Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2012, 16:38   #12
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
David dawno z nikim nie rozmawiał, w zasadzie prócz gadania ze staruszkami, którego dużo nie było, to nie pamiętał kiedy ostatnio otworzył do kogoś usta. Tej części swoich możliwości jeszcze nie znał. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Ciekawe kiedy ostatnio miał kobietę? Same niewiadome. Spróbował zrobić coś więcej. Swoim słowom nadał inny akcent niż ten, którym posługiwali się staruszkowie czy ludzie z wioski.
- Wcześnie jeszcze, za wcześnie na wino. Co jeśli sarna mi umknie? Powiedzcie lepiej moje panie, dokąd zmierzacie? Nietutejszy jestem.
- Widać, żeście nietutejsi!
- odparła z rozbawieniem towarzyszka Betty.
- Ano widać i słychać od razu! Toż w naszych stronach każdy wie, iż łyczek dobrego wina o poranku odgania wszelkie choroby i troski, a i ręka na orężu pewniejsza będzie! - zachichotała.
- Poza tym, zawsze można zostawić buteleczkę na odpowiednią okazję. Młode co prawda nie pasuje zbytnio do dziczyzny, ale mamy tu z tyłu jeszcze flaszkę zacnego czerwonego z poprzedniego roku...
Wszystko wskazywało na to, że dziewczyny miały prawdziwą żyłkę handlowca i nie przejdą do innych tematów póki nie dobiją targu.
- No zróbcie nam przyjemność i kupcie chociaż z buteleczkę, inaczej nasz papo znowu nam gadać będzie, żeśmy niedojdy i lepiej byśmy w polu pracowały!

Z ciekawością przyjrzał się im bliżej. Jeśli utrzymywały się z handlu, to musiały wiedzieć dużo o okolicy. Za informacje już musiał płacić nie raz, bo teraz jedną ręką wziął butelkę, a drugą, przesuwając monetami pomiędzy palcami, przekazał dziewczynom cztery srebrniki. Odrobina popisywania się pospólstwu. Tak, on zdecydowanie nie należał do zwykłych parobków.
- Dwie za wino, a dwie za opowieść. O okolicy, tutejszych miastach i tym, gdzie i jak przebiega ten trakt. I o lasach. Można tu polować, czy zgodę osobną trzeba?
Ostatnia kwestia była mu kompletnie zbędna, ale przypomniał sobie w ostatniej chwili o graniu swojej roli.
- Jaki hojny... - westchnęła Betty z zachwytem, chowając pieniądze w gorset. - Widać, że musicie być prawdziwie udanym myśliwym, skoro stać was na płacenie srebrem za pogaduchy.
Jedna z nich usiadła na boku wozu, druga zaś zeskoczyła na trakt furkocząc kiecką.
- Tu jesteśmy. - wskazała naprędce wynalezionym badylkiem punkt w piachu. - A tak idzie trakt... - pociągnęła linię w dół. - Tu są Wrzosy, Zielone Płotki, Puste Źdźbła, a na samym końcu port Macini. Po odwiedzeniu pobliskich wsi wybieramy się do Źdźbeł, skąd co tydzień wyruszają karawany do portu. Samemu tam się nie jeździ. - dodała poważnie.
- A o polowaniu w lasach nic nie wiemy - dodała Betty z wozu, przebierając już trochę znudzona nogami.
- A czemu właściwie taki tkwicie przy trakcie jak ten snopek zboża?
- Bo tylko tu można spotkać takie piękne panie - zaśmiał się i skłonił lekko. - Ale ja to ja, tutaj trakty muszą być bardzo bezpieczne, jeśli tylko we dwie po wsiach jeździcie. Pasażera do ewentualnej pomocy może nie potrzebujecie?

W jego tonie brzmiało pewne rozbawienie, ale jednocześnie nie spuszczał wzroku z kobiet. Głównie dlatego, by się przekonać, jak ta cała parodia zagubionego myśliwego mu wychodzi.
- Sioła blisko siebie, blisko traktu? Albo gospody chociaż? Czy lepiej zapasy jedzenia ze sobą nosić? Pewnie dla was to dziwne pytania, ale w moich stronach zwyczaje inne. I wolałbym nie upolować zwierzyny, co do jakiegoś pana tutejszego należy, kłopoty mi niepotrzebne. Ach byłbym zapomniał. Joseph mi na imię.
Nawyk podawania złego imienia to najwyraźniej także pozostałość z poprzedniego życia. Miał nadzieję, że te kobiety to wiedzą poza tutejsze okolice nie sięgają, bo jego własna wiedza była zupełnie zerowa i opierała się wyłącznie na ewentualnym kłamstwie.
- O, patrzcie go jaki chłop mocarny! - prychnęła Betty. - Myśli żeśmy zupełnie bezbronne, bo pod kieckami nam wacki nie dyndają!
- Betty...
- No co! Ja już mu pokaże!
- gwałtownie wyciągnęła spod halki nóż, machając nim jak cepem w powietrzu.
- Betty...
- No dobrze, już dobrze...
- schowała posłusznie broń i uśmiechnęła się potulnie jak skarcone dziecko.
- Moja siostra czasem przecenia swoje możliwości... Jednak prawdą jest, iż w tych okolicach żyją miłujący pokój ludzie i jeszcze nic nam się tu złego nie wydarzyło... Pasażera z chęcią weźmiemy, jednak wpierw musimy zajechać do Złocistych Wzgórz, sprzedać trochę wina.
- A te ludziska tutaj nigdy nie mogą się zdecydować, więc ciągnie się to zawsze godzinami...
- przewróciła oczami.
- No chyba, że nasz pasażer Joseph kupiłby jeszcze trochę buteleczek, to od razu byśmy mogły ruszyć dalej na południe...
- Kupiłby?
- uśmiechnęły się czarująco.

- I co ja z tym potem zrobię, toż wszystkiego nie wypiję, a i nosić nie idzie!
Roześmiał się także, ale wcale do śmiechu mu nie było. Nie mógł się tam pojawić, czekanie natomiast zapowiadało się strasznie nudno. I tak już jednak przepłacił mocno za jedną butelkę i choć jak dotychczas jego zdolności pozwalały zyskiwać całkiem dużo, to nie miał większej ochoty tracić na to więcej monet.
- Złociste Wzgórza już widziałem, to tylko kilka domów - wzruszył ramionami, wykazując brak zainteresowania. - Ile butelek macie nadzieję tu sprzedać?
Jedno go tylko martwiło. Gdy powiedzą głośno o spotkanym na trakcie "myśliwym" to skończy się na podróży pieszo. Jeśli miałby kupić, to potem musiałby sprzedać. Nie znał jeszcze swoich możliwości targowania się, ale niewątpliwe były mniejsze od zdolności dwóch cycatych dziewczyn. *
- Toż nosić nie będzie trzeba, podwieziemy! - uśmiechnęły się zachęcająco.
- We Wzgórzach najczęściej i tak dużo nie kupują... tak z sześć butelek.... A sześć to przecież wypić można i w dwa dni... Szczególnie w dobrym towarzystwie!
- I przy okazji będziemy miały czas, by o tych wszystkich wioskach i gospodach poopowiadać, co was tak interesowały...
- I o innych rzeczach, które was może po drodze zainteresują...

"Joseph" udał, że się zastanawia.
- Mogę dorzucić jeszcze sześć srebrników, za trzy butelki. I pomóc sprzedawać w innych wioskach, tym bardziej opornym. Na przykład zazdrosnym o wasz wdzięk kobietom - uśmiechnął się chytrze. - Możemy nieco zmienić kilka butelek, sprzedam je jako trunek z obcych stron. Ludzie słysząc mój akcent nawet się nie zorientują, że wino smakuje praktycznie tak samo.

Na tym także ostatecznie stanęło. Teoretycznie pozbył się dziesięciu sztuk srebra, ale zdobył transport i informacje, których potrzebował. Jego brak pamięci zamazał także znajomość świata, a David uważał, że ta mu się jak najbardziej przyda. Druga z kobiet przedstawiła się jako Drusilla, ale łotrzyk nie potrafił ich przejrzeć. Choćby fakt, że dopiero po dwóch dniach podróży odkrył, że obie są mężatkami, tyle, że noszącymi swoje miedziane obrączki na łańcuszkach zawieszonych na szyi i ukrytych pod ubraniem. Zaalarmowało go to lekko, ale miał wrażenie, że tak było prawie ze wszystkim. Niewiedza przytłaczała, tym mocniej, im mocniej starał się ją ignorować. Nic nie wiedział, a pytać się bał, bo pytania rodziły podejrzliwość. Także z kobietami rozmawiał, choć raczej można powiedzieć, że on pytał a one odpowiadały. Starał się także pozostawać przy tematach, o których wspomniał na początku, pytając o miejsca i ludzi, ewentualnie o zwyczaje. Nieco także o religię, choć wisiora nie pokazał, sądząc, że to właśnie symbol jakiegoś bóstwa. Głowę miał całkiem wyczyszczoną.

Pozostały jednakże umiejętności i odruchy, które testował nawet z dużą dozą ryzyka. Dowiedziawszy się nieco o winach, przełożył to na sprzedawanie ich jako wyrobu egzotycznego. Nie robił tego jednak tak oficjalnie jak dziewczyny, one i tak zgarniały odpowiednią klientelę. On wyszukiwał osoby trochę lepiej ubrane, a także kobiety, których nie interesowały ładne buźki sprzedających, a potem podawał się za handlarza z bardzo daleka, który właśnie sprzedaje ostatnie sztuki swojego wyrobu, w drodze do portu, z którego miał odpłynąć do siebie. Naśladowanie akcentu, podawanie się za kupca, blef, to wszystko mu wychodziło. Gorzej było z samą sprzedażą, rzadko udało mu się wytargować więcej niż dwa srebrniki na sztuce. Ale dzięki temu kobiety sprzedawały więcej. A on dowiadywał się czegoś nowego o sobie. Nie próbował w tym czasie niczego niebezpiecznego, nawet jeśli nadarzała się okazja, aby coś zdobyć za darmo. Na to prawdopodobnie przyjdzie jeszcze czas, gdy już dotrą do gęściej zaludnionej okolicy.
Raz natomiast spróbował jeszcze swojego pierścienia, podobnie jak we śnie, kierując go na psa w jednej z wsi i wypowiadając zapamiętane słowo. Wyglądało to śmiesznie, ale wtedy musiał zrobić to z jakiegoś powodu. Musiał się dowiedzieć z jakiego.
 
Sekal jest offline