Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2012, 18:46   #364
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Dom i Ogrody Kakita Kakeru, Kosaten Shiro; zima, rok 1113, 14 dzień miesiąca Togashi


Wieczorem, a nawet nocą, kiedy dotarł do swego pokoju, Hiroshi był wyczerpany do cna. Poruszał się z trudem, a jego myśli chaotycznie przeskakiwały z tematu na temat, nie mogąc nigdzie dłużej zagrzać miejsca.

Ten jeden wieczór nauczył go o dworskim życiu więcej, niż wszystkie dotychczasowe nauki, niż całe jego życie.

O dworze Klanu Żurawia.

Lekkość, rozmach, pozorna beztroska przy jednoczesnych ukrytych znaczeniach w takich detalach jak stroje, akcesoria, ruchy, gesty, ustawienia się w towarzystwie... Hiroshi czuł się starszy o lata. Mądrzejszy. Wczorajszy on był dzieckiem i było to w tym momencie przede wszystkim przytłaczające. Na wiele sposobów.

* * *

Kakita Naomi wzięła go na z pozoru spacer po ogrodzie. W rzeczywistości nauczyła go szeregu rzeczy, które potem okazały się kluczowe dla rozgrywek ogrodowych.

Dzięki temu miał okazję porozmawiać z piękną kobietą, poznać rodzinę gospodarza bliżej, a potem mógł swobodnie bawić się z innymi, nie bojąc się blamażu.

Kakita Mojikhai, rozmawiając z nim o kimonach zwróciła szczególną uwagę na to, jak malarze strojów pracują. Rozmawiała o ich narzędziach, o tym, jak przekazywane są z ojca na syna, podobnie jak ostrza u bushi. Mówiła o staranności, latach praktykowania konkretnego wzoru, nim się może go zmienić w najdrobniejszy sposób.

Lecz znów, to była zaledwie warstwa tej rozmowy. Choć niewątpliwie rozmowa o malarstwie, ukazująca nowy i nieznany dotychczas Hiroshiemu zestaw technik, w ogóle podejść do malowania, z których przynajmniej kilka było intrygujących, to jednak jedną z rzeczy jaką z niej wyniósł, było to, że wzory mają znaczenie, ponieważ ludzie stowarzyszający się w jakiś sposób często nosili drobne tego oznaki na strojach. A inni, którzy sygnalizują komuś przychylność, często mają wachlarze lub inne ozdoby, ukazujące to.

I to pozwoliło mu np. dowiedzieć się, że na przyjęciu był szereg osób, ukazujących życzliwość Feniksom, jak i obu szkołom bushi Shiba: wiele strojów, wachlarzy, noszonej biżuterii - a w jednym przypadku nawet tatuaż - miało motywy wspaniałego mistycznego ptaka, dwu skrzyżowanych katan, czy innych referencji. Kiedy później miał okazję zamienić słowo na ten temat z Naritokim, brat odrzekł, że jeden z gości miał nawet gunsen ze starym monem ich rodu.

- Zresztą - skonstatował rewelację Naritoki nie widząc zaskoczenia brata - Doskonale to rozegrałeś. Oddałeś mu głębszy ukłon niż innym, rozpoznając to. Nie wiedziałem, że wiedziałeś o tak dawnych dziejach rodzinnych - dodał z nutą czegoś, co brzmiało jak komplement lub zaskoczenie.

Hiroshi zaś przypomniał sobie, jak wyglądała ta sytuacja. Tamten mężczyzna był z rodu Doji i był shoko kanbu. A głębszy ukłon wywołała pani Mojikhai, która wtedy z nim szła, bardzo cichym szeptem 'erai hito da*'.

Ufając gospodyni Hiroshi ukłonił się głębiej zaś twarz tamtego przyozdobił szeroki uśmiech. Młody Feniks bardzo mile wspominał tę rozmowę, choć potem miał ją przepatrywać pod kątem tego, czy nie popełnił jakiejś dalszej gafy przez swą niewiedzę.

Ta sama rozmowa uzmysłowiła mu też ustosunkowanie rodu Kuotai. Na przyjęciu było przynajmniej sześcioro ich sprzymierzeńców, sądząc po strojach, postawach i zachowaniu.

Że postawy i zachowania są ważne, wiedział dzięki Ameiko i Yasuhiko. Oboje ukazali mu to, kiedy Yasuhiko 'przepytywał' córkę, przy jego obecności, sprawdzając czy wie, co oznacza postawa tego czy tamtego z gości, jego gesty, czy ruch jego wachlarza.

