Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2012, 20:23   #8
Cas
 
Cas's Avatar
 
Reputacja: 1 Cas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodze
Być może nie dawał tego po sobie poznać, ale wyraźnie nie podobała mu się cała ta sytuacja. Cyganie mieli zapewnić im bezpieczną podróż, nie narażać na atak rozwścieczonych fanatyków. Jakby tego było mało, pojawiły się jeszcze problemy związane z koronacją. Czekanie do rana było chyba ostatnią rzeczą, na którą miał w tym momencie ochotę. Wykonał jeden krok do przodu, ukłonił się lekko i przemówił, tym samym zdecydowanym tonem, którym zwykł wydawać polecenia:

- Nie mogę mówić za swoich kompanów, ale ja nie przybyłem tu odpoczywać - zamilkł na moment i spojrzał prosto w oczy Królowej. - Przynajmniej nie przed tym jak ktoś będzie łaskaw powiedzieć mi co się tu właściwie dzieje.

- Zgodzę się z moim kompanem. Nie przybyliśmy tu na wakacje - Jacquou postanowił przypomnieć wszystkim o swojej obecności.

- Cóż jednak osiągniemy, jeśli dotrzemy do Londynu wykończeni? - szepnął sam do siebie Diego, jednak głośniej niż zamierzał, przez co jego koledzy najpewniej to usłyszeli.

- Ach... - kobieta uśmiechnęła się delikatnie, znów spoglądając w stronę grupy podróżników. - Widzę tutaj osoby stawiające dobro “sprawy” ponad własnym.

Usiadła na stołku przy stole i wskazała dłonią pozostałe siedziska. Było ich całkiem sporo, ustawionych w okrąg.

- Koronacja będzie miała miejsce za dziesięć dni. Zwykle dostanie się do miasta nie jest problemem, lecz teraz straż wyczulona jest na wszystko. Ostatnio zatrzymali nawet handlarza, pod zarzutem że jego piwo może doprowadzić do pijackich burd na ulicach - zachichotała kokieteryjnie, trzepocząc rzęsami w stronę Benneta. - Każdy kto chce wnieść do miasta chociażby nóż, musi liczyć się z zamknięciem w baszcie, aż do koronacji. A że baszta została już przepełniona, wysyłani są do Tower.

Przerwała na chwilę, czekając na reakcję swoich gości.

- Z resztą na noc, mężny Assasynie, bramy miasta i tak są zamknięte.

- Właśnie, Królowa mówi bardzo mądrze. Dziękuję. Chodźmy wypocząć, zmarzliśmy i czy potrzeba nam czegoś oprócz ogniska i cygańskiej muzyki? Nie dość, że strasznie zesztywniałem w tym wozie, to jeszcze muszę stać i słuchać - powiedział Rico kierując się do wyjścia. Przystanął tylko na chwile patrząc czy ktoś z nim może nie pójdzie.

- Bennet, mam za nim iść? - szepnął do dowódcy Diego. Miał przeczucie, że Rico może zrobić coś głupiego, co zapewne wyczuł przywódca...

- Za pozwoleniem, Królowo - odezwała się nagle Anouk, ignorując szczenięce zachowanie Rico. - Jak wygląda sprawa bezpieczeństwa obozu?

Królowa spojrzała na dziewczynę i uśmiechnęła się mimo woli.

- Nie musimy obawiać się niczego ze strony mieszczan ani chłopów. Co prawda strażnicy regularnie przychodzą tutaj, pod pretekstem kwestii bezpieczeństwa, ale każdy wie że zwyczajnie sami chcą się przekonać o “cygańskich skarbach, nakradzionych w każdym zakątku świata”.

Jej uśmiech stał się mniej szczery, żeby nie powiedzieć ironiczny. Anouk odpowiedziała jedynie skinieniem głowy. Słowa Cyganki wcale jej nie uspokoiły, ale zamierzała zachować swoje obawy tylko dla siebie. Spojrzała jeszcze po pozostałych Assasynach, po czym wyszła.

W ślad za nią ruszył również Jacquou, choć sam po opuszczeniu namiotu ani myślał iść w tym samym kierunku. Skierował się zamiast tego w stronę wyjścia z obozu. Postanowił uciąć sobie małą przechadzkę by uspokoić myśli i zastanowić się. Nie przejmował się strażnikami. Jeśli któryś próbowałby mu coś zrobić zostałby trupem szybciej niżby zdążył dobyć miecza. Och dlaczego akurat Cyganie? Coraz mniej mu się podobali, zwłaszcza po wyzwiskach na temat mieszczuchów ze strony Anouk. Od dziecka żył w mieście i podobał mu się taki styl życia, był do niego przywiązany. Denerwowało go protekcjonalne zachowanie towarzyszki.

