Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2012, 09:13   #27
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Caine bez słowa przyglądał się kobiecie. Jego wzrok powoli nabierał twardości, a uśmiech zniknął niczym za dotknięciem magicznej różdżki. Gdy w końcu się odezwał, w jego głosie nie było nawet wspomnienia wcześniejszego ciepła.
- Uspokój się - nakazał, również podnosząc się z ziemi. - Gdybym miał wszystko gdzieś to bym cię tu zostawił na pastwę mieszkańców tego lasu, a wątpię by bestia była jedynym który nam zagraża. Szczególnie sądząc po pułapce. Najwyraźniej jednak nie jest mi obojętne co się z tobą stanie, ani co stanie się z małą. Nie mówię, że mi to pasuje.
Zbliżył się do niej o krok, jednak dłonie trzymał przy sobie, a raczej jedną z nich, gdyż druga spoczywała na rękojeści miecza.
- Gdybym reagował nerwowo na każdą sytuację gdy moje życie jest zagrożone, już bym siedział w pokoju bez klamek. Nie potrzebuję się więc relaksować, szczególnie z tobą, mimo iż uważam cię za atrakcyjną kobietę. Histeryczki i skwaszone feministki nie są w moim typie. Wolę kobiety które mają w sobie nieco więcej ciepła i dystansu do siebie i świata. Jak więc widzisz moje “dobieranie się” do ciebie nie miało na celu niczego więcej poza próbą uspokojenia cię i odciągnięcia twoich myśli od tego co się stało. To, że wybrałem akurat tą metodę, zamiast walnąć cię w głowę i nieprzytomną zataszczyć na miejsce, świadczy chyba ma moją korzyść, nie sądzisz?
Przerwał by na krótką chwilę przymknąć oczy i skupić myśli na problemie w postaci laski, do której najwyraźniej nic nie dociera. Kurwa od kiedy z niego taki troskliwy dupek... Świat wokół niego schodzi na mięczaki...
- Spróbujmy inaczej, bo jak cholera nie należę do cierpliwych, a ty już dawno przekroczyłaś granicę mojej wytrzymałości. Chcę pomóc małej ale nie mogę tego zrobić sam. ktoś musi ubezpieczać moje tyły. Poza tobą nie mam nikogo, a nie uśmiecha mi się zostać kolacją tego stwora. Gdyby tego było dla ciebie mało dodam, że za cholerę nie zostawię cię tu samej. Nie dlatego, że cię lubię ale dlatego że mam u ciebie dług, a te mam zwyczaj spłacać. Zostawiając cię tutaj samą, bez broni i bez ochrony, może i spełnię twoje życzenie ale jest niemal pewnym, że wylądujesz na moim sumieniu, a nie będę udawał że jest tam dużo miejsca. Spróbuj więc przez chwilę pomyśleć racjonalnie. Zepchnij swoje lęki na dalszy plan i myśl do diabła bo mam już dość pokazów kobiecych fanaberii. Szczególnie w wykonaniu kogoś takiego jak ty, Kar - dodał i niemal się uśmiechnął, ale widać było że ma już dość. - Nie chcę z tobą walczyć skarbie więc nie zmuszaj mnie do tego bo mamy dość innych problemów na głowie i zdecydowanie brakuje nam czasu na sparing.

“Dlaczego on tyle gada?” – zastanowiła się Karola – “Sałata słowna? Osobowość narcystyczna?”
Ale to nie słowa, a ton mężczyzny pozwoliły się jej pozbierać. W tej postaci był.. spójny. Bez fałszywego tonu, jaki miał tamten „czuły” Caine. Zwykły, zadufany w sobie dupek. Honorowy – cokolwiek by to znaczyło. I, niestety, przekonany że jest jej winien przysługę.
„Trzeba było pozwolić tej kłodzie go rozwalić.. „ pomyślała. Ale wiedziała, że potem poczucie winy by ją zjadło. Westchnęła.
- Dobrze, pójdę z tobą. Aż znajdziemy małą. Ależadnych poufałości. Łapy trzymasz przy sobie. I – błagam – nie staraj się być dla mnie miły. Robi mi się od tego zimno. Jasne?

- Jak słońce... - odpowiedział zadowolony, że nie musi się więcej produkować. - To co, na lewo?

Zanim padła odpowiedź ze strony kobiety powietrze przeszyły nie słowa lecz coś o wiele bardziej materialnego. Pojedyncza strzała wykonana z jasnego mocnego drewna, zakończona śnieżnobiałym piórem ze świstem przeleciała pomiędzy rozmawiającymi i wbiła się w wielką kłodę kołyszącą się w tyle. Nie wyglądało to na pomyłkę, bardziej na strzał ostrzegawczy. Ten kto go wykonał musiał doskonale posługiwać się swoją bronią. Można było określić skąd mniej więcej padł strzał. Problem tylko w tym, że las dalej wydawał się być taki sam jak przedtem. Wędrowcy nie dostrzegli ani nie usłyszeli nic nadzwyczajnego. W powietrzu unosiła się dalej ta niepokojąca cisza, nie licząc czegoś w oddali brzmiącego jak niezidentyfikowany dla nich gatunek ptaka. Cain i Karola wiedzieli z całą pewnością, że są obserwowani a obcy głos dobiegający zza drzew tylko ich w tym utwierdził.

-Żadnych gwałtownych ruchów. Ręce w górze. Bez numerów proszę. Nie lubię się powtarzać.

Karola gwałtownie wciągnęła powietrze, a potem powoli podniosła ręce nad głowę.
- Zadowolona? - warknął w stronę Karoli, po czym poszedł w jej ślady uważnie przy tym przeczesując las w miejscu, z którego dochodził głos.

-Nie wyglądacie na gobliny. Kim jesteście?

Tym razem głos zabrzmiał w trochę innym miejscu tak jakby jego właściciel się przemieszczał. Najpewniej należał do mężczyzny i to takiego o niezachwianej pewności siebie. Jego właściciel musiał czuć się panem sytuacji i w chwili obecnej zapewne był.
- Wędrowcami - odpowiedział Caine podążając wzrokiem za głosem. - A ty? - dorzucił, po czym dodał nieco ostrzejszym tonem. - I jakim prawem nas atakujesz?

Przez krótką chwilę nikt nie odpowiedział na pytanie Caina. Równie dobrze tajemniczy nieznajomy mógł po prostu odejść i nawet by tego nie zauważyli. Przewaga jaką dysponował sprawiała, że dwójka ludzi nie czuła się zbyt komfortowo.

-Wędrowcami...? Mówi mi to coś... Słyszałem kiedyś na pewno tą nazwę... Zapomniałem jednak gdzie.

Zza jednego z drzew wyłonił się mężczyzna w zielonym płaszczu z kapturem i znoszonej tunice, której lata świetności minęły bezpowrotnie. Buty nie wyróżniały się niczym szczególnym, ale być może pomagały mu poruszać się tak niepostrzeżenie jak teraz. Dla tego łowcy przyzwyczajonego do otoczenia oni, będący intruzami w tej krainie musieli być słyszalni już z wielkiej odległości. Odkryte umięśnione ramiona w oko mgnieniu mogły napiąć zdobiony łuk z jasnego drzewa, którego pochodzenia wędrowcy nie mogli ustalić. Całości wyglądu dopełniały skórzane rękawice na dłonie z wycięciami odsłaniającymi palce. Na oko wyglądał na około trzydzieści lat. Zapewne czasem musiał odgarniać długie włosy, które opadały mu na twarz ograniczając pole widzenia.Według obowiązujących standardów na Ziemi mógł być uznany za przystojnego o ile wcześniej zgoliłby brodę i częściej się mył. Zapewne wiele czasu spędził właśnie w tym miejscu poznając większość z jego sekretów. Niepokojący był fakt, że mimo faktu, że postanowił wyjść z ukrycia wciąż mierzył do nich z łuku zbliżając się wolno. Ponadto nie odpowiedział na pytania Caina co mogło znaczyć, że wciąż jeszcze im nie ufał.

-Co robicie w moim lesie... wędrowcy? - wypowiedział ostatnie słowo z zadumą, wręcz chwilową nostalgią, która szybko ustąpiła bardziej stanowczym uczuciom.
-Chcecie zginąć?

W pierwszej chwili można było go nie dostrzec, ale u nóg mężczyzny chodził ostrożnie lis uważnie przyglądając się nieznajomym. Odsłaniał lekko krótkie ostre zęby wysyłając ku nim bezgłośne ostrzeżenie a jego lisi ogon ocierał się pieszczotliwie o nogi łucznika.

- Szukamy naszej towarzyszki. Bestia ją zabrał. To była twoja pułapka? Mogę opuścić ręce, nie jestem uzbrojona... - Karola wreszcie zdołała otrząsnąć się z zaskoczenia i odzyskała głos.

Łowca wahał się przez chwilę wyraźnie walcząć ze sobą. W końcu kiwnął lekko głową i opuścił łuk zdejmując z niego strzałę. Nie założył go jednak na ramię i bardzo możliwe, że w razie potrzeby użyłby swojej broni w ciągu kilku sekund.

-Tak to moja pułapka. Zostawiam je w całym lesie na istotę, którą zwiecie bestią. Współczuję wam waszej straty jednak wasza towarzyszka już raczej nie żyje. Wróćcie skąd przybyliście. Tutaj jest zbyt niebezpiecznie dla takich jak wy.

- To już zdołaliśmy zauważyć - odpowiedział Caine, opuszczając ręce i odruchowo kładąc jedną z nich na rękojeści miecza. - Mamy jednak ten problem, że pewna dama - wskazał na Karolę - uparła się by małą jednak ratować. Nie mówiąc już o tym, że nie mamy po co wracać. Skoro jednak znasz tą istotę to może zamiast nas zawracać, wskażesz do niej drogę?

Obcy usiadł na wystającym korzeniu i wziął w dłonie lisa, któremu najwyraźniej w smak były pieszczoty swojego właściciela gdyż prężył się niczym kot. Wyglądał jakby zmagał się z czymś w myślach i wędrowcy przezornie nie odzywali się przez chwilę. W końcu przemówił na nowo.

-Istota o której mówisz wędrowcze... Jest mi znana masz rację. Nie znam jednak drogi do jej siedziby, dlatego zastawiam pułapki po całym lesie i ścigam ją bez wytchnienia. Zdaję sobie sprawę z jałowości mych działań, ale nie mogę ustać w swoich wysiłkach. To dla mnie zbyt ważna sprawa. Rozumiem, że wy także nie wiecie gdzie ukrywa się “zguba” tego lasu?

- Cóż - zaczął Caine, z ciekawością przyglądając się temu słodkiemu obrazkowi i zastanawiając się ile można zdradzić temu facetowi. - Właściwie to wiemy.

Łowca drgnął i przyjrzał się uważnie Cainowi nie próbując nawet ukryć zdziwienia. Właściwie to wydawał się wręcz podekscytowany w pewien sposób.

-Wiecie? Jeśli mówisz prawdę to.. Nie, nie może być. Przeszukałem ten las wzdłuż i wszerz wiele razy i dalej nie znalazłem tego czego szukam. Skąd tacy jak wy... Jeśli naprawdę wiesz to powiedz mi proszę wędrowcze.

- Chodź z nami - zaproponowała Karola, równiez opusczając ręce - pomożesz nam odbic dziewczyne.

- Kar wyjątkowo mówi z sensem więc nie zaszkodzi jej posłuchać. Pomożemy sobie nawzajem. Ty będziesz miał swoją bestię, a my dziewczynę. To rozsądny układ - zgodził się Caine.

-To dla was zbyt niebezpieczne. Jeśli jednak nie da się was odwieść od tej myśli i takie są wasze warunki to muszę na nie przystać - tropiciel wstał a wraz z nim jego mały przyjaciel, który zgrabnie zeskoczył mu z kolan. Oboje podeszli do Karoli i Caina. Lis otarł się ukradkiem o nogę kobiety a jego pan podał rękę Cainowi.
-Przepraszam. Zapomniałem nawet się przedstawić szlachetni wędrowcy. Jestem...
Wyglądało to tak - chociaż brzmiało niewiarygodnie - że mężczyzna zapomniał własnego imienia. Tkwił tak przez moment w konsternacji, rozpaczliwie próbując poskładać myśli. Mamrotał przez chwilę do siebie po czym pokręcił głową.
-Wybaczcie... Zbyt długo byłem w tej dziczy sam na sam. Zdaje się, że jeszcze trochę i zamienię się w suchy konar drzewca. Nazywajcie mnie jak chcecie. Może Leśniczy? Nie wiem czemu, ale... Ta nazwa wydaje się być dobra jak każda inna.

- Twoja decyzja, Leśniczy - odpowiedział Caine, aczkolwiek nieco uważniej przy tym spojrzał an człowieka. - Karola - wskazał na swoją towarzyszkę w ramach ogólnego przedstawiania się. - Ja jestem Caine. Wedle naszych informacji powinniśmy dojść do wielkiej papugi, a stamtąd iść w lewo. Znasz taką drogę?

-W lewo? Niezbyt dokładny kierunek biorąc pod uwagę to, że lewo jest tam gdzie się stoi... Kto was uczył orientacji w terenie? Goblin? - zaśmiał się szczerze uważając to za dobry żart.
-Aczkolwiek jeśli chodzi o wielką papugę to chyba chodzi wam o skałę tam wyżej - mężczyzna pokazał palcem na wzniesienie gdzie Cain jeszcze nie tak dawno temu chciał się wspiąć.
-Proponuję wejść nań i rozejrzeć się trochę. Mam jednak nadzieję, że wiecie coś więcej bo byłem tam już dziesiątki razy i... - wyglądał jakby chciał jeszcze coś dodać, ale się powstrzymał.

- Więcej? Niewiele więcej nam w sumie wiadomo, ale skoro możesz nas przeprowadzić do tej papugi to można spróbować wymyślić jak te proste wytyczne przełożyć na właściwą drogę.


“Leśniczy” jak określał sam siebie mężczyzna kiwnął głową i pozwolił sobie nawet na lekki uśmiech. Być może poczuł, że pojawienie się tej dwójki jest szansą dla niego na zrealizowanie własnych celów, które częściowo i tymczasowo pokrywały się z ich.

-Zgadzam się. Może uda się dojść do czegoś wspólnymi siłami. Stąpajcie powoli i z rozwagą. Podążajcie moimi śladami a ominiecie resztę pułapek i zachowacie życie.

Najwyraźniej nie zamierzał tracić więcej czasu gdyż odwrócił się na pięcie i kierował się wolno w stronę wzniesienia. Co jakiś czas dawał im znać, żeby się zatrzymali po czym zmieniał lekko kierunek albo pokazywał im bezgłośnie cienką linkę zawieszoną przy ziemi czy też fałszywe poszycie skrywające jamę z kolcami. Wymijali bezpiecznie każdą przeszkodę, ale powolne zygzakowanie sprawiło, że dotarcie na skałę przedstawiającą papugę zajęło im o wiele więcej czasu niż mogli podejrzewać. Podejście pod górę było dość łatwe, ale łowca polecił im patrzeć pod nogi. Na końcu podał rękę Karoli wciągając ją na szczyt. Łowca opowiedział im o różnych gatunkach papug zamieszkujących tą skałę. Większość jednak z nich uciekło lub została rozszarpana przez bestię - tak jak większość lasu z tego co mówił Purchan. Widok z góry nie obejmował całego lasu, niektóre drzewa rosły jeszcze dużo wyżej, ale był to wystarczająco dobry punkt orientacyjny by pomóc w odnalezieniu dalszej drogi. Widzieli wielkie drzewo z kierunku z którego przyszli. Było tak duże, że nawet z tej odległości wydawało się być bardzo blisko. Na zachód leżało jezioro, którego tafla wody odbijała światło sprawiając wrażenie jakby mieli przed sobą ocean słońca. Na Południe rósł las i ciągnął się aż po horyzont zmieniając kolory, odcienie kolorów, kształty i wielkości. Widok jak z bajki można by rzec. Natomiast na wschód za początkowymi liniami drzew rozciągął się dość szeroki, otwarty pas czarnej ziemi wyróżniający się brakiem roślinności i kolorem.

Caine przez chwilę stał bez słowa pozwalając sobie na rozkoszowanie się widokiem. Dzika natura zazwyczaj działała na niego uspokajająco, pozwalając mu regenerować siły i przemyśleć sprawy, które zaprzątały mu umysł. Nie mówiąc już o tym, że żaden z jego “znajomych” nie zapuściłby się w tereny na których leżał jego dom, dzięki czemu mógł mieć pewność, że żaden idiota nie wpadnie do niego bez zapowiedzi.
- Brakuje tylko zamku - skomentował, powracając do swojej roli. - Księżniczkę i smoka już mamy... Jak myślisz Kar, królestwo do podziału też się znajdzie? - Nie czekając na odpowiedź kobiety, zwróciła się do Lesniczego. - Według naszych wskazówek od tej papuziej skały powinniśmy iść w lewo, a później w prawo aż do martwej ziemi, co jak się nie mylę kieruje nas tam - wskazał na wschód. - Jest tu gdzieś jakaś góra? Ewentualnie coś co mogłoby za nią uchodzić, gdzie byłyby jaskinie... ?

Ich nowy znajomy zasępił się słysząc te słowa. Spojrzał w kierunku o którym mówił Cain i odpowiedział dopiero po chwili.

-Czułem, że to będzie właśnie tam... Schodziłem przecież ten las wzdłuż i wszerz i to byłoby chyba jedyne miejsce, które zawsze omijałem szerokim łukiem. Istoty tu żyjące także zawsze omijały to co nazwałeś “martwą ziemią”. Według legendy jest to miejsce przeklęte, ale to pasuje do bestii, która także jest przeklęta prawda? Byłem raz blisko tego miejsca i uwierzcie mi... człowiek nie czuje się tam dobrze, ciarki same zaczynają przechodzić po całym ciele chociaż nie potrafię tego wytłumaczyć. Co do jaskiń.... Góry są raczej poza lasem. Tam też są jaskinie. Znalazłem kilka jam... Wiem, że gobliny używały podziemnych tuneli, które być może obejmują swoim zasięgiem to wszystko - pokazał otwartymi dłońmi na wszystko co ich otacza - ale jeśli chodzi o jaskinie w lesie to wydaje mi się, że w okolicy tego przeklętego miejsca o którym mówiliśmy mogą być jakieś wzniesienia. Niestety do tej pory nie miałem dokładnej okazji ich zbadać. Nie podoba mi się to wszystko, ale jeśli jesteście zdecydowani mogę was tam zaprowadzić.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz - oznajmiła Caine wzruszając przy tym ramionami jakby wizja spacerku po nieznanym terenie pod opieką faceta, który nawet nie pamiętał swego imienia, nie była dla niego niczym nowym. - Nie mamy wyboru. Małą trzeba uratować bo w innym wypadku nasza drużynowa smoczyca mogłaby zacząć zionąć ogniem - wskazał na Karolę. - Wierz mi, to nie jest przyjemne kiedy zaczyna.
Poprawił pas z mieczem i błysnął zębami w stronę kobiety. Drażnienie jej sprawiało mu wyraźną przyjemność. Tym bardziej że sama tego chciała.
- Prowadź przyjacielu. Stanie tu i oglądanie widoków nie sprawi, że bestia sama się zabije...

Karola stała, oddychając ciężko. Owszem, uwielbiała dziką przyrodę. W postaci zadbanego ogrodu za oknem jej domu. Safari oglądanego z jeepa, lub lasów widzianych z łódki. Uwielbiała dziką przyrodę. Oglądać. Nie znosiła za to gałązek czepiających się jej ubrania, pajęczyn na twarzy, pyłków, które powodowały u niej alergię, robali, oraz Caine’a. Z naciskiem na tego ostatniego.
- Chodźmy – powiedziała ignorując zaczepkę.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline