Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2012, 21:25   #122
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Większość drogi spędzonej wspólnie na koźle kozak milczał. Właściwie zachowywał się dość dziwnie w stosunku do elfki, jak z resztą cały czas odkąd się poznali. Spoglądał na nią ukradkiem, a kiedy ta w jakiś sposób się odwracała, mogąc zauważyć spojrzenia Zarubieva, kozak odwracał prędko wzrok. Nie odzywał się do niej i zdawał nie wykazywać zainteresowania. Zachowanie nowego “woźnicy” mogło być kobiecie obojętne, ale i mogło ją to irytować. Wszak siedziała obok niego dość długi kawał czasu.
Jeżeli elfkę zachowanie Wołodii zirytowało, nie dała tego po sobie poznać. Nie znaczyło to jednak, że było jej ono obojętne. Do ukradkowych spojrzeń, a nawet szeptów zdążyła się już przyzwyczaić. Zazwyczaj jednakże kierowali je ku niej osoby całkiem nieznane i w większości nie mające być nigdy poznane. Kozak należał jednak do drużyny, z którą spędziła już trochę czasu. Wcześniejsze zachowanie mogła uznać za skutek braku okazji do wymiany zdań między nimi, co na upartego mogło być właściwym wyjaśnieniem. Teraz sytuacja miała się zgoła inaczej.

- Powiadają że milczenie jest złotem... - zaczęła ostrożnie, skupiając wzrok na towarzyszącym jej mężczyźnie.
Wołodia wzdrygnął się, kiedy kobieta przemówiła. Miał świadomość, że prędzej czy później to nastąpi, łudził się tylko, że może jednak jego podejrzenia się nie spełnią.
-Słyszał ja, że milczenije nije jest złotem, a najochydnijejszym kłamstwem...- odrzekł po chwili wahania, unikając kontaktu wzrokowego. Udawał, że wypatruje czegoś w dali.
- Wolę tą pierwszą wersję - odparła uprzejmie, powstrzymując się od wypowiedzenia na głos komentarza, który miała na końcu języka. - Czyżbym cię czymś uraziła?
Wejrzał na elfkę zdziwiony. Po krótkiej chwili jednak zorientował się, że patrzy jej w oczy i prędko spojrzał przed siebie.
-Nije... Skądże...- odrzekł przełykając ślinę, jakby dopiero teraz do niego doszło, że jego zachowaniem może przypominać kogoś urażonego.

- Zatem odrzuca cię mój wygląd i moja osoba? Jeżeli to pomoże mogę przesiąść się do wozu - zaproponowała z miłym uśmiechem.
-Na bogów, paniji! Skąd! Ja... To trochę bardzijej skomplikowane niźli by się mogło wydawać paniji...- chciał się wytłumaczyć. Nie wyglądał jakby chciał ją oszukać. Ukradkiem znów na nią wejrzał, lecz prędko odwrócił wzrok.
- Saraid - poprawiła go delikatnie. - Może zatem wyjaśnisz, przyjacielu? - naciskała, mając nadzieję, że przeczucie ją zwodzi.
-Jam jest prostym człekiem... Nije znam siję na poezji, nije czytam ksiąg, a magiji to boję siję jak dzijecko bojyi siję ciemnościji... Zupełnije inaczyjej niż wspanijała rasa elfów... przełknął ślinę Jam po prostu nije chcijał siję ośmieszyć, w paniji oczach próbując rozmowy... Po za tym...- wziął głęboki wdech jakby wahał się czy powinien dalej mówić.

Odetchnęła z ulgą.
- Ja zaś jestem tylko prostą wojowniczką, Wołodio. Nie jestem magiem ani uczonym. Nie znam się na poezji, wbrew temu o co możesz mnie posądzać. Znam tylko śpiew stali gdy dobywam miecza i słodki szept strzały gdy wysyłam ją w drogę ku jej przeznaczeniu. Uważanie mnie za kogoś więcej skończyć się jedynie może twoim rozczarowaniem i moją porażką. - Zamilkła zastanawiając się ile jeszcze razy będzie musiała to komuś tłumaczyć. - Dokończ proszę... - nawiązała do przerwanego przez niego zdania ciekawa co też jeszcze tkwi na obrazie elfka, który ich nowy woźnica miał przed oczami.
-Ja...- przełknął ślinę -Głębija paniji oczu... Zapijera mi dech w piersiji... Urok paniji Saraijid sprawija, że język w ustach mnie drętwieje...- wzruszył ramionami przyznając się do słabości, do urody elfki. -Na każdym kroku chwalę urodę moijich rodaczek... Ale, mało która to dorównuje tobije paniji swoimi urokami...- znów przełknął ślinę ale odetchnął z ulgą, jakby cieszył się, że w końcu to z siebie wyrzucił.

Zdecydowanie ją zaskoczył. Spodziewała się prędzej jakiś opowieści o urokach rzucanych przez elfy, lub czegoś podobnego.
- Zbytnio mi schlebiasz, Wołodio - nie była pewna czy ta odpowiedź jest właściwą jednak jej wydała się całkiem odpowiednią, gdyż szczerą.
-Schlebija czy nije... Taka prawda jest...- wzruszył ramionami, jakby chciał temat zakończyć. Zrobił poważną minę i wbił wzrok w dal.
Również Saraid z przyjemnością powitała zakończenie rozmowy na temat jej wdzięków. Nie był to bowiem temat, który wydał się jej odpowiedni. Nie mówiąc już o tym, że takie rozmowy wywoływały w niej lekki niesmak będący pozostałością po czasie spędzonym w Altdorfie.
- Wykazałeś się wielką odwagą, tam, na moście - oznajmiła po chwili milczenia. - Czasem żałuję, że bogowie nie obdarzyli mnie umiejętnością uwieczniania wydarzeń w balladach. Gdy jednak spotkam któregoś z mych kuzynów, poproszę by zastąpił mnie w tym dziele. Taką odwagę winien poznać cały świat by czerpać z niej siłę do walki przeciw złu. To będzie piękna pieśń...

Podejrzewał, że Saraid może wrócić w rozmowie do tamtej potyczki. Wołodia pokręcił tylko głową.
-Odważne? Paniji, to było głupije i ryzykowne... Szanuje swoje zdrowije i życije... Chciałbym jeszcze kiedyś zobaczyć swoją ojczyznę. Wolę to niż by moje nazwisko było tematem balldad...- wejrzał na nią -Strzelca trza było wywabić z kryjówki... Ktoś musijał to zrobić.- odrzekł.
Cóż, najwyraźniej nie nadawała się również do obdarowywania pochwałami. Ewentualnie po raz kolejny ujawniła się jej nieznajomość ludzkiego sposobu myślenia. Względnie jej własny zbytnio odbiegał od tego, którym kierował się Wołodia. Możliwości było kilka.
- To co dla ciebie było głupotą dla mnie nadal pozostaje odwagą, Wołodio. Tym kimś wcale nie musiałeś być ty, jednak zdecydowałeś się poświęcić by pomóc pozostałym. Taki czyn wiele mówi o osobie, która się go dopuszcza. Przyjmij więc me podziękowania.

-Nije dziękuj mi paniji. Jesteśmy towarzyszami nijedoli... Ja wystawijam cel, Ty go zabijasz strzałą. Ty jesteś ranna, Eryk prosiji boga o uzdrowijenie. Khaldin traciji siły, Aliquam go wspomaga. To jak nije pisana umowa. Da.- rzekł spokojnie wyjaśniając swój pogląd na temat współpracy w grupie. -To, czy dożyjemy jutra, zależy od naszych kompanów, ale i od nas samych.- uśmiechnął się. Elfka skinęła mu głową. Najwyraźniej dobrze zrozumiała, co człek miał na myśli. W każdym razie, on odniósł takie wrażenie. Kompani zakończyli rozmowę. Wciąż trzeba było uważać, by ktoś ich nie podszedł. Wciąż, trzeba było być czujnym. W całym tym skupieniu Wołodia pragnął usłyszeć przyjazny dla uszu świergot ptaków, które opuściły te okolice ze względu na plugawą aurę tego miejsca. Żal aż ściskał jego duszę...

