Dzięki łasce Sigmara Alex należał do tych, co nie potrzebowali pomocy kapłanki. Juliene i tak miała dość pracy, szczególnie z Sigismundem, który był tak ciężko ranny, że musiał leżeć w głębi wozu. Na szczęście Wołodia, jego następca na koźle, dawał sobie bez większych problemów. Tak więc i jechało im się całkiem dobrze. Tyle tylko, że - w razie kłopotów - przynajmniej w pierwszej chwili byliby nieco osłabieni pod względem gotowości do walki.
Konieczność taka jednak nie nadeszła i już bez dalszych problemów dotrwali do wieczora.
O ile spotkanie na moście nie należało do tych, które się mile wspomina (chyba że lata później, przy płonącym kominku i kuflu piwa), o tyle napotkany pod koniec tego etapu podróży budynek stanowił prawdziwie przyjemną niespodziankę. Przynajmniej na pozór.
Co prawda zadane przyjezdnym pytanie niezbyt dobrze świadczyło o stanie umysłowym pytającego, ale jeśli zapewniał dach nad głową i miskę ciepłej strawy, to więcej od niego nie można wymagać.
- Goście jadą - odparł Alex, nie odpowiadając bezpośrednio na pytanie. - Głodni i zmęczeni. Jeśli oczywiście przyjmujecie gości. |