Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2012, 15:50   #100
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Ani wygląd, ani słowa znikającego czarownika nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Może, dlatego że miałem już tego wszystkiego dość i nie za bardzo odebrałem ich sens? Może, dlatego że cieszyłem się na myśl o tym, że całe to dziadostwo już się zakończyło? W tej chwili najistotniejsze było to, że magus znikał a ja mogłem sobie w spokoju odmocz…
Musiałem wyryć sobie w umyśle by uważać na to, co mówię. W końcu „wszystko, co powiem może być wykorzystane przeciwko mnie”. Tyle razy w przeszłości słyszałem te słowa, że nie sposób policzyć. Teraz nie było inaczej. Moja chęć odpoczynku została perfidnie wykorzystana przeciwko mnie. Musiałem znowu zmuszać swoje ciało do cholernego wysiłku. A to wszystko dla chorej idei wykonywania każdej misji najlepiej jak się da.
Rzuciłem się na ratunek niewieście, w potrzebie powiększenia zawartości mojej sakiewki. Udało mi się ją złapać zanim jej ciało spotkała jakaś szkoda. Była cięższa niż przypuszczałem. Widać moje ciało jechało już na resztkach sił. Wziąłem kobietę na ręce. Ostrożnie zniosłem ją z postumentu. Miałem nadzieję, że przebudzi się wkrótce, bo nie miałem zamiaru taszczyć jej całej drogi powrotnej do Skowytu Dusz. Była na to zdecydowanie za ciężka a ja za słaby. Ruszyłem w stronę Posągu.
- Taa… Zbierajmy się. Tutaj już nic nie zdziałamy.


Ruszyłem w stronę wyjścia. Nie doszedłem daleko, bo uświadomiłem sobie pewien brak w ekwipunku. Moja lina zwisała gdzieś tam z parapetu. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że dwa niebieskie klejnoty mogłem sobie kupić za pewne dość dużo lin, lecz w ciągu życia nauczyłem się, że jeśli można mieć coś za darmo to się z tego korzysta. Położyłem dziewczynę na ziemi. Z tego, co kojarzyłem jeden z trolli miał bat. Po treningu powinien mi bez trudu zastąpić linkę jak i stać się nową bronią w walce. Pozostało go tylko znaleźć na tym pobojowisku. Zajęło mi to dość długą chwilę, ale ostatecznie bat znalazł się w moich rękach. Teraz nie było sensu sprawdzać jak nim władam. Mogłem sobie jedynie krzywdę zrobić. A na to nie miałem ochoty. Wsadziłem broń za pas i ponownie wziąłem nieprzytomną na ręce.
Zastanawiałem się jak dużo czasu spędziliśmy w zamku. Moja rachuba czasu już dawno przestała właściwie funkcjonować. Sądzę, że nie zdziwiłbym się, jeśli okazałoby się, że minął tydzień. Tak samo z resztą gdybym usłyszał, że minęła godzina.


- Tylko uważaj na nią. Zależy mi by była w jak najlepszym stanie. - Bez zastanowienia skorzystałem z propozycji Golema. Mogłem sobie odpocząć. Jego ciało nie sprawiało wrażenia, by dodatkowe parędziesiąt kilo sprawiło mu różnicę
.-Jak myślisz, zobaczymy tego palanta jeszcze kiedyś? – zapytałem swojego towarzysza oglądając się za siebie.
Osobiście nie miałem na to najmniejszej ochoty. Chociaż z drugiej strony... Typek trochę mnie wkurzył. Z chęcią bym go nadział na sejmitar.
- Nie w tej okolicy, ale kiedyś może i owszem, kłopoty to zdaje się nasza specjalność, do mojej możesz doliczyć śmierć, niszczenie przeszkód i dożywanie do następnego dnia.-
Słowa Golema lekko mnie uspokoiły. Kiedyś i gdzieś było zdecydowanie poza moim zasięgiem.
- Widzę, że mamy podobne specjalności. - uśmiechnąłem się lekko. - Chociaż ja zamiast niszczenia przeszkód wolę je obchodzić, lub otwierać. A i mam talent do wykrywania różnego rodzaju błyskotek.-
Przez chwilę zastanowiłem się nad kolejnymi słowami. Pomoc takiego siłacza jak Posąg byłaby wielce użyteczne, lecz z drugiej strony musiałbym dzielić się łupami... lub niekoniecznie.
- Miałbyś coś przeciwko współpracy ze mną?-
- Zależy o czym mówisz- przez ostatnie kilkaset lat byłem strażnikiem Kaeru, z którego najwyraźniej niedawno mnie wyciągnięto. Imperium nie spodobało się, że nawet pogrążony we śnie byłem uznawany przez moich podopiecznych za pasję. Mam zamiar za jakiś czas się tam ponownie przejść, tym razem całkowicie przytomny. Może po drodze będę robił coś innego, ale zazwyczaj jestem strażnikiem. Mówiłem o przeszkodach w rodzaju tego konstrukta, które zawadzają w dalszym istnieniu... Pomóż mi zrobić dla niej jakieś nosidełko. - mruknął głębokim głosem.
- Najchętniej to bym ją tu zostawił, a jej szefowej poderżnął gardło za wysyłanie mnie w takie miejsce. - odparłem dość swobodnie. No, ale jakoś dziś mam dobry dzień.-
- Niezbyt mądry pomysł, poza tym wątpię czy wiedziała gdzie cię posyła, raczej nikt nie wychodził stąd żywy do tej pory.-
Rozejrzałem się w poszukiwaniu czegoś co mogłoby mi posłużyć za zrobienie nosidełka.
- Mądry, nie mądry... Co za różnica? Ważne, że bym sobie humor poprawił. - odparłem zbliżając się do sterty szczątek. Chwilę w nich pogrzebałem dobierając potrzebne do zrobienia nosidełka rzeczy. Parę szmat, kilka twardszych przedmiotów. Wspomagając się swoim nożem jakoś udało mi się to połączyć. Gdy wróciłem do Golema pomogłem mu ułożyć dziewczynę na jego saniach.
- No mam nadzieję, że wytrzyma. Nie wiem, co cię interesuje, jako nagroda czy coś, ale postaram się to załatwić. Może ze mnie kawał skurczybyka, ale swój honor mam.
- Nagroda dla mnie? Udało się wyciągnąć kilka istot jeszcze żywych, pozbyć jednego popapranego kultu i jeszcze żyjemy, no przynajmniej nas dwóch. Póki, co nie, niczego mi nie trzeba poza odpoczynkiem.- odparł z uśmiechem.
- [i]Jak już tam chcesz. Ale jeśli kiedyś, coś to wpadnij do Skowytu Dusz i zapytaj się o Jednookiego. - odparłem budując jednocześnie przed sobą optymistyczną wizję własnej przyszłości. -Mam wobec ciebie dług. Sam bym z tego nie wyszedł.
- Mówisz o tym Skowycie Duszy na ulicy Garncarzy? Zapytaj tam o Golema, ciekawe czy będą mnie chcieli ponownie wpuścić, ale zapamiętam, przynajmniej spróbuję zapamiętać. Nieważne jak wyszliśmy, ważne, że się udało. - położył dłoń na jego ramieniu i zachęcająco pchnął w stronę wyjścia. – Chodźmy, nikt nie będzie na nas czekał jeśli im nie udowodnimy że jeszcze żyjemy.
-Taa masz rację. Chodźmy już. – powiedziałem, z trudem utrzymując równowagę, bo kontakcie z ręką Golema.


Wyjście na świeże powietrze odgoniło ode mnie wszelkie troski, jakie nabyłem w tym przeklętym zamku. W końcu ukończyłem pierwsze zlecenie. Pozostawało jedynie zgłosić się do Francesci po odbiór nagrody. Już za chwilę powinienem zobaczyć Railin, która pewnie zamartwiała się o mnie. Z dobrym karabinem wyborowym przewieszonym przez plecy, z dwoma drogocennymi kamieniami uderzającymi o siebie w mojej kieszeni czułem, że moja przyszłość w Anastapolu będzie, co najmniej ciekawa.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline