Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-12-2011, 14:32   #91
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Właściwie to za wiele nie mogłem zrobić, nie miałem pojęcia co to za rytuał, na czym polegał poza ofiarą z krwi, ani też jak działał cały mechanizm. Mogłem za to jak zwykle użyć brutalnej siły. Z rozpędem zacząłem się kierować ku podestowi mając zamiar go staranować i zamienić w drzazgi, a potem obrać na cel sam posąg. Hanuman już transformował się w działko, nie byłem pewien czy nie obrazi się za traktowanie go jako tarana, ale w tym momencie było mi to niemal obojętne. Tyle że wypadało też powstrzymać rytuał. Zamiast więc niszczyć piedestał, przystawiłem do niego Hanumana czekając na reakcję. Obsydianin, którego krew złożył na podeście otworzyła na chwile przejście, za to cała posoka Gradeka nie zrobiła nic. Była więc spora szansa, że to nie krew, że energia wchłonięta przez moduł będzie w stanie otworzyć przejście.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 20-12-2011, 20:46   #92
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Czarna, pół-płynna ściana zawrzała równo po czym najzwyczajniej w świecie wsiąkła w lite podłoże ujawniając wysokie, łukowe przejścia pomiędzy kolumnami. Dalej niewiele było widać. Drogę zagradzały niemal całkowicie wysokie meble- półki i regały uginające się pod zgromadzonymi księgami i narzędziami, eksponatami i rekwizytami. Ciemne woluminy, czaszki szkaradnych stworzeń, fiolki z różnoraką zawartością, o różnych formach i objętościach. Wszystko pokryte sporą już warstwą kurzu i pajęczyn widocznie zalegało na półkach od dłuższego czasu. W nozdrza uderzał ciężki zapach krwi nie do pomylenia z żadnym innym, a uszu dobiegał niewyraźny, nienaturalnie nagromadzający się w sali złowróżebny głos.

Dopiero za tym krótkim labiryntem, po wyjściu na otwartą przestrzeń, dało się zobaczyć pełną perspektywę trwających w głównej sali wydarzeń. Na kilkunastometrowym placu do regularnie ustawionych metalowych pali za nadgarstki skórzanymi rzemieniami przywiązano dawców imion- tuzin, ledwie dwa. Mężczyźni i kobiety, kilkoro dzieci, starców- wszyscy jednako wychudzeni i brudni, nie spuszczani z uwięzi od wielu dni, może tygodni. Ubrani w podobne purpurowe koszule do kolan, poznaczone niemal czarnymi smugami przesiąkającej krwi. Pogrążeni w lamencie złowróżbnie układającym się w jeden obcy głos, pokorny i jednostajny, przypominający modlitwę czy hymn. Piętrzący się za nimi podest z ubranym w ceremonialne szaty konstruktem o czterech wzniesionych w górę ramionach wzniesionych w geście modlitwy, dziękczynienia. Poniżej, na trzech kamiennych stopniach bliźniaczy do pokonanych wcześniej obsydianowych trolli- ci tutaj w purpurowych przepaskach na biodrach, z rozświstanymi biczami- co jakiś czas karali słabnących zniewolonych z widoczną satysfakcją, bez litości. Zamach silnego ramienia, świst linek, kobiecy krzyk- poderwała się na równo nogi wracając do recytacji. Ranni własną krwią zalewali wycięte w podłodze rowki, a ta leniwie spływała do dużego zbiornika z przodu. Więźniowie pradawnej i siłą wracającej do życia świątyni byli już na skraju sił- słaniali się na nogach zawieszeni chyba jedynie na podniesionych w górę rękach przywiazanych do metalowych słupów. Przed nimi piętrzył się ołtarz- potężny pomnik z czarnej skały, kilkudziesięciu ciemnych monolitów składających się na czarną piramidę.

Kilkanaście grubych warstw idealnie bliźniaczych bloków, każdy po kilka ton, tworzących wspólnie olbrzymi ołtarz. Na każdym kwadracie płaskorzeźba oddawała scenę z życia przed-krachowej społeczności trolli- kadr po kadrze, blok po bloku. Polowania, wojny, obrzędy..- całą historię przedkrachowych mieszkańców. Niektóre rzeźby nadgryzione zębem czasu, inne zasłonięte panoszącym się po całej budowli ciemnozielonym bluszczem. Razem tworzyły niesamowity, monumentalny pomnik odtwarzający historię jego twórców. W kilku miejscach na stopniach piramidy rozstawiono dość nowoczesne statywy oświetlające poszczególne kadry z płaskorzeźb. W tych miejscach z wypukłości skalnych bloków rytmicznie wydobywała się pomarańczowa poświata. W miarę jak rósł wspólny głos przymusowych czcicieli- poświata nasilała się przebijając skałę, formując ten sam symbol w różnych miejscach budowli.
Środkiem, nieco niżej, w cieniu bloków pięły się drobne stopnie schodów, niczym tunel, aż na sam ledwie widoczny z dołu szczyt.


tymczasem, na szczycie piramidy...

-...przybądź dokończyć swe zadanie. Przyzywam Cię Gaigmaulu, dowódco sześciu kohort, strażniku kaeru Berenziah... - młodzieniec recytował formułę kierując spojrzenie w płaską, kamienną powierzchnię na ścianie jednocześnie wymachując patykowatymi, poczerniałymi rękoma w stronę utrwalonego w skale portalu.

Człowiek rozpościerał nienaturalnie długie, patykowate ramiona rozpościerając ciemnopurpurową, wyszywaną złocistą nicią szatę. Był malutki na tle wielkiej, pionowej elipsy przywodzącej na myśl misterne ramy zwierciadła dla giganta. Ksenomanta przekręcił nadgarstkami. Pisk kobiety ukrzyżowanej na szczycie wielkiego portalu przeciął powietrze, gdy zębate kajdany przekręciły się na jej żyłach powodując natychmiastowe krwawienie. Zemdlała jak na zawołanie. Strużki ciemnej posoki wypełniły leje przepuszczając ją wprost w kanaliki tworzące ciemno-rdzawe ramy skalnego lustra. Szara, zimna powierzchnia nie ożyła spektakularnie cieplejąc barwami, ale widzialnie zyskała na głębi i jakimś dodatkowym wymiarze na całej powierzchni. Kamień wewnątrz rzeźbionego pierścienia stał się bardziej płynny- z litej skały przeszedł bardziej w formę ciekłej rtęci odzwierciedlającej w pewnym stopniu zacienione jaskinie, skalne korytarze po drugiej stronie. Wtedy w elipsie pojawiło się coś jeszcze bardziej tajemniczego i złowieszczego zarazem. Pomarańczowa poświata przebijająca cienie- przypominała pulsujący symbol z różnych miejsc na piramidzie, z tym, że znacznie większa i potężniejsza z każdą chwilą, gdy zbliżała się do magicznego przejścia.



W momencie dotarcia do zwierciadła-portalu kształt ani jego tożsamość nie pozostawały już tajemnicą. Kilkunastometrowy behemot- Gaigmaul, dowódca sześciu kohort królowej Berenziah i ostatni strażnik jej kaeru przybył na żądanie. Jego ciało w większości stanowiła zlepiona czarostwem starożytnej monarchini esencja ognia i ziemi, jego wolę prastary prykas, który dawno już zatarł się i zatracił na znaczeniu. Niezmienna pozostała jedynie forma- kilkudziesięciotonowy moloch z płynnej stali i żywego ognia, podatny na sugestie, zdolny do destrukcji całego miasta w kilka chwil- jeśli tylko wypuścić go ponad podziemia twierdzy. Grunt w Cienistej Grani drżał jeszcze na długo nim behemot dotarł do wibrującej powierzchni portalu, on sam zawahał się na progu- potężne, jarzące się magmową skórą i ociekające stwardniałymi już soplami metalu ramiona wsparły się na ramie wbudowanej w ścianę elipsy. Jakby Gaigmaul zastanawiał się przed ostatecznym przejściem na drugą stronę- z kaeru Berenziah do Anastopola. Szerokie plecy i ramiona napięły się, a wraz z nimi pękła część zahartowanych już płyt naturalnego pancerza, łańcuchopodobnych przepasek- rzeźbione w kamieniu ramy otrząsły się z pyłu, gdy pierwsza noga stanęła po anastopolskiej stronie portalu, a szczęki pradawnego konstruktu rozwarły się wyrzucając z siebie olbrzymie ilości gniewnego ryku okraszonego płonącą śliną. Pojedyńcze, choć kunsztowne oko metalowego giganta mierzyło krótko w przywołującego go ksenomantę, ale szybko i bez względu na niego przeniosło się na wylegających właśnie na plac u podstaw piramidy dawców imion. Pochylił się lekko nabierając rozpędu, co ze stromej piramidy nie było nawet trudne- zamiarami nie pozostawiał wątpliwości- gnieść, miażdżyć, łamać- najpierw tamtych dwóch, później możliwie wszystkich i wszystko na swej drodze.


 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
Stary 07-01-2012, 23:06   #93
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Niewiele brakowało mi do zwykłego plaśnięcia się w czoło dłonią. Zwolniłem i zatrzymałem się na moment podziwiając molocha, którego miałem przed sobą. To coś było duże, a osoba która to przyzwała, musiała być skończonym, choć potężnym, kretynem.

- Bądź tak miły i zdejmij maga jeśli dasz radę, potem zajmiemy się konstruktem, pora na ciężkie działa. - Rozejrzałem się dokładniej i ruszyłem z toporem i modułem na najbliższego trolla.

Rytuał mógł zasilać to coś, ale na pewno nie przeszkadzało go przerwać. Moje kroki stawały się coraz dłuższe, a w głowie starałem się obliczyć jak szybkie właściwie są te pomniejsze konstrukty, kilka już padło, a wolałem po prostu użyć topora jak szatkownicy do jajek. Hanumanem blokując z boku lub od góry wszelkie próby ucieczki.

