- No, udało się go złapać - powiedział niezbyt głośno Detlef, widząc jak sprawnie Knut pojmał skazańca.
Całe szczęście, że tak się stało, bo inaczej mogliby mieć jeszcze więcej kłopotów, niż w tym momencie. A sądząc po minach strażników łatwo można się było domyślić, że co najmniej kilka osób miało pewne pretensje związane z przebiegiem uroczystości. I chociaż ani Detlef, ani tez Knut nie brali udziału ani w zamachu, ani też w uwalnianiu wisielca, to głupi czyn Alberta cieniem spoczął na wszystkich jego znajomych.
- Panie Robercie! - Detlef zwrócił się do mężczyzny, który stał tuż obok. - Proszę polecić, by sprowadzono jakieś nosze. A potem zanieśmy go do jego chaty. Mieszka tu jakiś medyk w okolicy? - zwrócił się z pytaniem do Grety. - Parę ran w życiu już widziałem, ale ta wygląda mi na dość paskudną. Nie możemy pozwolić, żeby umarł. |