Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2012, 18:29   #30
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sytuacja była z gatunku tych, co to je zwą dobrą, lecz nie beznadziejną. Zręczność i szare komórki przeciwko broni w dłoni kogoś, kto wprawnie nią władał i bez skrupułów miał zamiar ją wykorzystać. Z drugiej strony również Mark ze skrupułami nie miał zbyt wielkich kłopotów. Zasada “zabij, by żyć” była znana i bardzo popularna w jego środowisku. Ba, śmiało można by rzec, że wyssał ją z mlekiem matki. Można było głosić wolność, równość, braterstwo, tolerancję i miłość bliźniego, ale gdy ów bliźni nie chciał docenić tych poglądów i zamierzał pozbawić życia wyznawcę takich idei, to należało się z kimś takim rozprawić szybko i skutecznie (a jeśli można - definitywnie), by móc wspomniane idee głosić w spokoju.
Mark nie miał najmniejszego zamiaru dać się zarżnąć tylko dlatego, że tamten miał taką akurat fantazję. Pamiętał też, że walka w tych warunkach nie miała nic wspólnego z zasadami rycerskiego pojedynku. Nie sądził też, że jego przeciwnik choćby pomyślał o jakichkolwiek regułach czy honorowym postępowaniu.
- To nie ma być ładne, to ma być skuteczne...
- Rzuć mu coś prosto w twarz, to go zdekoncentruje...
- Kopnij go w jaja. Ale tego się spodziewa każdy, kto ma jakieś doświadczenie w walkach ulicznych. Dlatego najpierw kopnij go w kostkę albo nadepnij na palce...
Garść ziemi poleciała z ręki Mark’a w twarz przeciwnika. Ten uchylił się, ale to wystarczyło, by Mark mógł przejść do następnej akcji.
Jeśli jesteś bez broni, to z uzbrojonym przeciwnikiem raczej nie powalczysz. Możesz przeżyć starcie, powalić przeciwnika, zanim on zabije ciebie, ale cokolwiek zrobisz, musi to być szybkie, skuteczne i brutalne.
Mark podkurczył nogi i nim przeciwnik zdążył zareagować wyprostował je.
Co prawda jedna stopa chybiła, ale druga dosięgnęła celu. Buty przeznaczone do wędrówek po terenach rodem z koszmarów sennych nie mogą być lekkim obuwiem godnym parkietów pałacu Imperatora. Ciężki obcas trafił w goleń przeciwnika. Towarzyszyło temu miłe dla ucha chrupnięcie i jęk bólu, jaki wydostał się z ust uzbrojonego w nóż człeka, który cofnął się o krok. Nawet w panującej ciemności można było dostrzec, że utyka.
Mark zerwał się z ziemi. W tym momencie nie miał już na co czekać. Póki przeciwnik był nieco wytrącony z równowagi trzeba było go zaatakować. Zanim tamten uzmysłowi sobie dwie rzeczy - że ma przed sobą groźniejszego niż sądził przeciwnika i że użyć może nie tylko noża.

Najlepszą obroną jest atak. Tak powiadają. I tak też zapewne pomyślał ów strażnik. Nie zważając na ból nogi ruszył do ataku, zapewne chcąc wykończyć swego przeciwnika zanim ten zdąży zrealizować podobny zamysł.
Przed bełtem trudno uciec. Dużo łatwiej jest uniknąć ciosu noża, szczególnie gdy przeciwnik stoi odrobinę niepewnie na nogach. Pchnięcie, które miało w Mark’u uczynić dość głęboką dziurę rozminęło się z celem, gdy niedoszła ofiara zrobiła zgrabny unik. Może nie do końca tak udany, jak by się marzyło Mark’owi. Ostrze zahaczyło lekko o rękaw kurtki, zostawiając na niej cienką kreskę. Uderzenie Mark’a było celniejsze. Nóż wyleciał w powietrze i z brzękiem uderzył w skały.
Strażnik zaklął. Jeśli chciał cokolwiek zrobić, to już nie zdążył, gdyż Mark rzucił się na niego z szybkością błyskawicy, wbijając z całej siły łokieć w żołądek przeciwnika. Nawet skórzana kurta nie uchroniła trafionego ciosem, który sprawił, że mężczyzna zgiął się w pół, w podręcznikowy sposób wystawiając szczękę na kolejne uderzenie. Trudno było nie skorzystać z okazji.
Mark prawie poczuł, jak coś chrupnęło mu w kolanie, gdy noga z całym impetem trafiła w szczękę przeciwnika. Ten niemal się wyprostował, by po sekundzie zwalić się na ziemię po kolejnym ciosie, wymierzonym dla odmiany w szyję.

Kusza, pojemnik z bełtami i długi miecz wnet stały się własnością Mark’a. Najwyraźniej jego (były w tym momencie) strażnik był na tyle mądry, że po Pustkowiach chodził uzbrojony po zęby. Szkoda co prawda, że nie była to broń Mark’a, ale skoro nie ma się tego, co się lubi, trzeba się zadowolić tym, co się ma.
Nowy właściciel kuszy sprawnymi ruchami załadował broń. Teraz mógł mieć nadzieję, że uda mu się przedostać (choćby po trupach) obok tamtych.
Pozostawało jeszcze znalezienie odpowiedzi na jedno tylko pytanie - udusić, poderżnąć gardło, czy może zastrzelić? Bo pozostawienie przy życiu byłoby poważnym błędem.

Strażnik leżał twarzą do ziemi. Wystarczyło udpowiednio ułożyć mu ręce i związać na plecach. Kolejne kawałki sznura starczyły, by założyć pętlę na szyję i połączyć ją ze związanymi rękami.
- Przy odrobinie szczęścia sam się udusisz - mruknął Mark. - I mam nadzieję, że nie masz kataru - dodał, związując mu nogi w taki sposób, by więzień mógł (z pewnym trudem co prawda) chodzić.
Odciął od koszuli strażnika kawał materiału. Odwrócił leżącego na plecy, a potem wepchnął zwinięty kłąb płótna w usta swego więźnia.
- Wstawaj! - bezceremonialnie szarpnął leżącego za ramię.
Widocznie poprzednie uderzenia były dość silne, bowiem strażnik nieprędko otworzył oczy, w których nie pojawił się nawet cień wdzięczności za niezadźganie natychmiast po zakończeniu walki. Za to nienawiści i niemiłych obietnic znalazłoby się tam pod dostatkiem. Tym akurat Mark przejął się znacznie mniej, jako że aktualnie znajdował się po odpowiedniej stronie kuszy, ale na przyszłość warto było te niewypowiedziane groźby zapamiętać. I postarać się, by nie zostały zrealizowane.
- Pójdziemy sobie na mały spacerek - oznajmił.
Tamten szarpnął się, jakby chciał wypróbować siłę więzów, a potem pokręcił głową, co zapewne miało oznaczać, że Mark może się po prostu wypchać.
- Albo pójdziesz ze mną żywy, albo tutaj zostanie twój trup - powiedział Mark.
Czy był dosyć przekonujący? Z pewnością nie, bowiem jego niedawny strażnik ani myślał o zmianie pozycji z poziomej na pionową. Najwyraźniej nie wierzył w tego typu groźby, co było dość dziwne, bowiem sam wyglądał na takiego, co bez wahania wysłałby swego oponenta w ramiona pani Xiris. Czyżby uważał, że nie należy sądzić innych według siebie?
 
Kerm jest offline