Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-03-2012, 22:11   #91
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Pełznąc za Viltisem Evelyn zaciskała zęby, nie tylko z bólu, ale również po to by pozbyć się strachu. Znów była "zamknięta", tym razem weszła do tego ciasnego, ciemnego tunelu sama. Dźwięk przesuwającego się przed nią smoka, jak również dźwięki jakie wydawała przeciskająca się z tyłu paladynka sprawiały, że przyzywaczka nie poddała się ogarniającej ją panice. Ból też odwracał jej myśli od tego ciągnącego się w "nieskończoność" tunelu. Z ulgą przyjęła koniec ich wędrówki, jednak gdy zobaczyła gdzie się znajdują, a chwilę później już nie było tunelu, którym tu się dostali z gardła Evelyn wydostał się... jęk paniki. Choć w jej głowie rozbrzmiewał on niekończącym się krzykiem "NIE !!!" Przygryzła wargę by zapanować nad ogarniającą ją paniką i poczuła w ustach smak swojej krwi. Przymknęła na chwilę oczy, po czym je otworzyła. Starała się nie patrzeć na pełzające pająki, gdy rzekła do Viltisa:
- Chyba tej czaszki szukaliśmy. - w myślach zaś zastanawiając się na ile czasu wystarczy im powietrza.

Corella, po przeciśnięciu się przez wąski tunel (i obtarciu sobie paru miejsc), rozejrzała się zaciekawiona po nowym miejscu. Największą zaś obawę u Paladynki wywołały trumny znajdujące się w tym niewielkim pomieszczeniu... do tego jeszcze tunel którym właśnie przyszły zamknął się, więżąc je w tym dziwacznym miejscu!.
- Widziałaś?! - Spytała Evelyn o oczywistość, po czym podała jej do potrzymania pochodnię, sama z kolei starała się... jakoś poruszyć kopniakiem, barkiem, czy i kilkukrotnym łupnięciem styliskiem miecza zamurowane wejście. Te jednak ani drgnęło, pojawiło się za to parę iskier gdy stal zetknęła się z cegłą, oraz dwa siniaki, gdy Corella poznała bliżej owe cegły...
- Nom, to chyba ta cholerna czaszka, co tak Tarnus się nią podniecał - Odezwała się do towarzyszki z dosyć kpiącym uśmieszkiem - Wiesz Evelyn... trochę mnie te trumny niepokoją - Corella wbiła wzrok w jeden z przedmiotów - Może... może zajrzymy? - Dodała niepewnie.
- Jeżeli... masz chęć. - odparła niezbyt entuzjastycznie Evelyn, rozglądając się po ścianach pomieszczenia, czy nie ma gdzieś czegokolwiek co by sugerowało, że za jego pomocą otworzy się albo tunel albo inne wyjście z tego pomieszczenia. Sama zaś nie zbliżała się do pokrytej pajęczynami i pająkami czaszki. Przesłała w myślach zapytanie smokowi: - Możesz je usunąć?

Komnata jednakże poza religijnymi symbolami i jakimiś zapiskami w nieznanym przyzywaczce języku, zdawała się nie ukrywać tajnego przejścia. Za to jawne wyróżniało się na tle reszty, tym że było zamurowane, choć... Po bliższym przyjrzeniu się owemu dawnemu przejściu, Evelyn stwierdziła, że użyto tu gipsu.
Viltis zaś ostrożnie zbliżył się w kierunku czaszki, pająki zauważyły ten ruch i usadowiły się tak jakby... broniły tej czaszki przed atakiem eidolona?
Smok podszedł do czaszki i przyjrzał się z bliska pająkom. Nabrał powietrza w płuca i dmuchnął nim w bojowe pająki zerkając czy uda mu się je wysłać w latającą podróż.
Te jednak tylko cofnęły się ustawiając długie przednie odnóża w postawie bojowej. Unosiły je w górę by wydać się większe niż są w rzeczywistości.
Smok westchnął zniechęcony i pacnął pierwszego pająka łapą z całej siły. Rozległo się pacnięcie i z pajączka została mokra plamka, ale za to pozostałe rzuciły się na łapę Viltisa by ją pokąsać żuwczkami. Na szczęście smok zabrał ją pospiesznie, a drugą pacnął kolejnego pająka. Czuł się jakby grał z nimi w łapki tak jak kiedyś z Evelyn gdy ta była małą dziewczynką i chciał ją pocieszyć lub sprawić by zapomniała o czymś co sprawiło jej przykrość.
Po kilku uderzeniach, wszystkie pajączki były martwe. Zadowolony Viltis chwycił w łapy czaszkę i niosąc ją ostrożnie skierował się w stronę Evelyn. Dla pewności potrząsnął nią jeszcze, by nie okazało się że siedzi w niej jakaś pajęcza niespodzianka.
Żaden pająk nie wypadł z niej, choć pajęczy zapach czuć było z jej wnętrza. Za to... kątem oka Viltis zauważył przeźroczyste małe pajączki. Gdy jednak spojrzał w tamtym kierunku, to żadnych takich stworzeń tam nie było. Może to tylko było złudzenie?

Corella stanęła przed jedną z trumien, po czym położyła miecz na jego wieku. Następnie, spojrzała na chwilę na Evelyn, po czym uchyliła wieko poziomo w bok, zaczynając od strony nóg ewentualnego delikwenta. W ten sposób, wieko znajdowało się wciąż na trumnie, odsłaniając częściowo zawartość, a ona miała możliwość szybkiego pochwycenia swego miecza...
Przyzywaczka poświeciła tak by było widać to co odsłania uchylające się wieko trumny.
W środku był trup.


Bo co innego można się było spodziewać w trumnie? Zwłoki były wysuszone i pokryte pyłem. Rysy twarzy zatarł czas. Nieboszczyk musiał być martwy już od kilkudziesięciu lat. U podnóża jego leżał napierśnik i tarcza. I miecz oraz sztylet.
Evelyn nie chcąc się przepychać zapytała pochyloną nad trumną paladynkę:
- Możesz podać mi ten sztylet?
- To nie jest zbyt chwalebne łupić zmarłych - Odparła Corella z poważną miną.
- Nic nie zamierzam łupić. Nie będę tępić swojego sztyletu na tym zagipsowanym wejściu. Jemu już ostry sztylet raczej nie potrzebny. - odrzekła jej na to krótko Evelyn - Podasz czy obawiasz się że cię za rękę capnie. - nie mogła się powstrzymać przed lekką ironią w głosie, choć sama niezbyt pewnie też się w tym pomieszczeniu czuła.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 14-03-2012, 22:51   #92
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
- Hmmmpppffff... - Padło w odpowiedzi ze strony pannicy Swordhand, po czym jednak w końcu sięgnęła po owy sztylet, podając go Evelyn - Choć nie wiem, jak on się przyda przeciw ścianie, skoro nawet mieczem jej nie pokonamy, bardziej by się jakaś maczuga przydała...

