Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2012, 16:28   #62
louis
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Pedro w Knajpie

Mężczyzna nie tracąc czasu, udał się pewnym krokiem ku budynkowi, z którego dobiegały głośne dźwięki, widać było iż na brak gości z pewnością tutaj nie narzekają. Pedro wcisnął się do środka, przepychając między ludnością zdołał dotrzeć do barmana.
- Panie... Dajcie coś mocnego. Naprawdę mocnego. - Złapał się za Głowę nieco blady, widać było że jest ostatnio naprawdę zmęczony.
- A stać Pana? Mamy tu taką gorzałkę... Domowy wyrób. Z krwi sylwana ognia i z ducha gorzelnika. Nie wiadomo ile w tym prawdy, ale za 100 sztuk złota naleję Panu kubełek. Ostatni który to pił, odpłynął na cały dzień.
- Z krwi...? - Zapytał niepewnie, jakby nie usłyszał dokładnie
- Po czymś takim, prędzej był Panu zabrudził Ladę, aniżeli obaliłoby mnie to. Czy ja wyglądam na cholernego krwiopijcę ? Nie macie nic, ludzkiego ? Bez tej przeklętej domieszki Magii ? Gorzałę, wódkę, cokolwiek ! Byle to był alkohol, który sprawi że głowa przestanie mnie chociaż na chwilę boleć ! - Powiedział oburzony
Barman fuknął oburzony i z głośnym trzaskiem postawił przed Pedrem flaszkę gorzałki
- 50 sztuk złota - burknął, co jak co, na brak klientów nie narzekał.
- 50 sztuk złota za gorzałę ? Rozumiem że w stolicy, to może podejść w górnym mieście, ale w podmiejskiej spelunie ?! Co powiecie na 25 i mój szczery uśmiech, oraz radość z posiadania takiego klienta jak Ja ? - Zapytał z parszywym uśmiechem
- Jakby ów klient był grzeczniejszy i mniej zadzierał nosa, może by to przeszło - nalał jakiemuś chłopowi obok szklankę trunku, biorąc od niego cztery sztuki złota z podziękowaniem - Dawaj Pan te 25.
Pedro zgodnie z umową podał 25 sztuk złota, jednak po chwili dopowiedział
- Znajcie Pańską łaskę. Jednak oczekuje też paru informacji. Na temat tego odzianego w szaty co mieszka tutaj w sąsiedztwie, jakiś podejrzany z niego typ, co nie ?
- O Chavarrę chodzi Panie?
- Tak.. To istotnie jego nazwisko, o ile pamięć mnie nie zwodzi. Jerzy.. Imię miał jak dobrze mówię... -
zamyślił się
- O, nie drogi Panie. Na Pana Chavarrę nie będziecie złorzeczyć w moim lokalu - karczmarz oddał Pedrowi pieniądze - Niech Pan dokończy i będziemy się żegnać.
- My się Panie nie rozumiemy... Moja podróż nie oczekiwanie się tutaj zakończyła, Ja oraz paru parobków błąkaliśmy się przez jakiś czas, moja żona właśnie u niego została wraz z ludźmi, po prostu martwię się, a nie mogę nic zrobić. Jestem póki co zdany na jego łaskę, aczkolwiek wdzięczny jestem że przyjął mnie pod dach, aczkolwiek nie zapewnia to mi gwarancji... - Powiedział wyraźnie dobity, udawanie to zawsze mu wychodziło
Złoto znowu zniknęło ze stołu:
- Chavarro to bardzo dostojny Inkwizytor, nie dzieli ludzi na tych dobrych i tych innych. I dobrze, bo to porządne chłopy, a że mają rogi, albo więcej futra? - wzruszył ramionami - Toż to drobiazgi, przy mordercach czy innym tałatajstwie. Zresztą kiedyś Pan Inkwizytor pokazał jaką włada mocą, ktoś kiedyś mnie zdzielił w łeb i ukradł dzienny utarg. Akurat trafił na Inkwizytora we wejściu i rzucił się na niego. W mgnieniu oka zajął się płomieniami.
