Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2012, 21:21   #201
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- Nie wyszło najlepiej, co nie? – Ni to spytał ni to stwierdził Finch prowadząc mnie w głąb budynku Oratory.

- Co ty nie powiesz - wymruczałam do jego pleców, bo poszedł dalej nie czekając na moją odpowiedź.

Potem przestałam poświęcać uwagę O’Harze i otoczeniu, bo zobaczyłam Alicję Vordę. Rozpoznałam ją błyskawicznie, bo po pierwsze była jedyną osobą czekającą na mnie w tym pomieszczeniu a po drugie nie zmieniła się tak bardzo jak myślałam, że się zmieni. To znaczy miała włosy, które niestety przywodziły mi na myśl Mythosa i do tego świeciły jakby dostała wyładowaniem z nieszczelnej instalacji elektrycznej, ale rysy twarzy, zielone oczy i szybkie lekko nerwowe ruchy Kopaczki były takie jak kiedyś.

- Cześć, Fantomko – przywitała się i zamknęła książkę tak żebym mogła zobaczyć, co przed chwilą czytała.

„No pięknie” – pomyślałam - jeszcze mi tu będzie robić osobiste wycieczki.

Skinęłam jej głową.
- Witam – odpowiedziałam nabierając lekkiego dystansu.

- Nadrabiam zaległości – uśmiechnęła się Kopaczka. – Staram się zrozumieć autorkę. Poczuć, co siedzi we wnętrzu kogoś. Kto pisze tak romantyczne książki. Nigdy nie wiadomo, do czego ta wiedza może się przydać, prawda?

A nie mówiłam? Osobiste wycieczki od samego początku.

- Można się na przykład doszukać u kogoś czegoś, czego tam nie ma. – Zasugerowałam Vordzie.

Kiedy odkładała moje niegdysiejsze wypociny, którymi w czasach przed MRem zarabiałam na chleb zobaczyłam, że jej rękom też dostało się przez te zmiany. Wyglądało na to, że cała Alicja świeciła się i srebrzyła i tylko niewielki krok dzielił ją od wyglądania jak komiksowy Silver Surfer.

- Chyba jestem ci winna wyjaśnienia, Fantomko. Prawda?

- Dokładnie tak - powiedziałam z przekonaniem.

Nie miałam pojęcia, o co jej mogło chodzić, ale miałam zasadę, że jak ktoś mi mówił, iż był mi winien wyjaśnienia czy cokolwiek innego to się z nim zawsze zgadzałam.

- A o czym konkretnie mówisz? – Zapytałam próbując zrozumieć, co miała na myśli.

- Tak generalnie - rzuciła.

Przysiadłam się zajmując drugie krzesełko. Rzuciłam okiem czy Finch miał zamiar być przy tej rozmowie. Byłam ciekawa, co miała mi do powiedzenia Kopaczka tym bardziej że nie czuć jej było śmiercią.

- No to słucham. – Zaprezentowałam kobiecie swój zachęcający uśmiech numer osiem.

Finch mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało jak:

- Zostawię was, dziewczyny, same.

I wyszedł.

- Początek. Pole golfowe? To, jak się tutaj znalazłam? To, co się teraz dzieje i czemu jesteś aż tak ważna? Co chcesz wiedzieć? Pewnie wszystko po kolei, tak?

- Według kolejności zdarzeń w czasie, według ważności wydarzeń, alfabetycznie. Jak sobie chcesz. Myślę, że nadążę. – Wzruszyłam ramionami.

- Ok - Włosy Vordy zalśniły wyraźniej. - Zacznę od pola golfowego. I postrzału w głowę. Oraz pewnej pani z Rady Bezpieczeństwa Londynu. Niejakiej Lynch. To ona właśnie nadzorowała akcję przejęcia Lilingtona, Caine’a i mnie na golfowisku oraz Toppera. Ja byłam ciężko ranna, i wtedy właśnie odezwało się moje Dziedzictwo. Krew Faerie. Caine chyba od początku współpracował z RBL. Nie wiem czy był ich człowiekiem, czy wtedy go kupili. Demony. Bo teraz już wiem, że Lynch była jednym z nich. Wtedy tego nie wiedziałam.
Podczas gdy wy wykopaliście Mythosa z Plum ja leżałam nieprzytomna i tylko nieliczni wiedzieli, że nie umarłam. Pod Londynem RBL ma tak zwane Kazamaty. Stare tunele i schrony przerobione na miejsca kaźni, tajne laboratoria i więzienia. Kiedy wydobrzałam na tyle, trafiłam właśnie tam. Lynch na początku badała mój fenomen, ale ta szpetna suka wiedziała o Odmieńcach i tym, że zadomowiły się po cichaczu w naszym świecie. W końcu, za którymś razem przyznała się, powiedziała - oczywiście nie w pełni - o planie przejęcia władzy przez Nie-ludzi. Odwołując się do mojego przebudzonego Dziedzictwa chciała mnie przeciągnąć na ich stronę. Nie zgodziłam się. Wtedy ona postanowiła się mnie pozbyć. Ale wcześniej chciała jeszcze troszkę się ze mną pobawić. Wiesz. Wiwisekcja. Inne pieszczoty wstępne. Jednak Bractwo, do którego przynależałam, nie zostawiło mnie w jej łapach. Przez cały ten czas, kiedy Lynch mnie zmiękczała, szukali sposobu dostania się do Kazamatów. I w końcu udało im się mnie wyciągnąć. Od tej pory ukrywam się a pionki Lynch szukają mnie. Także twój dawny znajomy - Caine, którego Lynch po Plum dostała w swoje ręce i przerobiła w coś wyjątkowo paskudnego. Facet dostał od nas kryptonim operacyjny “Rzeźnik”, bo pozostawia po sobie jedynie rozszarpane szczątki. Jego moce telekinezy stały się niewyobrażalnie potężne. Wiemy jednak od naszym ludzi w organizacji, w której Lynch gra ważne skrzypce, że coś im się ostatnio Rzeźnik urwał z łańcuszka, czy coś. Wiemy, że Rada Bezpieczeństwa, za którą tak naprawdę stoi ugrupowanie Lynch, przekazała jego namiary swoim agentom w MRze oraz zwykłym regulatorom, nie wiedzącym nic o grze, jaka toczy się poza ich oczami.
Demony chcą go dopaść. I jeszcze kilka osób związanych ze sprawą Mythosa i nie mamy pojęcia dlaczego. Ale wiemy, że Andre-fallus może wiedzieć. Układa ci się to?

- Szczerze mówiąc to nie bardzo. – Przyznałam.

To była już druga osoba tego dnia. Druga, z którą kiedyś pracowałam, myślałam, że zginęła a teraz opowiadała mi swoją historie i oczekiwała... Właściwie nie wiedziałam, czego chciała. Współczucia? Zrozumienia? Pogłaskania po świecących włosach? Caine chciał pomocy i trochę kasy a czego będzie chciała Kopaczka? Pewnie tego samego. No może poza kaską, bo tej jej chyba nie brakowało.

- Hahahaha - Zaśmiała się dźwięcznie. - Więc pytaj. Tak będzie prościej.

- Jak to przerobiła Caine’a? Według mojej wiedzy to on zginął w Plum. No, ale też byłam przekonana, że strzał w głowę posłał i ciebie na tamtą stronę a nie wyczuwam od ciebie Całunu. – Postanowiłam się nie przyznawać, że widziałam się z Rusellem i wiedziałam o jego Powrocie.

- On przeżył. Z tego, co wiem. Albo coś zrobili z jego ciałem, bo pracował dla nich. Może po prostu wrócił. Ja nie dostałam śmiertelnego postrzału. Chociaż śmierć była blisko. Naprawdę blisko.

Zamyśliła się przez chwilę ponuro.

