Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2012, 19:00   #64
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Marion Hawkwood i Alberto E. I. Caballero Batista
Do rzeki, dotarliście, gdy już się ściemniało. Promienie nisko wiszącego słońca, świeciło mocno pomiędzy drzewami, chowając się coraz bardziej i bardziej… Pewnym było, że gobliny do tej pory wpadły na wasz trop i zapewne was ścigają. Wyglądały na niezbyt mądre, ale całkowicie głupie stworzenia nie wznoszą wiosek, nie posługują się kuszami, nie wykuwają sobie broni. Nawet jeśli podkradali te techniki ludziom.
Niedaleko widzieliście wodospad, zwierzołak poprowadził pod kaskadą wody, do małej, okrągłej jaskini. Na jej środku było wody do kolan, i nie można było do niej wejść bez zanurzenia się, ale waszemu przewodnikowi to nie przeszkadzało.
W miejscach suchych, czyli pod ścianami, stało łóżko, palenisko z kociołkiem, w którym już dawno wygotowała się zupa rybna. Na drewnianym meblu, były uszykowane do wrzucenia w kociołek warzywa i przyprawy. Zwierzołak od razu do niego zajrzał, ale tylko zamlaskał zdenerwowany. Ognisko się wypaliło, a i zupa się przypaliła. Od razu zabrał się do skrobania naczynia, przy okazji sprawdzając zanurzone w wodzie linki, na których końcach była przynęta. Na dwóch z nich wyciągnął dość pokaźne ryby, które rzucił na brzeg. Traktował was jak powietrze, tak jakby tolerował waszą obecność. Tolerował. Tylko.
Do wyczyszczonego naczynia, nabrał wody z krystalicznie czystej rzeki i rozpalił na nowo palenisko. Po prostu zaczął przygotowywać na nowo zupę rybną, a kiedy znowu zaczęła się gotować, nalał na trzy miseczki. W międzyczasie, gdzieś przed jaskinią mignęły pochodnie i do waszych uszu dobiegły skrzekliwe głosy goblinów, ale na ten czas wasz gospodarz przygasił ognisko.
- Jutro, przed rankiem, doprowadzę was do wioski. To kilka kilometrów w górę rzeki – powiedział, nim po zażegnanych kłopotach i zjedzeniu posiłku, pościelił sobie pod ścianą jaskini, domyślnie łóżko zostawiając wolne dla kobiety. Alberto musiał sam sobie radzić.
Rankiem, wywiązał się z obietnicy, zostawiając was bez słowa znowu przed Tawerną Mostową. Nim słońce na dobre wstało, minęło was czterech na czarno ubranych jeźdźców.

Goście u Chavarro
Monica, ku zdziwieniu zniknęła z waszej drużyny. Pożegnała się tylko z częścią was, wymigując się jakimś listem. Nim zdążyliście zadać jakiekolwiek pytania, zniknęła na trakcie za mostem.
Kiedy była w połowie drogi, z ogromną szybkością minęło ją czterech jeźdźców w lekkich kolczugach, uzbrojonych w krótkie miecze i kusze. Czarne płaszcze, tylko tyle zapamiętała. Nad ranem, byli już we wsi, kierując się od razu w stronę zagród, gdzie stacjonowała dwójka najemników.
Jeszcze smacznie spaliście, jak i cała wieś, kiedy rozległ się koło zagród brzdęk mieczy, krzyki, chłopy chwytając widły, cepy i inne przedmioty, nadające się do walki, pobiegli w tamtą stronę. Również ojciec Chavarro tam pobiegł, jak i sam jego syn, z kulą ognia na ręce, gotową by ją cisnąć w zagrożenie.
Po chwili rozległy się do tego krzyki, skowyt rannych i umierających. Nie było spod szopy widać miejsca walki, ale pewnym było, że walka jest zacięta. Brzdęk broni rozbrzmiewał w całej wsi.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline