łóżka i jej głośny, śpieszny oddech. Delikatna twarz, niczym przecinana piorunami ściągała się spięta w sennych koszmarach, a te były na tyle silne że paladynka prawie niczym chora, czasem coś majacząc wierciła się w łóżku. Żadne słowo nie miało większego sensu, jakby wyrwane z kontekstu, lub wypływało w zupełnie niezrozumiałym burknięciu. Jej półnaga sylwetka wystawała ze stłamszonej i wykręconej pościeli. Elfka płakała przez sen, choć nie był to płacz jaki można dostrzec na co dzień, mieszało się w nim silne uczucie i senny spokój, lecz łzy także były. Stan ten trwał tak długo, aż jej zapłakane oczy otworzyły się delikatnie, uświadamiając że obrazy które widziała nie były rzeczywiste. Ucichła i ponownie zasnęła, zmęczona walką ze wspomnieniami.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 10-03-2012 o 12:51.
Kata jest offline  
Stary 10-03-2012, 12:47   #22
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-

Następny dzień

-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-


Dawno już Baelraheal nie czuł się tak zrelaksowany jak właśnie tego poranka. Przeciągnął się aż kości zatrzeszczały, podobnie jak łóżko, skrzywił się z bólu w dawno - i niedawno - połamanych, zmiażdżonych czy przeciętych kościach, czy kontuzjowanych mięśniach. Podniósł się na równe nogi, zerknął na łóżko Lairiel, pomedytował chwilę nad rozkosznie odkrytymi fragmentami jej ciała, potarł bliznę. Nakrył dziewczynę by nie spąsowiała po przebudzeniu. Rozgrzał i rozciągnął mięśnie i stawy, nim nałożył coś wreszcie na siebie poza spodenkami. Potem zabrał się za sprawdzenie broni, zbroi i ekwipunku, zastanawiając się co dokupić. Bez entuzjazmu pomyślał że to wszystko będzie musiał taszczyć na własnym grzbiecie - a to strasznie ograniczało jego mobilność.
- Kuszę przydałoby się dokupić do walki w zamkniętych pomieszczeniach - mamrotał sam do siebie - Ale gdzie to nosić...
Zszył co było do zszycia, naostrzył broń po cichu - na tyle na ile się dało - nazuł na się koszulkę kolczą i był gotów na spotkanie kolejnego dnia. I zadania.
- Lairiel - mruknął i podszedł do jej łóżka, przysiadł na brzegu. Sięgnął po kosmyk jej włosów i połaskotał ją po nosku. - Wstawaj, śpiochu. Następne będą łaskotki - zagroził. Dziewczyna ewidentnie płakała w nocy, znać było po śladach wyżłobionych na policzkach. Westchnął, bowiem ofertę pomocy - choćby i wysłuchania jej problemów - w dobrej wierze składał.

- Wstawaj ślicznotko - wymruczał. - Nie żartuję z tymi łaskotkami, a mam na nie wielką ochotę - dodał z uśmiechem.

Elfka otworzyła jedno oko i zamrugała po czym z marudnym mruknięciem zagrzebała się w kołdrze zakrywając cała, i odwracając plecami. Wyraźnie niezadowolona z perspektywy wstawania.
Baelraheal przewrócił oczami.

- Kto z rana wstaje, temu Corellon Larethian błogosławi czy jakoś tak - przysunął się, odkrył jej ucho i pocałował je. - Wstawaj, to ostatnie ostrzeżenie. Ileż można spać, kobieto.

Westchnął.

Gdy ucałował jej uszko to zastrzygło lekko, a elfka odwróciła się w stronę mężczyzny spoglądając mu w oczy, swoje własne i zaspane zaś przecierając paluszkami.

- Co robisz?

- Budzę Cię - zastanowił się przez chwilę i skapitulował - No ale dobrze, pośpij sobie jeszcze, zamówię śniadanie i gazetę poczytam. Pewnie przyda Ci się wypocząć, źle spałaś, najwidoczniej. Ech ci paladyni-śpiochy...

- Nie jesteśmy parą Baelraheal, trzymaj się na wodzy. - rzekła podciągając pupę i siadając na łóżku, wciąż okryta kołdrą. Powiodła dłonią przez swoje rozlane w wyjątkowym nieładzie włosy, przyglądając mu z nieco ostrym spojrzeniem.

- Trzymałem się na wodzy kiedy leżałaś niemal półnaga po tych całym miotaniu się w nocy, więc nie obawiaj się o moje opanowanie - powiedział z uśmiechem i podniósł się z łóżka. - Miłego wstawania.

- Miałam zły sen. - oblizała wargę i z nieco przymrużonymi oczami dodała. - Zaraz doprowadzę się do porządku...

- Zauważyłem to niestety dopiero rano. Często Cię trapi? - zapytał z ręką na klamce. - Nie spiesz się, przywykłem do wczesnego wstawania, dlatego mnie nosi.

Lairiel nieco markotnie spojrzała w jego oczy i płynnie, szybko składając usta odpowiedziała.

- Prawie co noc. To nic.

O, to jednak było coś. Baelraheal z powrotem podszedł do paladynki, ukucnął przed nią.

- Zgłaszałaś to w swoim klasztorze? - niektóre rzeczy trzeba było ustalić z całą pewnością, nawet mimo tego że logika podpowiadała że zadaje pytania na które odpowiedź jest oczywista.

- Obawiasz się że to źle wpłynie na moją służbę? Póki co radzę sobie, a w końcu to ustąpi.

- Nie, o elfkę się martwię, osobę - wskazał palcem kogo konkretnie ma na myśli - Jeśli tego nie ukryłaś i wypuszczono Cię w świat to pewnie dlatego że ktoś uznał że sobie poradzisz. Ale nie musi mi się to podobać. Przykro myśleć że taka dziewczyna płacze co noc.

Jej oczy wciąż wpatrujące się w niego zdały się większe, bardziej skupione, ale przede wszystkim jakieś tajemnicze. Prawda była taka że gdy mówiła o tym w klasztorze złagodziła sytuację. Przez chwilę musiała uciec od jego spojrzenia, zatrzymując je na swych dłoniach wtulonych w ciepłe fałdki kołdry. Gdy uniosła wzrok przez chwilę milczała, zerkając wprost w jego oczy z ukosa by rzec sucho.

- Nie będziemy o tym rozmawiać.

Skinął głową.

- Nic na siłę. Jeśli zmienisz zdanie - będę niedaleko. I nie obawiaj się, napatrzyłem się dość w życiu na okropności, wysłucham co Cię trapi bez uszczerbku dla siebie.

Podniósł się na równe nogi.

- Może kiedyś.. teraz mamy ważniejsze rzeczy na głowie.

- Święta racja, skoro tak twierdzisz - uśmiechnął się, bo i co miał zrobić - Będę w sali jadalnej - sięgnął do klamki, starannie zamknął za sobą drzwi.

Skinęła czekając aż wyjdzie. Zastanawiała się czy na prawdę tak zależało jej na wypełnieniu teraz zadania i szykowaniu się do niego, czy po prostu nie miała ochoty z rana poruszać tego tematu i psuć sobie nastroju na resztę dnia. A może chodziło tylko o to że wciąż był kimś na tyle obcym że nie czuła się gotowa by mówić o tak osobistych rzeczach? Z drugiej strony czuła taką potrzebę, ale wepchnęła ją gdzieś w kącik swojej duszy. Lenistwo ze strony paladynki było niewskazane, choć jak pamięta, kiedyś uwielbiała żyć wolniejszym rytmem i czerpać radość z prostych rzeczy. Sięgnęła leżącego na krześle obok stanika i założyła go zastanawiając się jak bardzo zmieniła się od kiedy musiała uciec z Nas’yavel. Nie roztrząsała tego co było w nocy, ból i strach był tylko we snach, ale zdążyła na tyle do niego przywyknąć że gdy wstawała zostawiała go gdzieś daleko za sobą. Mimo to wiedziała że wróci. Wróciła myślami do obu pocałunków którymi obdarował ją Baelraheal i wydawało jej się że ona nie nadaje się na osobę która mogłaby szukać w tym czegoś więcej. Była zbyt zepsuta, ale może kiedyś...
Coś sprawiło że nowy dzień zaczął się dla niej dość nieprzyjemnie, wisiało to nad nią i sprawiło że straciła nieco swojego ciepła, stając surowsza. Doprowadzenie się do porządku, zajęło jej sporo czasu, a dopiero gdy skończyła, ubrała się, zakładając również zbroję i schodząc na śniadanie uzbrojona.

