Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2012, 14:06   #26
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
W momencie, kiedy dziwaczny stwór zabrał Alex - zapewnie w celu uczynienia z niej swojej nałożnicy, ewentualnie inkubatora dla larw, lub, w najbardziej optymistycznej wersji, przekąski na obiad - nonszalancja Karoli zmniejszyła się w znaczący sposób. Najpierw dziewczyna, która spadła ze skały, potem facet połknięty przez żółwia, a teraz to... Kobieta skoczyła w stronę Caina i załapała go za przód kamizelki.
- Bierz ten miecz, do cholery i idź ją odbij! - szarpnęła go gwałtownie , dla podkreślenia wagi swoich słów - Albo dobij! Jak mogłeś na to pozwolić! Miałeś trzymać wartę? Ta mała ci ufała, ty dupku!

Caine cierpliwie znosił wyrzuty Karoli. Osobiście nie uważał by na nie zasłużył. Stworzenie zaskoczyło go tak jak i towarzyszące mu kobiety. Fakt, że wybrało Alicję świadczył o tym, że było rozumne i miało dobry gust. Biec za nim z mieczem? Jeszcze czego... Ostrzegał, był z nimi szczery. Zależało mu na małej jednak nie na tyle by ryzykować życiem.
Powstrzymał ochotę by uspokoić kobietę w szybki lecz brutalny sposób.
- Skończyłaś? - zapytał spokojnie, tłumiąc nagłą chęć by jej posłuchać. - Nic nie mogłem zrobić i dobrze o tym wiesz. Masz jednak rację... Zaufała mi i sama widzisz jak skończyła. Jak tak ci na niej zależy możesz do niej dołączyć. jestem pewien, że temu czemuś wystarczy sił witalnych na was dwie. I bądź tak uprzejma i przestań mi niszczyć ubranie - dodał, wymownie spoglądając na jej dłonie.

Karola znieruchomiała na kilka długich sekund, po czym puściła kamizelkę Caine’a i powoli cofnęła się o dwa kroki. Nerwowym ruchem wytarła dłonie o nogawki spodni, jak wtedy, kiedy dotknie się czegoś brudnego i chce się oczyścić ręce.
- ok. – powiedziała – spadaj więc żałosny chłoptasiu, na nic się nie przydasz.
Odwróciła się i odeszła kilka kroków. W środku trzęsła się cała z wściekłości i bezradności, ale kilka szybkich ćwiczeń oddechowych pozwoliło się jej uspokoić i skoncentrować.
„ Myśl, oddychaj. Co wiesz, co możesz, jakie masz zasoby, kto ci może pomóc”. Purchan, Cyganie, lina. Trzeba zorientować się w sytuacji. Purchan.
- Purchan! – zawołała – Purchan, mam coś dla ciebie!

- Idiotka - warknął przez zaciśnięte zęby i nawet zrobił krok w jej stronę. Problem polegał na tym, że jego odczucia różniły się nieco od tego co powinien czuć. Bo czy to było normalne by chciał do niej podejść, przytulić i zapewnić że małej nic nie będzie, a oni zaraz ruszą jej na ratunek?! - Kurwa... - dodał po chwili przeczesując nerwowo włosy. Druga dłoń jakby na stałe przyklejona, spoczywała na rękojeści miecza. Ratować... Kim on do cholery jest? Pieprzonym Don Kichotem?! Nawet nie widzą gdzie to coś ma leże ani czy to ta sama bestia o której ten wariat opowiadał. Z jego ust wyrwało się kolejne przekleństwo połączone z dźwiękiem miecza wysuwanego z pochwy. - PURCHAN! - zawołał wkurwiony nie na żarty...

Minęła zalewie krótka chwila kiedy coś zaszeleściło w trawie położonej u podstawy ogromnego drzewa. Wyglądało na to, że goblin zagłębił się w jakiś dół przykryty od wierzchu roślinnością, niezbyt głęboki, ale na tyle płytki, że mógł ukryć istotę postury stwora.

-Poszło se to? Purchan bezpieczny? - doszedł do uszu wędrowców ściszony głos Purchana.

- No wreszcie - warknął Caine kierując się w stronę z której dochodził głos. - Chcesz tego cholernego grzyba czy nie?
- Co to było?
- zapytała jednocześnie Karola - Tak, Purchan bardzo bezpieczny, kolega ma miecz - dodała szybko.

Goblin pomału wygramolił się ze swojej kryjówki i przyglądał się najpierw Karoli a potem Cainowi poświęcając większą uwagę mieczowi u jego pasa niż temu kto go dzierżył. Zagwizdał pod nosem i skomplementował broń jakimś zdaniem w goblińskim języku.

-Dużo złota by Purchan u Lurka dostał za miecz ten. Dużo, oj dużo... Może móc zabić bestia? Purchan nie być pewny, ale czuć się bezpieczniejszy przy wędrowiec!
Goblin rozpromienił się wyraźnie i podszedł do dwójki ludzi.
-Wędrowiec nie wiedzieć kto to być? Tutaj my zwać go bestia. Gobliny mówić Pulkom-Kag i wiele innych przekleństw. Zabić wiele siostry i bracia Purchana... Purchan mieć wielka głowa i przeżyć - popukał się w czoło z dumą.
-Plemię Purchan żyć tu od lat. Bestia przybyć... - zaczął liczyć na palcach, ale poddał się dość szybko - wiele księżyców temu. Gobliny uciec... Purchan tęsknić mocno, ale chcieć także Fungus-Khan mocno.. Tu zas.. zostać dlageotentego. Wędrowieć znaleźć grzyba i ja wrócić do plemię!

- Po co Bestia zabrał dziewczynę? zapytała Karola, wychodząc ze słusznego założenia, że jeśli zamierza ją spożyć na najbliższy posiłek, to i tuzin mieczy niczego nie zmieni...

Goblin podrapał się po głowie wydając przy tym przeciągłe “eee”.

-Bestia porwać wędrowiec? - policzył na palcach do dwóch patrząc na ludzi i kiedy miał już dojść do trzech wyglądał jakby nagle go olśniło - Mały wędrowiec porwany? Bestia głupia. Głupia głupia. Wędrowiec z miecz najwięcej mięsa. Może bestia szkieł potrzebować?
Wyglądało na to, że stwór nie ma pojęcia czemu to właśnie Alicja została sobie upatrzona na celownik. Był przecież jedynie prostym goblinem, a te powiedzmy sobie szczerze drodzy słuchacze nie słyną ze zbytniej inteligencji.

Caine słuchał jednym uchem tego co mówiła Karola i zielony grzybiarz. Gdy się pojawił miał gotowy plan. Odda kobietę Purchanowi, a sam ruszy po tego przeklętego grzyba, po czym wróci po nią i ruszą dalej. Nie był to najlepszy jednak chcąc nie chcąc potrzebował kogoś chociażby po to by móc tą osobę poświęcić dla własnych celów. Nie miał bowiem zamiaru pozwolić by sumienie oddało chociaż jeden głos. Liczył się tylko on i tylko na siebie mógł liczyć. Tak było zawsze i wątpił by ta podróż miała cokolwiek zmienić. Gdyby oczywiście nie miał tego przeklętego miecza, który nawet we śnie mu towarzyszył... Caine nie był głupcem, nie przeżyłby tak długo gdyby nim był. To co wczoraj mogło mu się wydawać objawem zmęczenia, szaleństwa lub czymkolwiek innym, miało teraz swoje uzasadnienie. Obwinianie miecza może i brzmiało jakby się naćpał czegoś niekoniecznie dobrej jakości, jednak po śnie nie miał już wątpliwości. No, o ile sen też nie był rezultatem jakiegoś... grzybka...
- Purchan skup się na chwile - warknął w stronę zielonego. - Co Bestia ma zamiar zrobić z małą? Zjeść? Przelecieć? Zamknąć w złotej klatce i trzymać dla swojego utrapienia? I, tylko błagam, bez zbędnej gadaniny, czy znasz ten miecz oraz jego właściwości lub poprzedniego właściciela? Widać było że mężczyźnie bardziej zależy na wiadomości o mieczu niż informacji o losie dziewczyny. Chociaż.. Może tylko udawał gdyż dodał po chwili namysłu.
- Znasz drogę do legowiska tego czegoś co ją porwało?

Widocznie więcej niż jedno pytanie naraz sprawiało, że ich małemu leśnemu przyjacielowi kręciło się w głowie bo zwlekał chwilę z odpowiedzią.
-Bestia jeść dużo goblin... Ludziów, wędrowiec i inne też jeść. Sporo jeść, bestia głodna i straszna ciągle!
Purchan zadrżał ze strachu na całym ciele wbrew sobie i wyglądało na to, że najchętniej ponownie zniknąłby w jakiejś norze.
-Purchan wiedzieć gdzie legowisko. Purchan nie iść, bać się, ale pokazać gdzie.

Cain nie poprzestał na tej odpowiedz stwora i i przypomniał mu swoje pytanie na temat miecza.

-Miecz staryyy, ładnyyy, ostryyyy, wędrowiec dać go Purchan a Purchan dać go na wymiana. Dostać za miecz dużo ser kozogłowa. Podzielić się z wędrowiec, stoi?

- Zapomnij - Caine odpowiedział niezbyt przyjaźnie chowając ostrze do pochwy. - To gdzie to legowisko?

Goblin pokręcił głową wydając z siebie coś co mogło być westchnieniem, ale brzmiało tak jakby wypluwał z ust resztki jedzenia.
-Purchan już mówić. Wędrowięc być silny, ale mieć mała głowa. Purchan mieć największa głowa w plemię, ale... być tchórz - dodał smutniej.
-Purchan i wędrowięc razem rządzić! Wędrowieć być mięśnie a Purchan głowa! - wykrzyknął jakby dokonał ważnego odkrycia.

- Uważaj żebyś tej głowy nie stracił - uświadomił go Caine, niemal delikatnie i uprzejmie.

Goblin wyglądał na szczerze zdziwionego. Włożył jeden długi paluch do nosa i wybałuszył swoje oczy na wędrowca zrozumiawszy, że ten najwyraźniej właśnie mu groził. Wyjął wielkiego gluta i po pobieżnym przyjrzeniu mu się wsunął palec do ust mlaszcząc głośno.
-Wędrowiec być dziwny. W plemię Purchan siła znaczyć więcej niż głowa. Purchan chwalić wędrowiec. Dziwny dziwny dziwny... - mruczał pod nosem nie mogąc widocznie pojąć zwyczajów ludzi.

Frost z niesmakiem widocznym na twarzy odwrócił się od goblina by zwrócić się do Karoli.
- Pani mego serca... Niewiasto której urody nawet bogini Wenus dorównać nie jest w stanie... Wojowniczko o sercu na równi mężnym i czułym... Czy zechcesz podać mi swą dłoń i wraz ze mną ruszyć by pokonać smoka, który niegodne swe łapska na niewinnym dziewczęciu śmiał położyć? - skłonił się przed nią dworsko, zamiótł nieistniejącym kapeluszem, po czym podniósł na nią spojrzenie w którym lśniła czysta, sprawiająca mu wiele radości, złośliwość. - O ile, ma pani, nie wolisz zostać tutaj by wraz z naszym drogim Purchanem czekać na zwycięski powrót twego rycerza.

- Nie błaznuj, Caine - warknęła Karola - prowadź, Purchan.