To ostatnie zwłaszcza było ciekawe. Kiedy Hiroshi już wiedział na co patrzeć, odkrył, że ilość konwersacji prowadzonych na całą długość pokoju jest po prostu oszałamiająca. Niemal każdy z Żurawi uczestniczył w takich rozmowach, przez co słowa wypowiadane w jednej grupce mogły błyskawicznie pójść do dalszych trzech.

Zwłaszcza imponowali ci, którzy potrafili prowadzić naraz rozmowę gestami i słowami. Co zresztą pierwszy raz zauważył u samej Ameiko, która niewielkimi gestami wachlarza przez większą część wieczoru korespondowała z jednym z gości, wyraźnie darzącym ją względami.

Hiroshi przez część wieczoru po prostu chłonął nowy świat, o istnieniu którego dotąd nie miał pojęcia.

A mógł to uczynić, ponieważ miał własnych yojimbo. Poza jego ochronnym tytułem i statusem, nadanym mu przez pana miasta, miał ochronę daleko bardziej aktywną. Kiedy przemyślał sobie - już na spokojnie - wydarzenia wieczoru wyszło mu, że niemal zawsze niedaleko niego był albo Doji Yasuhiko, albo jego córka, albo ktoś z rodziny gospodarza czy jego domowników. W rzeczy samej, jeden z nich nawet przy wołaniu go do swego pana uczynił to ze zbyt dużym pośpiechem i przez to nieznacznie obraził jednego z gości, z którym Hiroshi rozmawiał, za co błyskawicznie - i bardzo szczerze, w dobrym stylu, jak uważał Feniks - przepraszał.

Dopiero później Hiroshi w ogóle dostrzegł i uzmysłowił sobie, że obrażony miał wzór na kimonie, układający się w kanji, które przez grę słów możliwie nawiązywało do rodu Kuotai.

Przypominając sobie, że kiedy przywołany podszedł do gospodarza, ten wziął go pod ramię i doprowadził do kolejnej grupki ważnych gości, których wspólnie zabawiali mało znaczącą (choć trudną dla młodziana ze względu na potencjalne konsekwencje blamażu wobec takiej widowni) rozmową, Hiroshi zaczynał zastanawiać się, czy Kakeru rzeczywiście go przywoływał?

Wieczór był niczym pryzmat. Można było oglądać go i wspominać i za każdym razem sprawy ukazywały się w innym świetle. Było to w pewien sposób godne zachwytu, ale po wszystkich wydarzeniach, tej nocy - było to przede wszystkim niesamowicie męczące.

I to nawet przy wszystkich cudownych i tajemniczych chwilach na przyjęciu.

Młodzieniec za cudne wspomnienie uważał, jak przedstawiony mu przez Yasuhiko malarz, którego dzieła podziwiał wcześniej, skomplementował jego obraz.

- Brawo, panie - mówił wtedy z żywym uśmiechem - Wspaniałe są łuski tego smoka, każda jedna z nich ma własny urok. Musisz pan znać opowieść o śnieżynce i pani Doji! Jeśliś samym tym nie ujął gospodarza, to nie wiem doprawdy, czy Kakita Kakeru ma serce.

Wspomnienie to powiązane było z zasłyszaną rozmową Doji Ameiko z dziedzicem pana Kakeru:
- Kakita-san, widziałeś już pewnie obraz pana Shiby? Powiedz, co o nim sądzisz?
- Porzucam malarstwo, pani - odrzekł wprost zapytany. - Od zawsze wiedziałem, że nieosiągalna jest dla mnie ekspresja mojej matki, od dziś wiem też, że nie będę w stanie malować tak celnie i subtelnie jak tu obecny pan Hiroshi. Choć lubię malować, to czas zająć się czymś, w czym będę się wyróżniał i czym przyniosę pożytek rodzinie. Na drodze malarza, pan Shiba jest wiele, wiele dalej ode mnie.

Myśli wirowały. Przepowiednia starca. Jej moc, znaczenia i niezwykłość rozpalały wyobraźnię. Brat przypisywał jej sporą wagę i samo to czyniło to Wydarzeniem.

Wydarzenie nasunęło skojarzenia z listem pisanym przez niepokorną córkę "Wspaniałego Asahina-sama". Pisała najprawdziwszą prawdę. Ta kolacja była Wydarzeniem.