- Gazet nie mają, ale kawa jest niezgorsza - powiedział kapłan spoglądając na paladynkę i racząc się wywarem z filiżanki. Z uznaniem przyjrzał się dziewczynie. Nie taka z niej znowu była mimoza...

- Wybierzesz się ze mną na zakupy? - zapytał wskazując miejsce przed sobą.

Z lekkim stuknięciem metalu elfka usiadła twardo na stołku, który na szczęście to przeżył. Oparła swoje zakute w stal dłonie na stole układając w piramidkę i odwzajemniła spojrzenie.

- Właściwie pora jeszcze dość wczesna, miałam zamiar przejść się po targu, ale nie wiem czy będą interesować nas te same rzeczy.

Z rozbawieniem Gwardzista Boga spojrzał na nieszczęsny stołeczek, z rozbawieniem spojrzał po sobie. Zgadywał że nawet w wykonanej przecież przez drowów - czyli elfów, było nie było - koszulce kolczej waży więcej niż dziewczyna w krytej zbroi. Ale nie zazdrościł mebelkowi i tak.

- W porządku, tylko uważaj proszę na siebie. Nie chciałbym by jakieś miejscowe zbiry wciągnęły Cię w jakiś zaułek i, tego, obrabowały - uznał że łagodniejsza wersja będzie bardziej odpowiednia. - W razie czego służę towarzystwem.

Elfka słuchała ze ściągniętymi w dziubek ustami i lekko pokiwała głową.

- Żebym to ja ich nie wciągnęła w ten zaułek.. - odpowiedziała.

- Byliby wniebowzięci - z uśmiechem podniósł filiżankę w toaście.

- Całe życie uczyłam się walczyć, odkąd byłam mała lubiłam polowania. - rzekła by zapewnić go że nie powinien się martwić i spróbowała bardzo ostrożnym ruchem ująć dłońmi filiżankę. Przeszkadzały jej w tym jednak stalowe rękawice na dłoniach, a uszko było bardzo małe. Przez chwilę starała się jakoś ostrożnie ująć je w dłoń, aż w końcu zrezygnowała bo kawa została prawie wylana. Nie ściągnęła jednak rękawic, powstrzymując się od wypicia i patrząc na Gwardzistę upartym wzrokiem.
Baelraheal spoglądał na manipulacje paladynki z naprawdę uprzejmym i cierpliwym uśmiechem.

- Może pomogę z rękawicami? - zagadnął wreszcie lekkim tonem i pochylił się w fotelu. - Tak dużo łatwiej będzie Ci operować sztućcami, Lairiel - poczekał grzecznie z dłońmi na blacie. - Te polowania … - dodał lekko - głusza trochę różni się od miasta, trudno cokolwiek poradzić na cios pałką z zaskoczenia w ciemnym zaułku. To taka drobna uwaga - dodał spoglądając w jej piękne oczy.

Była uparta, to jasne ale tym razem nie mogła wygrać co wyraźnie budziło lekkie ogniki w jej oczach. Elf miał rację. Spojrzała w bok z niechętną uległością i zdjęła rękawice, składając je na kolanach. Wysłuchała go do końca, a jej delikatne dłonie twardo spoczęły na blacie.

- Baelraheal..

- Tak moja szacowna matka mnie nazwała - pochylił głowę w ukłonie.

- Przestaniesz w końcu traktować mnie jak jakąś słabą, nieporadną, ludzką dziewkę? Jeśli chcesz mogę pokazać Ci jak sprawnie władam mieczem czy łukiem..

Elfka z dzikim, kocim wzrokiem wpatrywała się wprost w jego oczy, nie kryjąc lekkiej urazy faktem że traktowana jest jak dziecko.
Gwardziście przeszło przez myśl że skoro paladynka proponuje walkę na ostre, nawet ćwiczebną, to z tym jej doświadczeniem faktycznie nie jest najlepiej, ale zamiast tego uśmiechnął się tylko i odpowiedział uprzejmie:

- Zbiry zawsze atakują gromadą, i wszystkiego co się z tym wiąże można się spodziewać. Ale dość o tym, potraktuj to jako moje poranne marudzenie, ja również muszę mieć jakieś wady. Wybacz mi jeśli Cię w jakiś sposób uraziłem, nie bierz wszystkiego do serduszka. Cięty masz języczek i przyjemność mi sprawia rozmowa z Tobą. To jak będzie? - uśmiechnął się znowu i wyciągnął do niej dłoń - Uśmiechnij się do mnie, proszę. Zjedz śniadanie i ruszamy w miasto. W damskiej bieliźnie nie gustuję, co najwyżej jej zdejmowaniu, więc nie ma potrzeby byśmy za rączkę razem chodzili - zażartował.

- Nie gniewam się, ale przypominam że skoro zostałam paladynką to umiem o siebie zadbać. A co do zbirów, to oni także mają zazwyczaj zajęcze serca i boją się ryzykować zaczepkę z kimś kto obyty w sztuce wojny. Kogoś kto na co dzień walczy z przeciwnikami których także szkolono do walki. Większość z nich to tchórze, dlatego jak powiedziałeś atakują gromadą, kogoś kto nie ma najczęściej ani broni, ani walczyć nie umie. - Uścisnęła jego dłoń, choć z lekką niechęcią, taki zwyczaj był typowo ludzki i dopiero od nich napłynął do elfiej rasy. By rozładować atmosferę uśmiechnęła się i dodała. - Nikt w klasztorze nie był zachwycony tym ciętym językiem.

Nie było o co kopii kruszyć, więc kapłan jedynie skinął głową i uśmiechnął się do paladynki.

- Jedynie współczuć, współczuć im mogę, tym mieszkańcom klasztoru. Mości Odo! - podniósł głos - Pozwólcie no tutaj, zamówienie mej towarzyszki przyjąć.

***Baelraheal***

Po sutym śniadaniu i pożegnaniu z gościnnymi gejami Baelraheal wybrał się na zakupy i pozbierać trochę wieści. Im dłużej zastanawiał się nad zadaniem tym mniej mu się ono podobało. Miał wrażenie że trafiają w sam środek wojny o władzę, i tylko fakt że z czasów poprzednich podróży znał reputację rycerza i jego suwerena nie dodawał mu gorzkiego posmaku w gębie. Trochę żałował że nie posiada Relikwiarza wierności - ten stosunkowo niedrogi przedmiot był nader chętnie kupowany przez kapłanów wszelkiej maści, jako prosty i skuteczny sposób na wywiedzenie się u swego bóstwa jak nie stracić cnoty … to znaczy łaski uświęcającej. Że jednak dziwnie mu to zalatywało sposobnością do utraty własnego rozumu i instynktu, nie zaprzątał sobie tym długo głowy. Po to bóg dał człekowi wolny rozum żeby ten z niego korzystał.

Pospacerował po porcie, wpatrując się tęsknie w morze a ukradkiem w przycumowane krypy i łodzie, wyszukał kilka które wyglądały na zdatne do wypłynięcia od ręki, posłuchał rozmów rybaków i żeglarzy, utyskiwań na embargo. Przyjrzał się morzu i niebu, próbując wydedukować jaka to pogoda szykuje się na noc. To mu nasunęło myśl, że zakup jakiegoś kocyka albo dwóch, czy wręcz zimowego ubrania, nie byłby nietrafioną inwestycją. Od ubrania jakimś sposobem jego myśli zawędrowały do Lairiel i przemyśleniom o jej osóbce poświęcił więcej czasu.

