Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2012, 21:33   #29
Avoan
 
Avoan's Avatar
 
Reputacja: 1 Avoan wkrótce będzie znanyAvoan wkrótce będzie znanyAvoan wkrótce będzie znanyAvoan wkrótce będzie znanyAvoan wkrótce będzie znanyAvoan wkrótce będzie znanyAvoan wkrótce będzie znanyAvoan wkrótce będzie znanyAvoan wkrótce będzie znanyAvoan wkrótce będzie znanyAvoan wkrótce będzie znany
- Przygoda - tak, dokładnie w ten mało wysublimowany sposób skwitował atak szerszeni. Wtedy również się śmiał. Oj bardzo się śmiał. Etrom pierwszy raz od tak dawna mógł się beztrosko śmiać. Czuł taką wielką ulgę. Wreszcie, naprawdę poczuł że odzyskuje wolność i nim ta podróż się skończy będzie wolnym człowiekiem. Bez wioski, ludzi i ojca. Sam na sam z otwartym światem. Rozmyślania i humor jednak bardzo szybko popsuła mu wizja kompana który zasłabł niewątpliwie od użądleń. Sam również poczuł się okropnie. Narastające uczucie nudności i otępienia połączone z ogólnym osłabieniem. Niewiele czasu minęło nim jego żołądek zobaczył światło dnia. Mimo tego i wielu późniejszych torsji nie czuł poprawy w samopoczuciu. Swoje trzy łyżki dziegciu to i tak gorzkiej beczki, włożył Rafael. Lider. Przywódca niby. Wielki łowczy i ulubieniec tłumów. Swym gestem litości i pożałowania bardzo rozdrażnił Etroma. Choć nie miał wyraźnych ani szczególnie skonkretyzowanych powodów, bardzo znielubił chłopaka. Zazdrość? Być może. W końcu nikt nigdy nie lubił "zaraźnika". A on z kolei był lubiany przez wszystkich. A przynajmniej szanowany. Do tego miał, z tego co Etromowi było wiadome, kochająca rodzinę. Tak. Te dwa słowa razem nigdy nie pojawiły się w życiu żadnego z synów drwala...

***

Obóz. Trzej najbardziej pogryzieni wymagali opieki. Szczęściem, nieurodziwa dziewuszka miała w tych sprawach niemały dryg. Zioła o które Etrom ją prosił zrobiły swoje... po jakimś czasie. Eillif. Kolejny uczestnik, a właściwie uczestniczka wyprawy. Dziwna, bardzo dziwna dziewczyna o urodzie próchniejącej kłody. Mimo to przypadła mu do gustu. Jej niekonwencjonalne podejście do współżycia w grupie przypominało jego własne. No, może z tą różnicą że niedoszły drwal ma za sobą przynajmniej parę lat więcej praktyk w hamowaniu swoich słów i odruchów w obecności innych. Po za tym jest pewien że ona zaśmiała się gdy pogoń szerszeni się skończyła. Znaczy to tyle że zrozumiała prawdziwy cel jaki stał za tym jego głupim aktem ścinania barci. A może nie... Nieistotne.

Po otrzymaniu wspomnianej "pomocy medycznej" Etrom zabrał się za swoje ubrania. Konkretnie zdejmowanie ich górnej połowy. Dokładne obejrzenie się zajęło mu chwilę. O konieczności tego aktu nauczył się szybko. Las jest pełen robactwa. Na przykład kleszczy siedzących pod liśćmi paproci albo nad głowami wśród konarów. Wystarczy sekunda i kleszcz zaczyna ucztę na ciele. Ilości chorób jakich można się w ten sposób nabawić... nie sposób wymienić. Dosłownie. Etrom nie zna się na chorobach. Wie że kleszcze mogą jakieś wywołać i to mu starcza.
Chowają się takie w ubraniu lub najmniej dostępnych partiach ciała. Trzeba dobrze się obejrzeć. Zawsze. Ubranie również. Jak nie wlazły raz to spróbują za drugim. Nie wolno im dać takiej okazji.

Po wykonaniu tego teoretycznie skomplikowanego rytuału chłopak zawiesił ubrania na gałęzi i przebrał się w zapasowe. Nie zdejmował chusty.
Ulokował swoje posłanie możliwie blisko wspomnianej gałęzi i udał się na spoczynek. Obowiązek warty zignorował zupełnie. Był nadal pod wpływem jadu szerszeni i to w wcale małej dawce. Uznając usprawiedliwienie za oczywiste zasnął.

//Nie wie ile czasu spał kiedy naszły go koszmary. Olbrzymi szerszeń. Wielka larwa. Odgłosy. Chrzęszczenie. Biegnie. Nie może. Śluz. Zatapia się w nim. Ciemność. Czerwień. Znów potworny robak. Krew. Jego? Robi się żółta. To jad. Wydobywa się z ust poczwary. Ranił go. Brzuch. Ból. Ostre kolce. Kłucie w klatce. Larwa. Larwa jest w nim. Potwór się zbliża.//

- NIE!!! - wstał jak poparzony rozżarzonym węglem. Fretka... czy inna łasica. Przegonił zwierze machnięciem ręki. Nie trafił. Umyślnie. Etrom spojrzał się na swe dłonie. Drżały.
~Kiedy... kiedy ja ostatnio śniłem?~ Pomyślał i zakrył twarz dłońmi jakby chciał sprawdzić że nadal ma twarz. Nie patrzył na towarzyszy. Położył się po prostu. Usiłował spać.
~Pewnie gorączka. To tylko to. Nic więcej... nic. Śpij.~

***

Nowy dzień zapowiadał się podobnie do poprzedniego. Słonecznie. Nijako. Cicho.
Etrom był nadal roztrzęsiony. Wstali niekoniecznie skoro świt. Wyspał się. Ale był nadal zmęczony. Psychicznie. Miał pierwszy prawdziwy sen od naprawdę dawna. I to koszmar. Koszmar...
Kiedyś, gdy był mały też miał koszmar. Obudził się sam, w ciemnym i pustym pokoju. Dzień wcześniej umarł ktoś z jego rodzeństwa. Pamięta jakby to było ledwie wczoraj.
Pamięta że pobiegł do pokoju rodziców. Obudził ojca we łzach i powiedział że miał koszmar... dostał po twarzy z mocarnej ojcowskiej dłoni. Słowa jakie wtedy usłyszał? Tak. Je też pamięta.
"Jeszcze jeden raz mnie obudzisz, smarkaczu. Jeden raz. A zobaczysz! Tak cię zleje, tak skopie że będziesz błagał żebym cię rzucił wilkom na pożarcie."
Tak...

Pamięta też, z opowiadań braci, że gdy był jeszcze oseskiem w kołysce, jego matka... prawdziwa matka. Śpiewała mu oraz jego świętej pamięci bliźniakowi pewną piosenkę. Zawsze gdy się bał jeden z braci mu ją nucił. Jednak choć ich grube i niskie głosy nie mogły oddać delikatności nuty... był im wdzięczny. Jedyna pamiątka jaką po niej ma. Piosenka.

Otarł łzę. Liczył że nikt tego nie zauważy. Myślał o tej piosence. Nucił ją w myślach... przez głowę przeszła mu myśl. Fernas jest grajkiem. Ma lutnie i pewnie umie śpiewać.
~Może... poprosić go? Żeby ją... zagrał.~ Już chciał się odezwać kiedy nagle zauważył dziwne ruchy jakie wykonuje czerep Eillif. Wypatruje czegoś? Zagadał...
- Czemu tak majdasz czerepem po chaszczach? - ...z możliwą ogładą oczywiście.

***

Jakiś czas potem coś w głębi lasu przykuło uwagę Yarkissa. Jak się okazało była to chałupa. Właściwie rudera. Yarkiss chciał wejść do środka. Przyglądał się odrzwiom. Wydawało się że szuka nieinwazyjnej metody dostania się do środka. Na szczęście Etrom się zjawił zaraz obok niego i... użył toporka na drzwiach. Raz za razem. Wyładowywał złość. Raz nawet krzyknął. Potem drzwi kopnął również kilka razy.
Jeden kopniak, drugi, trzeci - i skórzane zawiasy puściły, a drzwi wpadły do wnętrza domu, wzbijając tuman kurzu.
- O! Zobacz... - oznajmił do Yarkissa, Etrom. - Chyba otwarte.
- Najwyraźniej - skwitował łowca, a na jego twarzy malowało się zdumienie, gdy spoglądał z jaką pasją Etrom demoluje drzwi do chaty. Choć wędrował z "Zaraźnikiem" od niedawna, zdążył już wyrobić sobie zdanie na jego temat. Wyglądało na to, że nie należy on do ludzi, którzy przebierają w środkach, a siekiera w jego mniemaniu jest panaceum na całe zło.
Yarkiss ostrożnie wszedł do środka. Kilka minut zeszło mu na walce z okiennicami - w końcu wewnątrz było niemal zupełnie ciemno - i można było wreszcie zająć się eksploracją chaty.

Wnętrze nie było bogato urządzone, ale meble - teraz zniszczone przez wilgoć i korniki - nosiły ślady starannego wykonania. Stół, kilka krzeseł, solidna szafa i komoda stały bardziej po lewej. Przy prawej ścianie mieścił się duży piec kuchenny i półki na garnki i naczynia.

Yarkiss ostrożnie poruszał się po pomieszczeniu, gdyż podłoga skrzypiała przy każdym kroku, a kilka desek pękło już pod jego ciężarem co świadczyło, że poniżej mogła znajdować się piwnica... albo podziemne źródło, które podmywało budynek. W każdym razie upadek nie byłby niczym przyjemnym. Przeszukanie zresztą tez nie było - przeciąg spowodował, że kurz unosił się wszędzie, zmuszając do ciągłego przecierania oczu i kichania.

Nie wyglądało na to, żeby właściciel chaty był bogatym człowiekiem. Trochę przedmiotów codziennego użytku, drewnianych naczyń, okopcony żelazny kocioł wiszący nad paleniskiem, przeżarte przez mole i myszy ubrania i skóry, wnyki, solidna siekiera, kostur i łuk (niestety cięciwa zbutwiała i rozpadła się) i lampa do połowy wypełniona oliwą... majątek to to nie był. Po dalszych poszukiwaniach znalazł jeszcze kilkanaście grotów do strzał (nieco przyrdzewiałych) i żelazne paści, a na szafie sporą ilość bardzo udatnie oddanych w drewnie podobizn dzikich ptaków i zwierząt. Na strych prowadziła spróchniała drabina, która nie zachęcała do wspinaczki.

Dopiero po chwili dojrzeli w półmroku przepierzenie, które w pierwszej chwili uznali za ścianę. Stracili kolejną chwilę na wybicie okna, przy okazji strącając coś z parapetu. Gdy opadł kurz podniósł znalezisko - detalicznie wykonaną drewnianą figurkę konia oraz szmacianą lalkę. Starszy z łowców odwrócił się w stronę pokoju - i krzyk uwiązł mu w gardle. Na stojącym pod ścianą łóżku leżał szkielet, wpatrując się w niego pustymi oczodołami. Resztki włosów leżały wokół głowy jak wachlarz. Ciężko było stwierdzić, czy właściciel zmarł ze starości czy z powodu choroby, ale... szkielet nie wyglądał na szczątki mężczyzny; raczej kobiety lub młodzieńca. Kolejne znalezisko Yarkiss przyjął bez wcześniejszego przestrachu - w załomie ramienia trupa leżał szkielecik dziecka.

Etrom do niego dołączył po chwili. Widok truposzy przyjął ze smutkiem. Skrzętnie odkładana cały dzień złość powoli w nim zagasła. Wiedział co trzeba zrobić.
- Musimy ich pochować... teraz. - Mówiąc to opuścił kompana na rzecz poszukiwania czegoś co lepiej nadawałoby się na łopatę niż jego toporek. W ostateczności wziąłby ten wielki solidny topór który widzieli wcześniej.
- Grunt to ich pochować. Potem zajmiemy się dokładniejszym przeszukiwaniem, zgadzasz się. - dodał rzucone bardziej na wiatr niż do konkretnej osoby, słowa.

Yarkiss nie zareagował w żaden sposób na sugestie Etroma. Wyszedł bez słowa z chaty, zasłaniając dłonią oczy przed rażącym słońcem. Wziął kilka głębszych wdechów świeżego powietrza i rozejrzał się wokół, szukając Jarleda.

Etrom chwycił za znaleziony w domu topór. ~Nada się~ pomyślał i wyszedł z zamiarem kopania dwóch dołów.

Rafael cichym krokiem zbliżał się się do chatki.
- Widziałeś? Młode warchlaczki, całe stadko. Zabrałeś w ogóle łuk? - szepnął do stającego przed wejściem Yarkissa. Nie czekał na odpowiedź. Minął towarzysza i wszedł do środka.
- Łuk? Myślałem, że ty weźmiesz dwa. - Zażartował Yarkiss, choć wcale nie było mu teraz do śmiechu. Podszedł do rozwalającego płota i zauważył wspomnianą przez Rafaela watahę dzików. - Lepiej niech nikomu nie przychodzi do głowy, żeby zbliżać się do tamtych warchlaków. Poczekajmy jak się stąd oddalą, wtedy ewentualnie będziemy mogli poszukać czegoś w ogródku. - Zwrócił się do stojących obok domu towarzyszy.
 
__________________
Wiem jak było - Było strasznie.
Wiem jak jest - Jest źle.
Wiem jak będzie - Będzie gorzej.

Ostatnio edytowane przez Avoan : 17-03-2012 o 19:52.
Avoan jest offline