-Purchan nie prowadzić, Purchan zostać tutaj i czekać aż wędrowiec ruszać noga po grzyb dla Purchan. Tu być spokój. Bestia nie zjeść Purchan. Wy ruszać noga tam - pokazał kierunek, który prowadził w głąb lasu - iść do wielka papuga, potem uuhmm... - tam podniósł lewą dłoń po czym opuścił ją i podniósł prawą - potem tam.. aż do zła ziemia, Mo’lah No’r... trzymać się z daleka. Iść nogi w stronę góra. Jaskinie, bestia, legowisko - skończył swoje wyjaśnienie i pokiwał energicznie głową zadowolony, że przekazał to co chciał.

- Dobrze, idę - westchnęła Karola, ale coś przyszło jej do głowy - Purchan, a może chciałbyś moją linę? - zapytała, pokazując przedmiot.

-Uhmm.. Emdżem.. Na co Purchan tani sznurek? Móc podłubać sobie w zęby, prezent dla Purchan?

---

Las był cichy. Zbyt cichy. Słychać każde nierozważne stąpnięcie na gałazkę czy szeleszczące krzaczki sięgające im niekiedy do kolan. Liście i drzewa różnych kształtów i kolorów. Dwójka czuje na sobie wiele par oczu, ale nie mogła dostrzec żadnego znaku na potwierdzenie tej teorii. Tak jakby las żył własnym życiem. Dziwnie niepokojące, ale nie ma czasu się nad tym zastanawiać. Zostawili osiołka i torby podróżne wraz z goblinem. Ich czteronogi towarzysz patrzył z niepokojem na goblina, który na jego widok zaczynał podejrzanie się ślinić. Po obraniu kierunku wskazanym przez Purchana wędrowcy szli szybkim tempem trochę ponad pół godziny zanim w końcu zaczęli się zastanawiać czy aby na pewno są na właściwym szlaku. Nie wiedzieli co może oznaczać “wielka papuga”. W końcu Karola siadła na kamieniu prosząc o chwilę przerwy co przyniosło oczywiście westchnienie Caina, który zdawało się miał w zanadrzu całą mowę na podobne okazje. Kobieta jednak mu przerwała pokazując palcem w górę na coś przed nimi. Była ta sporej wielkości skała. Do złudzenia przypominała głowę wielkiego ptaka wyrzeźbioną prymitywnymi narzędziami. Czy stworzyła to jakaś cywilizacja czy może po prostu była ona kaprysem natury? Tego nie można było stwierdzić. Była też zbyt daleko, żeby przyjrzeć jej się dokładnie. Gdzie należało iść dalej? Co dokładnie mówił goblin? Może lepiej wejść na wzniesnie i rozejrzeć się trochę?

Caine wyjątkowo cierpliwie czekał aż jego towarzyszka odpocznie na tyle by móc iść dalej. Możliwość rzucenia okiem na większy połać terenu była kusząca. Może nawet nieco za bardzo jak na jego gust. Wkurzało go, że został zmuszony do tego wszystkiego.
- Rozejrzę się - mruknął w końcu, niezbyt miło po czym ruszył w kierunku wzniesienia.

Mężczyzna usłyszał ciche kliknięcie gdzieś w ziemi tak jakby stanął na jakiś mechanizm. Tutaj w lesie? Wydawało się to dziwne, ale zanim zdążył się choćby nad tym zastanowić. Gdzieś z góry leciała już ku niemu wielka kłoda na której ktoś wyrył w drewnie ostre kolce rozmieszczone w regularnych niedużych odstępach. Pułapka, którą uruchomił Cain z całą pewnością mogła zabić większość normalnych ludzi. Trzeba było działać. Tylko czy było na to dość czasu?

Las był... żywy. To pierwsze określenie, jakie Karoli przyszło do głowy, kiedy weszła między drzewa i paprocie. Zbyt żywy, jak na zwykły las. Szła energicznym krokiem, popychana niepokojem o Alicję. Miała nadzieję, że Bestia po prostu przywiąże ją do drzewa… albo wrzuci do jakiejś jamy.. w każdym razie King Kong tak zrobił z tą blondynką. Miała nadzieje, że Bestia oglądał ten film. Uświadomiła sobie, ze panikuje. „Spokojnie, Karola, spokojnie- zmitygowała samą siebie – oddychaj i myśl”.
Zatrzymała się i usiadła. Potrzebowała się ogarnąć.
Caine – oczywiście – postanowił wleźć na pobliską skałę. Nie powinno jej to dziwić, mężczyźni zawsze mają takie pomysły… Odprowadziła go wzrokiem, kiedy coś mignęło na skaju jej pola widzenia. Zareagowała odruchowo, skoczyła w jego stronę i zbiła go z nóg, obalając na ziemie.