Paladynka budziła przyjemny niepokój myśli, musiał to przyznać. Co prawda po jej wzmiankach po raz kolejny przekonywał się że klasztorne życie paladynów zostało stworzone dla wariatów, nie dla rozsądnych osób, no ale w końcu nie ona była temu winna. Zastanawiał się jak się dziewczyna sprawdzi w trakcie tej nieszczęsnej wyprawy śmierdzącej zdradą stanu i odpowiednimi do tego konsekwencjami. Z jej problemami, zahamowaniami i spojrzeniem na świat którego już po części nie rozumiał, spędziwszy tyle lat w miejscu które nazywał teraz domem …

- Uspokój myśli - napomniał się wreszcie, aż rybacy spojrzeli na niego ciekawie.

Pokręcił się również po mieście, na próżno pytając o robotę i słuchając miejscowych i ich plotek, zwłaszcza związanych z zamkiem. Wypytał również o tubylców parających się sztukami magicznymi i oferującymi na sprzedaż różne wyroby swego fachu, czy importowane.

Na to co go interesowało trafił zupełnym przypadkiem...


Nie spodziewał się że w "Wyborze wszelakich towarów Madame Dorothe Inc." znajdzie coś interesujące, a już zwłaszcza serce w nim upadło gdy wnętrze tak dumnie nazwanej instytucji się przed nim otwarło. Ale ku jego zdziwieniu, gdy zapytał o rzecz która od dawna już nie wychodziła z jego myśli, Madame miała na stanie egzemplarz Poręcznego plecaka niejakiego Howarda, który to czarodziej, wynalazca tego nader przydatnego przedmiotu, musiał mieć niezły łeb na karku i sporo pokonanych własnymi nogami mil za pasem. Nie targując się nawet zbytnio zakupił Plecak, szczęśliwy jakby go na khahańskiego dzianeta wsadził. Koniec z taszczeniem kilkudziesięciu kilogramów żelastwa, szkła, materiału, skóry i diabli wiedzą czego jeszcze na własnym grzbiecie!

Plecaczek faktycznie był poręczny jak demony - wyciągnięcie jakiegokolwiek przedmiotu było kwestią chwili, nawet jeśli miało się go na grzbiecie. Nie zwlekał z przepakowaniem do niego zawartości własnych bambetli.

Młody kapłan nie zwlekał również z dokupieniem jeszcze paru zwojów i mniej egzotycznych przedmiotów. W rezultacie stan gotówki skurczył mu się niebezpiecznie, ale nie zamierzał się okazać najbogatszym nieboszczykiem na cmentarzu. Dał sobie wystarczająco dużo czasu by móc w spokoju pomodlić się do Ojca Elfów przed spotkaniem z mocodawcą i resztą towarzyszy.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 10-03-2012, 12:48   #23
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację


***Bazary, Lairiel i Salarin***

Kiedy stoisko handlarza zniknęło niczym sen jaki złoty Salarin zastanowił się przez chwilę gdzie teraz powinien się udać. “Co też ja miałem... no tak, pergamin, lubię swoją przezorność”. Sięgnął do plecaka szybko wyciągając tubę na zwoje, biorąc pod uwagę że wiele tam nie miał to szybko odnalazł to czego szukał. Złapał oburącz pergamin z listą zakupów by się nie zwijał i szedł przed siebie mrucząc pod nosem:
- Zwoje... wino, świece, antytoksyna hmm...
W ostatniej niemal chwili podniósł wzrok znad papieru unikając kolizji z jakimś rycerzem.
- Ouh, o wybaczenie proszę, zamyśl... Lairiel?-zapytał szczerze zdziwiony trafiając na nią na środku ulicy- Czyżbyś w ten piękny słoneczny poranek podobnie jak ja wybrała się na zakupy?

Elfka nie wyglądała na zaskoczoną, najwyraźniej dostrzegła go już wcześniej. Splotła ręce z przekorną miną i zapytała.

- To dało się przewidzieć, bardziej mnie ciekawi skąd u Ciebie ten talent do wpadania na mnie? Dobrze widzieć że jesteś cały. - drobne, okryte stalą paluszki jej dłoni postukały o drugą rękawicę.

Słysząc jej pytanie Salarin uśmiechnął się i sam nad tym zastanowił. W końcu rozłożył bezradnie ręce.

- Kto wie? Może to przeznaczenie? -powiedział żartobliwym tonem- to nie taki zły talent, przynajmniej ja na niego nie narzekam. Mam także tendencję do wpadania na czarne koty nocą, dobrze że nie jestem przesądny bo inaczej miałbym obawy czy schodzić po schodach bez trzymanki -schował szybko pergamin do tuby żeby mu nie przeszkadzał w gestykulowaniu i miał zamiar zadać jeszcze jedno pytanie, lecz...

- W takim razie te czarne koty także były Ci przeznaczone, mnie niezbyt interesują ludzkie przesądy. - Przyciszyła głos. - Wychowano mnie z pewnym dystansem do nich, będąc tu dalej czuję się jak obca pośród innej społeczności.

- Mnie nie tyle co nie interesują co po prostu w nie nie wierzę. Ja jestem kowalem własnego losu, a kot czy nie kot ma na to niewielki wpływ.

- Skoro Ty jesteś kowalem swojego losu, to nie wpadasz na mnie przypadkowo? Sam teraz to przyznałeś. - przymrużyła oczy przyglądając się uważnie jego reakcji.

“Zlapała mnie...” Salarin początkowo podrapał się po głowie i udał zainteresowanie pobliskimi wróblami siedzącymi na daszku. Po chwili jednak nie wytrzymał i wybuchnął rozbrajającym śmiechem.
- Bystra jesteś, dobrze połączyłaś niezgodności w mojej wypowiedzi. Ciekawa rzecz z tego wyszła... -przyjrzał się jej twarzy- No, ale... niestety przyłapałaś mnie -drugi raz już bezradnie rozłożył ręce- Stęskniłem się za kolorem Twoich włosów.

Elfka odwróciła się upewniając że nikt nie majdruje przy jej sprzęcie czy sakiewkach, po czym przeszła na bok, by nie blokować drogi innym. Skoro i tak się zatrzymała, opuściła ciężki bagaż, kładąc worek na czystej ziemi i spojrzała z powrotem na Salarina.

- Mam nieco doświadczenia z draniami. - rzekła pół złośliwie, pół serio, by za chwilę zapytać z wyraźnym zaskoczeniem i zaciekawieniem. - A cóż jest takiego w moich włosach?

On na to zmrużył oczy uśmiechając się zagadkowo.

- A więc jestem draniem...-spojrzał na chwilę w niebo po czym zaczął bezceremonialnie grzebać w plecaku by wyciągnąć w końcu dwa dobrze zapakowane specjały lokalnego cukiernika, pyszne kremówki- Trzeba coś z tym zrobić w takim razie, może to odrobinę poprawi moją opinię na świecie -podał paladynce jedno pudełeczko i przyjrzał morskim włosom po czym odpowiedział na jej pytanie- Mógłbym rzec, że włosy są Twoim znakiem rozpoznawczym. Naprawdę Cię wyróżniają, choćby sto kobiet stłoczonych stało to Ciebie zawsze bym poznał bez żadnego problemu. Pewnie dużo czasu zajmuje Ci ich pielęgnacja? -wyciągnął do niej dłoń dotykając ledwo przez sekundę samej końcówki jej włosów jakby chciał sprawdzić ich miękkość po czym cofnął rękę z pogodnym uśmiechem.

- Dziękuję, ale już jadłam. - rzekła cicho, odmawiając.