Ledwo myśli wróciły do tematu przepowiedni, mogły przejść na osobę wieszcza. Jedynego (niemal na pewno) Asahina na przyjęciu, w dodatku incognito. Wedle Naritokiego, nieobecność innego niż Si Xin Asahina nie była przypadkiem. Sam Hiroshi z rozmów wyniósł parę informacji, które nadały większego znaczenia okrzykowi 'morderca', jaki lekkomyślnie rzuciła niedoświadczona strażniczka Kakita. Hiroshiemu niektórzy z gości udzielali starannie zawoalowanych ostrzeżeń na temat uważnego dobierania swego towarzystwa i utraty reputacji, kiedy człek stowarzysza się nie z tymi, co trzeba. Wszystko to wyrażone było odpowiednio, lecz fakty mówiły za siebie.

Nie kończyło się na nieobecności Asahina, na zachowaniu wieszczącego starca i jego towarzysza, na ostrzeżeniach wreszcie.

Si Xin nie był w piątej części tak popularny, jak którykolwiek z Feniksów. Owszem, rozmawiano z nim, traktowano go uprzejmie, lecz zachowanie wobec niego było czymś podszyte i Hiroshi żałował, że nie potrafi dostrzec czym.

I nie pamiętał też, by w trakcie tego przyjęcia Si Xin poruszył wachlarzem, by komuś odpowiedzieć.

Tajemnica Asahiny intrygowała jeszcze mocniej po prośbie gospodarza. A jeszcze mocniej po rozmowie - krótkiej! o wiele za krótkiej! - z samym shugenja.

Si Xin w sobie właściwy, cichy sposób poinformował młodzieńca o treści jego długiej rozmowy z panem Kakita Kakeru. Zamyślony, dokładnie przypominając sobie jakie padły słowa, zdał relację w czterech celnych zdaniach.

'Kakita Kakeru poprosił go o podjęcie śledztwa. Oczywiście, zgodził się, tym bardziej, że już i tak bezczelnie zajął się tą sprawą.'

Mimowolnie Hiroshi uśmiechnął się, wspominając jak łagodny Asahina pokornie wymawiał słowo bezczelnie. Pozbawiając je jakiegokolwiek tupetu samym tonem i brzmieniem głosu.

'Trop wiedzie poza miasto, zatem fortunnie nie przeszkodzi to koniecznemu szybkiemu wyjazdowi - by przed tym jak śnieg uniemożliwi podróże dotrzeć do Shiro Tengu. Po wyrażeniu zgody pan Kakeru zaskoczył go i wprawił w niemałą konsternację rewelacją o tym, że Shiba Hiroshi zgodził się być jego yojimbo w tej sprawie.'

Cztery zdania streściły rozmowę, a Asahina natychmiast właściwie przeszedł do następnej sprawy, którą potraktował jako ważniejszą.

Że po wydarzeniach tego wieczoru tylko, nawet nie wspominając o tych porannych, widać wyraźnie, że właściwą decyzją może być aby Shiba Hiroshi pozostał w Kosaten Shiro.

- Drogi Feniksie - rzekł ciepło, stając i zwracając twarz ku Hiroshiemu - to wieczór Twego wspaniałego triumfu! Z którego bardzo się cieszę. - Dodał, i uśmiechnął się serdecznie. - Masz przed sobą jasną, szeroką drogę wiodącą bardzo daleko! Po dotychczasowych wydarzeniach masz pewne zaproszenia na przynajmniej cztery Zimowe Dwory. Wielki to honor dla Twego rodu, rodziców, nauczycieli. Chwała dla Klanu. Dla imienia Shiba.

Zapadła chwila ciszy, w której Asahina spoważniał, patrząc na rozmówcę.

- Ale przecież Ty nie spoczniesz na laurach, Shiba Hiroshi-dono. Masz wspaniałą okazję. I wielkie przeznaczenie. Ludzie z przeznaczeniem potrzebują wsparcia. Przyjaciół w wysokich miejscach, o daleko widzących oczach i długich rękach. Nie można porównać drogi przed Tobą do tego, co daje wyjazd ze mną do Shiro Tengu, na wezwanie mego wuja. Jedno i drugie jest drogą, lecz tak samo traktem jest zwierzęca ścieżka w lesie i Cesarski Trakt.

Ruszyli znowu, kiedy shugenja podjął spacer. Zaczerpnąwszy oddech Asahina płynnie podjął wątek, nie dając Hiroshiemu miejsca na odpowiedź:

- Oczywiście Kakita Kakeru-sama się ze mną zgodził. Nie czuj się więc zobowiązany Waszą rozmową, myślę że mogę tu mówić za nas obu. Tak samo nie czuj się zobowiązany sprawą tego saibana. Każdy wart swego miana uzdrowiciel potrafiłby pomóc Twemu ciału zwalczyć truciznę młodego gada. Większym bohaterem niż ja, jest w tej opowieści Shiba-sensei, z jego doskonałą oceną sytuacji oraz fantastycznymi umiejętnościami jeździeckimi.

Pogładziwszy swą brodę, Si Xin cicho dodał:

- A jeśli - pomimo porannych wydarzeń, o których wiem z relacji panny Kakita - będziesz upierał się, honorowy Feniksie, że masz do mnie dług, to wiedz, że fakt, że jesteś w tej Twierdzy, uczyni mnie spokojniejszym o Kaori. Samo skojarzenie jej imienia z Twoim może uczynić dla tej upartej dziewczyny więcej dobrego, niż ja mogłem przez cały rok.

Zawiał mocny i zimny wiatr, łopocząc ich ubraniami. Silny szum zwrócił uwagę ich obu - stali nieopodal gaju, do którego doszli podczas rozmowy.

- Musisz tam iść, Shiba Hiroshi-dono - rzekł spokojnie starszy mężczyzna. -
Wyrzuć me słowa z pamięci, wyrzuć z niej wszystko inne niż przepowiednię... - zawahał się, nim dodał - niż to, co naprawdę Cię trapi, oczyść myśli i wejdź bez strachu. Moje słowa nie są teraz istotne bo i tak miałem prosić, byś je przemyślał raczej, niż przez Twą uprzejmość kazać Ci odpowiadać od razu.


Wyrzucić myśli? Hiroshiemu wydało się to niewyobrażalne.

Proroctwo. Wieszcz. Tajemnica Asahiny.

Sekretny świat Kakity Mojikhai, tak niewyobrażalnie bogatszy od świata żony. I obraz, który mu ukazała. Obraz, na którym ujrzał znajome twarze. I jej niewyobrażalna propozycja. By jego twarz była następną.

Hiroshi przemknęło przez głowę, że jeśliby Kosaten Shiro miało kiedyś podzielić los Shiro no Yojin, to potrafiłby sobie wyobrazić szermierza stającego naprzeciw atakującym żołnierzom tylko po to by ochronić ten obraz.

Wiatr wzmógł się. Drzewa zaszumiały głośno, cokolwiek tajemniczo.

Przemknęły mu też przez głowę drobne przyjemności. Rozmowy malarskie z panią Mojikhai, późniejsze zaskoczenie, kiedy Doji Yasuhiko przedstawił go malarzowi, którego dzieła wcześniej podziwiał, panu Doji Kazuhiro, który okazał się krewnym jego zmarłego zięcia. Wygrane przysługi i zmagania podczas ogrodowej gry lampionów.

Atencja wszystkich, zwłaszcza zaś dbałość o niego gospodarzy, starego Yasuhiko i Ameiko-san.

Atencja daimyo, za pierwszym i drugim pojawieniem się. Jego słowa. I nieoczekiwana stawka w pokazowej walce: Agatowe Mistrzostwa.

Myśli znowu zawirowały. Walka. Własna i brata.

* * *

Walka była kolejną atrakcją wieczoru i zaczęła się dopiero po powrocie daimyo.

Hiroshi wtedy już wiedział znacznie więcej na temat samych Agatowych Mistrzostw czy warunków tej walki.

Nie można było zranić do krwi, zabić czy okaleczyć. Walka miała być niczym walka yojimbo dwu dyplomatów na dworze, a tam konsekwencje ciągną się daleko poza dwu mierzących się wojowników. Okaleczony przeciwnik, zabity, lub nawet krwawiący to niejednokrotnie niweczy zwycięstwo, a także szanse na pojednanie.

Walka o udział w Agatowych Mistrzostwach miała odbywać się na ich zasadach. Zwycięża, kto powali przeciwnika na ziemię albo kto przystawi mu ostrze do gardła, oka, serca w taki sposób, by było jasne, że mógł zabić, lecz się wstrzymał, albo kto ogłuszy oponenta, wreszcie wymusi “poddaję się” na nim, pokazując taką przewagę, że poddanie się będzie honorowe, niczym w pojedynku iaijutsu.

Wszystko to młodszy Shiba wiedział od całego sztabu ludzi. Wiedzą chętnie dzielili się wszyscy, których pytał, a złożywszy otrzymane odpowiedzi razem uzyskał pełny obraz sytuacji.

* * *

Pan domu wrócił dobrą godzinę po swoim wyjściu. Może nawet dłużej. Powrócił z ubranym w dobre, brązowo-szare kimono podróżne mężczyzną bez monów. Ich wejściu towarzyszył kompletne milczenie i nawet Hiroshi odczuł jak atmosfera gęstnieje do niemal zestalenia.

Kakita Kakeru powitał daimyo uprzejmiej niż przedtem (choć Hiroshi nie był pewien, czy nie zbyt przykładał teraz dużą wagę do wszystkich detali), mówiąc donośnie 'Zaszczyt to dla mnie, panie'.

Nie padło żadne pytanie o ubranego w szaro-brązowy strój podróżny człowieka, on zaś po prostu trzymał się pana miasta, niczym dodatkowy strażnik.

Daidoji Seijuro-sama nie przeciągał sprawy. Bardzo szybko wszyscy przenieśli się do ogrodu, równie szybko pojawił się Daidoji Kosakaburo.

Pan miasta klasnął w dłonie, odczekał chwilę (zbyt krótką nawet, by zapadła kompletna cisza) i donośnie ogłosił nagrodę, jak i zawodników, wskazując dłońmi kolejno Feniksa i Żurawia:

- Gość honorowy, już znacie dokonania!
- Mój strażnik, pragnie zmierzyć się ze znamienitym wojownikiem Shiba.

Na koniec pan twierdzy dodał jedno zdanie o honorowości imprezy, kładąc nacisk na konkurs umiejętności, rywalizację i turniejowe aspekty walki.

Hiroshi jednak nie pamiętał nawet zbyt dokładnie słów. Zmagał się wtedy z czym innym.

Z obecnością widzów.

Była olbrzymia, nigdy nie widział jeszcze walki, na której była TAKA audiencja.

Przyciągał wszystkie spojrzenia, zwłaszcza, kiedy tak córka pana domu, jak i córka pana Yasuhiko zaczęły mu wiązać wstążki na ramieniu, przygotowując go do walki wśród radosnego przekomarzania się o to, która pierwsza. Kosakaburo skwitował to na poły-żartobliwym zdaniem, że walczy z potwornym przeciwnikiem, który zdołał zadać mu potężny cios jeszcze przed walką, nawet nie unosząc ostrza. Żart - Hiroshi pamiętał wyraźnie - witany był serdecznym śmiechem wśród obecnych, zaś Kosakaburo całkiem nieironicznie mu zasalutował.

W trakcie przekomarzań i śmiechu Feniks usłyszał nagle szept Naomi-san, nie dość cichy jednak, bo w jakiś sposób dosłyszany i skontrowany przez Ameiko-san:

- Wygraj, inaczej możesz utrudnić walkę Twego brata.
- To pokaz umiejętności. Nie jest istotne kto wygra - wygra lepszy. Istotne jest, by zaprezentować swe umiejętności. A przynajmniej tak, mam wrażenie, rzekłby Shiba-sensei.

Naomi, zaskoczona, zamarła przez chwilę, potem uśmiechając się z cichym 'hai, onee-sama', przyznała Ameiko rację w dość rozbrajający sposób.

Największą właściwie zwłoką przed walką było zakładanie zbroi, którą Hiroshi założono, a którą Kosakaburo miał na sobie. Kiedy słudzy mocowali sznury i dociskali płyty, Hiroshiemu przemykały uwagi pana Naoty o walkach turniejowych w zbrojach - że są cięższe, trudniejsze i generalnie dłuższe.

Kosakaburo wstąpił na rozłożone maty prowizorycznego dojo zgrabnie wirując bronią. Mimowolnie Shiba porównał to z zachowaniem brata: Naritoki po prostu wszedłby i poczekał bez ruchu, by ukłonić się dopiero po wejściu przeciwnika.

-------------------------------------------
* erai hito da - to wspaniały człowiek
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 17-04-2012 o 08:59. Powód: dodatkowe scenki w reminiscencjach Hirosia z wieczoru
Tammo jest offline