Zirnig przewiązując głęboką ranę ramienia wszedł do celi.
Posłyszał pytania zadawane przez Ragnara i dorzucił jeszcze. - Czemu to mutanty tak bardzo chciały cię zabić? Znasz zamek przydał by nam się przewodnik?
Blady człowiek z rozszerzonymi z przerażenia oczyma zaczął mówić, ale głos mu się załamał, z gardła wydobył się wysoki pisk, który jeszcze bardziej go onieśmielił. Przełknął ślinę i zaczął ponownie.
-Nazywam się Karol panie. Karol Gryb. Jam jest prostym człekiem, mieszkałem tu pod zamkiem w osadzie od tylu lat... Ja nie wiem panie, czemu... To znaczy chyba wiem... Ludzie gadali, że znam się na gusłach... Straż przyszła jednego dnia i zabrała mnie tu. Czekam już od wielu dni, sam nie wiem ilu... Ale ja przysięgam na Sigmara, że żem nie korzystał z magii bez potrzeby. Prawie w ogóle żem nie korzystał...- tłumaczył się człek -Nie wiem panie, czemu mutanty chciały mnie zabić, panie ja nic nikomu nie zrobił. Ale życie wam zawdzięczam!- dziękował khazadowi, ściskając jego dłoń -Zamek? Nie panie, nie znam zamku...- wzruszył ramionami.
Khazad skrzywił się z bólu gdy tamten w euforii potrząsnął jego ranną ręką. Ale zdzierżył to w spokoju.
- Guślarz? To pewnikiem znasz się na leczeniu ciężkich ran? -dodał khazad kończąc zawiązywać, nasiąknięty już krwią opatrunek.
-Znam się trochę na zielarstwie i opatrywanie panie...- odrzekł człek -Mam w swej chacie wszystko co trzeba do opatrzenia ran- dodał Gryb
- Nie masz co się sam pałętać po zamku, kręci się tu więcej mutantów. Zresztą możesz nam się przydać. Leź za nami i nie przeszkadzaj, a może wyniesiesz z tej jatki dupsko w całości! |