Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2012, 11:02   #39
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Pan Archer uposażony był w ów specyficzny łotrowski urok z powodu którego mężatki ukradkiem zsuwały z palca obrączki a dziewice rozkładały nóżki jak zawodowe ulicznice. Oj, był niewątpliwie przystojny choć na swój diabelski niedbały sposób. Jego szczękę i podbródek pokrywał dwudniowy zarost a włosy, bujne i niesforne, sprawiały wrażenie jakby ich właściciel dopiero co opuścił łożnicę. Gustowny i niewątpliwie drogi, skrojony na miarę strój nosił z niefrasobliwą swobodą małego chłopca. Dwa guziki kołnierzyka były rozpięte a okalająca szyję jedwabna apaszka nadawała całości artystycznego egzotycznego akcentu.



Julia przez moment wlepiała w niego swoje ciemne błyszczące oczy kompletnie zbita z tropu. Nie wierzyła w przypadki a spotkanie Charlesa w zakładzie zegarmistrza za taki mogłoby uchodzić. Oznaczało to najpewniej, że sir Archer wynajął detektywa aby ją odnaleźć i teraz z wdziękiem upozorował to spotkanie albo... Nie miała propozycji na kolejne "albo" jakkolwiek pierwsza hipoteza wydała jej się wielce romantyczna i godna owego zdolnego do ekscesów dżentelmena.
- Lady Darlington – mężczyzna zgiął się wpół obdarzając ją typowym dla siebie filuternym uśmiechem zakropionym odrobiną drwiny. - Ileż to już minęło odkąd miałem okazję oglądać z góry pani urocze zarumienione oblicze?
Julia wydała z siebie niski pomruk rozbawienia.
- Całe dwa dni, sir. Nie bez walki udało mi się wyplątać z pościeli po czym wojowniczo oświadczyłam, że udaję się na wycieczkę do Bath. Rozumiem, że jest pan tutaj ponieważ się niepokoił iż nie wróciłam na noc do Savoya?
- Cóż za podła, podła insynuacja – jego usta zadrgały radośnie kiedy zbliżył się do niej krokiem polującego kota i szepnął do ucha. - To znaczyłoby, że panią śledzę a co za tym idzie mam na pani punkcie niezdrową obsesję. Chyba nie zyskałem w pani oczach opinii szaleńca? - błyski w jego źrenicach podpowiadały, że spokojnym i statecznym człowiekiem pan Archer zdecydowanie nie jest.
- Ależ skąd. A moje imię na ramieniu wytatuował pan sobie ponieważ jestem mu absolutnie obojętna – zripostowała i mimowolnie dotknęła jego rękawa na wysokości gdzie ów prostacka ozdoba się znajdowała. Julia podkreślała, że to najtandetniejsza oznaka uwielbienia jaką ktoś jej sprezentował ale Charles upierał się, że ma piracki bandycki urok.
- Gdzie się pani zatrzymała? - jedna jego brew poszybowała wysoko w wyrazie nieskrywanej nawet ciekawości. - Nie żebym chciał panią od razu nachodzić... - zmrużył drapieżnie oczy. - Chociaż... Tak, w zasadzie o niczym innym nie myślę.
- W Oakspark. Zatrzymaliśmy się u państwa Etheringtonów.
- Etheringtonów? - wyczuła w jego głosie jakąś tajemniczą intrygującą nutę.
- Owszem. Odwiedzi mnie pan tam, panie Archer?
- Nie wiem czy to byłoby odpowiednie. Musiałbym wówczas przemykać się w nocy do pani pokoju a krzyki pozbawiłyby wszystkich mieszkańców złudzeń co wyprawialiśmy w pani sypialni, madam. Obawiam się, że to mogłoby zrujnować panny reputację.
- Ona już jest zrujnowana, sir.
- To dość prawdopodobne – przytaknął. - Mimo wszystko byłoby to szalenie nudne i pozbawiło nas dreszczyku ekscytacji.
- Co pan proponuje?
- Oznaczy pani okno swojej sypialni czerwoną wstążką i będzie na mnie czekać.
- Mam zrzucić panu linę z wiązanych prześcieradeł? - zapytała sceptycznie.
- Proszę mnie nie obrażać. Od dziecka ćwiczyłem wspinaczkę.
- To szalenie spontaniczne i godne podziwu. Obawiam się jednak, ze moja sypialnia jest na parterze, sir.
- Okrutne rozczarowanie.
- Wyobrażam sobie.
- Ale chociaż będę mógł przynieść kilka... rekwizytów.
Zakryła usta dłonią w udawanej fali świętego oburzenia.
- Panie Archer! – pisnęła i zaczęła z emfazą wachlować się chusteczką. Każdy kto przyglądałby się temu z boku ani przez chwilę nie miałby wątpliwości, że jest to tylko zabawną inscenizacją. - Przypomina mi to noc u Mayfordów.
- W rzeczy samej, milady.
- W takim razie nie pozostawia mi pan wyboru. Ja także coś zorganizuję...
- Toczek – odparł poważnie. - I palcat.
- Strój pokojówki – dodała.
- I kostki lodu.
- Nożyk do owoców.
- Dżem jagodowy i zapas malarskich pędzli.
- Toga profesorska.
- Opium?
- Błagam, sir! - wywróciła oczami i zniżyła głos do szeptu. - Nie przynosi się drzewa do lasu. Mam spory zapas.
- Jest pani aniołem... - jego uśmiech rozciągnął się wzdłuż i wszerz zajmując niewiarygodną część jego twarzy.
W tym czasie usłyszała chrząknięcie za swoimi plecami. Julia odwróciła się aby stanąć twarzą w twarz ze swoim bratem i młodym dziedzicem Etheringtonów.
- James.
- Charles.
Panowie przywitali się zdawkowo wymieniwszy płytkie ukłony. Znali się dość dobrze głównie za sprawą Julii, która oboma mężczyznami lubiła się otaczać i spotkania wydawały się nieuniknione. Chcąc nie chcąc mieli na koncie wiele wspólnych pikników, wyjść do opery, partii golfa czy nawet wyjazdów na wieś. Pan Archer był też częstym gościem w Darlington Hall, w rewanżu zaś zapraszał rodzeństwo do swojej nadmorskiej posiadłości w Brighton, jednej zresztą z wielu. Pan Archer był bodaj najbogatszym człowiekiem w hrabstwie i właścicielem jednej z największych fortun w całym królestwie. Nie przeszkadzało to jednak aby niektórzy z wysoko urodzonych traktowali go jak pariasa z powodu absolutnego braku błękitu w krwiobiegu. Wszystko do czego doszedł zawdzięczał wyłącznie swojej determinacji, ciężkiej pracy i lisiej wręcz przebiegłości.
- Nazywam się Lloyd Etherington i mam zaszczyt gościć... - wtrącił się młody dziedzic.
Archer zupełnie zignorował młodzieńca i obszedł go wokoło jakby ten był zaledwie złośliwym promieniem słońca, który pada dokładnie na oczy.
- Lady Darlington – ujął dłoń Julii i złożył na niej pocałunek. Zbyt długi i zmysłowy niż by zezwalała etykieta. - Żywię nadzieję na rychłe zobaczenie.
Młody Lloyd oblał się gniewnym rumieńcem.
- Nie wiem kim pan jest ale panna Julia jest tutaj ze mną i przyzwoitość nakazuje aby się pan przedstawił – młodzian przypominał pękaty, postawiony na ogniu czajniczek, który podrygiwał, buchał i podrzucał z frustracją pokrywkę.
Archer skinął Jamesowi i z gracją kota ruszył do kontuaru gdzie mistrz Aaken przyniósł dla niego z zaplecza spore błyszczące pudełko.
- Cóż za nieokrzesany, pozbawiony manier typ – skomentował Lloyd.
- W rzeczy samej – przyznała mu rację Julia wpatrując się z fascynacją w szerokie barki Charlesa, jego długie nogi i apetycznie umięśnione półkule pośladków.
Podeszła do Aakena kładąc przed nim złote jajko a jednocześnie zaglądając do wnętrza pudełka, którego wieko zegarmistrz właśnie uchylił. Leżała w nim para pistoletów, prawdziwy majstersztyk z bogatymi zdobieniami i perfekcyjnym wykończeniem.
- Jest pan dwa dni w Bath i już musi stanąć do pojedynku?
Odpowiedział sardonicznym uśmiechem i przeniósł wzrok na pozytywkę.
- Proszę doliczyć ten drobiazg do mojego rachunku.
- Panie Archer, nie musiał pan – w kobiecych ustach zabrzmiało to równie fałszywie jak pasterska piszczałka w Filharmonii Narodowej.

* * *

- To pani Guy, nasza ochmistrzyni! - Lloyd z trudem przekrzyczał furkot silnika
Julia błyskawicznie zatrzymała automobil a w konsekwencji wszyscy pasażerowie poczuli mocne szarpnięcie.
Z pobliskiego budynku dwóch osiłków wyprowadzało pod ramiona szamoczą się jak mokra rybę kobietę. U szczytu schodów prowadzących do drzwi wejściowych stał łysiejący mężczyzna w dość schludnym acz całkowicie niemodnym surducie. Wygrażał się zaciśniętą pięścią i złorzeczył w kierunku ochmistrzyni, którą dwóch drabów pchnęło brutalnie w ubłocony bruk.
Julia cofnęła samochód a James z miną przypadkowego bohatera wyskoczył zwinnie z samochodu.
- Dobrze się pani czuje? - pomógł jej wstać i nie uznającym sprzeciwu tonem wyjaśnił, że zabierają ją do Oakspark.
Julii całe to zdarzenie wydało się bardzo ciekawe. Odczytała w myślach tabliczkę zawieszoną na budynku. "Przytułek dla sierot w Bath".
Przez całą drogę powrotną pani Guy była zatrważająco milcząca i nie reagowała na żadne prośby o wyjaśnienie owego zdarzenia podtarzając jak mantrę "to nieporozumienie". James uznał, że kobiecina jest w szoku i prosił aby siostra poskromiła kaskadę pytań i dała jej spokój. Drogi James, miał zdecydowanie za miękkie serce. Ale przecież za to go kochała.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 13-03-2012 o 11:12.
liliel jest offline