Szłomnik nie miał zbyt wielu powodów, by nie lubić Martina. Po prawdzie widział w nim siebie sprzed kilku lat - nim poszedł do wojska. Jednak teraz żołnierz był zajęty myśleniem o śledztwie, o braku jego efektów i braku dalszych pomysłów. Stąd wyładował frustrację, spławiając niedoszłego bohatera.
Potem nadszedł czas na wieszanie. Knut lubił, jak dobrze wieszają. Wszak to rozrywka dla całej wioski, gdy zadynda jakiś bydłokrad albo podpalacz. Fakt, że wina dzisiejszego skazańca była wątpliwa psuł jednak nastroje.
Nagle strzał! Zamieszanie, bieganina, chaos. Albert rzucił się na pomoc rannemu. Knut zaraz za nim. Nie miał żadnego planu, ale ufał w mądrą ocenę włóczykija. Szczęśliwie żołnierz miał na sobie pełny rynsztunek - uzbroił się rano, by mężniej wyglądać przed inkwizytorem i tak łaził cały dzień po wiosce obwieszony żelazem jak idiota. Teraz zdjął z pleców tarczę i osłaniał nią Alberta, łowcę i skazańca - w tej kolejności.
Czy bystre oczy Knuta wypatrzą coś w tłumie?
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |