Wątek: Obłędny Kult
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2012, 16:57   #25
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację


Przyszedł czas by wyruszać w drogę, ale Lairiel nie wyszła jeszcze ze swojego pokoju. Cisza którą tak ubóstwiała sprawiała iż każda myśl i uczucie nabierało nowej siły by wyjść na jaw z głębi umysłu. Elfka leżała na łóżku, wpatrując się w sufit niczym obraz, albo niekończący się horyzont. Jak wiele strachu mogła w sobie nosić? Ona, paladynka Corellona Larethiana? Jeszcze niedawno ten strach był jedyną jej myślą, chlebem powszednim dnia i nocy.
Niewątpliwie jej umysł trawiła wielka rana, której mimo opieki klasztoru nie dało się zupełnie wyleczyć. Strach przed tym iż tylko tłumi w sobie objawy tej choroby krążył i przelewał się chłodno między jej stopami cały czas. Czy oszukuje samą siebie? Czy jeśli nie odzyska spokoju duszy, w końcu coś w niej pęknie zmieniając jej życie nieodwracalnie? Sufit zdawał się przypominać magiczny kalejdoskop, obracając i bez ustanku, zmieniając za sprawą najdelikatniejszej nawet myśli. A co jeśli Baelraheal ma rację? Jeśli nie jest w stanie wygrać z drzazgą która tkwi w jej sercu? A przeznaczenie? Kim może być po tym co uczynił jej ojciec?

Kocie linie oczu elfki nabrały bardziej skupionego wyrazu, lekko się zwężając. Pomyślała o zadaniu jego się podjęła, a to przywiodło tylko więcej pytań i wątpliwości. Zaufała poleceniu swojego kościoła, który skoro wysłał ją właśnie do Griga to musiał wstępnie określić swoje zaufanie osobie Gustava. Nie mogła jednak ślepo słuchać poleceń, a nie było trudniejszej pracy niż sprawiedliwe ocenianie win innych i jednoczesne wymierzanie im sprawiedliwości. Tak ciężko było dążyć do pokoju przy użyciu miecza, że największym jej lękiem było iż popełni błąd wymierzając go w złą stronę. Czym wtedy będzie różnić się od swojego ojca? Głupotą byłoby łudzenie się że wszystko pójdzie po ich myśli, ale Lairiel nie miała planu awaryjnego. Może po prostu nie chciała patrzeć na wszystko przez czarne szkło, ale stało się. Co jeśli przy całej tej operacji zginie jakaś niewinna osoba? Jak mogłaby sobie to wybaczyć? Czy życie króla jest więcej warte niż zwykłego człowieka? Te wszystkie myśli zalały ją chłodno, wprawiając w nieprzyjemny nastrój. To co mieli zrobić nie było w jej mniemaniu czymś dla niej. Skradanie się, włamanie, bicie straży. Podłe uczucie zmieszało się w niej tym razem zalewając pierś dziwnym gorącem.


Oczy dziewczyny jakby stężały, nabierając surowszego wyrazu.

- To ja, nienawidząc cierpienia które mi sprawiono wybrałam tą drogę. Drogę krzyżowca, paladyna, oręża kościoła. Chciałam uciec przed zbrodnią, a sama sięgnęłam po miecz. Nie chciałam nawracać tych którzy są inni, teraz już wiem że to wtedy wybrałam dla nich śmierć.

Elfka wstała, z jakimś nieswoim uczuciem zakładając na siebie stalowe płyty zbroi i w zamyśleniu ściągając rzemienie. Metalowe okrycie kobiecej sylwetki w końcu zasłoniło ją całą, przemieniając niczym za dotknięciem różdżki w rycerza.

- Nawet gdy chcemy dobrze, wszystko sprowadza się do jednego… Muszę wierzyć że jest w tym sens, że zrozumiem w pełni swoją rolę by móc ją zaakceptować. Muszę być silna, bo inni tego ode mnie oczekują… bo ja tego od siebie oczekuję.

Hełm walkirii, skrył jej twarz i włosy pozostawiając tylko tajemnicze, ponure spojrzenie oczu elfki. Drobne dłonie sprawdziły przewiązany przez jej talię pas utrzymujący oręż, po czym poprawiły ostatnie szczegóły pancerza. Ostatnie spojrzenie zatrzymało się na bagażu. Lairiel nie była pewna czy powinna go brać, ale nikt nie miał pojęcia jak rozwinie się sytuacja. Po chwili wahania zabrała ze sobą wszystko, przyklęknęła i przymknęła oczy w modlitwie.

- Stwórco, niech twoja wola wesprze nas w tej trudnej chwili…

Paladynka wstała i wyruszyła czym prędzej na spotkanie z Gustavem i resztą mężczyzn z którymi podjęli się misji. Nie była w nastroju na jakieś ekspresyjne zagrzewanie do walki, na szczęście zastąpił ją w tym Baelraheal, na co z wdzięcznością skinęła mu głową.


***

Droga przez smród i błoto mało ją interesowała, w tej chwili nie była w stanie myśleć o swoim nosie. W zasadzie wyglądała na bardzo zamkniętą w sobie, tyle że doszedł jeszcze jeden czynnik. Wyraz jej twarzy, spojrzenie wszystko to, a nawet gesty były surowe. Wiedziała że by kierować się rozsądkiem musi opanować ostatnie emocje, ale nie było to łatwe. Tak jak ciemność pokrywała okoliczny las, tak i wdzierała się do jej umysłu zupełnie nie w porę.
Drużyna się rozdzieliła, a i przyszedł moment by wziąć się w garść. Tak jak ona na nich polegała, tak i oni na niej. Trzeba było zająć się patrolem, choć cokolwiek nie zrobią nie będą mieć za wiele czasu. Lairiel spojrzała jeszcze na swój srebrny symbol, zwieszony na piersi jakby szukała w nim wiary w samą siebie, albo coś znacznie ważniejszego i dobywając miecza pobiegła za Baelrahealem. Jej stalowy but zatrzymał się na leżącej na ziemi broni powalonego mężczyzny, a ostrze zamarło przed jego twarzą.

- Nie drgnij, bo choć nie chcę zrobić Ci krzywdy jeśli sięgniesz po broń będę zmuszona. – Ludzkie słowa wypowiedziane cicho z elfim akcentem, bajkowym głosem, trafiły wprost ku leżącemu królewskiemu gwardziście. Brzmiały jednak całkiem poważnie, tak samo jak wyglądała cienka stal zawieszona nad nim. – Twój kolega żyje, nie zniwecz naszych starań by nikt nie ucierpiał.


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 13-03-2012 o 17:03.
Kata jest offline