Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2012, 04:20   #22
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Hrabianeczka nie śpieszyła się na spotkanie ze swym narzeczonym. Oczywiście, dla zachowania pozorów przed służbą i nawet samą wściekłą jak osa Béatrice nie obnosiła się zbytnio ze swoim ociąganiem. Ona po prostu.. wyjątkowo skwapliwie delektowała się swoim wolnym godzinom jakie jej pozostały do przybycia muszkietera. Niechęć do prędkiego zawędrowania w okolice pokoju gościnnego tłumaczyła potrzebą odświeżenia swojej osóbki przed zobaczeniem się z ukochanym. Była panienką, była kapryśna, brzmiało to wiarygodnie.
A Maur niech sobie nie myśli, że ona tak w podskokach przybiegnie na każde jego zawołanie, o nie.

Przystroiła się w prostą, jak na kanony rozbuchanej mody panującej obecnie wśród arystokracji, kremową sukienkę o tylko kilka odcieni ciemniejszą od jej porcelanowego ciałka. Pozbawiona szerokiego panier była zwiewna i lekka, ale mimo tej niepozorności i można by się zdawać.. pospolitości, delikatny materiał i misterne zdobienia zapewniały o niemałej kwocie jaka została uszczknięta z majątku d'Niort na jej uszycie. Cała kreacja podkreślała dziewczęco-niewinny powab hrabianki.
Jedynym elementem biżuterii wartym wspomnienia był złoty łańcuszek na szyi. Tak długi, że puszczony luźno spływałby po biuście dziewczyny, a zawieszka w postaci sygnetu z głową lwa kołysałaby się na wysokości jej brzucha. Jednak tym razem wsuwał się za dekolt gorsetu i skłębiał się pomiędzy drobnymi piersiami, tworzącymi wygodną kryjówkę dla złotego kocura. Nie tak wygodną jak w przypadku Giuditty lub szlachcianek o wdziękach podobnej wielkości jak ona, ale wciąż wygodną.
I może trochę zbyt prowokującą, ale do tego Marjolaine nie przyznawała się nawet przed samą sobą.




***




Uniosła wdzięcznie rączkę, aby zapukać uprzejmie.

Non, attendez ..

Dłoń zamarła zaledwie na niewielką odległość od drzwi do pokoju gościnnego.
Dlaczego właściwie miała pukać? Dlaczego miałaby w jakikolwiek sposób zawiadamiać go o swoim pojawieniu się i jeszcze czekać na przyzwolenie do wejścia? To był jej dworek, każde z pomieszczeń należało do niej i mogła z pełną swobodą po nich spacerować, kiedy tylko miała taką zachciankę! Jej dom był jej bezpiecznym azylem, już drugim po karocy, którego granicę przekroczył Maur.
Oh, ale teraz było inaczej. Teraz był na terytorium Marjolaine, był pod jej władzą. To prawie tak jakby był.. był.. jej własnością, jak wszystko inne co było w Le Manoir de Dame Chance. To całkowicie zmieniało dla hrabianki perspektywę, czyniąc to spotkanie z wilkiem o wiele mniej niepokojącym niż jak było dotąd. To ona była tutaj Panią. Ona panowała nad tym co się działo w jej domu.

Ten moment zastygnięcie pozwolił młodziutkiej d'Niort odnowić pokłady pewności siebie względem narzeczonego. Zatem gotowa na konfrontację, z zaciętą twarzyczką i bez pukania otworzyła sobie drzwi.

-Bonjour, Gilbert – zaświergotała z iście dziewczęcą beztroską i promiennym uśmiechem rozchylającym jej wargi w tej grze pozorów – Już za mną zatęskniłeś?

Szlachcic czuł się jak u siebie, siedząc rozwalony na sofie, w białej lekko rozpiętej koszuli, w spodniach przepasanych szerokim tureckim pasem zdobionym kolorowym haftem. Siedział swobodnie i władczo, jak lew obejmujący swym wzrokiem nowe terytorium. Jej terytorium.
Tuż obok na stoliku stała karafka z winem i dwa kryształowe kielichy. Z pewną satysfakcją Marjolaine stwierdziła, że jej ochmistrzyni podała mu najgorszy trunek znajdujący się w domu. Ten przeznaczony dla służby. Niemniej ten ukryty afront jakoś nie pozbawił Gilberta szelmowskiego uśmieszku.

Wstał powoli podchodząc do dziewczyny, jego wzrok wędrował po jej kreacji, oceniał ją. Znów hrabianeczka miał to przemożne uczucie, że jej narzeczony rozbiera ją wzrokiem.
-Moja droga, jakże mógłbym nie tęsknić do tak pięknego cudu natury.-rzekł z uśmiechem będąc już blisko niej. Dłonią przesunął po jej szyi, nachylił się i pocałował usta swej wybranki, lubieżnie i zachłannie. Wędrując językiem po wargach Marjolaine, wprawiał jej ciało w drżenie-Acz... przybyłem tu z powodu twej szacownej matki, która przyjechała do mego zamku i oskarżyła mnie o porwanie swej córeczki. I gwałt na jej czci. I o jeszcze parę rzeczy, których nie zdołałem zapamiętać. Była bowiem bardzo roztrzęsiona, a przez to mówiła niewyraźnie.
Słowa te mówił muskając palcami szyję Marjolaine i jej dekolt wyraźnie delektując się delikatnością jej skóry.-A ty moja droga, stęskniłaś się ?

-Non – hrabianka zrzuciła z siebie maskę słodkiej narzeczonej i prychnęła w zgodzie ze swoim panienkowatym charakterkiem, co za zamkniętymi drzwiami i pozostaniu sam na sam z Maurem było już jak najbardziej właściwe.
-Maman nie popadła w nadmierny.. zachwyt, kiedy tak nagle dowiedziała się o moim narzeczeństwie z Tobą. Ma to swoje wady, jak i przezabawne dla mnie zalety.. - mruknęła, po czym nonszalanckim ruchem ręki strzepnęła palce mężczyzny ze swego dekoltu. Dłonie buńczucznie oparła na swej talii i spod długich rzęs spojrzała z pretensją na Maura.
-Ale jak mogłeś ją spić?! I co zrobiłeś, że Béatrice jest tak wściekła?! - przez wyraźne oburzenie Marjolaine z powodu takiego postępowania mężczyzny, przebiła się też ciekawość co do sposobu doprowadzenia ochmistrzyni do tak niecodziennego stanu.
-Jak mogłem tego nie zrobić?- spytał ironicznym tonem Gilbert, spoglądając z ciekawością na jej twarzyczkę.- Twoja maman, już od dziedzińca zwyzywała mnie od parweniuszy, dorobkiewiczów i porywaczy.
Wzruszył ramionami dodając obojętnym tonem.- Więc, musiałem ją jakoś uspokoić. Na szczęście nie zna się na trunkach zza granicy. I nie odróżnia tokaja od laudanum.
Spojrzał w jej oczy z zawadiackim uśmiechem.-Widzę, że domowe pielesze czynią cię zadziorną. W łóżkowych figielkach też? Może sprawdzimy to mademoiselle? Wszak...- przesunął palcem po łańcuszku widocznym na jej dekolcie.-... mam wrażenie, że nachodziły cię takie myśli, gdy się stroiłaś na spotkanie ze mną.
Po czym splótł obie ręce razem na piersi mówiąc.- A co do tej Béatrice, chyba źle zniosła nasz przyjazd do twego domu. Zanim twoja maman poszła do łóżka... sama, trochę powspominaliśmy jej dawne dzieje. Możliwe też, że za bardzo się szarogęsiłem w twoim domu. Za co przepraszam.
-Szarogęsiłeś, doprawdy. Nie brzmiała jakbyś się tylko szarogęsił – powiedziała nieufanie, a następnie ręce skrzyżowała na piersiach, jak naśladując gest mężczyzny. I nie pozwalając mu się wyprowadzić z równowagi jego sugestiami -Możliwe, że wczoraj kazałam przekazać maman informację o moim wieczornym spotkaniu z Tobą oraz.. aby na mnie nie czekała tej nocy. Wyobrażałam sobie, że najwyżej omdleje na tę wieść, ale widać jest bardziej zbulwersowana moimi zaręczynami i utratą naszego dobrego imienia niż sądziłam..

Wzruszyła ramionami i idąc drobnymi kroczkami wyminęła Gilberta, by móc sobie przysiąść na kanapie. W międzyczasie jak od niechcenia, całkiem obojętnie rzuciła -I mylisz się, nie stroiłam się dla Ciebie. Nie jesteś jedynym mężczyzną, z którym się dzisiaj spotykam.
-Och, doprawdy. Powinienem być zazdrosny? Powinienem...- szlachcic ruszył za nią by przysiąść się obok niej. Bardzo blisko niej. Czuła jego obecność obok siebie- Powinienem szaleć z gniewu? Gorączkowo wypytywać cię o osobę, która odwraca uwagę ode mnie? Szykować szpadę do pojedynku?
Delikatnie położył dłoń na jej kolanie i masując je przez materiał mówił.- A może powinienem spytać o tego z którym spotkałaś się potajemnie, używając mnie jako wymówki?
-A może...- pieszcząc dłonią jej kolano przez suknię Gilbert musnął wargami jej szyję, policzek, dochodząc do ucha.- … zapomnieć o nich i skupić się na twej kuszącej osóbce. Naprawdę, stawiasz mnie przed nielichym dylematem, moja droga wspólniczko.
-Mmm... - mimowolny, bezradny pod pieszczotami Maura pomruk wyrwał się z krtani panienki -Nie przypominam sobie, bym musiała Ci mówić kiedy i z kim się spotykam..
Kurczowo zacisnęła dłoń na materiale swej sukni tuż ponad kolanem padającym ofiarą dotyku mężczyzny. Tak już odruchowo, na wszelki wypadek, gdyby znowu jakiś pomysł przyszedł mu do głowy.
-Chociaż.. ten mój dzisiejszy gość mógłby Cię zainteresować. Zapewne będzie mnie pytał o tamten bal. O to co się przydarzyło biednemu markizowi, co wiem, co widziałam.. - zwróciła ku niemu swoją twarz i unosząc wolną dłoń przesunęła koniuszkiem palca po jego szorstkim podbródku. Uśmiechnęła się krnąbrnie -Ah, nie zdziwię się, jeśli ciekaw też będzie naszego słodkiego narzeczeństwa, mój najdroższy.

Gilbert nagle przywarł swymi ustami do jej ust, ciężarem swego ciała lekko docisnął jej drobne ciałko do kanapy, a dłonią pieścił kolano powoli acz intensywnie. Pocałunek ten był długi, namiętny i lubieżny... i dziki i wyuzdany.
Pierwszą myślą Marjolaine było wyrwanie się z łap Maura. Wierzganie, kopanie, gryzienie.. czego tylko by potrzebowała do zadbania o bezpieczeństwo swego spokoju i życia dotąd prowadzonego na własnych zasadach. Acz taka panika nie byłaby godną Pani domu, Pani sytuacji, za którą mimo wszystko dalej próbowała się uważać. W końcu był na jej terytorium, był jej własnością, której umiejętności do sprawiania przyjemności mogła wykorzystać. A jego wargi smakowały tak intrygująco egzotycznie..

