Nie wiedział co go skłoniło do przyłączenia się do grupy mutantów. Swój wybór próbował argumentować tym, że sam kozak mógłby sobie nie poradzić z mutantami gdyby się zbuntowali, ale przecież nawet we dwójkę by sobie z nimi nie poradzili. Przekonywał się także tym, że przecież do miasta podążał drugi z magów, Albert i mutanci mogli by sobie nie poradzić bez czarodziejskiego wsparcia... ale słaba to była argumentacja. Nie był to powód dla którego się zgłosił. Ku swojemu przerażeniu Siegfried spostrzegł, że mutacje Winsa i jego kolegów na równi go obrzydzają co fascynują... Znaczy, nie chciałby się stać tacy jak oni, lecz z chęcią dokładniej by się przyjrzał ich "usprawnieniom". Najlepiej by było przeprowadzić sekcję, ale jak na razie miał w pobliżu tylko żywe okazy...
Szybko pożałował swego wyboru, gdy tylko zapytał gdzie jest wejście. Okazało się, że znajduje się pod wodą. Nie dość, że musiał się cały zamoczyć to jeszcze w tunelu okropnie śmierdziało. Na dodatek przed wejściem musiał zostawić swój kij (no jak pływać z laską w dłoniach?) - Gdzie ja trafiłem... - mruknął, zasłaniając nos rękawem koszuli.
Standardowo, później było tylko gorzej. Najpierw musiał rozdzielić się z Mierzwą, by przypilnować oba oddziały mutantów. Później zdobył kilka siniaków przy wyjściu z tunelu (oczywiście, żaden z mutasów mu nie pomógł), a następnie został zmuszony do rozejrzenia się po okolicy. I całe szczęście, bo chwilę po wyjściu z magazynu i spotkaniu z Dirkiem... budynek po prostu wyleciał w powietrze.
A Siegfried prawie oberwał fortepianem. "- To tyle jeśli chodzi o pomoc mutantów..." - przemknęło mu przez myśl. Olaf i jego kompani siedzieli w środku, więc pewnie zostały po nich strzępy. Z jednej strony dobrze - zawsze kilku spaczonych na świecie mniej, lecz z drugiej - mniej obrońców Ostermak. A obrońców nigdy za wiele, w szczególności gdy znikąd pojawia się banda barbarzyńców i morduje kogo popadnie... Siegfried początkowo zamierzał uciekać, lecz dojrzał że na rynku pojawili się mutanci, którzy jakimś cudem uniknęli śmierci. Nie wszystko jeszcze stracone!
Czarodziej postanowił wspomóc walczących i posłać parę magicznych pocisków w stronę przeciwników. Na razie nikt go nie atakował, więc mógł spokojnie spleść czary i wykorzystać komponenty. Co prawda torba mu zamokła, ale z większością nic się nie stało. |