- Dziwne, bo z tego, co wiem Caine nie pracowałby dla demonów czy innych podobnych im bytów. No, ale jako Żagiew nie miał Wyczucia Śmierci, więc w ten sposób nie rozpoznałby demonicznego bytu. Pozostałyby mu tylko konwencjonalne sposoby a jeśli te demony dobrze ukrywały swoje prawdziwe ja to rzeczywiście mogłyby go zwieść. Chyba. - Wzruszyłam ramionami.
- Ale mówiłaś, że pracował dla nich i się urwał z ich smyczy, to może przekonał się, kim oni naprawdę są i się nieco wkurzył. Ha ha ha - zaśmiałam się szczerze - na bank się musiał wkurzyć. Zresztą na jego miejscu też bym się wkurzyła.

- Możliwe. To nawet prawdopodobnie. Znasz go lepiej. Ja miałam jedynie okazję poznać jego papiery. Wydawał się być godny zaufania. Wiemy tyle, że Lynch - jedyna znana nam istota z Rady - wysłała swojego pupilka, by odszukał byt zwany Duchem Miasta. Znasz tą teorię? Teorię duchów miast?

Nie byłam w temacie mocna, bo to bardziej filozofia a nie okultyzm, coś o zbiorowym duchu miast, jakiejś silnej manifestacji wspólnych emocji w mieście i inne podobne pierdoły.

- To coś z pogranicza filozofii, tak? Jakieś uduchowione brednie nie poparte żadnymi dowodami. Chyba, że znasz jakieś konkrety. – Powiedziałam do Kopaczki.

- Konkrety są takie, że Duch Miasta istnieje. Czym jest - nie wiadomo. Wiemy, że Lynch i spółka szukali do tego bytu dojścia. I właśnie Caine i kilku innych pupilków zamaskowanych demonów byli narzędziami, które miały pomóc w dotarciu do Ducha Miasta.

- Po co mieliby chcieć się z nim skontaktować? To element jakiegoś większego planu? I jaka w tym rola Andrefajfusa?- Zapytałam.

- Tak. Demony chcą dostać Ducha Miasta, bo byt ten wie wszystko, co się dzieje w mieście i może zapanować nad każdym żywym, Martwym a nawet maszyną. Pomyśl, jaką to daje władzę. Kontrola Ducha Miasta to w istocie kontrola całego Londynu. A czemu chce go Fajfus - dobre nawiasem mówiąc - możemy się jedynie domyślać. Ale zapewne nie chodzi mu o pogawędką o pogodzie.

- Dobra, a czemu powiedziałaś, że ja jestem istotna? – Przeszłam do dość ważnej dla mnie kwestii.

- Masz potężną zdolność pozostawania w ukryciu. Równie silną jak moja, a może nawet silniejszą. Odpowiednio przeszkolona mogłabyś zniknąć z oczy Odmieńcom i nawet demonom. To dar. Potężny dar krwi. Może przysłużyć się poważniejszym sprawom. No i oczywiście może pozwolić ci stawić czoła temu, co skierowało cię na tą drogę. Myślę, że w tej kwestii Fajfus się nie mylił. Może wie o czymś, o czym my nie mamy pojęcia. I to coś wiąże się z nim i z tobą? Dlatego zadał sobie tyle trudu by cię dopaść.

- To by mi pomogło przyczaić się i schować, tak jak lubię, ale nadal moim zdaniem nie tłumaczy, jaką ważną rolę miałabym mieć do odegrania w tym wszystkim. Chcecie dopaść markiza. To wiem. Polujecie jeszcze na kogoś? – Podpuszczałam ją żeby sypnęła większą ilością informacji.

- Chcemy rozpracować zakamuflowaną siatkę w Radzie. To najważniejszy cel. I powstrzymać coś, co planują. I ganiamy w piętkę, bo nie mamy pojęcia, co - Przyznała wściekłym tonem. - Są zawsze o dwa, a nawet trzy kroki przed nami.

- I właśnie do tego potrzebny wam Caine? – Rzuciłam.

- Caine jest elementem łączącym. Ale nie szukamy go. Zakładamy, że to marionetka. Że służy Lynch, która jest podnóżkiem innych demonów.

Coś mi w tym stwierdzeniu nie grało. Był elementem łączącym, ale go nie szukali? Trudno mi było w to uwierzyć.

- Czyli z jednej strony ukrywasz się przed pracownikami Lynch a z drugiej ich szukasz żeby się dowiedzieć, co knują? – Podsumowałam sobie.

- Tak. Z tym, że podobnie jak Lynch, nie robię tego samodzielnie. Stąd nieoceniona mogłaby się okazać twoja pomoc.

No i pojawiła się oczekiwana przeze mnie prośba o pomoc. Najpierw zmiękczanie mnie łzawa historią, potem uderzenie do bardziej rozsądkowej części mojej osoby a na koniec przejście do rzeczy. Zamiast to skomentować zdecydowałam się lekko zmienić temat.

- A czemu lord nie- Dorian Gray nie podzielił się z tobą sekretnymi rytuałami ukrywania zmienionego elfiego wyglądu? I dlaczego ty mi to wszystko mówisz a nie on? – Wypaliłam.

- Bo to, ile mam ci powiedzieć, należało jedynie do mnie. A co do wyglądu- próbowaliśmy zatuszować te zmiany, ale ja charakteryzuję się dodatkowo nadludzką odpornością na rytuały. I klops. Zakładam, że będziesz miała podobnie.

- Hmmm. Ciekawe, dlaczego lord i Finch zapomnieli mi o tym wspomnieć –

Naprawdę szczerze mnie to rozbawiło. Lord powiedział, że wszystko w swoim czasie, czyli w domyśle po wystawieniu się na żer demona. A potem by powiedzieli: ups nie wiedzieliśmy, że rytuały na ciebie nie podziałają. Kopaczka za to się wygadała. To było zabawne. Ciekawe jak często się konsultowali skoro jedno nie współpracowało z drugim.

- To może jeszcze powiesz mi o kolejnej sprawie, o którą ich pytałam i nie dostałam odpowiedzi. Mianowicie o kolejności występowania zmian, czyli po piekących oczach, czego mogę się spodziewać?

- U mnie długo były same oczy. Dostałam kulkę w łeb, prawie umarłam i wtedy zaczęło się lawinowo i jednocześnie - odbarwienia skóry i zmiana włosów. Wszystko w ciągu niespełna miesiąca. Szast, prast i jest. Wniosek. Nie daj się poważnie zranić. Myślę, że Lynch też mogła się do tego przyłożyć. Babsztyl jest wredny i pasjonuje ją chemia.

- Poważnie? Dziwne. Mythos mnie chlasnął swoim mieczem po szyi i wydawało mi się to całkiem poważne. Gdybym nie miała silnej Siostrzyczki pod ręką to by się dobrze nie skończyło. Nic mi po tym nie przyspieszyło, poza pulsem oczywiście, co nie było dla mnie dobre, bo traciłam szybciej krew.

- No ja nie miałam Siostrzyczki pod ręką. Ale nie sądzę, aby to miało wpływ. Nie wiem czy Przemiana rządzi się jakimiś prawidłami.

- Ech w MRze mieli mi sprawdzić moja linię krwi wtedy może bym wiedziała coś więcej, ale żadnych danych mi nie udostępnili. – Westchnęłam.

- Tajne przez poufne. Tam pracują sami paranoicy. Przecież wiesz. Pasowałam do klubu. Ty zresztą też.

- Taa, tyle, że to są rzeczy mnie dotyczące i do licha chciałabym je znać. A tak w ogóle dziwi mnie, że ten Faerie do ciebie strzelił. – Znów przeskoczyłam na inny temat.

- Uwierz mi, mnie zdziwiło bardziej.

- Nie wątpię, ale podobno Faerie cenią swoich pobratymców, nawet, jeśli ci są mieszanej krwi i nie są skorzy do jej przelewania.

- Dostał pewnie rozkazy. Trwa wojna między Domami. Krwawa i brutalna, chociaż niezwykle złożona i dziwaczna, Może ten postrzał to właśnie jej pokłosie. Na szczęście dla mnie ten Odmieniec nie strzelał za dobrze. W sumie nic dziwnego. Broń palna w ich świecie nie istnieje.

Spojrzała na mnie uważnie i zmrużyła oczy.

- Widzę, że drążysz temat. Krążysz wokół mnie. Szukasz .... właśnie ... czego tak naprawdę szukasz? Powiesz mi, a ta rozmowa zrobi się łatwiejsza.

Cholera domyśliła się, że próbowałam ja przyłapać na kłamstwie, ale nim zdążyłam odpowiedzieć drzwi otworzyły się i stanął w nich O’Hara.
- Perci powiedział, że może to was zainteresować, ale właśnie kultyści uderzyli na motelik, w którym skrył się Caine. Mają nawet broń przeciwpancerną. Atak prowadzi pomniejszy demon, ale za chwilę będzie tam ich więcej.

Kopacz podniosła się szybkim ruchem.

- Jedziemy ze wsparciem?
- Za daleko. Nie zdążymy.

Zachowałam spokój i pozostałam na miejscu. W końcu możliwe, że to wszystko to było przedstawienie odbębnione na mój użytek.

Finch zaraz wyszedł, ale Kopacz była niespokojna.

- Cholerna Lynch - mruknęła pod nosem siadając jednak na krześle. - Jakoś mam do was sentyment. W końcu byłam waszą koordynatorką. I zawaliłam.

Spojrzałam na nią z lekko uniesioną brwią, ale Kopaczka nie raczyła rozwinąć tego tematu.

- No nic. Pozostaje nam czekać. Na czym skończyłyśmy?

- Że oprócz zmiany wyglądu Przemiana musiała wpłynąć na ciebie także inaczej, no nie? Nie chcesz się pochwalić? – Znowu ją podpuszczałam.

- Chodzi ci o moce? Owszem. Nieco się wykształciły. Głos, światło, znikanie, wyczucie, a nawet coś, co nazwałam “fazowaniem” stosując terminologię ze starych gier RPG.

- Dobra. To już nie będę wam przeszkadzać i marudzić. – Chciałam szybko stamtąd wyjść i zadzwonić na telefon, który podał mi Caine -Wiem gdzie was szukać a wy wiecie gdzie szukać mnie. Dajcie mi tylko tę odtrutkę a sobie pójdę, bo mam jeszcze trochę roboty.

Uniosła brew w górę.
- Jaką odtrutkę?

- No wiesz na tę truciznę, co mi dali w piciu. - Mrugnęłam do niej żeby zdanie nie zabrzmiało zbyt poważnie.

- Aaaaa tą - powiedziała z poważną miną. - Wystarczy zjeść jabłko i ją zneutralizujesz. Tylko koniecznie jak najbardziej czerwone.

- To będę zmykać. Topper wie, że żyjesz, prawda?

- Tak. Wie. Dlatego dał ci do mnie telefon.

- Skąd wiesz, że mi go dał? Już ci doniósł?

- Najpierw zadzwonił, czy może. To przecież oczywiste.

- Ale jak widać nie musiałam dzwonić. - Podniosłam się z krzesła. Zastanawiałam się ułamek sekundy czy powiedzieć, kto ma zamiar do niej zadzwonić ale podjęłam decyzję i powiedziałam tylko:
- Do zobaczenia. Pójdę się jeszcze pożegnać lordem i zmykam.

Finch czekał za drzwiami. Najwyraźniej nie pozwoliliby mi tu łazić samopas. Na moja prośbę zaprowadził mnie do lorda i mogłam pożegnać się z Percivalem a potem O’Hara poprowadził mnie drogą do wyjścia.

- Skąd wiedzieliście, że ktoś zaatakował Caine’a? – Nie wytrzymałam i rzuciłam pytanie do Fincha, kiedy zrównał ze mną krok.

- Telefon. Był pod dyskretną obserwacją.

- Czyj telefon? – Drążyłam dalej.

- Naszych sojuszników - zatrzymał się, uśmiechnął. - Pozwól fantomowi mieć kilka sekrecików, co, pani ciekawska.

- Czyli chcieliście pojechać ze wsparciem dla Caine’a czy dla tych, co go zaatakowali?

- A jak sądzisz?

- No właśnie nie wiem, dlatego pytam.

Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. Potem spojrzał mi prosto w oczy.
- Z jakich powodów mielibyśmy ochraniać Caine’a? Jak znajdziesz odpowiedź na moje pytanie znajdziesz również odpowiedź na swoje. Myślę, że jako Fantom docenisz rdzeń tej tajemnicy.

- Dobrze, że zdecydowałeś się odpowiedzieć na moje pytanie a nie tylko pozostać przy uśmiechu. - Zauważyłam zgryźliwie.

- Czasami uzyskane z większym wysiłkiem informacje są dużo cenniejsze, niż podane na tacy. Caine jest niebezpieczny i nie potrafimy rozgryźć, po której stoi stronie i jaką rolę wyznaczyła mu Lynch. Jego zachowania są wyjątkowo chaotyczne, wyjątkowo trudne do przewidzenia. Dlatego go obserwujemy. Zadowolona? - Tym razem to Finch mówił zgryźliwym tonem.

- Nie ma, co się obrażać, że twój uśmiech nie wystarcza za odpowiedź. Musisz się jeszcze tego od Percy’ego nauczyć. - Mrugnęłam do niego i przygryzłam wargę żeby się nie roześmiać.

Uśmiechnął się. Nawet wesoło. Oczy zamigotały z rozbawienia.
- Touche - powiedział rozkładając ręce.

- To nawet ujmujące, że lubisz tak do wszystkich wniosków i odpowiedzi dochodzić sam. Ja jednak uważam, że jeśli da się czegoś dowiedzieć w prostszy sposób to, po co sobie utrudniać. Dzięki temu można się skupić na zagadnieniach, których nie można rozgryźć tak łatwo.

Spojrzał bystro, z uśmiechem.
- Albo cię znienawidzę, albo bardzo polubię, coś czuję. Nie da się przejść obok ciebie obojętnie. Jesteś błyskotliwa, niezależna, uparta, mądra i zawsze chce mieć ostatnie zdanie, co? To prawie jak ja sam.

Ton głosu miał żartobliwy, ale ja się nieco zeźliłam, bo najpierw jakieś cholerne łaki twierdziły, że Benedykt polubił mnie, dlatego iż przypominam mu jego syna a teraz ten syn mówił mi to samo. Może kontekst był nieco inny, ale do licha bez przesady.

- Hmm ostatnio jak jeden łak wyskoczył do mnie z podobnymi tekstami to mało się z nim nie pobiłam, więc zastanów się czy chcesz iść tą drogą.

Założyłam okulary słoneczne i opuściłam Oratory wychodząc na rozgrzaną słońcem ulicę. Dopiero, kiedy wiedziałam ze stojący w wejściu zdębiały O’Hara nie może mnie już usłyszeć roześmiałam się z jego głupiej miny, którą zrobił, kiedy usłyszał moje ostatnie zdanie. Tak, rozgryź to panie mądry.

Poszukałam jakiejś budki telefonicznej, ale nie tej najbliżej Oratory i zadzwoniłam na numer, który dostałam od Caine’a. Nikt nie odebrał. Szlag by to! Odwiedziłam bank żeby uzupełnić zapas gotówki i wróciłam do MRu. MRu, który podobno został zinfiltrowany przez demony, które kminiły teraz jak się nam ludziom dobrać do dup. Słodko.
 
Ravanesh jest offline