Sztylet wyglądał dość imponująco.


Przyzywaczka nie musiała sięgać do swej magii, by zorientować się że ten bogato zdobiony oręż ma w sobie magię. Rzekła do paladynki w odpowiedzi na jej stwierdzenie:

- Ty waliłaś mieczem w miejscu gdzie za nami zamknął się tunel, a mam zamiar użyć go do tego zagipsowanego przejścia. - po czym dodała ze słyszalnym w głosie zaciekawieniem - Pokaż mi jeszcze jego miecz.
- Skoro nieboszczyk sobie leży spokojnie w trumnie, sama go sobie weź - Corella... wywaliła na moment do Evelyn język robiąc dziecięcą minę, po czym odeszła od trumny, przyglądając się po kolei otaczającym je ścianom...

Paladynka zdołała rozpoznać litery jak i szyk zdań. Inskrypcje zostały zapisane w języku aniołów, niebiańskim. Niestety odczytać ich nie potrafiła. Nie dostrzegła też żadnych ukrytych przejść, ani przycisków. Jedynie potwierdziła dotykiem dłoni, że wejście tylko z pozoru wydawało się zamurowane. Słabe światło jakim dysponowały zniekształcało barwy. Evelyn miała rację, wyjście z katakumb zagipsowano.

Przyzywaczka zaś nachyliła się nad trumną i wyciągnęła z niej znajdujący się tam miecz. Mrucząc równocześnie do paladynki: - Uważaj wystawiając ten język tu są pająki i zapewne jadowite... może być ciężko jak cię któryś w niego dziabnie. - wzrokiem zaś badając znalezisko które trzymała w dłoni.

Zdobienia miecza nie były tak kunsztowne jak w przypadku sztyletu. Ale też był to oręż wyważony i ostry.


I magiczny. Klejnot wprawiony w rękojeść zaświecił blaskiem równym pochodni, gdy Evelyn wyciągnęła miecz z pochwy. Przyzywaczka zerknęła jeszcze raz na miecz i rzekła:

- Aż żal takim w tą ścianę łomotać. Zobaczmy może w kolejnej trumnie będzie jakiś zwykły. - rzekła kładąc znaleziony sztylet i miecz na wieku trumny. Podeszła do kolejnej i spróbowała przesunąć jej wieko.

Było jednak za ciężkie dla niej samej, zwłaszcza obecnie, gdy nogi nie stanowiły pewnego oparcia podczas pchania.

Słysząc prośbę przyzywaczki Viltis odpowiedział jej w myślach: "Odsuń się. Otworzę ją." Poczekał aż Evelyn się odsunie, zaparł się łapami o wieko trumny i przesunął je na tyle by można było spokojnie zajrzeć do środka i zobaczyć co zawiera trumna. W kolejne trumnie był spory półork w zbroi płytowej. Wyglądał złowieszczo, mimo malunku słońca na pancerzu. Jednak ważniejszym odkryciem był jego oręż.


Ciężki adamantowy nadziak.

- Sztylet masz, miecz masz, zadowolona? - Spytała z przekorą Corella, nie bardzo nadal rozumiejąc, jak owe przedmioty mogą im pomóc w opuszczeniu tego miejsca. W końcu ani mieczem, ani sztyletem za bardzo zamurowanego przejścia pokonać się nie dało. Co innego nadziakiem, a pozostałe rzeczy odłożyć na swoje miesjce i tyle... nadziak może też, w końcu chociażby z punktu widzenia honoru, w końcu z tymi przedmiotami pochowano zmarłych. Kto jednak jak kto, ale Paladynka często nie potrafiła zrozumieć postępowania “awanturników”, często uważając ich po prostu za grobowych rabusiów.

- To spróbujmy... - Powiedziała bardziej do siebie, niż do Evelyn, po czym z nadziakiem w dłoni stanęła przed zamurowanym wejściem. Chwyciła oręż oburącz, po czym jak nie trzasnęła...









.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 15-03-2012, 18:38   #93
 
neuromancer's Avatar
 
Reputacja: 1 neuromancer nie jest za bardzo znanyneuromancer nie jest za bardzo znany
Gdy Leonidas usłyszał znajomy głos ponownie zamarł z przerażenia. Był pewien, że demon jego przeszłości stoi za nim.
To był ten sam głos, nigdy by go nie zapomniał. Oblał go zimny pot, mimo wszystko obrócił się. Zupełnie nie rozumiał co tu się działo. Rozglądał się po pokoju jednak nic nie widział. Spodziewał się ataku, któremu pewnie nie zdołałby się przeciwstawić - w końcu górowała nad mocą. Mimowolnie napiął wszystkie mięśnie, jakby mając nadzieje, że to w jakiś sposób złagodzi niewidzialne uderzenie. Do niczego takiego jednak nie doszło.
-Obserwuję cię... cały czas. - usłyszał na koniec przy swoim uchu, niemal czuł jej oddech. Na moment opadły go siły.
~Co u czarta...?! - widząc, że nic się dalej nie dzieje, zamknął oczy by spróbować się uspokoić i myślał w duchu - ~Jej tu nie ma, nie ma prawa. Chociaż... Nie mogę tego wykluczyć... Skąd by jednak wiedziała? Magia wieszcząca? Chce się zemścić? Tak, jeśli żyje na pewno tego pragnie. - analizował w duchu - ~Głupiec ze mnie, powinienem był się zabezpieczyć przed próbą magicznej lokalizacji. Jeśli teraz mnie odszukała, to bez pomocy wuja...
Nie zdając sobie sprawy dokończył na głos szeptem:
-Jesteśmy zgubieni... - popatrzył na mnicha po czym jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie dostrzegł niczego. Dopiero teraz do niego dotarło, że mnich zupełnie nie reagował, zachowywał się tak jakby w pomieszczeniu byli tylko oni. Odezwał się niepewnie do towarzysza.
-Słyszałeś ją... głos? - szybko się poprawił.
-Jaki głos ?- spytał uprzejmym tonem mnich. Najwyraźniej był zdziwiony zachowaniem zaklinacza, ale też nieco przywykł już do leonidasowej ekscentryczności.
-Nie słyszałeś żadnych głosów, szmerów. Mogła być niewidzialna. Nic niezwykłego? - zaklinacz mówił już trochę pewniej i przytomniej.
-Nie... nic.-odparł z lekkim wahaniem w głosie mnich.
Leonidas stał chwilę w milczeniu spoglądając na towarzysza. W końcu odezwał się zbliżając się do wyjścia:
-Nic tu po nas, chodźmy stąd, gdzie indziej musimy poszukać rozwiązania tej zagadki - zaklinacz podszedł do mnicha i poczekał na niego by razem wyszli z piwnicy.

Na parterze Grimma i krasnolud cicho rozmawiali nad nieco podniszczoną mapą miasta i okolic. Widać było na niej dobrze najważniejsze obiekty, kanion w którym płynęła słona rzeka, oraz zamek znajdujący się na północny wschód od miasta. A właściwie ruiny zamku, bo tak oznaczone były na mapie.
Półorczyca spojrzała na nadchodzących mężczyzn, po czym spytała.-I co?
Zaklinacz stanął naprzeciw orczycy.
-Obawiam się, że gdzie indziej będziemy musieli odszukać znaczenia tego znaku. Na razie mam zbyt małą wiedzę lub za mało informacji. Jedno jest pewnie, taki glif nie powinien znajdować się na terenie zwykłej karczmy, w tym sensie, że nie widzę jego zastosowania choć mogę się mylić nie znając pełni jego znaczenia. - Leonidas postanowił na razie przemilczeć fakt prawdopodobnego pojawienia się Ginewry przede wszystkim dlatego, że sam nie umiał by wyjaśnić co właściwie zaszło i dlaczego usłyszał ją w tym akurat miejscu.
-Sugeruję opuszczenie miejsca i dalsze badanie miasta gdy tylko wróci nasz zwiad. Jednocześnie chciałbym zwrócić uwagę, że przebywanie w miejscu gdzie umieszczony jest tajemniczy, jak na razie, glif może być ryzykowne i proponuje poszukanie innego miejsca na nocleg czy też bazę. Z pewnością, gdy wyjdziemy na miasto znajdziemy lepsze miejsca ku temu przeznaczone. - starał się być w miarę dokładny i rzeczowy w przedstawieniu sytuacji.
-W promieniu kilku mil nie ma innego miejsca z dachem niż budynki miejskie. Cały czas pada deszcz.- przypomniała półorczyca.-Więc jakie inne miejsce proponujesz?
-Zgodnie z tym co wiadomo... kilka dni przed naszą wyprawą wyruszył do miasta kontyngent wojskowy w sile dwóch oddziałów. Póki co, nie ma po nim śladu. Może powinniśmy się udać do garnizonu, skoro nie chcesz do świątyni.- zasugerował krasnolud.
-Myślę, że jednak powinniśmy sprawdzić świątynie. Zawsze była ośrodkiem oporu przeciwko złu...- zaczął mówić mnich, ale Grimma mu przerwała.-Już nie.
-Chwilę przed nami ktoś to przybył? To cenna informacja. Jeśli przybyło tu wojsko z pewnością udali się do garnizonu. Tam też chyba bym się udał, drugie miejsce które mi przychodzi do głowy to rynek i siedziba rady miasta czy też burmistrza. Jednak w pierwszym momencie ruszyłbym do garnizonu skoro świątynia odpada - być może jeszcze tam są. Do zmroku zostało jeszcze trochę czasu.
-Aye. Też bym się tam na ich miejscu udał. Martwi mnie jednak brak ludzi przy bramie miejskiej. Ktoś powinien wartować, jeśli są żołnierze w garnizonie.- odparł Mordimer.. A półorczyca rzekła.-Więc postanowione, garnizon. Jak tylko zbierzemy pozostałych tam ruszamy. Choć... wolałabym mniej rzucającą się w oczy siedzibę.
-Jeśli mogę zauważyć - skupmy się by znaleźć kogokolwiek w tym mieście, nie na przeszukaniu go. Ruszymy teraz do garnizonu, jeśli nie będzie tam śladu żołnierzy to ruszymy dalej, nie tracąc czasu na szczegółowe analizy. Po drodze uda się może znaleźć lepszą kryjówkę, a jeśli jednak w garnizonie ktoś z naszych będzie, to chyba lepiej będzie pozostać w grupie. Dlatego sugeruję szybki rajd przez miasto by przeszukać jak największą jego część. Całe miasto nie może wyparować ot tak sobie... - zaklinacz rzucił kątem oka na mapę przyglądając się jej, a po chwili już bardziej wnikliwie.
-Zobaczy...- zaczęła mówić Grimma, lecz jej wypowiedź przerwała głośna eksplozja dochodząca z jednego z okolicznych domów.
Zaklinacz odruchowo skulił się by osłonić się od ewentualnych odłamków. Chwilę trwał w takiej pozycji po czym wstał i rozejrzał się po pozostałych czy nikomu nic się nie stało. Ponieważ wyglądało na to, że nie podbiegł do okna by móc przyjrzeć się temu co właściwie zaszło. Sam bynajmniej nie zamierzał jeszcze wybiegać na ulicę. Jednakże nie dało się dostrzec niczego podejrzanego przez zachlapane od deszczu szyby.
Ilisidir w przeciwieństwie do reszty, nie czekał tylko ruszył na pomoc wybiegając z karczmy. Mnich co prawda nie wiedział w którym to domostwie nastąpił wybuch, ale nie zamierzał rezygnować z poszukiwań zaatakowanych zapewne towarzyszy.
-Parszywe drowy musiały pułapkę zastawić.- warknął poirytowany krasnolud ściskając w dłoniach swój oręż. A Grimma spokojnie nakładała strzałę na łuk. -Osłaniam cię Mordimer.
Widząc, że drużyna opuszcza budynek Leonidas przywołał w myślach wzorzec zaklęcia ochronnego. Po chwili jego ciało otoczyła niebieska poświata po czym wniknęła w jego głąb, stapiając się z pancerzem.
Zaklinacz wybiegł ostatni z karczmy za towarzyszami.
 

Ostatnio edytowane przez neuromancer : 15-03-2012 o 18:42.
neuromancer jest offline  
Stary 16-03-2012, 23:02   #94
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Adamantytowy nadziak okazał się idealną bronią na tą okazję. Wykuty z jednego z najtwardszych i najcięższych metali Faerunu, bez problemu kruszył gipsową ściankę.
Kolejne ciosy torowały drogę do wolności paladynce i Evelyn.
Przyzywaczka zajęta jednak była czymś innym, dyskretnym rabo... przeszukiwaniem grobów wraz z Viltisem.
Zdołała już przejrzeć dwa, gdy z ust paladynki rozległ się pisk przerażenia. Otóż bowiem przez wybitą dziurę posypały się na Corellę, czaszki, żebra i piszczele.
Dziewczyna z odrazą na obliczu odskoczyła od gipsowej ścianki. Gdzie właściwie zostały uwięzione?
A co jeśli okaże się zamiast na powierzchnię przebijają się do kolejnego grobowca. Jeszcze bardziej odrażającego od tego obecnego.
No cóż... Nie przekonają się, dopóki się nie przebiją. Więc paladynka powróciła do walenia nadziakiem w gipsową ściankę.
A Evelyn do... ehmm... inspekcji grobów. Zebrała w ten sposób kilka ciekawych przedmiotów.
Pięć zwojów zamkniętych w ceramicznych tubach i zabezpieczone woskiem przed wilgocią, medalion oraz pierścień. Oraz... kilka kości palców, zebranych ze sobą i obwiązanych srebrną tasiemką z wyszytymi na nich napisami czerwoną nicią, które to jeden z truposzy nosił w sakiewce na szyi.Były też i inne przedmioty, jak miecze i włócznie i zbroje. Tych jednak nie dało się szabrować nie zwracając uwagi paladynki.
Jeszcze kilka ciosów i były wolne...


... prawie. Znajdowały się bowiem długim korytarzu pełnym kości. Poukładane w rzędach i posortowane znajdowały się tu szczątki setek humanoidów. Corella szybko zorientowała się, gdzie są. Na cmentarzu. Na podziemnym cmentarzysku, który czasem był zakładany w miastach.
W katakumbach mogących się znajdować tylko w jednym miejscu. Gdzieś pod główną świątynią miasta. Ale przecież przed chwilą były ratuszu, więc jak ...to się stało?

Paladynka zorientowała się też, grobowiec w którym się znaleźli był ukryty przed oczami innych. Bo ciężko było znaleźć zagipsowane wejście, ukryte za stertą czaszek i kości, skoro wszystkie ściany były nimi wyłożone.
Poruszająca się z wyraźnym trudem, ale jednak idąca Evelyn wychodziła z komnaty grobowej, jedną dłonią opierając się o ścianę. Drugą zaś obejmowała zdobyczną czaszkę. Czym był ów czerep, że był tak ważny?
Nie wiadomo.
Viltis jej eidolon, asystował upartej przyzywaczce przy jej chodzeniu. A przy pasie wisiał miecz z świecącym klejnotem. Którego Evelyn nie chciała zostawić, w przeciwieństwie do paladynki, która odłożyła adamantowy nadziak na miejsce. Corella nie miała sił się kłócić, zwłaszcza z tak upartą istotą jaką była przyzywaczka.
A gdy przekroczyli próg grobowca. Jedne ze zwłok poruszyły się,


martwe od dziesięcioleci ciało zaczęło się unosić. Pokryty zasuszoną niczym pergamin skórą palec uniósł się wskazując na kobiety. Z wyschniętego gardła rozległ się charkot.- Otoczone przez mroczną otchłań, pilnujcie reliktu, nie pozwólcie zgasnąć słońcu pośród mroku wiecznego szaleństwie. Strzeżcie się splugawionej niewinności i pilnujcie niewinności w sobie.
Po tych słowach mumia się rozsypała w proch.

A kobietom pozostało iść dalej, przez tunele katakumb w poszukiwaniu wyjścia. Evelyn bolały nogi, a każdy krok wymagał wysiłku. Zbyt wcześnie wstała z łoża.
A Corella miała własne problemy.
Głód się wzmagał. Głód krwi. Głód życiodajnego płynu. A ofiara wszak była tak blisko.
I tak bezbronna przecież. W końcu wystarczy ubić wężowatego, powalić ją i wgryźć się w szyję, by posmakować słodkiej krwi.
Nie wiedziała Corella wtedy, że problem narastającego pragnienia krwi będzie musiała odłożyć na później.
Dotarły bowiem do schodów prowadzących na powierzchnię. I do ich strażnika.


Kiedyś ta istota mogła być minotaurem. A może nigdy nim nie była? Przykute długimi kajdanami do ściany stworzenie mierzyło dwa i pół metra wzrostu. I było wychudzone. Szponiaste łapy i czaszka byka zamiast łba nie pozwalały stwierdzić.
W pustych oczodołach tliło się czerwone światełka. "Minotaur" żuł kości nieboszczyków, choć raczej wynikało to z niewielkiego wyboru menu niż upodobania do kości.
-Cielesne istotki, jak miło. Dawno nie smakowałem ciała śmiertelniczek. - rzekł stwór wstając i blokując swym cielskiem drogę do schodów.- I macie czaszkę. No proszę, a mój pan tyle się jej naszukał bez skutku. Będzie zapewne zadowolony, że mu ją zwrócę. I zwolni mnie z tego nudnego obowiązku pilnowania wejścia do katakumb.

Nie one jedne miały kłopoty.

Laura leżała i krwawiła mocno. Drżała o swe życie zdając sobie sprawę z ironii sytuacji. Normalnie bowiem, owa kupa kości stanowiłaby małe zagrożenie.
Ale okoliczności jej nie sprzyjały. Ognisty wybuch dotkliwie ją poranił. A szkieletowy przeciwnik okazał się zwinny niczym prawdziwy koci drapieżnik. Szablaste kły rozorały jej ciało wywołując obfite krwawienie.
Zginęłaby, gdyby nie Gharrok.
To jego łańcuch owinął się wokół kręgów szyjnych kościstej bestii. To jego siła odrzuciła stwora na bok. I to on ją bronił narażając swoje życie, do czasu aż wkroczyła Sarabis wypalając ze swych pistoletów w stronę nieumarłego drapieżnika.
Ten skoczył w jej kierunku, a choć ataku jego aasimarka uniknęła, to zorientowała się w oszustwie.
Kocur bynajmniej nie zamierzał jej napaść, tylko zmienić pole bitwy na dogodniejsze. Wyglądało na to, że lubi atak z zasadzki.
-Ty jej pilnuj, a ja go rozwalę.- syknął poirytowany Gharrok, zostawiając ciężko krwawiącą Laurę pod opieką Sarabis. I ruszył zapolować na nieumarłego kota.

Tymczasem Leonidas biegł za towarzyszami. Prowadził Ilisidir, zanim kapłan Grimstone. Grimma i zaklinacz osłaniali tyły. Mnich jako pierwszy zauważył, a raczej usłyszał huk broni palnej potwierdzający obrany przez niego kierunek.
Kopnięciem wyważył drzwi i niemalże wpadł wprost na kościanego drapieżnika, który właśnie biegł w jego kierunku.


