Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2012, 22:33   #21
Eyriashka
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Park w Zurichu, koło szachownicy

Słońce nie długo już zabawiło na nieboskłonie. Wraz z ostatnimi pionkami opuszczającymi czarno-białą planszę coraz mniej ciepłych jesiennych promieni ogrzewało zgromadzonych. Jednak tylko nieliczni gentlemani opuścili zagajnik przed końcem rozgrywki. Beatrice jedynie z widzenia znała mężczyznę, który kierował białą armią. Nazywał się Robert... lub może Robberts to jego nazwisko? Nie miało to aktualnie znaczenia, w końcu nie zamierzała zwracać się do businessmana z żadną prośbą. Wiedziała za to dokładnie, że zajmuje się on sprzedażą zagranicznych perfum i kosmetyków. Gdy otwierał interes bardzo często można było go zobaczyć w domu Valiarde. Jednak partię szachów wygrał mężczyzna o pociągłej twarzy zakończonej kwadratowym podbródkiem. Był najprawdopodobniej cudzoziemcem i z tego co udało się zrozumieć ze skrawków dyskusji toczonych w poszczególnych kółeczkach, starał się o wysokie stanowisko w firmie Roberta vel Robbertsa i był to swoistego rodzaju test, którego wynik został przyjęty ogólną aprobatą zgromadzonych. Zaczęły się uściski dłoni, grzecznościowe formułki, szczere gratulacje. Wszystko po to, by w ciągu kilku minut z czystym sercem ruszyć do domu i zasiąść z rodziną do zasłużonego posiłku. Kolejny dzień w kryształowolśniącej otoczce. Kolejny dzień bez rysy na imieniu.

Niebo szybko zmieniało swoją barwę z kolorów pastelowych, aż do nieprzyjemnej czerni, zaczęło się robić chłodno, wiatr przywiał chmury. Jednak dla łowców pogodowe kaprysy nie stanowiły wymówki. Park szybko opustoszał, gdzie niegdzie tylko można było dostrzec sylwetki osób szczelnie opatulonych paltami wyprowadzających psy na spacer. Jednak i te jednostki ostatecznie opuściły teren. To właśnie wtedy łowcy rozpoczęli zabezpieczanie terenu. Każdy zgodnie z własnym uznaniem. Oswald rysując diabelską pułapkę za pomocą farby, natomiast Nikko wykreślając kręgi przy użyciu ciężkiej gałęzi.

Właściwie nie można było zauważyć różnicy w mijającym czasie. Północ minęła, wskazówki kontynuowały podróż na tarczy w stronę jedynki. Wiatr, który zerwał się po zmierzchu nadal dął. Demony nigdy nie pojawiały się tak jak w książkach, w kłębach dymu, najlepiej jeszcze z głośnym grzmotem i zapierającym dech w piersiach smrodem siarki. Toteż nikogo nie zaskoczył fakt, gdy spacerowym krokiem zza drzewy wyłonił się wysoki, dojrzały meżczyzna. Omiótł zagajnik znudzonym, lekko melanchoijnym, wszechwiedzącym spojrzeniem uzupełnionym przez delikatny uśmiech. Serce Nicholasa dosłownie zatrzymało się w chwili, gdy gentleman wkraczał do ogromnego kręgu jaki wyrysował na ziemi. Symbol został dość sprytnie rozplanowany - był tak duży, że pięcioramienna gwiazda oraz symbole dodatkowe nie rzucały się w oczy. Ot, perspektywa, jak to zachwalał Oswald. A mimo to spełniał swoje zadanie wyśmienicie. Możliwe, że mężczyzna coś poczuł. Przeciągnął wzrokiem po podłożu i dopiero wtedy wzrok wyłapał długie linie wpisane w okrąg. Uśmiech poszerzył się.
- Witam państwa - rozpoczął zatrzymując spojrzenie na Beatrice - Tak bez zaproszenia wpychać się na prywatne przyjęcie?

 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 15-03-2012 o 21:57.
Eyriashka jest offline