- To na później będzie. Nie zmieszczę dwóch... zjesz kiedy będziesz miała ochotę.

- Co do włosów.. to faktycznie kolor jest dość niecodzienny, ale lubię go pasuje do moich oczu. Wcale długo nie muszę się nimi zajmować, nie noszę jakiejś skomplikowanej fryzury którą musiałabym układać godzinami.

- Powiadają, że proste rozwiązania są najlepsze i z włosami jest tak samo. Kucyk Ci pasuje, z rozpuszczonymi także by Ci było bardzo do twarzy. Takie fryzury są najlepsze, w Everesce niektóre kobiety potrafiły takie... -zastanowił się chwilę szukając w myślach określenia- cuda na głowie nosić, a wcale nie wyglądały lepiej niż na co dzień. Zresztą... to wszystko zależy od konkretnej osoby -zaczął cofać rękę z ciastkiem udając zasmuconego faktem odmowy.

- Dokładnie tak, ale wojowniczka nie może sobie na wiele pozwolić. Cieszę się że w ogóle je zachowałam. - tu lekko westchnęła wyobrażając sobie perspektywę ich utraty. - Musisz wybaczyć mi Salarinie, ale powinnam załatwić sprawy zakupów nim będzie późno. Nie chcę odkładać tego na ostatni moment i się śpieszyć.

- W porządku, ja także muszę jeszcze sporo załatwić, a przed spotkaniem u Griga chyba jeszcze wrócę do gospody się zdrzemnąć... Ta noc miała w sobie coś niedobrego -mruknął całkiem poważnie- intensywne sny nie dawały odpocząć...

- Oh.. Mi to mówisz? - zapytała dotykając piersi dłonią z wyraźnym przekonaniem.

Uniósł brew zaciekawiony.

- Co masz na myśli? Także dręczyły Cię dzisiaj sny?

- To nic nowego, czasem śni mi się coś złego.

- To samo czy różne sytuacje? -wypalił bez namysłu uświadamiając sobie, że nie powinien może wnikać- Ah, wybacz, nie wiem czy to jest dla Ciebie wygodny temat.

- Nie szkodzi, nim poszliśmy spać Baelraheal już mnie nieco oswoił z tym tematem. - odpowiedziała nieco marszcząc brwi. - Ktoś taki jak ja musi mieć koszmary, jakoś z tym żyję.

- Ktoś taki jak Ty?-zapytał z nieco dziwnym wyrazem twarzy- Jesteś paladynką... nie wiem co prawda nic o Twojej przeszłości, ale nie wydajesz mi się złą osobą. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że zbyt surowo się oceniasz

- Złej osoby nie przyjęto by do klasztoru. Mimo to w jakimkolwiek, jakkolwiek chwalebnym celu nie przelewałabym krwi, wciąż jestem morderczynią. Zabijam innych, i szkolę się w tym fachu.

Pamiętał dobrze czym skończył się ten temat ostatnio, Salarin głupi nie był toteż nie zamierzał na wierzch wyciągać po raz kolejny swoich ‘mądrości’

“Zagramy inaczej...”.

- Nie podzieliłaś się swoimi wątpliwościami z kapłanami, u których się szkoliłaś?

- Nie szkolili mnie kapłani, Ci zajmują się sprawą ducha. Moje umiejętności walki były sprawdzane przez innych paladynów i trenerów.

- Złego określenia użyłem -ugryzł się w język- chodziło mi o to, że z pewnością wpajano Ci w klasztorze nauki kościoła jak i powinności rycerza światłości. Kapłani zajmowali się sprawami ducha, byli Twoimi mentorami. Powiedziałaś im o swoich wątpliwościach?

- Oczywiście, niektórzy w bardzo dobrze je rozumieją. Jednak bezczynność wobec grzechu jest gorsza, to dzięki niej zło triumfuje. Ostatecznie źle mnie zrozumiałeś, nie dręczą mnie jeszcze koszmary związane z powołaniem paladynki, choć pewnie przyjdą dni gdy odebrane życia zechcą o sobie przypomnieć.

- Nie wiem kto tu kogo źle zrozumiał. Sama powiedziałaś ‘ktoś taki jak ja musi mieć koszmary’ potem argumentując to przelewaniem krwi w nawet chwalebnym celu. Z kolei ja zaznaczyłem, że nie wiem nic o Twojej przyszłości zakładając właśnie, że może coś złego spotkało Cię tam.

- Ehh.. zostawmy już ten temat, dobrze? - Lairiel podniosła swoje rzeczy z ziemi.

- Jasne, sam miałem to właśnie zaproponować -uśmiechnął się nieznacznie- ostatecznie zająłem Ci jeszcze więcej czasu, a dzień mija nieubłaganie. Kremówkę jednak mogłaś wziąć -skrzyżował ręce patrząc z udawanym wyrzutem- takich rzeczy się nie odmawia, a lekkie osłodzenie tego szarego życia zawsze jest mile widziane.

Jego żart zdał się nie trafić do elfki zupełnie, ta przyglądała się całej scenie z dość spiętym wyrazem twarzy.

- Przygotuj się dobrze na wieczór.- Rzuciła za siebie odwracając się i idąc wgłąb rynku, zaciekawiona tym jakież to ubrania i tkaniny oferuje nowo poznany kraj nadmorski.

- Jak zawsze -odpowiedział jej i udał w swoją stronę.


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 12-03-2012, 10:32   #24
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Do zimna był przyzwyczajony, w miejscu które teraz nazywał domem mrozy potrafiły przeszywać do kości, nie łagodzone bliskością morza. W zasadzie kiepska pogoda się przyda, skoro o tej porze roku na rozleniwiające zmysły ciepło nie można było liczyć - strażnicy bardziej będą zainteresowani chowaniem się przed wiatrem niż ślepieniem za zagrożeniem. Zaraz jednak wzruszył ramionami - nie można było na to liczyć, bowiem łatwo mogło się to zemścić.

Baelraheal przyglądał się najmniejszemu towarzyszowi wyprawy, zastanawiając się czy nie byłoby lepiej wykąpać go na wszelki wypadek w korycie, by ten w pełni doszedł do siebie. Ubocznym skutkiem byłoby zredukowanie paru oznak obecności towarzysza otoczeniu. Było to kuszące, nader kuszące, ale zamiast tego mruknął jedynie:
- Filucie, miej na oku Gustava, w razie gdyby ten chciał nas zdradą uczęstować. Co prawda jeśli jest tym za kogo się podaje raczej nie powinno to mieć miejsca, ale przypilnuj go.



Podziękował grzecznie rycerzowi za płaszcz, jego własny równie dobrze powinien się przysłużyć. Cały ekwipunek miał przyczerniony, jasne włosy związał i schował pod czarną chustką, brązowa skóra w ciemności zdradzić go nie powinna, ale miał przygotowaną szarfę do założenia na twarz. Jedynie białka złotych oczu mogły wskazać jego obecność, ale z tym akurat problemem to już dawno nauczył się sobie radzić. Ciepło ubrany, z uśmiechem spoglądał na posiadacza najlepiej wyeksponowanych nóg w całym Calidyrrze, nie kłopoczącego się zakładaniem grubszego ubioru. Skinął głową gdy Gustav wydał rozkazy i wezwał imienia Tempusa.
- Dziękuję - powiedział we wspólnym. Spojrzał po kolei na obecnych w grupie Tel’Quessir, zmienił mowę na elfią:
- Niech nasz Ojciec broni nas i wskazuje nam drogę - dotknął przy tym medalionu ukrytego w woreczku na szyi - a jego łaska niech pozwoli nam wykonać zadanie nie przyczyniając nikomu więcej cierpienia niż to będzie konieczne. Powodzenia, bracia i siostry.



