Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2012, 14:00   #139
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

"Puszysta gęś" zaczynała mu powoli brzydnąć. Jak wszystkie miejsca, gdzie bywał częściej niż raz dziennie przez dłużej niż dwa dni. Jedyny plus w tym całym czekaniu był taki, że - mimo iż nie trenował od paru dni - jego ręka miała się coraz lepiej. Mógł nią już nawet sprawnie ruszać, ale za żelazo jeszcze nie chwytał. Wolał odczekać aż poczuje przypływ sił. Jako, że od miesięcy nie miał przerwy z treningu to taka dobrze mu zrobi. Oby tylko ręka wróciła do pełnej sprawności... Placek jabłkowy, opowieści karczmarza i inne atrakcje również mu się przejadły długo przed tym jak wyruszył do "Klingi". Zostawił tam karczmarzowi wiadomość dla Tileanki, że jego misja może zająć nieco dłużej. Magnus miał nadzieję, że po opisie i wręczeniu złotej monety oberżysta przekaże wiadomość właściwej białogłowie.

Jak się z czasem okazało cała grupa magów czekała na tego samego człowieka. A po tym ani śladu. W końcu Magnus zaczął o niego wypytywać, ale nikt nawet go nie kojarzył. Diehler rozpłynął się jak mgła w promienny dzień. Przepadł. Jak kamień w wodę. Pewnego dnia, gdy tileańczyk po raz kolejny zajmował się zwierzętami Grau dowiedział się, że jakiś strażnik rozpoznał łącznika. Polecił poszukać go w jakiejś chacie w środku kniei. Diehler przed czymś uciekał. Bał się. Magnus miał nadzieję, że nie jest za późno...

Ten kto ścigał mężczyznę mógł już zająć się wcześniejszym łącznikiem a nawet poszukiwać Śpiewającej Góry. Jak tak to drużyna musiała się spieszyć. Magnus nie lubił pośpiechu. Nie mógł sobie pozwolić na kolejny błąd...

***

Dwa dni cholernej bieganiny! Z jednej wioski do drugiej. Od chaty do chaty. Pytanie coraz to nowych ludzi, którzy te same miejsca nazywali inaczej. Dziadek mówił Wierchy, dzieciak Sasanki a żebrak jedynie opisał drogę. Magnus miał nadzieję, że znajdą tę chatę co też się stało. Jednak to co zastali na miejscu nie zadowoliło chyba nikogo. Chata wyglądała na solidną i wygodną, ale pozory mogły mylić. Wojownik dobył kuszy stając w drzwiach w czasie, gdy reszta weszła do środka. Żadnych ludzi, zasadzki czy krzyków. Nic. Jedynie wyglądająca na antyczną waza. Wojownik spodziewał się czegoś więcej. Czegoś na co wystarczyłoby spojrzenie i by wiedział, że jest magiczne. Niezwykle. A tymczasem to była zwykła, stara waza. Jak to o to chodziło to mogli wracać do siebie. W końcu...

***

Elegancki oficer, tłum ludzi oraz żołnierze w szlacheckich barwach nigdy jakoś Magnusowi nie kojarzyli się jako obrazek łatwy do ominięcia. Zawsze dziwnym trafem chodziło o niego albo jego towarzystwo. Coś we wnętrzu czaszki mu mówiło, że tym razem nie było inaczej. W pewnym momencie jeden z wieśniaków wskazał na drużynę weterana palcem. Dowódca grupy żołnierzy od razu wycelował pistoletem prochowym w ich kierunku wrzeszcząc jakieś rozkazy. Halabardnicy od razu ruszyli na wskazane miejsce. Magnus miał wybór. Albo uciekać czego robić nie chciał albo spróbować sprawę wytłumaczyć. Grau zaczął bardzo dobrze, ale czy to im pomoże? Jak nie to zawsze pozostaje walka. Magowie bez problemu rozgromią żołnierzy a Magnus zdąży wyszarpnąć kuszę i strzelić zanim kapitan naciśnie spust... Tileańczyk nie chciał jednak rozlewu krwi. Wolał się dogadać i odejść w spokoju. O ile to było możliwe…
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 16-03-2012 o 23:37.
Lechu jest offline