Szlachcic w końcu uwolnił jej usta od swych warg mrucząc.- To musimy w takim razie poćwiczyć nasze narzeczeństwo, non?
Nachylił się i wędrując ustami po jej szyi, szeptał pomiędzy kolejnymi pocałunkami na jej skórze.- To któż to jest? Ten ciekawski osobnik?
-Nie wiesz? Nie słyszysz o czym ptaszki szczebioczą naokoło? Nie interesuje Cię, o czym się rozmawia w Paryżu? - pytała ze zdziwieniem, bo wszak dla niej było nie do pomyślenia nie wiedzieć czym akurat ekscytują się arystokraci w swych ślicznych salonikach -Roland de Foix. Zajmuje się sprawą tragicznej śmierci Étienne'a..
-Nie miałem okazji posłuchać plotek. Spędziłem wczorajszy dzień poza Paryżem.- szeptał Gilbert rozkoszując się jej szyją i obdarzając ją lubieżną pieszczotą swych warg i języka. Czasami posuwał się do wędrówki ust po jej dekolcie. I tyle.
Nie posuwał się dalej w swych atakach na jej cześć, co z jednej strony działało uspokajająco. A z drugiej, było tylko przedsmakiem przyjemności jakie mógł jej dać. O czym Marjolaine dobrze wiedziała. Natomiast hrabianka nie wiedziała czemu jest tak wstrzemięźliwy w swej napastliwości. Czyżby spotulniał? A może igrał z jej pragnieniami, do których Francuzce, ciężko się było przyznać?
-De Foix, a więc to jego wyznaczono. Jak to rozegrać? Już wiem... w twojej alkowie. Jeśli mnie tam znajdzie i ciebie otuloną jedynie porannym strojem, nie będzie miał wątpliwości co do żarliwości naszego związku, non?- spytał szlachcic podsuwając swój jakże skandaliczny pomysł do rozważenia przez nią.

-Que...- zaczęła z rozkojarzeniem, gdy jeszcze nie dotarło do niej w pełni znaczenie słów Gilberta. Acz kiedy już to nastąpiło i przebiło się pomiędzy doznaniami przyprawiającymi ją o delikatny dreszcz na skórze, to wtedy uderzyło z potężną siłą, przez którą nieco się odsunęła od mężczyzny z donośnym -Non!
Ciasno opięte bezlitosnym gorsetem piersi unosiły się w pośpiesznie zaczerpywanym oddechu, będącym wraz z rumieńcami na policzkach dowodami tej słabości w jakiej na krótko utonęła.
-Sama potrafię zadbać o swojego gościa. Chociaż nie przeczę, że błyśnięcie mu po oczach odpowiednio dużym brylantem pierścionka zaręczynowego bardzo ułatwiłoby sprawę.. -opuściła główkę w przygnębieniu i westchnęła smutno, boleśnie wręcz

Gilbert przybliżył się do niej i przesunął dłonią po brzuchu Marjolaine, po czym delikatnie masując pierś dziewczęcia przez gorset rzekł uśmiechając się wesoło.- Po cóż ta gwałtowna reakcja moja droga, czyż nie była to tylko propozycja z mej strony? Dobrze wiem, że trochę się mnie boisz..
Uśmiechając się nadal spytał pozornie obojętnym tonem.- A co z pierścieniem, który ci dałem? Odkryłaś już jego sekret?
-Nie boję się Ciebie! - hrabianka zacietrzewiła się na ten ujmujący jej dumie zarzut, który choć dość prawdziwy, to nie był czymś co chciałaby usłyszeć z ust Maura. Dla podkreślenia tej swojej domniemanej zuchwałości wobec drapieżnika, w stalowy uścisk ujęła jego nieprzyzwoicie wędrującą dłoń i stanowczo zsunęła obok siebie na kanapę.
-I nie interesowałam się Twoim sygnetem.. - mówiąc to sięgnęła ku dekoltowi sukienki i zagłębiając palce pomiędzy piersi wyciągnęła za łańcuszek ów złoty podarunek. Uniosła go na wysokość swych oczu, by móc przyjrzeć się lwiej paszczy i mruknąć bez zapału -Wygląda jak zwykła błyskotka..
-Ale nie jest.- rzekł Maur przybliżając się do dziewczęcia i obejmując ją dłonią w pasie przycisnął do siebie.- Nie jest. I jestem pewien, że odkryjesz zagadkę się w nim kryjącą.
Szlachcic nie powiedział nic w tym temacie. Za to muskając wargami jej szyję szeptał.- Skoro się nie boisz, to skąd ta nerwowość, moja ptaszyno ? Rozluźnij się, Marjolaine. Przecież wiesz, że twoją przyjemność mam na względzie.
A gdy oglądała ten pierścionek, który wydawał się być zwyczajną, choć niepoślednią, męską błyskotką, pieszczący wargami jej policzki i szyję szlachcic pytał.- Co więc zamierzasz opowiedzieć ciekawskiemu de Foix o naszym romansie i o tamtym wieczorze? Co robiliśmy razem, gdy znikliśmy z oczu ciekawskich gości Madeleine, jak długo trwał nasz sekretny związek ? I jak bardzo był płomienny?

-Będę mówiła samą prawdę – odpowiedziała mu z powagą. Ujęła w palce pierścień i opuszką jednego z nich pogładziła złotego lwa po grzywie oraz po jego trzymanym w pysku trofeum w postaci całkiem ładnego granatu. Pozornie ignorowała działania Gilberta i panoszenie się jego ust po swej skórze, ale wystarczyło ich muśnięcie na wrażliwym punkcie jej szyi, by przez drobne ciałko przechodziła fala dreszczu.
-O tym, jak to zaciągnąłeś mnie do jednego z pokojów, bo samo patrzenie na mnie, bawiącą się z innymi arystokratami, było zbyt trudne i drażniące do wytrzymania dla narzeczonego. Wyglądałam tak pięknie, tak ślicznie się uśmiechałam, a i nastrój zaręczyn poruszył w Tobie czułe struny, przez które musiałeś mnie porwać tylko dla siebie, non? - było to wyobrażenie iście godne samej Loretty, acz ta hrabianka opisywała je z o wiele większą obojętnością niż robiłaby to jej przyjaciółka.

Pierwszy raz odkąd dostała sygnet od Maura, poświęcała mu tak wiele ze swej uwagi i oglądała go uważnie z każdej strony. Już nawet nie pod kątem jego wartości czy wpasowania się w gust Marjolaine, ale w poszukiwaniu tego całego sekretu, który wzbudził jej duże zainteresowanie. Marszczyła brwi i wydymała usteczka jak dziecko, w międzyczasie jednak kontynuując swą bajeczkę -Opowiem też, jak mnie zbałamuciłeś swym.. czarem, odmiennością od tych wszystkich pstrokatych pudelków i egzotycznością, aż zgodziłam się oddać właśnie Tobie moją rękę. Myślisz, że pół roku wystarczy?
-Oui -mruknął Gilbert odchylając nieco suknię, by niczym ciekawski chłopczyk zerknąć pod gorset i obejrzeć sobie drobne piersi Marjolaine.- Ale tylko pod warunkiem, że... nasze uczucie sięga do gorących chwil w alkowie. Śliczne ukrywasz skarby pod suknią, acz widać że brakuje im.. męskiej czułości.

Drgnięty palcem dziewczyny drobny klejnot przesunął się. Z początku hrabianka myślała, że po prostu sygnet szlachcica jest fatalnie zrobiony i słabo osadzony granat wypadł z oprawy. Ale nie... Pod klejnotem, znajdowała się niezbyt głęboka jamka, do której zapewne dałoby się wsypać jakiś proszek, który następnie można było niepostrzeżenie komuś innemu zaaplikować.

-Jestem pewna, że monsieur de Foix nie będzie sprawdzał ani mych piersi, ani jak wiele czasu spędziliśmy razem w alkowie i czy zachowywaliśmy się tam w sposób odpowiedni dla narzeczonych – skwitowała z zafascynowaniem zaglądając do odkrytej przez siebie samą skrytki w sygnecie. Tak bardzo ją to pochłonęło, że nawet zdołał jej umknąć ten bezczelny ruch Maura. A także opinia o biuście, którą wrażliwa na tym punkcie panienka mogłaby sobie przeinaczyć i wziąć do serca.
Zamiast tego przechyliła się do mężczyzny i wyciągnęła ku niemu pierścień. Oczka jej świeciły z dumy -Spójrz Gilbert, znalazłam. Ale nie ma nic w środku..
Następnie zapytała, a owe pytanie zabarwiało jej głos oczywistą podejrzliwością, ale także niepoprawnym zaintrygowaniem -Często korzystałeś z tego sekretu?
-Czasami.- rzekł w odpowiedzi Gilbert z uśmiechem niemalże lisim na obliczu i dodał żartobliwie.- Zwykle wobec namolnych ubogich krewnych, czasami wścibskich mężów. W środku zwykle znajdował się proszek, który wzmacniał wielokrotnie moc trunku do którego wsypano. Delikwent więc dość szybko się upijał.
Po czym Maur rzekł całując szyję swej narzeczonej.-Moja droga ptaszyno, a czemuż nasz śledczy nie miałby się zainteresować twoimi piersiami? Są wszak urocze.