Maszerował spokojnie, ciekawie się rozglądając. Podziemi nie lubił, ale do wszystkiego wszak można się przyzwyczaić w toku tak długiego życia. Gdy Gustav rozmawiał z półelfką z uśmiechem przyglądał się jej buzi.
- W Twych oczach, pani, można utonąć - szepnął z podziwem w głosie gdy rozstawali się z Leoną.



Chyba najwięcej miał wśród najemników doświadczenia w skradaniu się i tropieniu, nie był też obciążony - wreszcie, dzięki plecaczkowi - ekwipunkiem i zbroją, wysunął się więc naprzód czułymi zmysłami przepatrując drogę. Bez słowa sprzeciwu pokiwał głową gdy Gustav podzielił ich na grupy by zneutralizować gwardzistów zamkowych. Sięgnął do plecaka po jeden ze zwojów i tłuczek, wyrecytował szybko zapisane na zwoju zaklęcie i podpełzł do przodu, by wykorzystać czas działania siwowłosego czarodzieja na znalezienie się w zasięgu szarży. Przyglądał się pilnie jak jeden z gwardzistów upada, odetchnął gdy wyglądało na to że poza pozbawieniem go zmysłów gorsza krzywda mu się nie stała.
- Teraz moja kolej - mruknął.
Niczym pantera wystartował ku przytomnemu strażnikowi zachodząc go z boku, z "polankiem" w garści i listą w pamięci punktów witalnych u ludzi.

Niestety, gwardzista dojrzał go w jakiś sposób, najpewniej jako rozmazaną plamę w ciemności i siła ciosu zadanego obiema rękami, miast go ogłuszyć “jedynie” odrzuciła go w bok, obolałego ale nadal przytomnego i podnoszącego broń. Nieważne, Baelraheal już był zbyt blisko na użycie przez strażnika glewii i nie zamierzał dopuścić do tego by zbrojny odzyskał inicjatywę i możliwość użycia dłuższej broni.

-=-=-=-=-=-=-

Rzuty:
[Rzut w Kostnicy 8] - test wiedzy lokalnej na potrzeby atutu
[Rzut w Kostnicy 10] - test ukrywania się
[Rzut w Kostnicy 21] - test cichego poruszania się
[Rzut w Kostnicy 20] - test ataku
[Rzut w Kostnicy 14] - test obrażeń

Zaklęcia:
Boska umiejętność ze zwoju
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 20-03-2012 o 14:00.
Romulus jest offline  
Stary 13-03-2012, 16:57   #25
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację


Przyszedł czas by wyruszać w drogę, ale Lairiel nie wyszła jeszcze ze swojego pokoju. Cisza którą tak ubóstwiała sprawiała iż każda myśl i uczucie nabierało nowej siły by wyjść na jaw z głębi umysłu. Elfka leżała na łóżku, wpatrując się w sufit niczym obraz, albo niekończący się horyzont. Jak wiele strachu mogła w sobie nosić? Ona, paladynka Corellona Larethiana? Jeszcze niedawno ten strach był jedyną jej myślą, chlebem powszednim dnia i nocy.
Niewątpliwie jej umysł trawiła wielka rana, której mimo opieki klasztoru nie dało się zupełnie wyleczyć. Strach przed tym iż tylko tłumi w sobie objawy tej choroby krążył i przelewał się chłodno między jej stopami cały czas. Czy oszukuje samą siebie? Czy jeśli nie odzyska spokoju duszy, w końcu coś w niej pęknie zmieniając jej życie nieodwracalnie? Sufit zdawał się przypominać magiczny kalejdoskop, obracając i bez ustanku, zmieniając za sprawą najdelikatniejszej nawet myśli. A co jeśli Baelraheal ma rację? Jeśli nie jest w stanie wygrać z drzazgą która tkwi w jej sercu? A przeznaczenie? Kim może być po tym co uczynił jej ojciec?

Kocie linie oczu elfki nabrały bardziej skupionego wyrazu, lekko się zwężając. Pomyślała o zadaniu jego się podjęła, a to przywiodło tylko więcej pytań i wątpliwości. Zaufała poleceniu swojego kościoła, który skoro wysłał ją właśnie do Griga to musiał wstępnie określić swoje zaufanie osobie Gustava. Nie mogła jednak ślepo słuchać poleceń, a nie było trudniejszej pracy niż sprawiedliwe ocenianie win innych i jednoczesne wymierzanie im sprawiedliwości. Tak ciężko było dążyć do pokoju przy użyciu miecza, że największym jej lękiem było iż popełni błąd wymierzając go w złą stronę. Czym wtedy będzie różnić się od swojego ojca? Głupotą byłoby łudzenie się że wszystko pójdzie po ich myśli, ale Lairiel nie miała planu awaryjnego. Może po prostu nie chciała patrzeć na wszystko przez czarne szkło, ale stało się. Co jeśli przy całej tej operacji zginie jakaś niewinna osoba? Jak mogłaby sobie to wybaczyć? Czy życie króla jest więcej warte niż zwykłego człowieka? Te wszystkie myśli zalały ją chłodno, wprawiając w nieprzyjemny nastrój. To co mieli zrobić nie było w jej mniemaniu czymś dla niej. Skradanie się, włamanie, bicie straży. Podłe uczucie zmieszało się w niej tym razem zalewając pierś dziwnym gorącem.


Oczy dziewczyny jakby stężały, nabierając surowszego wyrazu.

- To ja, nienawidząc cierpienia które mi sprawiono wybrałam tą drogę. Drogę krzyżowca, paladyna, oręża kościoła. Chciałam uciec przed zbrodnią, a sama sięgnęłam po miecz. Nie chciałam nawracać tych którzy są inni, teraz już wiem że to wtedy wybrałam dla nich śmierć.

Elfka wstała, z jakimś nieswoim uczuciem zakładając na siebie stalowe płyty zbroi i w zamyśleniu ściągając rzemienie. Metalowe okrycie kobiecej sylwetki w końcu zasłoniło ją całą, przemieniając niczym za dotknięciem różdżki w rycerza.

- Nawet gdy chcemy dobrze, wszystko sprowadza się do jednego… Muszę wierzyć że jest w tym sens, że zrozumiem w pełni swoją rolę by móc ją zaakceptować. Muszę być silna, bo inni tego ode mnie oczekują… bo ja tego od siebie oczekuję.

Hełm walkirii, skrył jej twarz i włosy pozostawiając tylko tajemnicze, ponure spojrzenie oczu elfki. Drobne dłonie sprawdziły przewiązany przez jej talię pas utrzymujący oręż, po czym poprawiły ostatnie szczegóły pancerza. Ostatnie spojrzenie zatrzymało się na bagażu. Lairiel nie była pewna czy powinna go brać, ale nikt nie miał pojęcia jak rozwinie się sytuacja. Po chwili wahania zabrała ze sobą wszystko, przyklęknęła i przymknęła oczy w modlitwie.

- Stwórco, niech twoja wola wesprze nas w tej trudnej chwili…

Paladynka wstała i wyruszyła czym prędzej na spotkanie z Gustavem i resztą mężczyzn z którymi podjęli się misji. Nie była w nastroju na jakieś ekspresyjne zagrzewanie do walki, na szczęście zastąpił ją w tym Baelraheal, na co z wdzięcznością skinęła mu głową.


***

Droga przez smród i błoto mało ją interesowała, w tej chwili nie była w stanie myśleć o swoim nosie. W zasadzie wyglądała na bardzo zamkniętą w sobie, tyle że doszedł jeszcze jeden czynnik. Wyraz jej twarzy, spojrzenie wszystko to, a nawet gesty były surowe. Wiedziała że by kierować się rozsądkiem musi opanować ostatnie emocje, ale nie było to łatwe. Tak jak ciemność pokrywała okoliczny las, tak i wdzierała się do jej umysłu zupełnie nie w porę.
Drużyna się rozdzieliła, a i przyszedł moment by wziąć się w garść. Tak jak ona na nich polegała, tak i oni na niej. Trzeba było zająć się patrolem, choć cokolwiek nie zrobią nie będą mieć za wiele czasu. Lairiel spojrzała jeszcze na swój srebrny symbol, zwieszony na piersi jakby szukała w nim wiary w samą siebie, albo coś znacznie ważniejszego i dobywając miecza pobiegła za Baelrahealem. Jej stalowy but zatrzymał się na leżącej na ziemi broni powalonego mężczyzny, a ostrze zamarło przed jego twarzą.

- Nie drgnij, bo choć nie chcę zrobić Ci krzywdy jeśli sięgniesz po broń będę zmuszona. – Ludzkie słowa wypowiedziane cicho z elfim akcentem, bajkowym głosem, trafiły wprost ku leżącemu królewskiemu gwardziście. Brzmiały jednak całkiem poważnie, tak samo jak wyglądała cienka stal zawieszona nad nim. – Twój kolega żyje, nie zniwecz naszych starań by nikt nie ucierpiał.


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 13-03-2012 o 17:03.
Kata jest offline  
Stary 14-03-2012, 02:14   #26
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany

- Łosz Ty czorcie ! - wrzasnął jeden ze strażników widząc nieco skuloną postać Filuta, stojącego nad ich ogłuszonym towarzyszem. Natychmiast odskoczył w przeciwnym kierunku, wystawiając przed siebie ostrze glewii. Drugi gwardzista niemal natychmiast poszedł w jego ślady, wlepiwszy równie oszołomione spojrzenie w przykurcza.
- To je potwór z bagin ! Zdradził Cia smród zgniło bestyjo ! - Za strumieniem przekleństw w stronę Filuta popędziło ostrze, którym mało rozgarnięty właściciel potrafił jednak władać . Jedynie niespotykana, jak na gabaryty czarownika, zręczność sprawiła , że jego twarz nie podzieliła losu krocza pierwszej lepszej dziwki portowej. Ostrze miast spenetrować szpetną twarz rozharatało ramię przykurcza. Głupcem nazwany zostałby jednak ten, który śmiałby twierdzić, że los uśmiechnął się do cuchnącego jegomościa...
- Rozpierdolim Ci czaszkę i nasram do niej ! - wrzasnął drugi strażnik, biorąc zamach nad biodrem. Odbijająca światło księżyca , zimna, stalowa śmierć tnąc głośno powietrze poszybowała prosto w jego wygięty w przerażeniu połączonym z zaskoczeniem ryj... . Filut , z przeszytym glewią ramieniem, nie był w stanie uniknąć ciosu. Szczęście w nieszczęściu - strażnik nie wydawał się tak doświadczony w boju jak jego towarzysz. Niewprawiona dłoń omsknęła się na drzewcu, przez co ostrze glewii uderzyło w twarz Filuta płaską, niezaostrzoną stroną. Pod stalą zazgrzytało nieprzyjemnie a z nosa czarodzieja trysnęła krew.

Naglę trzask, przypominający uderzenie pioruna wstrząsnął wszystkim dookoła.
- TEMPUSSSS !- zawtórował Gustav. Nad swoją głowę uniósł , spowity teraz bladą, rozdzierającą ciemność aurą miecz. Zamachnął się i cisnął mieczem w kierunku gwardzistów jak gdyby próbując uderzyć w nich batem. Biała poświata oderwała się od oręża, poszybowała pomiędzy drzewami i krzewami, minęła o włos głowę Salarina po czym zatańczyła w powietrzu pomiędzy zastygłymi w bezruchu gwardzistami.
- Co...co jest. Psia mac, Teriusie, cóż to za draństwo ?!- wrzasnął przestraszony młokos, podrywając glewię do góry i cofając się o kilka kroków od obolałego Filuta.
Dopiero teraz Salarin jak i strażnicy mogli dostrzec w bladym blasku widmowy, niematerialny kształt miecza. Gustav zamachnął się kilka razy, dając tym samym dowód temu, iż upiorny oręż naśladuje dokładnie jego ruchy. Wyrzucił dzierżące miecz ramię do góry, po czym energicznie je opuścił kierując rękojeścią w dół. Szybujący kilkanaście metrów dalej widmowy miecz wiernie odwzorował ruchy rycerza , ostatecznie uderzając silnie o skroń Teriusa. Z wywalonym językiem i zezem gwardzista runą w błoto, tuż obok swej niedoszłej ofiary.

+-+-+

- Weźcie złoto jeśli tego szukacie...- mruknął gwardzista przerzucając pełne nienawiści spojrzenie z Lairiel na Baelraheala. Cofnął nieco dłoń, którą jeszcze kilka sekund temu był gotów ponownie chwycić glewie. Sytuacja wydawała się już opanowania, kiedy niespodziewany huk rozdarł panującą w lesie ciszę. Huk tak silny, iż wszystkie wnętrzności zdawały się drżeć pod jego natężeniem.
Gwardzista natychmiast zwęszył okazję. Poderwał się na nogi, kiedy elfy odwróciły swe oblicza , ku źródłu niesamowitego dźwięku. Błyskawicznie dobył krótkiego ostrza, wepchniętego w pochwę przy pasie.
- Poddajcie się, a wasza kara będzie łagodna... Lada moment będą tutaj posiłki z zamku !- tym razem o jakikolwiek zaskoczeniu strażnika nie mogło być mowy. Stał przed nimi, z lekko ugiętymi kolanami i wysuniętym w ich kierunku ostrzem.




+-+-+

Kilka chwil wcześniej - Komnaty Caer Calidyrr.

- Lordzie Dugthaar, postradaliście zmysły ?!- wrzasnął ciemnowłosy jegomość, uderzając kuflem piwa o blat dębowego stołu. Jego, do tej pory małe oczka, wciśnięte gdzieś pod gęste brwi wybałuszyły się teraz niczym u przydepniętej butem ropuchy. Z kącików ust, po brodzie splecionej na końcu w dwa warkocze , popłynęły strużki spienionego piwa.
- Czemu przychodzisz z tym do mnie ? Toż... Toż to... Trzeba rozmówić się z majordomem !
Amnar uspokoił gestem dłoni strażnika czuwającego nieopodal drzwi do izby, w której teraz się znajdowali. Była to obszerna sala, ozdobiona rzeźbionym, ciemnym drewnem. Lord Żelaznej Twierdzy zasiadał wraz ze swym rozmówcą przy niewielkim stole , schowanym we wnęce. Blat zastawiony był przez dzbany trunku [ którym sam Amnar jednak się nie raczył ] oraz upieczone prosie o lekko przyrumienionej skórce, podane na srebrnej tacy.
- Lordzie Snowdown... Sam nie mogłem uwierzyć w te słowa, kiedy usłyszałem je po raz pierwszy. Czy jednak masz mnie za człowieka naiwnego ? Nierozważnego ? Tak łatwo rzucającego oskarżenia ?
- Dalej nie rozumiem, co zamierzacie z tym zrobić...
- Porozmawiam z majordomem Verstenem, jednak czy możemy mu zaufać ?