- To zaprawdę fascynująca opowieść, zgadzam się w zupełności z jego poglądami. Co tam dzielić, chłop czy szlachcic, mag czy człowiek. Ważne jeno by miał dobre serce ! - zagrał teatralnie, przynajmniej starał się
- Jeszcze jedno wam Powiem Panie, odnośnie zbójów. Uważajcie na jednego. Z wielkim toporem, toż to szaleniec, próbował nas napaść, jednak zobaczył że nas wielu, to jeno szpiegował ! Jeśli takiego spotkacie, to straż jeno wołajcie ! W mieście już mi kiedyś groził, nigdy nie sądziłem że uda się za mną do pracy. Macie tutaj jakieś odziały wiejskie ? Cokolwiek by można było zamknąć zbója ?!
- A, jest w wiosce milicja chłopska. Pan Chavarro zorganizował, ale oni tu się nie zapuszczają - posmutniał - Pilnują ino zagród
- Rozumiem, takie jeno społeczne chłopy. Słuchajcie Panie, musimy coś z tym zrobić, mogę liczyć na twoją pomoc, naturalnie zapłacę a być może coś cenniejszego mam, aniżeli pieniądze do zaoferowania... - Uśmiechnął się podejrzliwie
- W jakiej sprawie ta pomoc? - spojrzał na kupca z ciekawością.
- Pozbyć się... tego zwyrodnialca. Tego przeklętego bandytę ! Ja sam nie mam szans, jednak gdybyśmy jakąś pułapkę z organizowali ! - szybko dodał
- Panie! Ja ani mieczem nie władam, ja nie chcę żadnych problemów, skoro to taki zabijaka i rębajło jest. A thfu, żeby mi budę spalił? Sam mówiłeś że tu ino wiejskie chłopy, nawet miecza w wiosce nie ujrzysz.
- Mało macie Panie klientów ? W grupie, ogłuszyć i związać to nie problem, zresztą można spoić alkoholem, obić twarz ciężkim kijem i kamlotem ! Chcesz mieć Panie za sąsiada takiego zbója ?! Macie Panie rodzinę ? Pomyślcie wszak o nich ! - nie odpuszczał kupiec
- Ale Panie! Zrozumcie! A jak się nie uda i dźgnie mnie mieczem, albo rąbnie toporem? Jak wtedy rodzinę utrzymam? - mówił poddołowanym głosem - Może inni z przyjemnością ruszą na tego graba, ale ja biedny karczmarz nie mam zamiaru ryzykować. Jeszcze się mścić będzie chciał, albo jacy jego poplecznicy. Nie.
- Rozumiem obawy Panie. Ha ! Sam je mam, aczkolwiek życie nie jest od tego, by jeno przetrwać je siedząc nie wychylając się, muszą być istoty która dla dobra ogólnego zrobią coś więcej, aniżeli będą biernymi obserwatorami. Mogą sięgnąć dużo wyżej, mają aspiracje, dla dobra swojego jak i innych ! Pomyślcie, przedstaw moją propozycje, a zapłacę 250 sztuk złota, dla tego który go zbije. Domyślam się że w takich czasach, to sporo pieniędzy a nie każego stać by płacić 25 sztuk złota za gorzałkę, co nie ?
- Już moje zdanie Panie poznałeś, za dużo utracić mogę, a tawerna o wiele większe dochody mi przynosi. Ale może we wsi jaki chłop się połakomi. I są przy zagrodach razem z milicją chłopską najemnicy, oni pewnie chętnie za taką sumę utłuką dziada.
- Najem... Cholera Jasna ! - wrzasnął szlachcic
- Jak mogłem zapomnieć ! Ta kur... Jest z - Po czym szybko na pięcie zwrócił się w stronę wyjścia, ruszając coraz szybciej w stronę domostwa
- Jak mogłem zapomnieć o tej dziwce ?! Przecież ona jest z nami ! A teraz, to sprawi zagrożenie i dla mnie ! Oby ten stary osioł nie wysłał jeszcze tych siepaczy - Mówił sam do siebie.
Oberżysta wzruszył ramionami i wrócił do szorowania kufli i podawania kolejnych dań i napitków.

Złodziej i najemnik w knajpie:

Nie zszedł z drogi kupcowi, ciągle szedł powoli i spokojnie. Zastanawiał się co ten pies tam robił.
Złodziej, tuż za nim, nie patrzył nawet za bardzo gdzie idzie, zajęty był wycieraniem nosa w rękaw. A jakby Antonio się zawahał i przystanął, Arab ‘przypadkiem’ na niego wpadnie i sprowokuje kolizję z kupcem.
Panowie minęli się bez słowa, kupiec poszedł w swoją stronę, najmita i złodziej w swoją.
Podszedł do lady i zaczepił stojącego za nią mężczyznę
- Co macie dobrego? Jakiś specjał? - jego topór był idealnie widoczny dla wszystkich bo miał go na plecach.
Arab stanął trochę za najemnikiem. Trzymał go ciągle na oku, jakby tamten miał się zapaść pod ziemię, i szukał potencjalnej ofiary. Wynikiem był niezły zez, ale cóż.
Karczmarz zmierzył wzrokiem Antonia i pobladł...
- Piwo! Wino! Cokolwiek! - uznał, że karczmarz potrzebuje szczegółów. Pstryknął palcami i od pasa odpiął sakiewkę i wysypał kilka monet po czym spojrzał znów na mężczyznę.
- Niech Pan mnie nie zabija... - wybełkotał.
Spojrzał na Araba potem znów na karczmarza - Em... A to... To miałem Cię zabić?
- Nie rób dymu, bracie. - Habibi kiwnął ręką na kompana. I postanowił się poszwędać w oddali, brakowało mu tak z pięciu ciężkich sakiewek przy pasie, i zamierzał je zdobyć jeszcze dziś. Wypatrywał, niczym sęp, pijanych osób i zaczął się przy nich krzątać.
Karczmarz zaczął się krzątać ze strachem w oczach przy najemniku. Widać było że się bał. Nim kufel piwem został napełniony, jakiś ubogi farmer chcący tylko wypić piwo, stracił swoje ostatnie grosze na chleb.
- Ile to? - spytał biorąc kufel do ręki
Ze zgrozą w oczach wybełkotał że pięć sztuk złota.
Przysunął mu pięć monet
- Zastanawia mnie czego się tak trzęsiesz? Z tego co wiem jestem tu pierwszy raz, a moi przyjaciele siedzą tam skąd przyjechałem więc żadne złe plotki nie mogły tu dotrzeć, na handlarzy też nie napadałem, nie krzywdziłem dziewek... - zaczął wyliczać wszystkie złe rzeczy których nie robił.
Habibi, po kilku rundkach wokoło sali, powrócił do najemnika.
- Ten się upił, że tak bełkocze? - zwrócił się do karczmarza. - Poproszę wino w czymś dużym, dobry człowieku. - złodziej rzucił dopiero co zdobyte drobniaki na ladę, czas był najwyższy żeby się czegoś napić - Allach mu wybaczy.
Karczmarz milczał, patrzył błagalnie na chłopów przy szynku, a oni na niego pojednawczo. Mimo wszystko, nalał Arabowi wino.
- Ja już dziękuję bo nie dojdę do łoża - zaśmiał się i wstał - Ty pewnie zostajesz pijaku jeden - zwrócił się do Araba - Jakby coś to zostawcie go pod karczmą, ja po niego wrócę świtem.
Kilku chłopów, około trzech dorodnych siłaczy ruszyło do wyjścia.
Antonio zwrócił na nich uwagę, ale zachowywał się spokojnie i szedł cały czas do wyjścia, powolutku i spokojnie.
Oni też wyszli, przed nim, ale zaś zwolnili. Bardzo. Antonio nie mógł ich nie wyprzedzić, szli w tym samym kierunku.
Przystanął niby patrząc się w niebo, jednak oczy nadal utkwione były w grupce mężczyzn.
Habibi sącząc swój trunek, przesunął się nieco, aby mieć jakiś wgląd w sytuację najemnika. Nie, żeby chciał mu ratować cztery litery, jak wino zostawi to ktoś mu świśnie w końcu, ale jak dopije to może się zainteresuje sytuacją.
Dwójka wieśniaków złapało go pod ręce, trzeci trzasnął go w nosala z siłą niedźwiedzia, kiedy tylko się zbliżył.
Na chwilę go oszołomiło, jednak doświadczenie w bijatykach pomagało bardzo. Szarpnął prawą ręką, żeby rzucić wieśniaka na ziemię.
Wieśniak odpadł od ręki, za to drugi uderzył go z pięści z brzuch. Niestety trafił na metalową płytkę pod pancerzem. Trzeci natomiast po raz drugi bez problemu trafił w nos, który złamał się jak zapałka.
Jęknął i przytknął przedramię do nosa.Taki odruch. Po chwili w lekkim amoku zamachnął się i próbował strzelić w pysk drugiego wsioka co trzymał go za lewą rękę.
Muzułmanin kończył już wino, więc mógł bezpiecznie je zostawić na kilka chwil. Wypadł przed karczmę i ogarnął sytuację wzrokiem. Nieco błędnym.
- Panowie, po równo! Jeden na jednego, a nie mu nos na czoło przemieszczacie! - krzyknął donośnie.
- To morderca i zbój! - ryknął ten podnoszący się z ziemi, obserwując jak jego kompan odlekaja się od drugiej ręki i odpływa.