Hrabianeczka zachichotała, zarówno przez zostanie połaskotaną w szyję zarostem mężczyzny, jak i przez miłe połechtanie jej próżności przez niego. Dziwnym trafem, do którego samej jej niewygodnie było się przyznać, komplementy z ust Maura brzmiały zupełnie inaczej niż od tych wszystkich szlachetek, z którymi poznawała ją maman.
-Chyba.. nie zaszkodzi, jeśli choć trochę się nimi zainteresuje – figlarny uśmieszek cały czas malował się na jej wargach, a ona sama już ufniej siedziała w objęciach narzeczonego i nie uciekała od jego pocałunków. Wstawiła błyszczący granat do lwiej paszczy pytając nagle -Masz w planach pojawienie się na pogrzebie? Słyszałam, że sam król ma zamiar przybyć..

Dłoń szlachcica spoczęła na drobnej piersi dziewczyny. Co prawda, poprzez suknię i gorset, ale Marjolaine czuła wyraźne zainteresowanie Maura swym biustem, bardziej wymowne niż słowa.
Podobnie jak swą szyją pieszczoną kolejnymi pocałunkami.-Non. Nie powinienem. Nie byłem aż tak bliskim przyjacielem mojego dłużnika, by się mną chwalił przed wszystkimi.
Dodał żartobliwym tonem.- A co teraz planujesz ze mną zrobić? Czyż nie jestem w twojej niewoli? A może... jest na odwrót?
-Oczywiście, że jesteś, monsieur d'Eon – przekręciła się na kanapie zwracając się w pełni ku mężczyźnie, po czym z szelestem sukni przełożyła smukłe nóżki przez jego kolana by pokazać swoją dominację nad nim, by wiedział kto rządzi na jej terytorium.

-Oh, może zamknęłabym Cię w tym pokoju dla mojego bezpieczeństwa. Ale to w innych okolicznościach. Ty i maman pod jednym dachem... - westchnęła przytłoczona ciężarem tak potwornej wizji tego, w co zamieniłby się jej śliczny dworek i jak bardzo ona nie chciałaby się znaleźć w samym tego centrum -Już i tak spodziewam się niemałego dramatu, kiedy tylko się obudzi po swej nocy pełnej wrażeń. Nie potrzebuję jeszcze większej histerii, gdyby zobaczyła Cię w moim domu lub dowiedziała się o moim byciu z Tobą sam na sam..
-Och... to korzystaj z tego, że ona śpi.- mruknął szlachcic nachylając się i wodząc lubieżnie językiem po jej dekolcie. A dłonią wpierw muskając stopę, potem łydkę nóżki okupującej jego kolana, wsunął znów palce pod suknię Marjolaine.-Korzystaj więc póki możesz, z tej przyjemnej chwili, gdy jesteśmy tylko we dwoje.

Sytuacja nagle zmieniła się na podobną tej w karecie. Co było przerażające i ekscytujące zarazem. Ale teraz to hrabianka panowała nad sytuacją i nad tym jak dalece pozwoli się Maurowi posunąć w pieszczotach jej ciałka. A nie miała zamiaru dać mu sobie folgować tak jak przy wczorajszym powrocie, o nie. Na jej terenie ogier będzie chodził tak jak ona będzie chciała, bez żadnego ponoszenia. Zaledwie odrobina przyjemności przed długim dniem..
I czyż czerwone ślady na porcelanowej skórze nie będą dla muszkietera wystarczającym dowodem ich narzeczeńskiej zażyłości?
 
Tyaestyra jest offline