Lord Snowdown lekko zmarszczył brwi, słysząc słowa sługi Tempusa.
- Co masz na myśli ? Jest bratem w mych oczach, pochodzi z Llud...
- Sami go widzieliście, Lordzie ! Byc może pochodzi z twego ... szlachetnego ludu. Jednak to dalej mieszczanin z duszą kupca. Czy zatem możemy liczyć na to, że będzie chciał oderwać się od złotego cycka maciory, którą właśnie podstawił mi los pod samą twarz ?
- widząc narastające oburzenie i swego rozmówcy, Amnar wyciągnął rękę w uspokajającym geście- To tylko jedna z możliwości, drogi Lordzie. Ale sam powiedz, czy jesteś w stanie to zagwarantować ?
Snowdown wypuścił głośno powietrze z płuc i upił łyk złocistego trunku.
- Nie, nie jestem, Lordzie Dugthaar. Po prawdzie cała ta sytuacja strasznie mi śmierdziała od samego początku. Gotów byłem pomyśleć, że przyjdziesz tutaj ujawnic mi polityczny spisek. Vearsten wydaje się zbyt spokojny... Ale te baśnie, któreś wykopał, Bogowie raczą wiedzieć skąd ?
- Od nadwornego alchemika, mówiłem ! I pomyślcie sami , Lordzie. Intryga ? Polityka ? Kendrickowie trzymali wszystkich za mordy... Nie ma wśród nas takiego, kto byłby w stanie im nabruździć. Głupców nie sieją, jak to się mówi. Ale komu mogłoby na tym aż tak zależeć ? Dlatego właśnie to wszystko ma sens... Cała ta opowieść, księga i ten czarci rytuał. Zadajcie sobie pytanie, Lordzie Snowdown jak będzie wyglądało Moonshae bez Kendricków ? I jak , jeśli to wszystko okaże się prawdą ? Jaka przyszłość czeka nas wszystkich ?

Ciemnowłosy mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w twarz Amnara w milczeniu. Ciszę , która zapanowała w pomieszczeniu burzyły jedynie trzaski paleniska wbudowanego w przeciwległą im ścianę.
- Żadna... - odpowiedział po chwili Snowdonw bezradnym tonem.- Jeśli nawet to opowieśc wyssana z palca... Wiszą nad nami jedynie niekończące się wojny i śmierć.- opuścił spojrzenie na prawie pusty kufel -Zaś jeśli jest ona prawdą... To niech leśne licho weźmie wojny. Czego ode mnie oczekujecie, Lordzie ?
- Przygotuj swoich ludzi, jak najszybciej. Wymaszerujcie na główny dziedziniec i bądźcie czujni. Nikt nie wie, co może się stać... Ale trzeba być przygotowanym na najgorsze.
- Amnar nachylił się nad stołem i zaczął kreślić palcem po stolę plan.- Poczekacie przed wrotami sali tronowej. Tam rozmówię się z majordomem. Jeśli coś pójdzie nie tak... Będziesz naszą nadzieją, Snowdown. Musisz pojmać uzdrowicielkę, żywą lub martwą i powstrzymać cały ten obłęd. Rozmawiałem już z naczelną zaklinaczką kręgu magów, otoczonego opieką królowej, tutaj w zamku... Szuka już sposobu, by to wszystko zatrzymać...
Snowdown jedynie skinął głową. Wystarczająco dużo zostało powiedziane.


+-+-+
- Ignar ! Postaw moje straże na nogi, wszystkich.
- Cóż się dzieje, mój Lordzie ?

Dowodzący przybocznymi lorda Snowdown, Ignar, poderwał się ze swego posłania, kiedy jego pan kopnięciem otworzył drzwi jego komnaty. Jedna z dziewek drzemiących w jego łóżku jęknęła przestraszona. Mężczyzna szybko zakrył jej odsłonięte piersi skrawkiem pierzyny, widząc krzywe spojrzenie swego pana.
- Powiedziałem na nogi, to na nogi a nie się będziesz kurwił na zamku !
- Jestem szlachcianką !
- zaprotestowała kolejna dziewoja wysuwając głowę spod pierzyny miedzy nogami rycerza.
- Ja Cię już zaraz tak uszlachetnię, że zaczniesz srać bursztynem !- chwycił za stojący przy drzwiach, pusty świecznik i cisnął gdzieś w pierzynę.- Ignar ! Kurwy za płot i do roboty. Idę do swej komnaty przywdziać zbroję, nim skończę chcę widzieć moich ludzi w pełnej gotowości... ! - nie oczekując odpowiedzi zatrzasnął drzwi i klnąc siarczyście pod nosem udał się do swojej komnaty.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=BeG8qoLITbY[/MEDIA]
Trzasnął głośno za sobą potężnymi drzwiami.
- Na nikogo nie można liczyć , zasrane nieroby ...- naglę staną jak wryty. Jego wzrok chłonął obnażone ciało kobiety, wijącej się w jego łożu. Po jej skórze wędrowały cienie, raz to przeganiane, raz zachęcane przez wątłe światło świec. Na samym środku izby ustawiono mosiężną kadzielnicę, z której niepośpiesznie unosił się siwy dym o drażniącym nozdrza zapachu.


Zbliż się do mnie... Przecież tego chcesz...
Usłyszał skądś słowa, mimo że usta kobiety nie poruszyły się nawet minimalnie.
Poczuł jak wszystko zaczyna w nim drżeć. Fale gorąca uderzają do jego głowy a wszystko otaczające kobietę - sekretary, księgi, zbroja na stojaku, łoże tracą swe kształty. Przepadają rozmazane w jedną, bezbarwną masę.

Podejdź, Narenie... Czy nie pragniesz ułozyc swej umęczonej głowy na mym ramieniu ?

Nic już się nie liczyło po za głosem kobiety. Nogi ,niemal same wprawiły się w ruch, śląc oszołomionego lorda prosto w ujęcia kobiety. Przytulił ją mocno, przejechał napuchniętymi od chłodu dłońmi po jej aksamitnej skórze, pozostawiając na niej czerwone pręgi. Wgryzł się swoimi podgniłymi zębami w jej piersi, cały przy tym poczerwieniał.

Niee... jeszcze niee. Narenie, nie możemy jeszcze się połączyć...

- Dlaczego ?- jęknął niczym dziecko, spoglądając w jej twarz. - Przecież tak bardzo chce...

Gdyż ktoś chce odebac Ci coś, co od dawana Ci się należy... Nieprawdaż ?

Głos przeszył jego ciało z kolejną falą gorąca... Już wiedział.
- To ja powinienem byc Królem... To ja... Ten łotr Dugthaar. Nie pozwolę mu !
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 15-03-2012 o 10:52.
Mizuki jest offline  
Stary 15-03-2012, 21:17   #27
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Salarin był świadom, że nie zawsze wszystko musi pójść tak dobrze jak sobie zaplanuje, ale w tej chwili sytuacja przebiła negatywną wersję wydarzeń jaką mimo wszystko uwzględniał. Wydawało mu się, że Filut zdoła uniknąć ataków strażników, którzy przecież nie byli zbyt rozgarniętymi wojownikami. Tym bardziej w starciu z doświadczonymi najemnikami nie powinni mieć większych szans, a tymczasem niemal skrócili przykurcza o głowę. Elf zacisnął pięść i dobył rapiera z sykiem „Nigdy więcej…”. Czuł się bardzo źle, w końcu to on zasugerował człowiekowi ten plan, w którym niemal stracił życie. W tej chwili ponosi za niego odpowiedzialność.

Kiedy miał wyrwać się do biegu powietrze przeszył grzmot, a zaraz po tym coś minęło głowę pieśniarza o włos. Zamrugał szybko zdezorientowany na chwilę nie znając źródła owego fenomenu. Spojrzał na Gustava czując pewną ulgę i skierował spojrzenie ponownie na pole walki. Nie czekał ani sekundy dłużej, nie był młokosem, wiedział że należy działać szybko. Zarejestrował padającego strażnika i jedynego jeszcze stojącego gwardzistę. Popędził ile sił w nogach wyciągając do tyłu ramię z bronią by zwiększyć impet uderzenia. Doskoczył do przeciwnika i trafił go w szczelinę między płytami zbroi na prawym ręku gdzie pancerz był słabszy. Ostrze zagłębiło się w ciele gwardzisty co powinno odwrócić jego uwagę od "potwora z bagien".

- Spróbuj ze mną –powiedział butnie unosząc głowę wysoko jakby rzucając wyzwanie strażnikowi.

Przeniósł ciężar ciała na lewą nogę i wycelował ostrze w stronę oponenta. Stał dokładnie pomiędzy rannym Filutem, a przeciwnikiem.

---
Atuty:
Uniki (+1 KP)

Rzuty:
Atak [Rzut w kostnicy: 19]
Obrażenia [Rzut w kostnicy: 9]
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 16-03-2012 o 08:23.
Bronthion jest offline  
Stary 20-03-2012, 09:07   #28
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
*Wspólnie z Romulusem*


- Weźcie złoto jeśli tego szukacie... - rzekł gwardzista.

“ Złoto? Który strażnik podczas patrolu nosi przy sobie pełny mieszek złota?” - pomyślała Lairiel z lekką kpiną, choć wcale nie była dumna z roli jaką dostała. Posiłki które miały przyjść z zamku też nie były zachęcające, ale jeśli tak miało być paladynka nie miała zamiaru sprzeciwiać się zrządzeniu losu. Wtedy potężny grzmot zwiódł za chwile wszystkich, lecz tylko leżący na ziemi gwardzista sprawnie to wykorzystał. Mężczyzna zdążył wstać i dobyć krótkiego ostrza, stawiając bezsensowny opór, i zwiększając ryzyko że komuś coś się stanie. Elfka nie miała zamiaru na to pozwolić. Wykonała szybki ruch ręką, uderzając mieczem mocno, z metalicznym szczękiem o oręż którego dobył mężczyzna, a ten wypadł mu z rąk. W tym momencie wkroczył jej towarzysz.

Baelraheal - bijące ramię swego bóstwa, elf o skórze tyleż razy garbowanej przez wrogów co i samemu im skóry garbujący, gorliwy wyznawca twierdzenia że jeśli coś może się spieprzyć to się na pewno spieprzy - wyzwał się w duchu od idiotów gdy jego oczy odruchowo powędrowały w kierunku huku i wrzasku o łaskę Tempusa. Rycerze w jego prywatnym rankingu profesji najbardziej oderwanych od rzeczywistości zajmowali poczesne miejsce w bliskim sąsiedztwie paladynów i wcale by się nie zdziwił gdyby huk był autorstwa Gustava. Na razie miał jednak pewien drobny problem odrobinkę bliżej...

Aż się skrzywił, ale jego gapiostwo na szczęście nie zaowocowało utratą nabiału czy innej ważnej części ciała, bowiem strażnik należał raczej do dyplomatów niż amatorów brutalnej siły. Ostrze pojawiło się w jego dłoni ciut za późno, zresztą, ku wielkiemu zdumieniu kapłana, Lairiel była już obok i pięknym forehandem pozbawiła go broni a Baelraheal przydzwonił mu lśniącą bladą poświatą pałą z drugiej strony aż chrupnęło. Kapłanowi nawet było trochę szkoda że tak mocno uderzył, ale nie czas był na wzruszenie i skruchę, zamiast tego wskazał Lairiel obu pozbawionych świadomości zbrojnych.

- Rozbrój ich, zwiąż im pasami ręce z tyłu, załóż kaptury na łby i przygotuj pilniczek! Pilniczek do paznokci, nie żartuję! Ten tutaj jest tylko uśpiony. Pilnuj ich i miej oczy dookoła głowy! - rzucił stanowczo, poczekał na jej słowa i z tłukiem w dłoni pomknął ku miejscu drugiego starcia.

Elfka przyklękła przy nieprzytomnych mężczyznach i spojrzała na Baelraheala, a jej wzrok zabłyszczał przez hełm w świetle gwiazd.

- Pilniczek?! - prawie szepnęła i zmarszczyła brwi. - Leć do tamtych.. - odparła swym delikatnym głosem i zwróciła wzrok na leżących gwardzistów. Sięgnęła jednemu do pasa, chwytając za pasek jego spodni i zaczęła go rozpinać. Z lekkim westchnięciem ściągnęła go całkowicie, obracając mężczyznę i pilnując by nie spadła z niego garderoba, albo by nie znalazł się twarzą w ziemi. Paska użyła by związać z tyłu jego ręce, i chociaż stanowcza, była w tym bardzo delikatna bo nie chciała zrobić mu krzywdy. Zorientowała się że aż nadto się nad nimi rozczula. Gdy skończyła z pierwszym, wzięła się za drugiego. Nie miała zamiaru zostawiać im żadnych pilniczków, wychodząc z założenia że jeśli chwile poleżą i poczekają aż przyjdzie ich zmiana, lub ktoś zainteresowany hukiem to nic im się nie stanie. Więcej jednak, jeśli na prawdę wiązanie ich rąk miało dać jakikolwiek skutek to trzeba było związać też ich nogi. Nie było specjalnie czym tego zrobić, tak więc jedynym wyjściem było zedrzeć z nich nieco ubrania i właśnie nim powiązać mocno ich nogi, jak zrobiła. Ta rola była dla niej wyraźną dziwna, z jednej strony robiła coś co na pewno się by im nie spodobało, z drugiej wkładała w to tyle czułości co niejedna matka ubierając swoje dziecko. Na koniec jeszcze zakneblowała obu mężczyzn, aby ich krzyki nie były zbyt donośne. Oparła obu o drzewo obok, w przeciwną stronę niż się wybierali by nie mogli podglądać i zabrała się za ściąganie maskujących gałęzi i mchów z łodzi, szykując tą do drogi.


---
Rzuty Kaitlin
[Rzut w Kostnicy 35] - test sporny w akcji rozbrajania gwardzisty
[Rzut w Kostnicy 22] - test rozbrajania gwardzisty

Rzuty Romulusa
[Rzut w Kostnicy 19] - test ataku
[Rzut w Kostnicy 12] - test obrażeń
[Rzut w Kostnicy 29] - test Czarostwa
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 22-03-2012 o 01:41.
Kata jest offline  
Stary 21-03-2012, 17:42   #29
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
Randal był o włos o zmarnowanie drugiego zaklęcia na Rolfa, ale się rozmyślił. Poradzą sobie, stwierdził. I tak już wykorzystałem jeden czar, a bez niego pewnie też poradzili by sobie. Myślałem, że obejdzie się jednym "uśpieniem", ale jednak nie. Mają tu stanowczo za dobrych strazników.

Elf przybiegł do wiążącej Rolfa i Henryka Liriel i powiedział:

-Dobra robota. Miejmy nadzieje, że pozostałym też się powiodło.

Po chwili przypomniał sobie głośny huk, który słyszał przed chwilą. Zaczął biec w tamtym kierunku.

To ja sprawdzę czy na pewno.

Biegnij biegnij, ale sie nie przewróć...

Ty zostań z nią.

Dlaczego ja mam z nią zostać? Przecież ja jej nawet nie lubię? Daj spokój! Na prawdę? Po co?

Telepatia Rii zaczynała cichnąć w miarę jak czarodziej się oddalał. Nie miał zamiaru odpowiadać. Wydał polecenie i... tyle!

Żaba tymczasem tupnęła nużką.

Pacan!
 
homeosapiens jest offline  
Stary 21-03-2012, 22:54   #30
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Intensywny potok szkarłatu zalewał pomarszczoną twarz Filuta.
Zdezorientowany czarodziej jęczał z bólu we wszechobecnym błocie.

-Za stary na to kurwa jestem!

Był wściekły. Cały jego umysł zdawał się zaabsorbowany piekielną chęcią zemsty.
Wszystko inne straciło na znaczeniu.

Instynktownie obnażył sztylet (ukryty jak do tej pory w cholewie buta) po czym rzucił nim w kierunku gwardzisty.

Nie poświęcił jednak ani jednej chwili na doglądanie rezultatów ataku.
Podniósł swój miecz i zerwał się na równe nogi.
Dopiero teraz dostrzegł, że ma przy sobie Salarina. Pomimo nieznośnego bólu w barku i strumienia krwi zalewającego oczy, odetchnął z ulgą.

-Rychło w czas ty mały kutasie! Miałeś kurwa, być tuż za mną! - Niezgrabnie przyjął postawę szermierczą. - No. Ten tego... Graj muzyko!
 
Glyswen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172