-
Skąd wiesz, że gdzieś tu jest?- młody najemnik uzbrojony w topór był mocno zaintrygowany krasnoludzkim kompanem oraz jego osobliwym sposobem bycia.
-
Wy ludzie to jesteście głupi...- odpowiedział brodacz -
Co czujesz?- spytał po krótkiej chwili.
-
Smród rzygowin...- odrzekł młodzieniec. Nawet nie chciał myśleć, co by było gdyby wyznał zabójcy prawdę, że to właśnie khazad jest powodem nieprzyjemnego zapachu.
-
Otóż to! To właśnie dowód na to, że gdzieś tu jest troll.- Krasnolud szukał bestii od dłuższego czasu. Dopiero dwa dni wcześniej spotkał szóstkę najemników opłaconych przez miejscowego szlachcica, który to był zaniepokojony coraz częstszymi donosami chłopów o obecności straszliwego trolla. Helmut był zdolnym strzelcem. Jego ciężka kusza ponoć uśmierciła niejednego bandytę na szlaku. Heinrich znał się na wędrówce po łonie natury. Potrafił opatrywać rany i ponoć walczył całkiem dobrze mieczem.
Stary Frank operował korbaczem. Stalowe kulki na łańcuchach robiły dość sporo hałasu, lecz nikt nie podważał ich skuteczności w boju. Albert był najciężej opancerzony. Po za stalowym napierśnikiem, chronił się za drewnianą tarczą, w prawicy zaś dzierżył długi miecz. Wasili z dalekiego Kislevu walczył halabardą, a do tego umilał grupce wieczory grą na harfie. No i był młody Tomas. Ten sam, który najczęściej rozmawiał z krasnoludem. Chłopak miał niespełna dwadzieścia wiosen, jednak w walce dwoma mieczami był ponoć najlepszy w całej okolicy.
Duingan często drwił z towarzyszy i tłumaczył im, że walka z trollem to niemal pewna śmierć, oni jednak byli uparci. Głupi i uparci. Co zrobić, to był ich wybór, tak samo jak wyborem krasnoluda było szukanie śmierci w chwalebnej walce.
-
Po za tym milę stąd w krzakach widziałem ogromne gówno... Znaczy, że nasz wielki kolega gdzieś tu jest.- wzruszył ramionami uśmiechając się. Topór tylko czekał by upuścić nieco krwi potwora.
~***~
Miło było usiąść w ciepłej gospodzie. Był zupełnie wyluzowany i rozluźniony. Piwo, które podał mu karczmarz musiało być resztką z dna beczki, to też nie kryjąc swojego rozdrażnienia Duingang 'poprosił' gospodarza by przyniósł mu porządne piwo. Goście spoglądali na niego ukradkiem, szeptali i komentowali pod nosami. Pewnie zezłościłby się gdyby nie fakt, że miał tego dnia wszystko w dupie. Chciał spokojnie odpocząć, zjeść i napić się. Potem chciał położyć się w łóżku, przykryć kocem i usnąć. Zdziwiła go zuchwałość człowieka, który nie tylko nie bał się do niego podejść, ale i jeszcze zaproponował odkupienie miecza. Duingan uniósł brew, mierząc wzrokiem głupca.
-
Ten miecz utoczył więcej krwi niż Ty zobaczysz w całym swoim życiu. Ma dla mnie wartość sentymentalną.- uśmiechnął się szaleńczo. Miał nadzieję, że zniechęcił w ten sposób człeka, który da mu spokój i nie będzie się więcej narzucać.