Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2012, 23:02   #94
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Adamantytowy nadziak okazał się idealną bronią na tą okazję. Wykuty z jednego z najtwardszych i najcięższych metali Faerunu, bez problemu kruszył gipsową ściankę.
Kolejne ciosy torowały drogę do wolności paladynce i Evelyn.
Przyzywaczka zajęta jednak była czymś innym, dyskretnym rabo... przeszukiwaniem grobów wraz z Viltisem.
Zdołała już przejrzeć dwa, gdy z ust paladynki rozległ się pisk przerażenia. Otóż bowiem przez wybitą dziurę posypały się na Corellę, czaszki, żebra i piszczele.
Dziewczyna z odrazą na obliczu odskoczyła od gipsowej ścianki. Gdzie właściwie zostały uwięzione?
A co jeśli okaże się zamiast na powierzchnię przebijają się do kolejnego grobowca. Jeszcze bardziej odrażającego od tego obecnego.
No cóż... Nie przekonają się, dopóki się nie przebiją. Więc paladynka powróciła do walenia nadziakiem w gipsową ściankę.
A Evelyn do... ehmm... inspekcji grobów. Zebrała w ten sposób kilka ciekawych przedmiotów.
Pięć zwojów zamkniętych w ceramicznych tubach i zabezpieczone woskiem przed wilgocią, medalion oraz pierścień. Oraz... kilka kości palców, zebranych ze sobą i obwiązanych srebrną tasiemką z wyszytymi na nich napisami czerwoną nicią, które to jeden z truposzy nosił w sakiewce na szyi.Były też i inne przedmioty, jak miecze i włócznie i zbroje. Tych jednak nie dało się szabrować nie zwracając uwagi paladynki.
Jeszcze kilka ciosów i były wolne...


... prawie. Znajdowały się bowiem długim korytarzu pełnym kości. Poukładane w rzędach i posortowane znajdowały się tu szczątki setek humanoidów. Corella szybko zorientowała się, gdzie są. Na cmentarzu. Na podziemnym cmentarzysku, który czasem był zakładany w miastach.
W katakumbach mogących się znajdować tylko w jednym miejscu. Gdzieś pod główną świątynią miasta. Ale przecież przed chwilą były ratuszu, więc jak ...to się stało?

Paladynka zorientowała się też, grobowiec w którym się znaleźli był ukryty przed oczami innych. Bo ciężko było znaleźć zagipsowane wejście, ukryte za stertą czaszek i kości, skoro wszystkie ściany były nimi wyłożone.
Poruszająca się z wyraźnym trudem, ale jednak idąca Evelyn wychodziła z komnaty grobowej, jedną dłonią opierając się o ścianę. Drugą zaś obejmowała zdobyczną czaszkę. Czym był ów czerep, że był tak ważny?
Nie wiadomo.
Viltis jej eidolon, asystował upartej przyzywaczce przy jej chodzeniu. A przy pasie wisiał miecz z świecącym klejnotem. Którego Evelyn nie chciała zostawić, w przeciwieństwie do paladynki, która odłożyła adamantowy nadziak na miejsce. Corella nie miała sił się kłócić, zwłaszcza z tak upartą istotą jaką była przyzywaczka.
A gdy przekroczyli próg grobowca. Jedne ze zwłok poruszyły się,


martwe od dziesięcioleci ciało zaczęło się unosić. Pokryty zasuszoną niczym pergamin skórą palec uniósł się wskazując na kobiety. Z wyschniętego gardła rozległ się charkot.- Otoczone przez mroczną otchłań, pilnujcie reliktu, nie pozwólcie zgasnąć słońcu pośród mroku wiecznego szaleństwie. Strzeżcie się splugawionej niewinności i pilnujcie niewinności w sobie.
Po tych słowach mumia się rozsypała w proch.

A kobietom pozostało iść dalej, przez tunele katakumb w poszukiwaniu wyjścia. Evelyn bolały nogi, a każdy krok wymagał wysiłku. Zbyt wcześnie wstała z łoża.
A Corella miała własne problemy.
Głód się wzmagał. Głód krwi. Głód życiodajnego płynu. A ofiara wszak była tak blisko.
I tak bezbronna przecież. W końcu wystarczy ubić wężowatego, powalić ją i wgryźć się w szyję, by posmakować słodkiej krwi.
Nie wiedziała Corella wtedy, że problem narastającego pragnienia krwi będzie musiała odłożyć na później.
Dotarły bowiem do schodów prowadzących na powierzchnię. I do ich strażnika.


