Na nieszczęście łotra pies również posiadał zaskakująco szybki refleks. W mgnieniu oka odbił się potężnymi tylnymi łapami od brzegu, wpadając na swoją ofiarę z siłą tarana. Nawet błyskawiczny unik nie pozwolił Davidowi w porę zejść z drogi. Poczuł jak potężne zębiska bestii rozrywają koszulę i ciało na jego ramieniu. Ciężar atakującego cielska niemal powalił go w sięgającą kolan wodę. Wytrzymał jednak, odwijając się w szybkim płaskim ciosie. Ostrze sztyletu przecięło skórę na pysku szarpiącego się psa, nie było jednak w stanie zagłębić się poważniej w jego ciele. Starczyło to jednak, by bestia odskoczyła, skomląc z bólu. Wpadła z pluskiem do wody, która człowiekowi sięgała zaledwie do połowy nogi, dla psa była jednak wyraźnym utrudnieniem. Pies rozchlapywał wodę próbując desperacko sięgnąć złodzieja, ten jednak w tym spowalniającym ruchy przeciwnika żywiole miał zdecydowaną przewagę.
Teraz już bardziej wściekły niż przestraszony łotrzyk uderzył pod pysk, korzystając z tego, że pies ma problemy z poruszaniem się i jego sztylet znów trafił, tym razem wchodząc aż po rękojeść. Cielsko wpadło w wodę bez ruchu, tonąc powoli w rozszerzającej się chmurze krwi. W samą porę, w oddali David dojrzał bowiem czarne rogate hełmy przedzierające się stopniowo przez gęste pola żyta.
Ramię krwawiło i pulsowało przeszywającym bólem, na szczęście jednak nie odniósł poważniejszych ran mogących spowolnić jego ucieczkę. Chwilę później zniknął w zaroślach po drugiej stronie rzeki, zostawiając ciężkozbrojnych nieznajomych daleko za sobą.
Przez następne godziny kluczył po pobliskich polach, sadach i zagajnikach, upewniając się, czy na pewno nikt go nie śledzi. W pewnym momencie stanął, przyczajony i czujny. Coś poruszyło jego wyostrzone zmysły. Rozejrzał się wokół. Zbadał wzrokiem granicę pobliskiego lasku. Niewyraźne wspomnienia zamajaczyły w jego głowie. Zbliżył się ostrożnie do poletka wydeptanej jakiś czas temu ziemi. W jednym miejscu gleba miała ciemny, czerwono-czarny kolor. Stara krew. Jego krew? Postarał się wrócić myślami do tamtych chwil, nie był jednak w stanie przypomnieć sobie żadnych szczegółów. W drzewie obok nadal widać było dziury po wyrwanych z niego strzałach. Niewątpliwie tygodnie temu toczyła się tam jakaś walka.
W międzyczasie słońce zaszło już za pofałdowanym wzgórzami horyzontem i wokół zrobiło się ciemno. Po dymie kominów widocznym za dnia na niebie wiedział, że do najbliższej mieściny miał jeszcze co najmniej dwie godziny drogi, a i nie wiadomo było jak miejscowi zareagują na nieznaną, ranną postać wkradającą im się nocą do sioła. Musiał postanowić, co uczynić dalej.
+135 XP