Szybka reakcja kobiety uratowała Caina od pułapki. Oboje runęli na ziemię sekundę wcześniej zanim śmiercionośna kłoda przeszyła powietrze. Bujała się jeszcze przez chwilę w powietrzu, ale nie była już żadnym zagrożeniem. Leżeli tak chwilę wśród leśnej gęstwiny oddychając ciężko koło siebie. Oboje mieli świadomość, że jeżeli trafili na jedną pułapkę to może być ich znaczenie więcej. Kto i w jakim celu mógł je założyć? Gdzie powinni się teraz udać? W każdym razie na pewno musieli przemyśleć swój następny ruch.

- Kurwa... - wyrwało się z ust mężczyny między jednym, a drugim oddechem. Przez chwilę widział swoją głowę zamienioną w krwistą breję ozdobioną fragmentami mózgu i kości. Spacer na wzgórze nagle stracił swój wcześniejszy urok. Obrócił się tak by mógł spojrzeć na swoją wybawczynię. Otworzył usta, po czym ponownie je zamknął. Wiedział że powinien zbagatelizować sytuację, walnąć głupią odzywkę i wzmocnić jej niechęć do niego. Czy nie taki, do cholery, był plan?
- Dzięki - powiedział po chwili, odrywając od niej wzrok i kładąc głowę na trawie. Nagle poczuł się zmęczony co bez wątpienia było efektem obniżającego się poziomu adrenaliny. - Szybka jesteś - dodał.

Karola usiadła. Czuła się niezręcznie leżąc obok mężczyzny.
- Szybka, tak... - potwierdziła machinalnie, jeszcze normalnym głosem, a potem wyobraziła sobie rozbitą na miazgę głowę - nawet nie Caine’a a swoją - i emocje ją zalały - Co to było?! wyrzuciła z siebie - Pułapka partyzancka? Bestia to zrobiła? po co? na pewno nie ona... Nigdzie dalej nie idę, to wszędzie może być! Poczuła, jak robi się jej przeraźliwie zimno, nie mogła opanować szczękania zębów.

- Musimy iść dalej, pamiętaj, chciałaś ratować małą - odpowiedział ostro, jednak widząc stan w jakim znalazła się kobieta, westchnął i usiadł, po czym przesunął się tak by być bliżej i móc przygarnąć ją do siebie ramieniem. - Spokojnie, oddychaj... - zaczął delikatnie pocierać jej ramiona, a później plecy. - To zaraz minie i będziesz mnie mogła trzasnąć w pysk za głupotę i co tam tylko chcesz - mówił cicho, czule, niemal pieszcząc ją swoim głosem.

- Nie chcę – powiedziała. Przez kilka, bardzo długich sekund, czuła pokusę, żeby pozwolić mu się pocieszyć. Zapomnieć. Przestać się bać. Zaufać. Była w stanie, że pozwoliła by się pocieszyć nawet mężowi. Ta myśl.. pragnienie ją otrzeźwiło.
Odsunęła się od Caine’a.
- Tak, zaraz mi przejdzie. To zwykła reakcja na stres – spróbowała użyć swojego profesjonalnego tonu, przeznaczonego dla pacjentów, ale własny głos zabrzmiał obco w jej uszach. – Już mi lepiej, dziękuje za pomoc – dodała mechanicznie, odsuwając się jeszcze kawałek.
- Idź. Poczekam tu.


- Nie mówię, że ten pomysł nie brzmi kusząco, skarbie, ale nie zostaniesz tu sama - odpowiedział wstając i wyciągając dłoń by pomóc jej zrobić to samo. - Rusz tyłeczek, mamy królewnę do uratowania i smoka do pokonania... Czy jakoś tak... - dodał ze śmiechem.

- Nie. – odpowiedziała Karola – Nie wchodzi się na lód bez zabezpieczenia, żeby ratować tonącego. Polubiłam małą, ale nie będę ryzykować dla niej mojego życia. Zostaje tu, a ty rób, co chcesz.

- Nie zostawiasz mi zbyt wielkiego wyboru
- odpowiedział poważniejąc. - Możemy tu zostać ale wolałbym nie tak całkiem dokładnie w miejscu gdzie stoimy. Może spróbujemy przejść nieco w stronę drzew? - wskazał na linię lasu ciągnącą się za jej plecami, po czym podszedł bliżej. - Przynajmniej będziemy osłonięci dopóki nie zmienisz zdania.

- Nie
- powtórzyła Karola głosem wypranym z emocji, przyciągając ugięte nogi do klatki piersiowej i obejmując kolana ciasno ramionami - Ty idź, ja tu zostaje.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem
- odpowiedział, siląc się na spokój i usiadł obok niej. - Skoro nie masz ochoty na miły spacer w moim towarzystwie, skarbie, to może mi co nieco o sobie opowiesz? - zapytał tonem swobodnej pogawędki. - Mam nawet dla ciebie wstępne pytanie żeby ci ułatwić... - uniósł dłoń i delikatnie dotknął jej policzka. - Dlaczego się mnie boisz, Kar?

- Ni.. nie boję się ciebie. I zabierz rękę, jestem mężatką. Ten las jest niebezpieczny, nie ty.

- Och... I tu się mylisz skarbie
- odparł nie cofając dłoni z jej policzka, a nawet posunął się do tego by przesunąć ją w pobliże jej ust i lekko musnąć palcami jej wargi. - Jestem niebezpieczny. Jednak na twoje szczęście nie mam w zwyczaju krzywdzić kobiet, o ile te nie próbują mnie zabić. Ty jednak kłamiesz mówiąc, że się mnie nie boisz. Ciekawi mnie dlaczego taka kobieta jak ty miałaby się bać byle faceta.
Przerwał by pochylić się w jej stronę, tak że ich nosy niemal się ze sobą stykały. Jego oczy były poważne, mimo że na ustach błąkał się lekki uśmiech.
- Mężatka... W tym świecie to raczej nie ma znaczenia, skarbie. W tamtym również. Jesteś pewna, że chcesz żebym zabrał rękę? - zapytał, przesuwając ją na kark kobiety. Delikatnymi ruchami palców zaczął go masować, zataczając najpierw małe, a z każdym kolejnym oddechem większe kółka.

Karola poczuła, jak panika podchodzi jej do gardła, odcinając oddech. Oczywiście, facet w chamski sposób naruszał jej granice obmacując ją w środku niczego, ale nawet nie o to chodziło... nie czuła się fizycznie zagrożona, jeden jej ruch i leżałby na ziemi zbierając zęby z gleby. Chodziło bardziej o bestie, kawałki mózgu, żółwia i inne drobiazgi…

Zerwała się na równe nogi, odtrącając rękę faceta.
- Czy kompletnie ci odbiło? – krzyknęła – potwór zabrał Alicję, jesteśmy nie wiadomo gdzie i po co, pułapka na Indiane Jonesa niemal rozwaliła ci głowę, a ty próbujesz się do mnie dobierać?!
- Czy może to jakaś reakcja nerwicowa, czy po prostu próbujesz się tak zrelaksować?
– w jej głosie pojawiły się nuty histerii - odwaliło ci? Czy po prostu masz wszystko gdzieś? Nic mnie to nie obchodzi! zabieraj się stąd, do cholery, jak mnie jeszcze raz dotkniesz, to popamiętasz!
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline