Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2012, 16:25   #30
Jerdas
 
Jerdas's Avatar
 
Reputacja: 1 Jerdas nie jest za bardzo znanyJerdas nie jest za bardzo znany
Solmyr, po całej bezpłodnej dyskusji o liderze kontra samowolce w grupie, był rozedrgany. Nie było tego po nim widać, ale wewnątrz coś zaczynało się gotować. Zaczął świadomie kontrolować swój oddech. W myślach cały czas uspokajał Sigrid, która bardzo powoli zaczynała się przyzwyczajać do swojego naturalnego wroga, znajdującego się w pobliżu. Spokój był złudny, ale musiało tak być; przynajmniej do wieczora. Szedł z przodu, obserwując las. Zaczynał tęsknić za jego poszyciem. Chciał iść traktem, jednak jego jestestwo należało do lasu. Choć tej części kniei nie znał, ciągnęła go. Jednak dla dobra grupy powinni iść traktem - tak przynajmniej mu się wydawało.

Zaczynało być gorąco. Kilka razy sięgnął po bukłak i upił łyk wody, jednak robił to oszczędnie. Jeśli rozchodziło się o potrzeby cielesne starał się być ascetyczny. Myśli wędrowały wokół współtowarzyszy. Nie wiedział co z nimi zrobić. Idąc do młyna wydawało mu się, że będzie pełnił funkcję dodatku do ekipy. Dodatku przydanego, jednak nie wadzącego. Jak bardzo się mylił! Nie minął nawet dzień, a on już zdążył dość porządnie namieszać, chociaż nie było to w jego stylu. Pod względem komunikacji w grupie był dwunastolatkiem.

W jego odczuciu po wyjściu z Viseny każdy jego czyn był porażką. Po jego przemówieniu nic nie potoczyło się tak, jak chciał. A chciał aby zapanowała demokracja. Sądził, że taka forma rządzenia w większym stopniu zaangażuje go w grupę. Dzięki temu może nauczyłby się lepiej dogadywać; po za tym nie on jedyny miał z tym problem.

Uszli kawałek drogi, gdy wtem zaskoczyła ich burza. Jakby na podkreślenie jego błędu, choć był to zwykły przypadek. Dziwna drewniana konstrukcja zadziwiła go. Podczas próby schronienia się przed silną ulewą doprawioną grzmotami, znalazła się nad nim jakby wyczarowana. Przez myśl przemknęło mu, aby ją spalić; jednak ostrożny i cichy odwrót wydawał mu się jedynym i najlepszym rozwiązaniem. Odsynął się i pomylił się kolejny raz. Etrom udowodnił mu, że jest wiele rozwiązań. Konstrukcja okazała się gniazdem szerszeni, a Zaraźnik postanowił trochę rozruszać grupę i walnął z całej swojej siły w siedlisko owadów. Instynkt zadziałał tak samo u wszystkich, a szerszenie nie były zadowolone z działań Etroma. Solmyr pobiegł za resztą grupy do wody. Przepłynęli rzekę.

Młody zaklinacz miał ochotę zrobić krzywdę nierozgarniętemu drwalowi, lecz zamiast tego usiadł i ignorując ukąszenia zaczął medytować, aby całkowicie się uspokoić. Zharmonizowanie bicia serca i oddechu zajęło mu jakiś czas. Kiedy wreszcie osiągnął pożądany stan, odszukał w swoim umyśle połączenie między nim a łasicą. Zaczął nawoływać Sigrid, której pokonanie dzielącej ich odległości nie sprawiło większych problemów. Czas ich rozłąki wykorzystała na pożywienie się i napicie wody. Była ona pełna życia. Upomniał ją, aby kręciła się w granicach kontaktu wzrokowego.

***

Solmyr siedział i wypoczywał, kiedy słońce zaczynało kryć się za drzewami wstał i zaczął organizować sobie obozowisko. Z racji bliskości lasu uzbieranie odpowiedniego zapasu różnej maści suchych patyków i gałęzi, nie sprawiło mu problemów. Kolejnym zadaniem, jakie sobie postawił, było znalezienie jakiegoś dużego konara, który tliłby się do następnego dnia. Kiedy znalazł odpowiedni kawał drewna zwlekł go do miejsca z uzbieranym opałem. Po tych wszystkich zabiegach zajął się rozpalaniem ognia; nie przejmował się zbytnio grupą, ani tym czy ktoś już to zrobił w innym miejscu. Trzymał się przy nich, to jasne, ale nie za bardzo. Jak tylko ognisko rozpaliło się na dobre, zdjął koszulę. Dokładnie przejrzał swój ekwipunek i skrupulatnie, z należytą ostrożnością, zaczął wszystko suszyć, aby powróciło do pierwotnego stanu.

Po zabiegach z ekwipunkiem, rozsiadł się i pozwolił swojemu ciału chłonąć ciepło ognia. Zjadł coś dzieląc się z Sigrid która dość spokojnie wypoczywała i suszyła się lekko schowana przy plecaku. Tak, aby w razie zagrożenia mogła się w nim schować. Przez chwilę odpoczywał i zastanawiał się nad swoją aktualną sytuacją. Doskonale zdawał sobie sprawę, ze stanu rzeczy jakie go otoczyły. A stan ten, nie był zadowalający. Było mu źle w grupie, jednak musi sobie jakoś z tym poradzić. Prawdopodobnie to jeden z wielu problemów, które rozwiązuję upływający czas. Jedyne co może zrobić to całkowicie zamilczeć, a to chyba potrafił, choć tego dnia nie bardzo mu to wyszło. Rozmyślał też o Zielarce i jej jastrzębiu, muszą porozmawiać jak najszybciej. Kiedy w jakimś stopniu wszystko sobie poukładał, zrobił ponowny przegląd swoich rzeczy. Większość już wyschła przywiązał sakiewki do pasów i załapał za kostur.

Odszedł od ogniska, aby mieć wokół siebie jak najwięcej wolnej przestrzeni. Zamknął na chwilę oczy i w jego umyśle pojawiła się muzyka.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=J46RY4PU8a8[/MEDIA]

Jego spektakl się zaczął. Ciało płonęło. Otoczenie wibrowało. Delikatnie kręcił kijem. Przekładał go sobie z ręki do ręki zataczając wielkie koła. Stał w miejscu. Wprawiając w ruch kostur, w takt słyszanej, tylko dla niego muzyki. Nie przejmował się otoczeniem. Teraz był jego czas, a raczej moment w którym czas się dla niego zatrzymuje. Spokojnie okręcił się wokół własnej osi. Powoli wprowadzał w ruch całe ciało. Nie gwałtownie. Stopniowo. Jego ruchy zaczęły balansować przy granicy gwałtowności. Z boku wszystko wyglądało dostojnie. Jego mięśnie robiły to jakby od niechcenia. W tych ruchach było coś ponadczasowego. Wieczne. Trwałe. Niezmienne. Jednocześnie z minuty na minutę wychodziło coś nieokreślonego, jakieś uczucie, kryło się pod powierzchnią. Podrzucił kostur do góry, wstrzymał oddech i czas się dla niego zatrzymał. Złapał i przyśpieszył. Szybkość, z jaką obracał drąg, rozmywała jego kształt. Solmyr zaczął tańczyć. Ze spokoju nie zostało nic. Jego gwałtowność, figury jakie stosował, przypominały wybuch. Jakby furia, która kryła się w młodzieńcu, wreszcie po latach znalazła ujście. Balansował swoim ciałem. Przeskakiwał z nogi na nogę. Zagarniał otoczenie. Wznosił się i upadał. Po pewnym czasie pojawiły się na jego ciele krople potu. Zwolnił. Wyciszał swoje ciało. Wsparł się o kostur i spojrzał na niebo. ~Dla Ciebie.~ Rzekł w myślach i się ukłonił.

Podszedł do rzeki napił się i opłukał sobie twarz. Wrócił do ogniska i zaaranżował sobie posłanie na noc. Kiedy tylko uznał swoje obozowisko za skończone, podszedł do Eillif. Jak tylko nawiązali kontakt wzrokowy powiedział swoim zwyczajnym, spokojnym głosem: Trzymaj dziś ze mną wartę. Musimy porozmawiać. Poczekał chwilę na odpowiedź i wrócił do swojego “łoża”. Spakował rzeczy, które nie były mu potrzebne. Zostawił przy sobie kostur, procę i sztylet. Położył się. Patrzył w gwiazdy.

Pani Snów, Bogini Nocnego Księżyca. Pozwól mi dziś wkroczyć do Twojego królestwa. Ześlij na mnie chodź część swojej mądrości. Ukaż mi co powinienem czynić. Pokaż co się wydarzy. Niech spłynie na mnie Twój dar. Dzisiejszej nocy oddaję się Twojemu władaniu - szeptał swoją modlitwę.

***

Solmyr obudził Eillif. Była noc, pora kiedy to oni powinni trzymać warte.
- Wstawaj - rzekł cicho, delikatnie łapiąc zielarkę za ramię - już czas.
Kiedy usiedli w dogodnym miejscu obserwacyjnym, Solmyr zapatrzył się w dal i powiedział szeptem, jakby mówił do kogoś niewidzialnego przed sobą. Łasica drzemała mu na kolanach.
- Chciałem się dowiedzieć jak pogodzimy nasze zwierzęta, są naturalnymi wrogami a domyślam się, że tak jak ja, nie chcesz aby mojej Sigrid stało się coś złego.
- Oczywiście, że nie! - zapewniła nerwowo zielarka. Podejrzewała o czym będą rozmawiać i... obawiała się tego. Było jej na prawdę szkoda Solmyra i Sigrid. Wiedziała jak teraz muszą się czuć nieswojo, jak bardzo chłopak musi być czujny. Mimo to, Eillif nie miała pojęcia co zrobić w takiej sytuacji. Powiedziała po chwili:
- Nie chcę, ale zupełnie nie wiem co zrobić... Myślałam już o tym, wiedziałam, że ty też zastanawiasz się co powinieneś zrobić, widziałam jak patrzysz na Thorbranda i … wcale ci się nie dziwię. - Mówiła coraz głośniej i szybciej, a kiedy skończyła mówić schyliła głowę tak, aby nie patrzeć na Solmyra.
- Sama go wychowałaś? Kim on jest dla Ciebie? - Starał się być beznamiętny, co przychodziło mu z łatwością w sytuacji kiedy Sigrid spała.
- Nie... on jest... - Eillif była już na prawdę bardzo zdenerwowana, zupełnie nie wiedziała jak to powiedzieć.
- Chowańcem? - Wszedł jej w słowo Solmyr.
- Nie... to mój... przyjaciel. - Dziewczyna nie miałaby żadnego problemu z wypowiedzeniem tego jakże prostego i zwykłego słowa, gdyby wiedziała, że to może pomóc. Ale słowo “przyjaciel”, “tylko przyjaciel” jeszcze bardziej pogarszało sytuację.
- Coś nie tak? Chyba dobrze, że jest Twoim przyjacielem - Solmyr pierwszy raz spojrzał na Sigrid, jego jasnoniebieskie oczy odbijały księżyc i nie było w nich nic po za tym. - Masz nad nim jakąś władzę poza prośbą?
Zielarka pokręciła przecząco głową, nie potrafiła patrzeć na swojego rozmówcę. Solmyr nie widział czemu to zrobił, ale delikatnie złapał ją za ramię, jakby chciał przekazać otuchę i całe ciepło tym jednym gestem.
- Rozumiem Cię, Sigrid to moja jedyna przyjaciółka.
Po tym ciepłym geście Eillif od razu poczuła się lepiej. Wiedziała, że jej rozmówca, mimo iż martwi się o Sigrid, świetnie rozumie sytuację w jakiej znalazła się zielarka.
- Ale jedyne co mogę zrobić w tej sytuacji, to zapewnić cię, że nie będę spuszczała oka z Thorbranda i pilnowała go na każdym kroku. Chyba że ty masz jakiś inny pomysł? - Zapytała z nadzieją w głosie. Czuła się bardzo niezręcznie w takiej sytuacji, można nawet powiedzieć, że czuła się winna. Solmyr, odsunął dłoń i znowu spojrzał w dal. Zastanawiał się. Nasłuchiwał i obserwował. Po jakimś czasie powiedział jednostajnym tonem skierowanym do nikąd.
- Dopóki Sigrid jest przy mnie, jest bezpieczna, jednak ona musi zapolować i się wybiegać. W takich sytuacjach Thorbrand musi być przy Tobie, wtedy będziemy oboje spokojni.
- Dobrze, to powinno zapobiec niechcianym sytuacjom. - Eillif spodobało się to rozwiązanie. Nie dość, ze było dobre dla każdej strony, to wydawało jej się także łatwe i... bezpieczne. Solmyr, kiwnął głową na znak, iż jej słowa dotarły do jego uszu. Zapatrzył się w znany tylko sobie punkt i milczał. Eillif też milczała, ale nie patrząc przed siebie. Teraz spoglądała na Solmyra. Chciała go zapytać o jeszcze kilka rzeczy, ale może bojąc się o reakcję albo będąc już zmęczona tą rozmową i ogólnie całym dniem, nie zrobiła tego.
 
Jerdas jest offline