Ostatnią osobą decydującą się na wyjście był Diego, który to odwrócił się na pięcie, ruszając w kierunku wyjścia i zostawiając Benneta samego. Choć temu daleko było do samotności, ostatecznie został w towarzystwie Królowej i swoich myśli, a te nieco spochmurniały. Jego kompani zachowali się jak banda dzieci i w chwili obecnej pewien był tylko tego, że przyjdzie im za to zapłacić. Póki co wolał jednak skupić się na osobie Cyganki. Du Paris wiedział kiedy się odezwać. Znał dworską etykietę i dawno poznał jak wielkim skarbem jest umiejętność słuchania. Zwykle przemawiał ostatni, dopiero kiedy wszyscy wypowiedzieli już swoje kwestie. Wtedy to on posiadał wszystkie sekrety, a te stanowiły jego broń. Dlatego poczekał chwilę do momentu aż nikt nie będzie w stanie mu przeszkodzić i przemówił.

- Koronacja to nie lada wydarzenie. Mnóstwo sposobów na napełnienie kiesy - poprawił włosy delikatnym, wyuczonym ruchem i kontynuował. - Mam uwierzyć, że cyganie nie mają oczu w mieście, że nie są w stanie przemycić czegoś poza jego mury?

- Ależ jesteśmy. I dlatego poprosiłam żebyście poczekali do rana - królowa pozbyła się swojego uroczego stylu bycia i wstała, by ze skrzyni wyjąć dwa kryształowe kielichy i gąsiorek. - Nocą, paradoksalnie, jeszcze trudniej dostać się do miasta niż za dnia. Po zmierzchu, bramy są zamknięte, Most Londyński podwójnie obstawiony a wzdłuż doków dookoła rzeki stoi mnóstwo strażników.

Ze stukotem ustawiła butelkę na stole i kciukiem zdjęła korek. Wino które rozlała do kielichów miało przyjemny zapach. Zaczęła traktować Benneta jak równego sobie.


- Jeśli chcesz, ciągaj ich po nocy i deszczu. Przekonasz się tylko o tym, że mówię prawdę. A że jesteś mądry, szybko wrócisz tutaj.

Przyjrzał się uważnie pucharom i choć z wielkim trudem, odmówił sobie uśmiechu. Ostatecznie był Francuzem, jak inaczej mógł zareagować na aromat tego trunku?

- Nie, nie chcę - przemówił odrywając wzrok od kielicha. - Jak sama widziałaś Pani, trudno było ich utrzymać w namiocie, co dopiero w nocy, szczególnie jeśli w grę wchodzi deszcz. Bardziej interesujący jest fakt, że w trakcie ich obecności nie raczyłaś podzielić się informacjami, które właśnie mi przekazałaś. Jeszcze bardziej interesujące są konkrety - uważnie przyjrzał się rozmówczyni, ostatecznie skupiając wzrok na jej oczach. - Bez tych nie mogę działać, a nie po to wybrałem się w tą podróż, by siedzieć bezczynnie.

- Zamierzałam się nimi podzielić gdy rano będziecie w pełni wypoczęci po znoju podróży, ale jak widzę, niepotrzebnie się martwiłam - sama upiła łyk i rozwinęła przed Bennetem prosty plan Londynu, palcem wskazując na Sauthwark.

- Jedynym problemem obecnie jest mur otaczający Sauthwark. Przekroczenie bramy może być trudne, ale mamy kilka możliwości. Wozy z sianem, grupy pielgrzymów, przekupienie jakiegoś handlarza czy zaryzykowanie łapówki wymierzonej w stronę strażników bramy. Wszystkie są jednak ryzykowne. No i zostaje Most Londyński. Nocą, przebycie go, jest niemożliwe. W dzień, po prostu trudne z powodu licznych patroli.

Potarł ręce i wziął niewielki łyk wina. To doprawdy było pierwszej jakości. Wreszcie miał z czym pracować i nie miał zamiaru tracić ani chwili czasu. Jego oczy uważnie śledziły każdą linię na leżącej przed nim mapie. Zajęło mu to moment, na tyle długi, że z pewnością spamiętał już każdy szczegół.

- Z czystej ciekawości. Nie macie w mieście żadnych agentów i sposobu na kontakt z nimi?

- Mamy gołębie pocztowe. I tak, jedna grupa naszych braci weszła do miasta, ale prawie doszło do rozlewu krwi. Przeszukiwać ich chcieli. Głównie nasze kobiety, rzecz jasna. No i jedna z sióstr prawie wydrapała strażnikowi oczy, gdy zaczął się do niej dobierać. Dobrze że na wachcie był wtedy rozsądny człek, bo by kłopoty były i to duże.

Wzruszyła ramionami, obserwując rozmówcę. Uśmiechnęła się lekko, widząc jak wodzi wzrokiem po mapie.

- Widzę, żeś człowiek czynu, panie... ? - zapytała, robiąc pauzę.

- Przeprosiłbym za brak manier, ale szczerze wątpię, że królowa cyganów nie wie z kim przyszło jej dzielić tak wyśmienite wino - skinął lekko głową i spił jeszcze łyk. - By jednak dworskich subtelności stało się zadość, Bennet du Paris, do usług.

- Sara - odpowiedziała krótko, uśmiechając się nieznacznie. - Więc, panie z Paryża, masz już jakiś pomysł, by towarzyszy swoich za mury miasta przemycić?

Wstała spokojnie i obeszła stół, by stanąć obok Francuza. Długim paznokciem zastukała w namalowany fragment muru po wschodniej stronie bramy.


- Mniej więcej tutaj jest małe zawalisko. Mur jest tam nadal mocny i wysoki, ale jeśli jest z wami jakiś akrobata, spokojnie wejdzie przy pomocy szczeliny na blanki.

- Mam kilku kandydatów do tego zadania - powiedział jakby sam do siebie i ponownie skupił się na mapie. - Most to główna droga, więc będzie najlepiej strzeżony. To dobrze, obrońcy w takich warunkach czują się pewnie, zbyt pewnie.

Zadarł głowę i spojrzał na królową, przez kilka uderzeń serca pozwolił sobie nawet zatrzymać na niej swój wzrok.

- Najskuteczniej będzie rozproszyć siły. Wspomniałaś wcześniej o wozie z sianem. Jacquou i Rico bez większych problemów odegrają role pastuchów - parsknął cicho. - Zasłużyli sobie, ale uznajmy, że przydzieliłem ich do tego zadania z uwagi na łączące ich stosunki.

- Ja wejdę osobno, nieuzbrojony nie wzbudzę podejrzeń - zamyślił się na moment.

- Ty, Bennecie, będziesz mógł sobie pewnie pozwolić na przejazd główną bramą. Co tu dużo mówić, masz w sobie magnetyzm, którego brakuje nawet niektórym królom - puściła oko Assasynowi, tym razem nie wkładając w to zbytniej słodyczy. - Jeśli nie masz konia, pożyczę ci któregoś z naszych. Płaszcz daj mojej matce, upierze go i wysuszy nawet w taką pogodę.

Skinął lekko głową, w geście podziękowania. Następnie podniósł się z krzesła i zmierzył rozmówczynię od palców u stóp, aż po czubek głowy. Mogło uchodzić to za niegrzeczne, ale jakoś o to nie dbał. Szczególnie widząc zachowanie królowej.

- Rozumiem, że cyganie nie mają lekkiego życia za murami. Jakie są szanse, że wpuszczą Anouk przez bramę? Jeśli nikłe, byłbym wdzięczny za informację jak udało ci się umieścić w mieście swoich braci.

- Tak jak mówiłam. Mała grupka, żadnej broni, trzymając się razem. Potraktowano ich niczym zwierzęta idące na targ. Kazano pokazywać im zęby, przeszukiwano ich niedelikatnie i wyrzucano zawartości toreb i juków na ziemię - Sara skrzywiła się, a w jej oczach pojawił się ogień. Ogień, świadczący o jej wściekłości. Bennet od razu wyczuł, że mimo pozornego bezpieczeństwa, wielu strażników miejskich pozostało przy zwyczajach poprzedniego władcy Anglii.

- Jeśli pójdzie sama, gwarantuję ci że spróbują ją zgwałcić. A jeśli im się nie uda, a ona w obronie swojego życia i godności porani ich, to da strażnikom pretekst do nagonki na cyganów za murami - pokręciła zniechęcona głową, dłonią opierając się o stół i bezwiednie oglądając Benneta, tak jak wcześniej on obejrzał ją.

- W takim razie nie będę jej narażał. Na dobrą sprawę również ich, Anouk nie ma w zwyczaju ranić. To ona wykorzysta więc szczelinę w murze. Gibkość jej ciała nawet mnie niejednokrotnie wprawiła w zdumienie - ponownie subtelny uśmiech rozpromienił twarz agenta. Wino albo atmosfera tego obozu, coś naprawdę szybko pozwoliło mu zapomnieć o trudach podróży. Doprawdy dawno nie czuł się tak rozluźniony.

Pokręcił głową i ponownie skoncentrował się na pracy. Pozostał zatem Diego, no i coś równie istotnego - broń. Nawet najlepszy plan byłby na nic bez choćby jej jednej sztuki. Analiza mapy i potencjalnych dróg wejścia do miasta zajęła mu trochę czasu, ale wreszcie nadeszło olśnienie. Dopiero wtedy dostrzegł bowiem coś tak istotnego. Zaklął w myślach, wino i kobiety nie były dobrymi doradcami w trakcie pracy. Boleśnie przyszło mu się o tym przekonać.

- Wybacz Pani - wypowiedział powoli, chwytając jej dłoń i przesuwając na bok. - Oto rozwiązanie naszych problemów. Co możesz mi powiedzieć o tych wioskach rybackich?

- To? Hmmm... Kilkanaście prostych chałup. Więcej tym ludziom nie potrzeba, bo praktycznie żyją na rzece. Ryby chętnie żerują na tym co ludzie wyrzucą do wody, więc i rybakom dobrze się żyje - również skupiła się na mapie, pozbywając się resztek kokieteryjnego uroku. - Nie jestem pewna, czy jakiś rybak sam z siebie zaryzykowałby przemycania kogokolwiek do Londynu, albo nie bez sowitej zapłaty. Ale to mogłoby rozwiązać wasz problem z transportem broni...

- Mamy dość by kupić prostego rybaka. Szczególnie, że będzie to złote dobrze wydane.

Pozwolił sobie jeszcze ten jeden raz powtórzyć w myślach wszystkie ustalenia. Pamiętał je doskonale, ale wolał nie ryzykować. Był perfekcjonistą i dzięki temu nadal musiał martwić się czymś tak irytującym jak oddychanie. Dopiero kiedy skończył, ponownie spojrzał na kobietę.

- Myślę, że to już wszystko Pani - nie potrafił odmówić sobie dość dwuznacznego brzmienia tego zdania. - Trzeba przyznać, że tworzymy nie lada duet.

Ukłonił się i ucałował jej dłoń. Chwilę później chwycił natomiast swój puchar i wziął pokaźny łyk. Czuł się dobrze, z gotowym planem wreszcie mógł spać spokojnie.

Cyganka uśmiechnęła się niepewnie na pocałunek, a uśmiech ten pogłębił się i nabrał lekko zawadiackiego charakteru, gdy Bennet wypił wino. Sara palcem rozpięła klamrę pod jego brodą i spokojnie złapała opadający na ziemię materiał.

- Dobrej nocy, Bennet - powiedział tonem od którego przyjemne ciepło rozpływało się po plecach.


Kręcąc biodrami zniknęła za płachtą dzielącą namiot na dwie części. I trzeba było jej przyznać, potrafiła pogrywać z mężczyznami.

Przez moment stał jeszcze trochę oszołomiony. Dopiero po dłuższej chwili zdając sobie sprawę, że ustąpił jej pola. Ostatecznie to ona zostawiła jego, nawet jeśli sam pierwszy postanowił się pożegnać. Niebywała subtelność, ale dla niego właśnie takie pojedynki były najciekawsze. W myślach wymówił jeszcze raz jej imię, po czym obrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Doprawdy przyjemnie było wpaść w objęcia nocy. Chłód który poczuł na skórze tworzył niezwykły kontrast w połączeniu z winem rozgrzewającym jego żołądek. Powolnym krokiem ruszył w kierunku jednego z wozów, przywarł do niego plecami i pozwolił sobie wziąć kilka głębszych wdechów. Powietrze było inne, choć może to atmosfera tego obozu. Do jego uszu dotarły nawet dźwięki rozpoczynającej się zabawy. Bennet myślami był jednak daleko stąd.
 

Ostatnio edytowane przez Cas : 12-03-2012 o 23:50.
Cas jest offline