Moje kroki nie były najwyraźniej niesłyszalne, moja sylwetka zwróciła uwagę sługusów, gdy tylko wybiegłem spomiędzy półek. Czteroramienny kapłan kontynuował ceremonię - ryknął tylko znacząco na podlegających mu czarnoskórych strażników-trolli. Ci -znowu zaskakując szybkością- rozproszyli się zeskakując z trzech pół-kolumien jedynie furkocząc opaskami wiszącymi luźno na biodrach. Topór zaiskrzył o kamień tuż za trollami ułupując jedynie kawałki kamienia. Zaatakowali mnie z dwóch stron- jeden zamachnął się batem, który metalowymi linkami owinął się dookoła uniesionego do kolejnego zamachu przedramienia. W tym momencie drugi z pełną siłą rozpędu wpadł na mnie z innej strony. prawdopodobnie licząc, że niemal równie twardym barkiem staranuje mnie na proszek. Miałem na ten temat inne zdanie, więc zamiast stać jak kamień, pozwoliłem się dać rozpędzić sile ciosu i ruszyłem zgodnie z jego kierunkiem, co przybliżyło mnie do dzierżącego bat napastnika. Miał dwie opcje, rzucić bat, albo wejść ze mną w zwarcie, to drugie mogło się dla niego skończyć tragicznie.
- ‘Hanumanie, masz jakieś pomysły co do pozbycia się tego dużego gbura?’ - na myśli miał oczywiście konstrukta, który powoli zaczynał zbliżać się w ich kierunku.
- “Tarcza Aurora, wiesz który to rytuał, powinno go osłabić, a teraz nie daj się zabić za szybko”. - odpowiedział zapytany bezpośrednio w mojej głowie. Pewnie, ta metoda była niewątpliwie szybka i wydajna, ale przeleciała mi niezwiązana myśl. Kiedy powinienem zacząć się martwić tym, że rozmawiam z głosami w mojej głowie, słucham ich i na dodatek maja całkiem sensowne rady.

Na dokładkę koło mnie przeleciała kula - zrozumiale że Jednooki mógł mieć problemy z celowaniem, ale niech przynajmniej celuje w drugą stronę.
- Patrz gdzie strzelasz! - wydarłem się do elfa próbując jednocześnie przerobić trole na złom. W międzyczasie musiałem znaleźć czas żeby aktywować tarcze, czas zawężał się tak samo jak pole manewru.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 07-01-2012, 23:56   #94
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Dlaczego ja tu wszedłem? Tak, to było bardzo dobre pytanie. Szczególnie w obliczu tego dużego czegoś, co z całą pewnością zamierzało mnie zabić. To, że nie odwróciłem się i nie zostawiłem Posągu samego sobie spowodowane było tylko jednym. Chciałem zabić tego przerośniętego gościa bardziej niż on mnie.
Słysząc słowa mojego towarzysza skinąłem lekko głową.

- Z przyjemnością, ale zostaw mi też coś co zabawy...-

Spokojnie klęknąłem na jedno kolano i sięgnąłem po Pamięciożercę. Nie zamierzałem celować z lunety. Zwykłe celowniki powinny w zupełności wystarczyć. Ustawiłem broń starając się wycelować w głowę maga. Jeden strzał, jeden trup. Tak powinno być tym razem. Nacisnąłem na spust.

W momencie oddania strzału podskoczyłem. Było to dziwne. Gdy ostatni raz strzelałem z tego karabinu nie wyczułem żadnego odrzutu. Szybko przekonałem się jednak, że to nie był odrzut. Ziemia drżała, a pył osypywał się ze ścian i sufitu z każdym krokiem behemota. Gdy jego nożyska wchodziły w kontakt z podłożem całe moje ciało podskakiwało kilka centymetrów nad posadzkę. Gaigmaul przekroczył ksenomantę jak nieświadomy faktu człowiek przechodzi nad mrówką szybko zasłaniając maga wielkim ciałem, żyjącą, ognistą zbroją. Smukła łuska ześlizgnęła się po jednej z płyt pancerza konstrukta nie robiąc mu najmniejszej krzywdy. Moloch parł dalej w dół jak fala tsunami siejąc bezlitosne zniszczenie wszystkiemu na swojej drodze. Gdy był na tyle nisko by odsłonić maga, tego już nie było. Olbrzym natomiast znalazł się niebezpiecznie blisko mnie. Jeśli nie chciałem stać się mokrą plamą musiałem działać. I to szybko. Gdybym miał wodę, kilkadziesiąt beczek z prochem… Miałem jednak kilka zwykłych naboi, sejmitar. Marny sprzęt do walki z takim dużym skurczybykiem.
W mojej przemęczonej mózgownicy pojawił się pomysł. Dość ryzykowny, ale w przeciwieństwie do zostania w miejscu dający jakieś marne szanse na przeżycie.

Szybko przerzuciłem karabin przez ramię i dobyłem jeden z mieczo-rewolwerów. Wycelowałem w stronę Posągu szamocącego się z trollami. Kilka centymetrów od niego. Tak by go nie zranić, lecz by zwrócił uwagę na mnie. Strzeliłem. Drugi strzał oddałem w stronę olbrzyma. Prosto w twarz. Później zacząłem biec. W stronę, gdzie stał mój towarzysz. Chciałem wykorzystać olbrzyma by zniszczyć tych, którzy go przywołali.

Nie zamierzałem marnować więcej amunicji by ostrzec mały pagórek przed nadciąganiem dużej góry. Trzeba było jeszcze uwzględnić, że biegnąc i co jakiś czas podskakując do góry mogłem trafić w Golema. Wolałem w takich okolicznościach nie sprawdzać jak jego “skóra” zareaguje na pocisk. Musiałem użyć do tego gardła.
- Jak za chwilę nie ruszysz dupy to ten duży Ci ją przerobi na cegły! – krzyknąłem ile sił w płucach.
- Było tak od razu!
Mój towarzysz ruszył w stronę gdzie powinien znajdować się kapłan. Zaczął też wykonywać dziwne, nieznane mi gesty. Zupełnie jakby szykował się do użycia magii. Czyżby szykował coś na behemota?
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 22-01-2012, 23:38   #95
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Nadciągająca lawina gniewu i pradawnej, spaczonej mocy parła w dół- płonęła jak asteroida wycelowana wprost w Golema. To obudziło w nim kolejny element układanki z przeszłości- walka z konstruktami za pomocą modułu i rytuałów ochronnych. Sama Ręka od kiedy przemówiła po raz pierwszy zdawała się dosłownie bardziej żywa- szybsza i bardziej precyzyjna. Cała pół-mechaniczna dłoń i przedramie poruszały się, niektóre części tryskały parą. Basileus nazywał to "strzałami pneumatycznymi" podkreślając, że to tylko jedna z podstawowych funkcji. Wypadało teraz przyznać mu rację, bo modułowa kończyna bezlitośnie złapała za szeroki łeb trolla i gwałtownie skręciła biedakowi kark. Kolejny zamachowy Ręką i ostrze topora w podbródku wykończyło drugiego. Przyszła kolej na większe zmartwienia- kilka prostych, acz niewykonalnych bez Hanumana, gestów i krótka formuła. Efekt nie był widoczny- do chwili zderzenia kilkakrotnie większego konstrukta z orichalkowym Golemem. Napierający z góry Gaigmaul zatrzymał się na kilka metrów przed rezonującą przez szkielet tarczą, która z każdą chwilą słabła zmniejszając dzielący ich dystans.

~Skup się! - syknął groźnie głos w głowie.

Siła tarczy spotężniała odrzucając behemota w tył. Stracił kontrolę lecąc w tył. Przykuty do pala za nadgarstki starzec został rozdeptany nim wielkolud wylądował na plecach niszcząc pal. Kolejną dwójkę rozsmarował plecami po podłodze.

Znalazłwszy dogodną pozycję Jednooki cały czas mając na oku starcie wielkoludów szykował się do kolejnego strzału. Nerwowo szukał smukłej sylwetki maga, ale ten jakby rozpłynął się w powietrzu. Po raz kolejny musiał odskoczyć w tył by umknąć przed zabójczymi krokami 'większego', gdy ten zataczał się w tył. Jego towarzysz -Pomnik- zdecydowanie wiedział co robi, gdyż ognisto-metalowy gigant padł na plecy. Znad zalatującej spalonym mięsem obalonej statuy elf w końcu dostrzegł swój cel. Mag stał niewzruszenie w tym samym miejscu gdzie go zastali wchodząc do sali. Trwało to kilka oddechów, ale dość by dostrzec, że otacza go coś na kształt sfery. Wirującej szybko osłony, w której na moment pojawił się winny całemu zamieszaniu. Nie marnując okazji Jednooki posłał kolejne dwie kule, ale sfera zamknęła się zaraz na nimi nie zdradzając rezultatu. Mag znowu zniknął.


 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
Stary 06-02-2012, 23:12   #96
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Wiejcie! - ryknąłem, były szanse że ktoś będzie w stanie się uwolnić i uciec z drogi konstrukta, bo nie miałem czasu na oszczędzanie kogokolwiek, teraz skoro leżał, był najwyższy czas zająć się na poważnie wykańczaniem sztucznego giganta. Wskoczyłem na cielsko i zacząłem biec w stronę głowy, przekształcając Hanumana w działko, była najwyższa pora pokazać kto tutaj ma w dłoni silne argumenty. Nie zmieniało to faktu ze dawno nie bylem tak skupiony, poza mną, Hanumanem, tarcza i kolosem nie było dla mnie niczego.

Nie zmieniało to faktu że Gaigamaul miał odnośnie całego zajścia nieco inne poglądy i nie uśmiechało mu się że biegłem sobie po nim. Jego ręka nadeszła niespodziewanie i wystrzeliła mnie w powietrze, przypominając że obsydianie nie zostali stworzeni do lotu. Uderzenie o ścianę wypompowało ze mnie powietrze, ale upadek coś zamortyzowało, s właściwie ktoś. Chociaż nie miałem zbytku czasu żeby móc obejrzeć miazgę między moimi plecami a skałą, ale zdawało się że kiedyś był to mężczyzna.


- Bezczelny! - wydarłem się w kierunku potężnej bryły napędzanej krwią i esencją ognia. “Hanumanie, jak potężne jest to działo, jak dobrze pamiętam nigdy z niego nie korzystaliśmy w kaerze.” - Czekając na odpowiedź, szarżowałem w kierunku konstrukta, po drodze zrywając łańcuchy dwójce unieruchomionych dawców, nawet nie patrzyłem kim są. Między nogami stwora mogłem przynajmniej próbować zsuwać się z drogi jego nóg, lub tak go zamieszać, że potknie się o swoje własne nogi.

Zerwanym łańcuchem zarzuciłem dookoła nogi konstruktu. Złożony na pół stworzył oczko, przez który przełożyłem jego resztę zacieśniając metal, nie było szans że chociażby to poczuje, ale teraz czekałem aż jego nogi zbliżą się do siebie na tyle, żeby związać je obie. Kilkanaście metrów wzrostu, wypełnienie orichalkiem i esencją ognia, ten twór nie miał żadnej przyzwoitości. Zostawało mi więc tylko kombinowanie i wykończenie go, kiedy wyłoży się już jak długi.

Szarpnięcie łańcuchów i ogromny łoskot wypełnił moje uszy, za to kurz nie sprzątany od pokoleń niemalże przyprawił mnie o napad kichania. Wzrokiem na szybko szukałem przerwy w pancerzu, mniej więcej na wysokości piersi lub podobnej. Nie miałem pojęcia jaką siłę ma moje działko, ale chciałem żeby Gaigmaul oberwał w nieosłonięta część piersi, gdzie zwykle koncentrowane były ważniejsze komponenty. To mogło spowodować odpowiednio duże zniszczenia. Kiedy tylko ją wypatrzyłem, przeskoczyłem nad dłonią, która próbowała mnie wymazać z ksiąg historii i ruszyłem na wielki test Modułu Basileusa.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 06-02-2012, 23:18   #97
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
KURWA… Nie lubiłem jak mój cel nic nie robił z wystrzelonych w niego pocisków. Po każdym strzale powinien być trup. A nie jak ten przerośnięty konstrukt i ten czarodziejek. Jeden od tak sobie odbija pociski, a drugi tak po prostu znika. Zacznę chyba ze sobą nosić jakąś przenośną armatę i jakieś gówno, które zablokuje magię. Tak to jest dobry pomysł.
- Zniszczysz tego przerośniętego kutasa?! – zapytałem Golema tonem odrobinę ostrzejszym niż chciałem.
Posąg był moim sprzymierzeńcem. Przynajmniej teraz. Był też moją jedyną nadzieją na wyjście z tego wszystkiego cało. Musiałem z nim jako tako współpracować. Ale nie miałem jak. Na konstrukta nie miałem sposobu. Mogłem jedynie zabić czarodzieja. Tylko nie wiedziałem gdzie ten cwel się podział. Pozostało mi czekać na rozwój wydarzeń.

Korzystając z sytuacji, między uniknięciami potężnego ciała konstrukta starałem się wyszukać czarodzieja. Cwel raczył się pojawić, lecz nie zdążyłem w niego wycelować. Znowu zniknął. Mając już dość zabawy w chowanego postanowiłem zająć się osobą przez którą tutaj trafiłem. Ruszyłem w stronę portalu Dziewczyna Francesci może i nie żyła, ale domyślałem się, że będę musiał pokazać pracodawczyni jej ciało. Reszta ludzi nie obchodziła mnie. Szkoda było na nich czasu.

Dziewczyna ruszająca głową napełniła moje serce nadzieją... na większy zarobek. Chwilę później nadzieja ta została rozchwiana przez maga, który nie dość, że nie dawał się zabić to jeszcze miał zamiar zabić mnie. Zdecydowanie nie przepadałem za ogniem. Ogień magiczny tym bardziej napawał mnie niechęcią. Jedyną możliwością było zrobienie jak najszybszego uniku. Zmusiłem swoje zmęczone ciało do skoku wprzód.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 21-02-2012, 20:33   #98
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Uwalniani nie okazywali wdzięczności, ani nawet większego entuzjazmu. Dopiero po chwili zdawali się trzeźwieć i z szokiem na twarzach uciekać. Ci, którzy opatrznie wybierali stojące u wejścia regały z meblami i drogę do wyjścia między nimi zdawali się bezpieczni. Inni- zdezorientowani i spanikowani ginęli- pod oberwanym z sufitu granitowym głazem, zaplątani w śmiertelne łańcuchy. Jednostajny głos modłów jaki poczatkowo wypełniał salę sukcesywnie cichł- tak czy inaczej.


Golem

...Hanuman to teraz Twoje narzędzie. Ty go napędzasz, zaspokajasz jego potrzeby. On ją przechowuje, magazynuje...- nawet nie masz pojęcia...., musisz być ostrożny. Zwykłe narzędzia nie rozróżniają dobra i zła do którego są wykorzystywane... Hanuman nie jest zwykłym narzędziem, pamiętaj. Nie wiemy na ile moduł tłumi jego spaczoną jaźń... – Wspomnienia instrukcji Basileusa sprzed operacji wracały i znikały jak drzemki na jawie.


Mechaniczny nadgarstek rozszerzył dłoń Golema. Następnie prostopadłe do dłoni palce zaczęły zmieniać swoje położenie i odległości pomiędzy sobą, jakby kości śródręcza były wysięgnikami. Dopiero gdy palce znalazły się na odpowiednich miejscach dłoń rozszerzyła się dalej- tworząc wypunktowaną elipsę. Przedramie modułu znowu zwolniło część swoich niezliczonych zamków i zabezpieczeń- tym razem podłużne blaszki na wierzchu wypiętrzyły się buchając spod powierzchni szarą parą. Palce zaczęły poruszać się po różnych elipsach, jak w astrologii, ale coraz szybciej. W centrum rósł zielonkawy punkt- cząstka energii, prześwitujący przez drwiące usta drapieżny błysk.

~ Długo czekałem na jakiś... większy... upusst..- głos Hanumana nie krył podekscytowania

W ostatniej chwili Golem przeskoczył nad lewym-chwytającym sierpem Gaigmaula. W piersi behemota istotnie żarzyły się prześwity z wnętrzności. Nie równały się z żarem bijącym z jedynego oka konstrukta śledzącego Golema "w locie", ale moduł był raczej działem niż pistoletem- by zmieniać cel w ostatniej chwili. Strzał. Rwąca siła wystrzeliła obsydianina w górę, kajedoksop nienazwanego odcienia zieleni oślepił, zaś huk ogłuszył. Ocknął się, gdy spadł na ziemię. Tumany kurzu i pyłu unosiły się w powietrzu- część była wypalonymi resztkami esencji konstrukta, część zsypywała się z sufitu naruszonego wybuchem. Ułamane odłamki i luźne elementy rozbijały się na podłodze dookoła niego. Z trudem dojrzał, że Gaigmaul leży z rozszarpanym torsem, nieruchomy.


Jednooki

Wypad do przodu został zakłócony wystrzałem u podstawy piramidy i mimo, że elf uniknął ognia to też stracił równowagę zataczając się na skraj szczytu monumentu. Kątem oka dostrzegł Golema na klęczkach, tego większego rozwalonego na wznak i dymiące zgliszcza tego i tych, którzy mieli nieszczęście uczestniczyć w próbie dziwnej broni. Nie było już słychać żadnych modłów. Jego uwagi wymagał jednak kto inny, bo oto na przezroczystej, maskującej sylwetkę użytkownika sferze pojawiały się wyrwy. Niewielkie płaty, niby odpryskującej od powierzchni farby. Spod kolejnych pasków wyłaniała się postać człowieka. Mógł mieć koło czterdziestu wiosen.

- Wspaniale.., wspaniale się spisaliście. Dopełniając rytuału... - głos wbrew wyglądowi należał do młodzieńca

Ciemne, zacięte oczy o mocno popękanych żyłkach i zaciśnięte usta, wklęsłe poliki i skronie. Długie, proste włosy unosiły się za nim. Ubrany w rdzawą szatę o dziwnym kroju- przykrótkich rękawach i odsłoniętym torsie o szerokiej jak u wojownika piersi i umięśnionym podbrzuszu. No wysokości mostka maga zwisał amulet- przypominał jajo bądź łzę o ciemnej powierzchni, wyrzeźbiony w przekrzywioną twarz.





- Wyrządziliście wiele szkody- zrujnowaliście lata prac i zabiliście wiernego sługę..., ale zniszczenie mojej samotni jest jednak niczym w porównaniu z drzwiami, które dla mnie otworzyliście. - był niesamowicie spokojny w stosunku do intruzów.

Rozwarł szeroko ramiona. Od dłuższej chwili jednolita powierzchnia wielkiej ramy portalu zawrzała gwałtownie. U góry elipsy zgromadziły się cienie przybierając kształty zakapturzonej postaci- również rozpościerającej ramiona jednak znacznie większej od czarodzieja. Złowieszczy duch nie zwracał uwagi na Jednookiego, był wyraźnie zapatrzony w inicjatora całego zajścia.

- Odchodzę... tymczasowo, by ofiarować swoje umiejętności Berenziah, jednej z Sześciu Sióstr Garlen. "Tej, która powróci z tarczą dla swego ludu...", a więc bądźcie gotowi! Wy i wszystkie throalskie kundle, claron, a nawet sam Anaster- wyczekujcie dnia morderczego gniewu i słusznej zemsty... -cieniste ramiona objęły go mocno, w szczególności chwytając amulet maga -...bądźcie gotowi! - wykrztusił





Wielka zjawa z niepokojącym zadowoleniem na demonicznej facjacie porwała maga na drugą stronę portalu. Przejście zamknęło się znowu przybierając postać płaskiej skały, coś w samej ramie jednak drgnęło. Jeden z mechanizmów przeskoczył o kilka stopni, co było słychać, kiedy kajdany ofiarowanej dziewczyny otworzyły się. Mimo niedawnych oznak przytomności niewiasta teraz chwiała się na kilkunastocentymetrowym podeście, bez uchwytów na ręce, na skraju omdlenia. Od twardego podłoża dzieliło ją kilka metrów- kwestią sekund było nim spadnie...
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
Stary 14-03-2012, 15:03   #99
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
“Berenziah, jedna z Sześciu Sióstr Garlen, "ta, która powróci z tarczą dla swego ludu...", throalskie kundle, claron, a nawet sam Anaster.” W mojej głowie zdanie maga przebrzmiewało ponownie. Nie bardzo wiedziałem o co mu chodziło, nie byłem nawet pewien czy faktycznie mu pomogliśmy w jakiś sposób, czy tylko się chełpił jednocześnie podwijając ogon. Co go zagarnęło, jeden z horrorów, czy może jakaś szalona furia. Może powinienem był najpierw zniszczyć portal i całą jego konstrukcję. W tym momencie było to nieistotne, trzeba było pozbierać stąd co się da i ewakuować zanim cała posiadłość zawali się radośnie na moją głowę. No dobrze, moją, elfa i nielicznych ocalałych ofiar rytuału.
- Chyba czas się zbierać. - rzuciłem luźno patrząc na sypiące się ze stropu fragmenty. Rozejrzałem się za czymś ciekawym, co mogło pozostać z konstrukta a jednocześnie stanowić jakąś wartość. Zdawało mi się że gotówka mogła się dość mocno przydać w najbliższym czasie. Spojrzałem na moduł, który gnieździł Hanumana. “Narzędzie psia jego mac.. większy upust...” - chyba nie chciałem w tym momencie myśleć o tym jakie mogłyby być efekty pełnego uwolnienia mocy. Przekształciłem go powoli w “zwykłą” dłoń, rozejrzałem się za kimkolwiek kto przeżył wybuch i spadające odłamki, zabrałem nieco złomu i tyle esencji ognia ile mogłem znaleźć, a następnie ruszyłem na górę. Moje zmęczone kroki niosły mnie powoli, ale jakoś mi się nie spieszyło.
- Podaj mi ją, dla mnie nie będzie taka ciężka. - rzuciłem do elfa który najwyraźniej dał radę uratować jakąś kobietę.

Rozejrzałem się za jakąś płachtą lub porzuconym płaszczem, żeby zagarnąć nieco złomu. Wyglądało na to ze Anastopol chwilowo był bezpieczny, inne miejsce niekoniecznie, ale tymczasowe zażegnanie groźby też się liczyło. Regina być może była bezpieczna, o filmie raczej mogli zapomnieć, prawdopodobnie nie przeżyliby zdjęć. Wejście do zapieczętowanego kaeru mogło być połączone z tym miejscem, lub wręcz przeciwnie, wiec wyprawa Aulcrofta musiała się śpieszyć, lub zastanowić co może się przyczaić w środku, skoro ostatni strażnik został już pokonany. Wzruszyłem ramionami starając się nie myśleć o kolcach wbitych w kark i dorzuciłem kilka książek z półek, które mijałem. Miałem teraz nieco czasu rozejrzeć się na spokojnie po całej posiadłości. Teraz była już całkiem wymarła, poza mną, elfem i uciekającymi niedoszłymi ofiarami, które zresztą mocno nas wyprzedziły, nie było tu nikogo żywego. Ożywionego zresztą też nie, zdawało się że zniszczyliśmy wszystkie tutejsze stwory. Moje kroki odbijały się echem po pustych korytarzach. Miasto pewnie w ciągu dnia zahuczy od plotek i niestworzonych historii. No cóż, niestety większość tego horroru będzie towarzyszyć im w snach do końca życia. Ciekawsze będzie zapewne przedstawienie tego co zrobiłem z konstruktem z esencji ognia. To niewątpliwie zapewni komuś przynajmniej kilka kolejek za darmo. Mi za to cala masę wolnego miejsca. Po drodze zbierałem różne rzeczy i rozglądałem się za czymś, z czego można by zrobić sanie lub wóz. Świeże powietrze na twarzy było czymś wspaniałym po pobycie tam na dole. Naprędce skonstruowałem sanie i zrzuciłem na nie wszystkie zdobycze z posiadłości. W miarę je ułożyłem a dopiero później położyłem na całym stosiku dziewczynę.

Ruszyłem miarowym krokiem w stronę zrujnowanego szpitala i wietrzniaczki, ktoś w środku mógł się zająć moimi ranami jak i dziewczyny, która ciągle była zamroczona. Na jej szczęście, potrzebna jej była dobra opieka, znalezisk też nie miałem zamiaru ze sobą wszędzie taszczyć. Potem mogłem zajrzeć do Aulcrofta, szepnąć mu kilka słów na temat tego co tutaj zaszło, zanim coś zbliżonego do prawdziwej wersji wydarzeń pojawi się na ulicach psując całkowicie jego zamysły wyprawy. Na koniec mogłem odwiedzić świątynię i clarona, jeśli ten wiedział cokolwiek na temat tutejszych procederów i nie zrobił nic wcześniej, to miałem ochotę rozszarpać go na strzępy. Z drugiej strony za to mogłem poklepać go po plecach i zasugerować zatroszczenie się o własne bezpieczeństwo. Potem mogłem się zastanowić co zrobię dalej, trzeba było w pełni wykorzystać swoje przebudzenie i te fragmenty pamięci, które wróciły na swoje miejsce.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 14-03-2012, 15:50   #100
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Ani wygląd, ani słowa znikającego czarownika nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Może, dlatego że miałem już tego wszystkiego dość i nie za bardzo odebrałem ich sens? Może, dlatego że cieszyłem się na myśl o tym, że całe to dziadostwo już się zakończyło? W tej chwili najistotniejsze było to, że magus znikał a ja mogłem sobie w spokoju odmocz…
Musiałem wyryć sobie w umyśle by uważać na to, co mówię. W końcu „wszystko, co powiem może być wykorzystane przeciwko mnie”. Tyle razy w przeszłości słyszałem te słowa, że nie sposób policzyć. Teraz nie było inaczej. Moja chęć odpoczynku została perfidnie wykorzystana przeciwko mnie. Musiałem znowu zmuszać swoje ciało do cholernego wysiłku. A to wszystko dla chorej idei wykonywania każdej misji najlepiej jak się da.
Rzuciłem się na ratunek niewieście, w potrzebie powiększenia zawartości mojej sakiewki. Udało mi się ją złapać zanim jej ciało spotkała jakaś szkoda. Była cięższa niż przypuszczałem. Widać moje ciało jechało już na resztkach sił. Wziąłem kobietę na ręce. Ostrożnie zniosłem ją z postumentu. Miałem nadzieję, że przebudzi się wkrótce, bo nie miałem zamiaru taszczyć jej całej drogi powrotnej do Skowytu Dusz. Była na to zdecydowanie za ciężka a ja za słaby. Ruszyłem w stronę Posągu.
- Taa… Zbierajmy się. Tutaj już nic nie zdziałamy.


Ruszyłem w stronę wyjścia. Nie doszedłem daleko, bo uświadomiłem sobie pewien brak w ekwipunku. Moja lina zwisała gdzieś tam z parapetu. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że dwa niebieskie klejnoty mogłem sobie kupić za pewne dość dużo lin, lecz w ciągu życia nauczyłem się, że jeśli można mieć coś za darmo to się z tego korzysta. Położyłem dziewczynę na ziemi. Z tego, co kojarzyłem jeden z trolli miał bat. Po treningu powinien mi bez trudu zastąpić linkę jak i stać się nową bronią w walce. Pozostało go tylko znaleźć na tym pobojowisku. Zajęło mi to dość długą chwilę, ale ostatecznie bat znalazł się w moich rękach. Teraz nie było sensu sprawdzać jak nim władam. Mogłem sobie jedynie krzywdę zrobić. A na to nie miałem ochoty. Wsadziłem broń za pas i ponownie wziąłem nieprzytomną na ręce.
Zastanawiałem się jak dużo czasu spędziliśmy w zamku. Moja rachuba czasu już dawno przestała właściwie funkcjonować. Sądzę, że nie zdziwiłbym się, jeśli okazałoby się, że minął tydzień. Tak samo z resztą gdybym usłyszał, że minęła godzina.


- Tylko uważaj na nią. Zależy mi by była w jak najlepszym stanie. - Bez zastanowienia skorzystałem z propozycji Golema. Mogłem sobie odpocząć. Jego ciało nie sprawiało wrażenia, by dodatkowe parędziesiąt kilo sprawiło mu różnicę
.-Jak myślisz, zobaczymy tego palanta jeszcze kiedyś? – zapytałem swojego towarzysza oglądając się za siebie.
Osobiście nie miałem na to najmniejszej ochoty. Chociaż z drugiej strony... Typek trochę mnie wkurzył. Z chęcią bym go nadział na sejmitar.
- Nie w tej okolicy, ale kiedyś może i owszem, kłopoty to zdaje się nasza specjalność, do mojej możesz doliczyć śmierć, niszczenie przeszkód i dożywanie do następnego dnia.-
Słowa Golema lekko mnie uspokoiły. Kiedyś i gdzieś było zdecydowanie poza moim zasięgiem.
- Widzę, że mamy podobne specjalności. - uśmiechnąłem się lekko. - Chociaż ja zamiast niszczenia przeszkód wolę je obchodzić, lub otwierać. A i mam talent do wykrywania różnego rodzaju błyskotek.-
Przez chwilę zastanowiłem się nad kolejnymi słowami. Pomoc takiego siłacza jak Posąg byłaby wielce użyteczne, lecz z drugiej strony musiałbym dzielić się łupami... lub niekoniecznie.
- Miałbyś coś przeciwko współpracy ze mną?-
- Zależy o czym mówisz- przez ostatnie kilkaset lat byłem strażnikiem Kaeru, z którego najwyraźniej niedawno mnie wyciągnięto. Imperium nie spodobało się, że nawet pogrążony we śnie byłem uznawany przez moich podopiecznych za pasję. Mam zamiar za jakiś czas się tam ponownie przejść, tym razem całkowicie przytomny. Może po drodze będę robił coś innego, ale zazwyczaj jestem strażnikiem. Mówiłem o przeszkodach w rodzaju tego konstrukta, które zawadzają w dalszym istnieniu... Pomóż mi zrobić dla niej jakieś nosidełko. - mruknął głębokim głosem.
- Najchętniej to bym ją tu zostawił, a jej szefowej poderżnął gardło za wysyłanie mnie w takie miejsce. - odparłem dość swobodnie. No, ale jakoś dziś mam dobry dzień.-
- Niezbyt mądry pomysł, poza tym wątpię czy wiedziała gdzie cię posyła, raczej nikt nie wychodził stąd żywy do tej pory.-
Rozejrzałem się w poszukiwaniu czegoś co mogłoby mi posłużyć za zrobienie nosidełka.
- Mądry, nie mądry... Co za różnica? Ważne, że bym sobie humor poprawił. - odparłem zbliżając się do sterty szczątek. Chwilę w nich pogrzebałem dobierając potrzebne do zrobienia nosidełka rzeczy. Parę szmat, kilka twardszych przedmiotów. Wspomagając się swoim nożem jakoś udało mi się to połączyć. Gdy wróciłem do Golema pomogłem mu ułożyć dziewczynę na jego saniach.
- No mam nadzieję, że wytrzyma. Nie wiem, co cię interesuje, jako nagroda czy coś, ale postaram się to załatwić. Może ze mnie kawał skurczybyka, ale swój honor mam.
- Nagroda dla mnie? Udało się wyciągnąć kilka istot jeszcze żywych, pozbyć jednego popapranego kultu i jeszcze żyjemy, no przynajmniej nas dwóch. Póki, co nie, niczego mi nie trzeba poza odpoczynkiem.- odparł z uśmiechem.
- [i]Jak już tam chcesz. Ale jeśli kiedyś, coś to wpadnij do Skowytu Dusz i zapytaj się o Jednookiego. - odparłem budując jednocześnie przed sobą optymistyczną wizję własnej przyszłości. -Mam wobec ciebie dług. Sam bym z tego nie wyszedł.
- Mówisz o tym Skowycie Duszy na ulicy Garncarzy? Zapytaj tam o Golema, ciekawe czy będą mnie chcieli ponownie wpuścić, ale zapamiętam, przynajmniej spróbuję zapamiętać. Nieważne jak wyszliśmy, ważne, że się udało. - położył dłoń na jego ramieniu i zachęcająco pchnął w stronę wyjścia. – Chodźmy, nikt nie będzie na nas czekał jeśli im nie udowodnimy że jeszcze żyjemy.
-Taa masz rację. Chodźmy już. – powiedziałem, z trudem utrzymując równowagę, bo kontakcie z ręką Golema.


Wyjście na świeże powietrze odgoniło ode mnie wszelkie troski, jakie nabyłem w tym przeklętym zamku. W końcu ukończyłem pierwsze zlecenie. Pozostawało jedynie zgłosić się do Francesci po odbiór nagrody. Już za chwilę powinienem zobaczyć Railin, która pewnie zamartwiała się o mnie. Z dobrym karabinem wyborowym przewieszonym przez plecy, z dwoma drogocennymi kamieniami uderzającymi o siebie w mojej kieszeni czułem, że moja przyszłość w Anastapolu będzie, co najmniej ciekawa.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172