Na głównym placu panowało ogromne zamieszanie. Panika wśród tłumu po zamachu na łowcę, zmieniła się w przerażenie spowodowane odległym, aczkolwiek ogromnie głośnym, wybuchem. Niektórzy próbowali uciec do swych domostw, niektórzy uciec z wioski, inni po prostu biegali w kółko krzycząc. Greta z kilkoma wieśniakami i Robertem odciągała nieprzytomnego łowcę, próbując ratować jego życie. Thomas z przerażającym krzykiem uciekał do swojej karczmy. Krasnolud Nargond krzyczał, by dać mu broń, jednak po chwili ruszył prawdopodobnie w kierunku latarni.
Za skrytobójcą, a właściwie w kierunku, w którym mógł się on znajdować nie pobiegł żaden z bohaterów. Jedynie dwóch strażników, których zachęcił Albert, odciągając uwagę od siebie.
Niedoszły wisielec, uwolniony przez Alberta, zaraz po ściągnięciu z karku liny odwrócił się i zabrał do ucieczki. Albert widząc, że właśnie spowodował sobie i towarzyszom dość duże kłopoty, zeskoczył przez zapadnię, pod szubienicę. Jeśli miał jednak jakiś plan, to chyba najwyższy czas by zacząć zgodnie z nim działać.
Detlef z Knutem popatrzyli na uciekającego zbiega. - Zabieramy go…- zaczął mówić szlachcic. Jednak Knut nie czekał na tą komendę, już w tym momencie, impulsywnie, bez zastanowienia, biegł za Erykiem. Mimo posiadanego przez siebie ekwipunku wybił się mocno z podestu, spadł tak na ziemię, że zdołał złapać za nogi Schlussa, obalając go bez problemu. Zaraz się zerwał, w sekundzie będąc już przy głowie uciekiniera, na którą momentalnie spadł potężny cios. - Dzie kszynka?!- wrzasnął Szłomnik - Łoffca… - odpowiedział tamten, a krew z nosa zaczęła zalewać jego twarz
Poza dwoma strażnikami, którzy pobiegli za skrytobójcą, dwóch od razu ruszyło za niedoszłym wisielcem. Jeden z nich trzymał arkan, jednak na razie używać do zatrzymania wisielca go nie musiał, gdyż skutecznie unieruchomił go już Knut. Kat zeskoczył zaraz za Albertem. A pozostałych trzech, z gotowymi do użycia mieczami, zaczęło wspinać się na podest. - Staaać!!! -krzyczał raz po raz, każdy z nich
Arabella, czym prędzej ruszyła do karczmy, po swoją broń. Zebedeusz natomiast stał przerażony z tyłu, obserwując całą tą sytuację. Zagrożenia dla Bell, czy dla siebie, na ten moment nie widział. Z pewnością jednak strażnicy zbliżający się do jego kompanów w tym momencie towarzysko nastawieni nie byli. Łowca zaatakowany, więzień uwolniony, a nowo przybyli do wioski znaleźli się w centrum wydarzeń, walnie przyczyniając się do całego zamieszania. |