Kiedyś ta istota mogła być minotaurem. A może nigdy nim nie była? Przykute długimi kajdanami do ściany stworzenie mierzyło dwa i pół metra wzrostu. I było wychudzone. Szponiaste łapy i czaszka byka zamiast łba nie pozwalały stwierdzić.
W pustych oczodołach tliło się czerwone światełka. "Minotaur" żuł kości nieboszczyków, choć raczej wynikało to z niewielkiego wyboru menu niż upodobania do kości.
-Cielesne istotki, jak miło. Dawno nie smakowałem ciała śmiertelniczek. - rzekł stwór wstając i blokując swym cielskiem drogę do schodów.- I macie czaszkę. No proszę, a mój pan tyle się jej naszukał bez skutku. Będzie zapewne zadowolony, że mu ją zwrócę. I zwolni mnie z tego nudnego obowiązku pilnowania wejścia do katakumb.

Nie one jedne miały kłopoty.

Laura leżała i krwawiła mocno. Drżała o swe życie zdając sobie sprawę z ironii sytuacji. Normalnie bowiem, owa kupa kości stanowiłaby małe zagrożenie.
Ale okoliczności jej nie sprzyjały. Ognisty wybuch dotkliwie ją poranił. A szkieletowy przeciwnik okazał się zwinny niczym prawdziwy koci drapieżnik. Szablaste kły rozorały jej ciało wywołując obfite krwawienie.
Zginęłaby, gdyby nie Gharrok.
To jego łańcuch owinął się wokół kręgów szyjnych kościstej bestii. To jego siła odrzuciła stwora na bok. I to on ją bronił narażając swoje życie, do czasu aż wkroczyła Sarabis wypalając ze swych pistoletów w stronę nieumarłego drapieżnika.
Ten skoczył w jej kierunku, a choć ataku jego aasimarka uniknęła, to zorientowała się w oszustwie.
Kocur bynajmniej nie zamierzał jej napaść, tylko zmienić pole bitwy na dogodniejsze. Wyglądało na to, że lubi atak z zasadzki.
-Ty jej pilnuj, a ja go rozwalę.- syknął poirytowany Gharrok, zostawiając ciężko krwawiącą Laurę pod opieką Sarabis. I ruszył zapolować na nieumarłego kota.

Tymczasem Leonidas biegł za towarzyszami. Prowadził Ilisidir, zanim kapłan Grimstone. Grimma i zaklinacz osłaniali tyły. Mnich jako pierwszy zauważył, a raczej usłyszał huk broni palnej potwierdzający obrany przez niego kierunek.
Kopnięciem wyważył drzwi i niemalże wpadł wprost na kościanego drapieżnika, który właśnie biegł w jego kierunku.


A z góry było słychać pokrzykiwania i przekleństwa Ghorrak ścigającego nieumarłą bestię. I właśnie zbiegającego po schodach.

A w tym czasie, krasnolud wędrował.
Szedł pomiędzy zaklinaczem, a dzieciakiem. Pomiędzy dwoma szaleńcami.
Skazaniec.
Drogbar niemal widział nad sobą miecz, wiszący na podgryzanej przez szczura linie. Coraz bardziej cienkiej. To tylko kwestia czasu.


Nie wiedział, gdzie dokładnie jest. Kluczyli już długi okres czasu po podziemnych tunelach. A sam Drogbar nie miał czasu nad tym rozmyślać, ważniejsze wszak było zadanie jakie mu zlecono. Ważniejsze były kryjące się w bocznych korytarza cienie oślizgłych istot. Czasami niewiedza jest błogosławieństwem. A Drogbar niestety wiedział już za dużo, by nie czuć ciężaru sytuacji zgniatającym jego duszę. I za mało jednocześnie, by w pełni zrozumieć co się działo w mieście. Ale czy to go obchodziło. Przecież ważniejsze było jego własne życie i jego własna skóra. Co go obchodził Śpiący i jego pokręceni słudzy czy wyznawcy.
- A zasłużyłeś sobie na życie trucicielu?- szept, cichy i niewyraźny. Głos znajomy, przypomniał o „wypadku przy pracy”.
Po tylu widmach, ułudach przestało go to dziwić.
Dotarli do jakiegoś wyjścia, schodków prowadzących do piwniczki jednego z domów.
-Tu wychodzisz ty.- rzekł dzieciak w kapeluszu.-Owocnych łowów.
Uśmiechał się złowieszczo. Czyżby to była pułapka?
Może tak, może nie. Ale jaki Drogbar miał wybór?
Najważniejsze, że wydostał się z tego piekła tuneli pod ziemią. I po kilku krokach znalazł się w piwniczce jakiegoś opuszczonego domu. Jednego z wielu w Wormbane. Miasto jak zwykle było ciche, jak zwykle czuć było zapach gnijącego tynku i zgnilizny w ogóle. Jak zwykle padała mżawka i niebo kryły chmury barwy ołowiu. Jak zwykle słychać było odgłosy wal... Walka akurat była czymś niezwykłym w Wormbane. Tylko kto mógł tu walczyć?
Możliwości były trzy. Albo żołnierze z garnizonu. A raczej niedobitki z garnizonu.
Albo drowy.
Albo i jedni i drudzy ze sobą nawzajem. Tak czy siak może warto byłoby to sprawdzić?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-03-2012 o 23:08. Powód: poprawki
abishai jest offline