Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2012, 20:52   #15
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Poszło trochę ciężej niż się spodziewali. Szczyty ruin niby widać było od strony traktu, ale by dostać się do nich trzeba było przeprawić się całkiem spory kawałek przez pobliski las. Na szczęście dzięki udanej sprzedaży ostatnich dni znacznie odciążyli wóz. Nie zapadał on się więc zbytnio w miękkiej ściółce pokrywającej ledwo dostrzegalny prześwit, który parędziesiąt lat temu pewni był drogą odbijającą od głównego traku.

Musieli przyznać, że zamek prezentował się całkiem przyzwoicie. Masywne kamienne ściany w dużej części przetrzymały próbę czasu, zapadły się tylko tam, gdzie dawno temu uderzała w nie wroga broń oblężnicza. Wjechali na dziedziniec przez szeroką wyrwę w murze. Kamień przy jej krawędziach wydawał się nadtopiony, jakby w ataku używano bardzo potężnej magii. Niewątpliwie było to ciekawe świadectwo dawnych czasów, ale nie dla historii tam przybyli... A przynajmniej nie dla jej teoretycznego aspektu.

Dziewczyny zaczęły rozkładać obóz, podziwiając z fascynacją stada pięknych barwnych ptaków, które wybrały sobie ruiny za dom. Wyglądało na to, że główne gniazdo miały w najwyższej z trzech zdobiących blanki wież. Nie dało się tego jednak w żaden sposób sprawdzić, schody do niej były bowiem zupełnie zrujnowane.
- Ach, jakie one piękne... - niewiasty nie mogły wyjść z podziwu, obserwując z zachwytem szybujące majestatycznie istoty. Ich pióra zdawały się lśnić wszystkimi barwami tęczy. Najwyraźniej przybysze ptakom wcale nie przeszkadzali, zachowywały się bowiem zupełnie swobodne.
- Gdybyś nas naprawdę cenił... - zaczęła Drusilla podchodząc lekkim krokiem do Davida i robiąc wielkie oczy. - To zdobyłbyś dla nas kilka takich pięknych piór!
- Coś mi się zdaje, że jemu teraz nie pióra w głowie - zagadała Betty z boku. - Patrzaj jak mu wzrok po wszystkich zakamarkach bładzi, niewątpliwie skarbów szuka!
Obie zachichotały.
- Ach, Josephie, Josephie... - jasnowłosa poklepała go po ramieniu, kładąc na nim głowę. - Toż tu pewnikiem całe zastępy poszukiwaczy się przewinęły, nawet złamanego miedziaka tu nie znajdziesz...

Faktycznie stare ślady na dziedzińcu świadczyły o tym, iż w ubiegłych miesiącach wielokrotnie paliły się tam ogniska. Josephowi zupełnie nie chciało się wchodzić na wieżę, głównie z powodu braku schodów oczywiście. Miał linę, być może także znał podstawy wspinaczki, ale dla głupich piór nie zamierzał ryzykować. Nie żeby był odporny na wdzięki kobiet, raczej znacznie bardziej od ich wdzięków interesowało go własne zdrowie. No i rana na ramieniu też się jeszcze nie zaleczyła, co praktycznie wykluczało kwestie jakiejkolwiek wspinaczki. Co innego zwiedzanie pozostałych zakamarków zamku.
- Miedziaka może nie znajdę, ale poznam kawałek historii. Takie ruiny zawsze miały w sobie coś fascynującego, nawet jeśli przeszukiwali je już inni.
Dziewczyny zgodnie westchnęły.
- I weź tu do takiego gadaj! Jak się raz chłop uprze, to nic do niego nie trafi! - skwitowała Betty załamując ręce.
- Daj mu... A nuż znajdzie coś ciekawego?
- Znajdzie, a jakże! Kupy po tych co tu nocowali i niechybnie się wypróżniali po kątach!

- Betty!
W końcu przestały się sprzeczać i zabrały się za przyrządzanie kolacji, dając łotrzykowi trochę wytchnienia.
- A i jeszcze coś! - rzuciła mu na odchodnym Betty. - Może by wytrawny myśliwy tak wreszcie zaprezentował swoje umiejętności i upolował nam jakiegoś smacznego zwierza na kolacje, co?

Końcówki już jednak nie słyszał, zagłębił się bowiem w mroku opuszczonych korytarzy i komnat, zabierając uprzednio latarnie z wozu. Już po pierwszych chwilach zauważył, że nie będzie to prosty spacer. Sufity w wielu miejscach wyglądały tak, jakby zaraz miały się posypać. O tym, iż jest to całkiem prawdopodobne świadczył szkielet jakiegoś małego ssaka przytrzaśnięty pod kupką odkruszonych kamieni. Podłogi też nie wyglądały zbyt pewnie, gdzieniegdzie widać było w nich szczeliny, przez które wiało ciężkie powietrze gdzieś z zamkowych piwnic. Pozwalając prowadzić się intuicji trafił w końcu do dolnych komnat, łączących się zapewne kiedyś z podziemiami, obecnie przejście było zasypane tonami kamieni. Obok w ścianie zauważył jednak niewyraźną szczelinę, najwyraźniej korzenie drzew rosnących wokół twierdzy nadkruszyły przez dziesięciolecia budulec ściany, tworząc wąski przesmyk. Czy by się tam prześliznął? Przejście wyglądało na naprawdę bardzo wąskie i ciężko było stwierdzić jak daleko prowadzi szczelina, głupio byłoby się zablokować gdzieś w połowie.

Zdjął z siebie większość rzeczy, w tym łuk i zbroję, ale ledwie zaczął się przeciskać, a już doszedł do wniosku, że szpara jest zdecydowanie za mała. Nie ryzykował więc, wycofując się i klnąc pod nosem. Z powrotem włożył na siebie wszystko i rozejrzał za innymi przejściami. Do tego był zwyczajnie za duży.

Niestety, zamek nie krył dostępnych dla niego tajemnic. Nieco zawiedziony wyszedł na zewnątrz. Miał zamiar jeszcze poudawać, że idzie zapolować na jakąś zwierzynę, ale najpierw zbliżył się do ogniska.
- Zasypane, niestety. A szczelina, którą znalazłem, za mała. Trzeba poczekać aż się powiększy, albo ja zmaleję. Może za kilka lat...
Odpowiedziała mu tylko cisza. Oślepiony blaskiem buzującego ognia dopiero po chwili zauważył, że przy ognisku leżały tylko skromne worki zapasów i puste koce. Po dziewczynach nie było śladu.
- Szlag.
 
Tadeus jest offline