~***~


Kiedy grupa dotarła pod tajemniczy jak dla kozaka szynk, Wołodia zeskoczył z wozu zwinnie, po czym sięgnął po swój topór leżący jeszcze na siedzisku i powoli, ostrożnie podszedł do drzwi. Głos, który usłyszał był miłą odmianą. Ktoś pytał, a nie próbował od razu mordować. To już jakiś pozytyw.
-Wrogijem jest ten, kto chce śmijerciji pomagać. My tylko dach nad głową na noc potrzebujem...- rzekł spokojnie spoglądając na kompanów, jakby chciał sprawdzić, czy są gotowi na różne ewentualności.
Po odpowiedzi Alexa i Wołodii drzwi się otwarły i oczom wszystkich ukazał się mężczyzna. Sprawiał wrażenie przestraszonego i nieufnego. Nie był ubrany w żadną zbroję, a w ręku trzymał jedynie krótką pałkę. Był ubrany dobrze, aczkolwiek skromnie.
- Jestem Hans Shmidt, gospodarz „Dobrej strawy”. Niewiele wam mogę drodzy goście zaoferować, ale suchy dach i dobrą strawę z pewnością. Zapraszam do środka. Wejdzcie! – przemówił witając przybyszy.
Kozak spojrzał na kompanów, po czym jakby chcąc sprawdzić, czy to nie jakaś pułapka wszedł do środka jako pierwszy.

Wołodia wszedł ostrożnie rozglądając się po wnętrzu szynku. Zdawało się nie być zagrożenia, ale strzeżonego... -Da... Ja zile siję czuję...- odrzekł uśmiechając się niechętnie -Za strawę i wjino podzijękuję.- To miejsce mu się nie podobało. Gospodarz zresztą też budził w nim dziwny niepokój. Trudno było utrzymać gospodę na szlaku za czasów z przed inwazji chaosu, teraz zaś wydawało się to niemożliwe.
-Powijedz no mnie... Kto ciji tu dostarcza potrzebnych towarów?- nie potrafił bawić się w podchody. Zapytał otwarcie, ale jego ton był raczej łagodny.
- Za spokój mamusi nie napije? Szkoda, oj szkoda – odpowiedział zawiedziony. - Ano towarów nie dostarcza niestety nikt. Ale daje wszystko co najlepsze. To wino mamusi i tą wieprzowinkę suszoną. Ja niedawno wrócił na te stare śmieci i przywiozłem co mogłem. W trakcie wojny uciekłem do Middenheim, a teraz wróciłem. A tu karczma nietknięta, no prawie nietknięta. Toż to zrządzenie losu, nieprawdaż?! Trza się nią zająć teraz należycie i znów ludziom będzie służyć. Podróżnikom przez Ostland. Takim podróżnikom, jak wy.
-A ijnny kto ciję odwijedza?- spytał kozak. Może i zachowywał się niestosownie obserwując dokładnie całe wnętrze ale miał to gdzieś, trzeba było dbać o siebie. Nie
zauważył jednak nic niepokojącego. Karczma była osmolona, ale cudem było, że w ogóle się ostała na takim terenie. - Niedługo tu jestem, wy pierwsi goście. O podróżujących tędy w dzisiejszych czasach ciężko, oj ciężko. Ale na pewno się to poprawi i “Dobra strawa” wróci do swej świetności! - odpowiedział Hans.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 14-03-2012 o 11:23.
Nefarius jest offline