- Mordercą jestem, ale nie byle kogo! - krzyknął i próbował zasadzić kopa temu wstającemu w głowę.
Zasadził, chłop odpłynął, ale ten co go obkładał pięściami po nosie, stał w najlepsze i zadał kolejny nos, nos najemnika przypominał krwistego tatara. Sytuację przed tawerną zaczęli interesować się inni klienci.
Złapał się za nos. Zabolało. Spojrzał dzikim wzrokiem na ostatniego rzeźnika po czym posłał serię prostych w jego buzię.
Serię zgasiły zapał napastnika, jak i jego samego.
Wytarł krew przedramieniem i szybkim krokiem wrócił do karczmy, podszedł do lady i złapał karczmarza za fraki prawie kładąc go na aldzie
- Kto na mnie powiedział złe słowo? - szeptał, ale oczy były dzikie.
- Nikt Panie, nikt! - zaskomlał, a chłopi gdy szedł, rozeszli się przed nim.
- Nikt mówisz? To Ty poniesiesz konsekwencje, przypuszczam, że to twoje pachołki. Jak nie to... Co za różnica, w końcu jestem mordercą i zbójem - pociągnął go tak, że znalazł się po drugiej stronie lady i zaczął wlec do wyjścia.
Tym razem chłopi zaszli drogę Antoniemu i otoczyli szczelnym kołem, na oko piętnastu chłopa. Niektórzy mieli widły i pałki.
- Puszczaj go łobuzie! - zaryczał jakiś.
- Pytałem grzecznie, kto nasłał trójkę psów na mnie?! - wydarł się - Nie dostałem odpowiedzi więc ponawiam pytanie, tym razem do was.
- Nikt nie nasłał, to tutejsi rozrabiacze. Polują na bogatych mieszczan. Ale rozmawiał z nim jakiś miejski Paniczyk. A teraz go puszczaj, nam wszystkich rady nie dasz - przed twarzą Antonio pojawiły się ostro zakończone widły gotowe, do pchnięcia.
Postawił na nogi karczmarza i puścił - Czy ja wyglądam na bogatego?! Według mnie to nie. Jak wyglądał ten mieszczanin? - zaczął coś podejrzewać
- Normalny fircyk - widły się ulotniły sprzed twarzy najemnika - Nie wiem jak go opisać. Na pewno nie miał tak bogatego pancerza i topora.
- To jest najzwyklejszy pancerz, topór też nie jest bogatego kunsztu. I nie każdy szlachcic chodzi w pancerzu - zaczął podawać opis Pedra - Czy tak wyglądał?
- No, powiedzmy - odpowiedział - Po pijaku cieżko się przyjrzeć czemukolwiek.
Klepnął się lekko w czoło uważając, żeby nie dotknąć przypadkowo nosa - Skoro mówicie, że to mógłby być on to coś wam powiem. Ten pies wcale nie jest gorszy ode mnie. Ja działał osobiście, on wysługuje się swoimi ludźmi, zdziera pieniądze ze wszystkich biedniejszych od siebie. Uwierzycie czy nie, ale jestem synem rolnika, też nie miałem lekko. Tacy jak ten paniczyk zniszczyli mi żywot, który może nie był najlepszy, ale był wystarczający i sam do niego doszedłem, nie wspomagając się pieniędzmi bo skąd je miałem wziąć. Przez takich jak on jestem jak wy to powiadacie “mordercą i zbójem”. Dla szlachty liczy się tylko pieniądz, nieważne, że przy tym cierpią ludzie - spojrzał na karczmarza - Mogę poprosić jeszcze jeden kufel piwa?
Karczmarz usłużnie nalał mu piwa, chłopi wrócili do swoich zajęć. Ktoś pozgarniał tamtych trzech przed lokalem.
Nos go bolał, ale starał się tego nie zauważać
- Jak wam się tutaj żyje? - spytał kiedy odstawił pół pełny kufel na ladę.
- Dobrze, Pan Chavarro zorganizował milicję wiejską i jest w miarę bezpiecznie - mówił karczmarz - To dobry człowiek. A i najemnicy są przy zagrodach.
- Wiesz kto nad nimi stoi, nad najemnikami? - spytał - Czy to grupa niezorganizowana?
- Od jakiegoś Lenina... Leoparda... Nie przypomnę sobie. Z Gildii są.
- Może od Lee?

- Za krótkie. Oni mają Gildię przy granicy z Francją... O, wiem! Lares!
- Rozumiem, dużo od was biorą?

- Gdyby brali dużo, nie było by ich tu. Ale fakt, sporo. Połowę opłaca sołtys, połowę Pan Chavarro.
Zaśmiał się - Przepraszam najmocniej jak mogę za to całe wydarzenie, w końcu nie zawsze człowiek zostaje napadnięty.
- Drobiazg -
machnął ręką - Dobrze żeś ich Pan prał za lokalem chociaż.
- Wie pan, jakby zaatakowali tutaj to nie wychodziłbym na zewnątrz. Samoobrona nie na tym polega -
upił łyk piwa.

Habibi postanowił zostać w karczmie i pohulać trochę. Dawno tego nie robił. Po trzecim dzbanie wina postanowił udać się w długą drogę do szopy - było już nieco ciemno i miał wzrok oszukiwany przez alkohol, ale próbować można..
 
louis jest offline