A z góry było słychać pokrzykiwania i przekleństwa Ghorrak ścigającego nieumarłą bestię. I właśnie zbiegającego po schodach.

A w tym czasie, krasnolud wędrował.
Szedł pomiędzy zaklinaczem, a dzieciakiem. Pomiędzy dwoma szaleńcami.
Skazaniec.
Drogbar niemal widział nad sobą miecz, wiszący na podgryzanej przez szczura linie. Coraz bardziej cienkiej. To tylko kwestia czasu.


Nie wiedział, gdzie dokładnie jest. Kluczyli już długi okres czasu po podziemnych tunelach. A sam Drogbar nie miał czasu nad tym rozmyślać, ważniejsze wszak było zadanie jakie mu zlecono. Ważniejsze były kryjące się w bocznych korytarza cienie oślizgłych istot. Czasami niewiedza jest błogosławieństwem. A Drogbar niestety wiedział już za dużo, by nie czuć ciężaru sytuacji zgniatającym jego duszę. I za mało jednocześnie, by w pełni zrozumieć co się działo w mieście. Ale czy to go obchodziło. Przecież ważniejsze było jego własne życie i jego własna skóra. Co go obchodził Śpiący i jego pokręceni słudzy czy wyznawcy.
- A zasłużyłeś sobie na życie trucicielu?- szept, cichy i niewyraźny. Głos znajomy, przypomniał o „wypadku przy pracy”.
Po tylu widmach, ułudach przestało go to dziwić.
Dotarli do jakiegoś wyjścia, schodków prowadzących do piwniczki jednego z domów.
-Tu wychodzisz ty.- rzekł dzieciak w kapeluszu.-Owocnych łowów.
Uśmiechał się złowieszczo. Czyżby to była pułapka?
Może tak, może nie. Ale jaki Drogbar miał wybór?
Najważniejsze, że wydostał się z tego piekła tuneli pod ziemią. I po kilku krokach znalazł się w piwniczce jakiegoś opuszczonego domu. Jednego z wielu w Wormbane. Miasto jak zwykle było ciche, jak zwykle czuć było zapach gnijącego tynku i zgnilizny w ogóle. Jak zwykle padała mżawka i niebo kryły chmury barwy ołowiu. Jak zwykle słychać było odgłosy wal... Walka akurat była czymś niezwykłym w Wormbane. Tylko kto mógł tu walczyć?
Możliwości były trzy. Albo żołnierze z garnizonu. A raczej niedobitki z garnizonu.
Albo drowy.
Albo i jedni i drudzy ze sobą nawzajem. Tak czy siak może warto byłoby to sprawdzić?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-03-2012 o 23:08. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 22-03-2012, 16:08   #95
 
neuromancer's Avatar
 
Reputacja: 1 neuromancer nie jest za bardzo znanyneuromancer nie jest za bardzo znany
Nikt nie spodziewał sie w domu nieumarłej bestii. Nikt nie spodziewał się, że wypadnie ona na Ilsidira kilka minut po przekroczeniu progu i wejściu do przestronnej sali gościnnej.
Bestia rzuciła się na mnicha w oka mgnieniu powalając go na ziemię, pazury bestii rozorały bok Ilsidira, a długie sztyletowate kły wbiły się w bark wywołując u niego o krzyk bólu.
Ciało mnicha spłynęło krwią, ale ten nie stracił przytomności, ni zimnej krwi.
Kopnięciem w żebra nieumarłego stwora odepchnął się od bestii wyswobadzając z uścisku.
Krasnolud z wrzaskiem rzucił się do ataku na potwora zamachem swego czekana zmuszając nieumarłego kota do odskoczenia na bok.
-Osłaniajcie nas!- krzyknął głośno, sam przemieszczając się rannego mnicha, zapewne by uzdrowić.
Orczyca zaś sięgnęła do magii. Trzymając łuk lewą dłonią, palce prawej wycelowała w stwora wznosząc szeptem prośbę do Lathandera. Promień bladego światła wystrzelił z palca Grimmy i... chybił. Bestia okazała się zwinniejsza. A Gharrok dopiero pędził po schodach.
Widok nieumarłego stworzenia, a zwłaszcza zranionego towarzysza działał niezwykle orzeźwiająco. Zaklinacz zareagował automatycznie, wiedział, że potrzebują czasu - przywołał w myślach zaklęcie po czym w kierunku potwora poleciał gazowy wielobarwny deszcz przypominający różnokolorowe, lekko błyszczące kawałeczki piasku.
I nie zrobiło to na szkielecie żadnego wrażenia. Kolory niemal spłynęły po nim jak po kaczce. Bestia ruszyła w kierunku dwóch magicznych zagrożeń.
Pomimo, że Leonidas zdziwił się brakiem efektu zaklęcia nie zamierzał się teraz nad tym rozwodzić. Tym razem sięgnął po sprawdzone zaklęcie - skierował dłoń w stronę potwora z której w tym momencie wyleciały trzy pociski wyglądające jak promieniujące kule białego światła.
Te już dały jakiś efekt. Świetliste kule uderzyły w stworzenie krusząc kawałki jego kości i odłupując część łuku brwiowego. Nieumarła bestia nie odczuwała jednak ani bólu, ani strachu. I nadal parła na dwójkę osób przy drzwiach.
Orczyca widząc to, zaklęła pod nosem i sięgnęła dłonią po topór. Po czym z wyciągniętym toporem i okrzykiem bojowym na ustach rzuciła się na smilodona.
Zamachnęła się nim i trafiła, jednakże ostrze topora ześlizgnęło się po twardej kości czaszki i cios nie uczynił bestii szkody.
Za to potwór rzucił się na Grimmę, tak jak to uczynił atakując mnicha. Powalił ją na ziemię, pazury wbiły się kolczugę, a kły w okolice szyi. Bestia chyba próbowała złamać kark Grimmie.
Nie udało jej się i nie mogło. Nagle bowiem wokół szyi owinął się kolczasty łańcuch Gharroka.
-No.. co ty sobie myślisz, że mi uciekniesz. Na większe koteczki od ciebie polowałem w Rashamenie.-syczał ciągnąć łańcuch w swoją stronę.
W tym czasie kapłan zaczął modlić się do swego bóstwa przykładając dłonie do ran mnicha i lecząc je.
Zaklinacz, chyba pierwszy raz od poznania Gharroka, naprawdę ucieszył się na jego widok. Nie tracąc jednak czasu cisnął kolejny raz świetlne pociski w stronę kościstej bestii, niemal sycząc przez zaciśnięte zęby:
-Po prostu umrzyj!
Pociski wyjątkowo mocno pokiereszowały kupę kości, którą była nieumarła bestia. Potwór nadal jednak siedział na przyciśniętej do ziemi półorczycy, siłując się z Gharrokiem, którego łańcuch oplatał jego kręgi szyjne.
Grimma próbowała użyć magii, szepcząc coś pod nosem, ale zdekoncentrowała się i utraciła czar.
Bestia zajęta szarpaniem się na łańcuchu ciągnącego ją rashemity odpuściła sobie co prawda dalsze rozszarpywanie półorczycy, ale i tak rany Grimmy krwawiły obficie.
Po całym ciele Leonidasa płynęła adrenalina. Aktualnie jego myśli zajmował tylko kościsty nieumarły twór który zagrażał drużynie. W umyśle po raz kolejny przywołał swoje najsilniejsze zaklęcie którym mógł zranić przeciwnika - ku spętanemu jeszcze potworowi po raz kolejny poleciały pociski białego światła ze świstem przecinając powietrze.
Magiczne pociski uderzyły w smilodona odłupując kolejne kawałki kości, ale bestia nie zrezygnowała z walki, choć cały szkielet wydawał się chwiać.
Grimma próbowała się wyrwać z uścisku nieumarłego drapieżnika, lecz bez efektów. Za to do walki wkroczył mnich. Ilsidir doskoczył i wyprowadził pięścią atak w żebra gruchocząc je, cios dotarł do kręgosłupa bestii, który pękł. I cały nieumarły kot rozpadł się na kupę kości.
A krasnolud podbiegł by ratować poważnie ranną półorczycę.
Leonidas wyraźnie odetchnął z ulgą na ten widok. Podszedł do rannej Grimmy jednak tą już zaopiekował się kapłan. Zwrócił się do Gharroka uważając by nie nadepnąć na łańcuch który ten pewnie zamierzał zaraz zwinąć:
-U reszty w porządku?
-Laura mocno oberwała.- rzekł barbarzyńca i rzekł.- Jest na górze krasnoludzie, Sarabis jej pilnuje.
Uzdrowiwszy modlitwą Grimmę, kapłan tylko skinął głową i pognał na górę.
-Co się stało?- spytała półroczyca. A rashemita wzruszył tylko ramionami.-Na moje oko pułapka. Dom do kogoś możnego należał.
-Pójdę z tobą na górę - zaklinacz zwrócił się do kapłana- i pomogę ci sprowadzić Laurę, potem powinniśmy ruszyć w stronę garnizonu. Miejmy nadzieje, że kogoś tam spotkamy.
 
neuromancer jest offline  
Stary 22-03-2012, 22:24   #96
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Idąc korytarzami, krasnolud czuł jednocześnie ulgę, że niedługo je opuści oraz lęk przed tym, że niedługo może tu wrócić w charakterze ofiary. Mimo wszystko to i tak było lepsze od śmierci z ręki szkieletorów. Miał jeszcze trochę czasu i szanse na to, że jakimś cudem uda mu się wyjść z tego żywo.

Po drodze usłyszał znajomy głos. Głos przypominający o pomyłce w trakcie ważenia piwa. Biedak który je wypił, trafił do szpitala. Szczęśliwie przeżył, ale jego stan zdrowia pozostawiał wiele do życzenia. Gurnesa ta sprawa na jakiś czas lekko przybiła ale pozbierał się i teraz już wspominał to bez zbytnich emocji. Zwłaszcza w obecnej sytuacji zignorował to. Tamten przeżył, Drogbar natomiast był o krok od śmierci. Nie było czasu na sentymenty.

W końcu dotarli do schodów, gdzie powiedziano mu, że ma odejść. Ten już się zebrał do wyjścia, kiedy zorientował się, iż omal nie odszedł nie znając najważniejszej sprawy. Odwrócił się i zapytał:

- No dobra, załóżmy, że złapałem drowa. Co mam z nim wtedy zrobić? -
-Zejdź do podziemi. Wtedy szybko zostaniesz odnaleziony.- rzekł w odpowiedzi zaklinacz.
- A którędy mam zejść? Ostatnio mnie prowadził robal a do tego domku też wątpię żebym trafił. One wszystkie są takie same
-Tak. To ty nie wiesz? Przecież to znany fakt. W Wormbane wydobywano siarkę, ale nie w kopalni. Tunelami schodzono pod miasto i zbierano siarkę ze ścian.- rzekł ironicznie Erazm, po czym zamyślił się.-A tak. Nie mogłeś wiedzieć. Mieszkańcy trzymali tunele w sekrecie przed.. kupcami i obcymi.
- Świetnie. Jak będę potrzebował siarki na pewno mi się ta informacja przyda, ale póki co chcę wiedzieć jak mogę was znaleźć mości... - zwrocił się pytająco do dzieciaka w kapeluszu
-Wielki i straszny... Nostromus.- rzekł dzieciak niemalże teatralnie ponurym tonem. Imię zresztą przypominało te nadawane postaciom sztuk przez dramatopisarzy niskich lotów. Nie mogło być prawdziwe.
- Nostromus.... godne imię... tak więc jak waści odnajdę?
-Ja odnajdę ciebie.-odparł z dumą w głosie dzieciak.
- W takim razie do zobaczenia mości Nostromus - po czym ruszył schodami w górę
-Niech wygra lepszy. Czyli ja.- rzekł z pewnością w głosie chłopiec.


***


Domek, w którym wyszedł nie był duży. Wyglądał jak dom zwyczajnej niezamożnej rodziny. Alchemik nie spodziewał się znaleźć tutaj żadnych skarbów dlatego od razu ruszył na ulicę. I zanim jeszcze opuścił próg domu usłyszał coś dziwnego. Odgłosy walki.

Ostrożnie wyjrzał za drzwi. Nie zauważywszy żadnego ruchu ruszył ostrożnie w kierunku słyszanych odgłosów kryjąc się na tyle na ile potrafił. Nie miał wyjścia, musiał to sprawdzić. Nie było szans na ucieczkę z tego miasta. Trzeba było albo wykonać zadanie dzieciaka, albo liczyć że “oczasty” się odezwie i złoży mu inną propozycję. Jedyną jego szansą było znalezienie się po jednej ze stron konfliktu, samotnie mógł skończyć jedynie jako ofiara albo trupi posiłek. Póki co te odgłosy to była jedyna poszlaka jaką miał. Tam gdzie była walka, tam prawdopodobnie było życie, a to już coś.

Szedł ostrożnie, gdyż walczyć mogli wojownicy, którzy nie darzyli go miłością. Kiedy doszedł do budynku gdzie działa się akcja zajrzał przez okno. To nie byli jego ziomkowie. To była grupa obcych. W dodatku wyglądali na żywych. Dla bezpieczeństwa postanowił chwilę się przyjrzeć przez okno. Faktycznie byli żywi, gdyż mówili i zachowywali się jak istoty rozumne, a przynajmniej rozumujące. Niestety nie było wśród nich drowa. Za to toczyła się walka z jakimś kościanym kotem. Mimo niedużych rozmiarów kocisko było całkiem niebezpieczne sądząc po ilości krwi i rannych. Krasnal myślał o włączeniu się do akcji jednak nie miał zbytnio możliwości. Było za tłoczno na użycie bomb. Nowi towarzysze raczej nie przyjęliby go przyjaźnie gdyby obrzucił ich ładunkami. Myślał o plączonogach, które mogłyby pomóc ale walczących zostało niewielu a worki mogły spętać też kogoś zdolnego do walki. Do walki wręcz brodacz po prostu się nie nadawał. Zwłaszcza z taką zwinną bestią.

Problem rozwiązał się jednak szybko, gdy po celnym ciosie, kotek rozpadł się na kawałki. Było kilku rannych i tutaj krasnolud postanowił się przedstawić. Wszak na leczeniu się znał. Ruszył ostrożnie i znalazłszy się w progu donośnie powiedział.

- Witajcie towarzysze. Jestem Drogbar Gurnes. Prawdopodobnie ostatni żyw w tym mieście. Chętnie wam opowiem o sytuacji, jednak widzę, że macie sporo rannych. Znam się nieco na leczeniu, toteż jeśli tylko mnie przyjmiecie, chętnie pomogę.
 
Radioaktywny jest offline  
Stary 24-03-2012, 16:09   #97
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pojawienie się Drogbara zaraz po walce i jego głośne deklaracje, bynajmniej nie wzbudziły entuzjazmu wśród znajdujących się na parterze członków nieznanej mu grupy.
Spojrzenia którymi obdarzono były podejrzliwe. Alchemik zorientował się, że popełnił błąd. Nigdy nie był charyzmatyczną osobą, ale nie tym rzecz...
Pojawił się po walce. Więc nasuwało się pytanie, co robił kiedy oni walczyli?
Oczywiście alchemik miał logiczne wytłumaczenie swej nieobecności. Wszak jego wsparcie dla walczących byłoby najwyżej symboliczne.
Ale właśnie tej symboliki zabrakło i nieufność zakiełkowała w sercach potencjalnych towarzyszy.
Oferta w kwestii uzdrawiania niewiele pomogła, bo mając kapłana w składzie ekipa najwyraźniej sama potrafiła sobie poradzić z leczeniem.
Półorczyca poprawiła kapelusz spoglądając spode łba na krasnoluda z wyraźną podejrzliwością. Takiej niechęci nie było widać u mnicha stojącego obok niej. Za to rosły osobnik trzymający w dłoniach kolczasty łańcuch był już dość poirytowany i wyraźnie miał ochotę komuś przyłożyć... wszystko jedno komu i za co.
Niemniej to właśnie półorczyca.- Kim jesteś i co tu robisz? Mów wszystko co wiesz. I nie próbuj niczego zataić.
Chłodny zimny to głosu i przenikliwe spojrzenie oczu półorczycy, sprawiało że Drogbar zorientował się iż ta osóbka nie jest byle poszukiwaczką przygód.
-"Prawdopodobnie ostatni", więc są jeszcze jacyś inni?- spytał mnich.

Tymczasem Leonidas i Grimstone pognali na górę. W korytarzu szybko natknęli się na ślady pazurów, które pozwoliły im ustalić pokój w którym znajduje się Laura.
Wojoniczka leżała z głową na kolanach siedzącej Sarabis, a sama aasimarka jakby drżała. Po chwili obaj zorientowali się czemu. Sarabis płakała.
Spóźnili się. Laura już umarła.
-Ja. - zaczął cicho krasnolud.- Ja już nie mogę jej pomóc. Przenieśmy jej ciało na jakieś łóżko.
Zaklinacz tylko skinął głową. Po czym razem z Mordimerem przenieśli ciało Laury do sypialni obok i położyli na łóżku.
-Powiadomię towarzyszy na dole o jej śmierci, chyba że ty wolisz? Na wysokich kobietach siem nie znam. Grimma twarda, ale Sarabis, to co innego. Zajmiesz się tym? - spytał krasnolud z nadzieją w głosie. Leonidas tylko skinął głową zgadzając się ze słowami kapłana. Po czym udał się do pokoju w którym zginęła Laura. Przybita jej śmiercią aasimarka skuliła się na krześle patrząc nieobecnym wzrokiem gdzieś w dal.
Zaklinacz obrzucił spojrzeniem pokój, koncentryczne ślady ognia w okolicy szafki z przypalonymi księgami pozwoliły zaklinaczowi domyślić się części prawdy. Laura coś znalazła, owe coś wybuchło... zapewne magiczna pułapka założona na złodziei. I ten wybuch uaktywnił nieumarłego strażnika.
Tak zapewne było.
Podszedł bliżej i podniósł pudełko, ogień zniszczył znak i napis na nim namalowane. Uaktywniona pułapka zatarła te ślady. Pozostało jedynie wyłamać zamek.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 25-03-2012, 21:44   #98
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Evelyn poruszała się znacznie wolniej niżby chciała, uszkodzone nogi nadal dawały jej się we znaki i przypominały, że nie jest w pełni sił. Jednak skorzystała więc z tego, że paladynka jest zajęta torowaniem im drogi i razem ze smokiem zajrzała do kilku trumien, dyskretnie zabierając z nich mniejsze przedmioty. "Nigdy nie wiadomo co może nam się tutaj przydać. Jak już nie będzie potrzebne to oddam wam to spowrotem", pomyślała, bowiem nigdy nie ciągnęło jej do szabrowania grobów, jednak nie miała zamiaru zaprzepaścić szansy na wygraną walkę. Raz po raz zerkała na paladynkę, nie miała chęci na kłótnię, ale była na nią gotowa i miała zamiar ją wygrać. Zacisnęła usta i wskazała smokowi kolejną trumnę.

Szabrowanie grobów się bardzo spodobało Viltisowi. To była lekka i niestresująca praca, a na dodatek bardzo efektywna. Uhmm - piękny jest - przyglądał się z lubością efektownie ozdobionemu klejnotami mieczowi. Ten zachwyt przerwała mu Evelyn. Odłożył więc ostrze na bok i zapierając się pazurami o płyty posadzki otworzył nagrobek. “A jakże... kolejny trup” nie mógł oprzeć się sarkazmowi, po czym zaczął grzebać pomiędzy rozpadającymi się kośćmi. Kichnął nagle, gdy do jego nozdrzy dostał się kurz, jaki wzbił się z trumny. Nawet uderzenia nadziaka umilkły na chwilę, a wszystkie oczy skierowały się na niego. Rozłożyła ramiona na znak, że nic się nie stało i wrócił do plądrowania. “No proszę... To chyba służy do wróżenia?” Uniósł do oczu sakiewkę z kośćmi. Chciał od razu nimi rzucić by sprawdzić co los szykuje. Lecz nagle się wstrzymał i zawiązał już otwarty mieszek. Poczuł chłód na myśl, co mogłyby pokazać, a po drugie... przecież nie potrafił wróżyć. - To już chyba wszystko? spytał się w myślach Evelyn. - Nic więcej z tych zwłok już chyba nie wyciśniemy. Swoją drogą ciekawe co oni wszyscy tutaj robili
Evelyn słysząc zadawane przez Viltisa pytania również odpowiedziała my w myślach:
- - Oby nam wystarczyło to co znaleźliśmy. Nie ma co ryzykować, że ona to przyuważy. - dyskretnie chowając znaleziska, które jej się udało do swojej przepastnej torby i zerkając przy tym na odwróconą do nich plecami paladynkę, która właśnie przestała walić w ścianę. Może byli strażnikami tej czaszki. - dodała ostatnie zdanie już na głos. Widząc, że droga jest już utorowana, poklepała smoka mówić:
- Czas nam się stąd zbierać. - i oparła dłoń o niego, by odciążyć osłabione nogi.

Przyjrzał się osłabionej Evelyn i pokręcił zły głową. Tak nie może być - postanowił i wziął ją na ręce. - Ani słowa - warknął gdy próbowała coś mówić - Musimy uważać na Twoje nogi. Będą nam jeszcze potrzebne - Ruszyli pomiędzy ścianami zbudowanymi z kości i nie mógł się powstrzymać by nie grzechotać o nie ogonem. Dziwny, pusty dźwięk jaki wydawały z jakiegoś powodu go fascynował i dopiero gdy dostał po łbie od Evelyn przestał się bawić. - No czego tym razem? - - zapytał z westchnięciem.
- Postaw mnie. Tutaj, chwilę odpoczniemy. - zadecydowała przyzywaczka wskazując dłonią na miejsce, gdzie chciała usiąść. Potrzebowała się czegoś napić i złapać oddech przed dalszą drogą, a szczególnie korciło ją by zidentyfikować rzeczy które znaleźli.
Idąca przodem Paladynka oglądała się co pewien czas do tyłu, spoglądając na “człapiącą” za nią Evelyn. Evelyn targającą ze sobą zagrabione rzeczy z grobowców. Corella jedynie pokręciła głową, w chwili obecnej nie mając wielkiej ochoty na kłótnie i wbijanie towarzyszce do głowy, iż takie postępowanie nie jest zbyt chwalebne... Widząc, iż kobieta zatrzymała się, chcąc odpocząć, sama również postanowiła moment odczekać.

Usiadła na ziemi, opierając się plecami o ścianę, i ukradkiem obserwując Evelyn. Przypominała sobie ich pierwszą wspólną rozmowę, o tym jak to niby jest z pochopnym osądzaniem osób według ich sposobu na życie... akurat.
- Wszystko w porządku? - Spytała ją w końcu.
- Tak... muszę, tylko chwilę odpocząć. - rzekła krótko przyzywaczka, po czym napiła się i podając wodę Viltisowi dodała: - I zobaczyć co zwoje zwierają, nie wiadomo co nas tu jeszcze czeka. - sięgnęła do torby.
- Tylko nie biwakujmy zbyt długo - Paladynka rozglądnęła się po ponurym miejscu, łapiąc się nagle dłonią za tors. W jej ciele pojawił się ból, ból rozchodzący właściwie z okolic serca, do tego Evelyn wyglądała tak apetycznie... na czole Corelli pojawiły się kropelki potu.
Przyzywaczka skupiona na rzeczach zabranych z trumien i wspomnieniu słów jakie wygłosił jeden ze szkieletów nie zwracała uwagi na paladynkę, więc umknęło jej zachowanie Corelli. "Oni musieli jej pilnować. Te zwoje zapewne pomogą nam w naszych działaniach." przesyłała odruchowo swoje myśli Viltisowi.
- Na pewno nie zaszkodzi przejrzeć je. Będziesz potrafiła rozpoznać czym są? odpowiedział pytaniem.
- Wdaje mi się... że tak, tylko potrzebuję na to jeszcze chwilę. odparła mu Evelyn po czym ze zniecierpliwieniem słyszalnym w głosie:
- Zaraz pójdziemy dalej. - rzekła do paladynki odrywając na chwilę wzrok od zwoju, któremu się właśnie przyglądała... i spojrzała Corelli prosto w twarz. Paladynka bowiem, niczym jakiś kot, podeszła ją na wyjątkowo bliską odległość, zastygając tuż przed Evelyn na wszystkich czterech, a ich twarze dzieliły ledwie centymetry...

Evelyn machnęła ręką w jej stronę mówiąc:
- Nie zasłaniaj światła, bo będziemy tu tkwić wiecznie. - i zaczęła wodzić palcem po zwoju mrużąc oczy.
Dłoń Corelli powędrowała na czytany przez Evelyn pergamin, powstrzymując ją przed dalszym czytaniem, a sama Paladynka przybliżyła jeszcze bardziej swoją twarz do twarzy koleżanki.
- Ja...ja... - Wymamrotała Corella z naprawdę niezwykłym spojrzeniem.
Evelyn uniosła twarz zerkając na klęczącą przed nią kobietę a z gardła Viltisa wydobył się ostrzegaczy syk.
- Tak? - spytała przyzywaczka kładąc dłoń na smoku.
-Wyczuwam twój zapach... - Wydusiła z siebie - Wyczuwam... krew płynącą w tobie, słyszę jej szum... to mnie doprowadza do szaleństwa... - Przysunęła się jeszcze bliżej, i już niemal stykały się nosami. A w oczach Paladynki było coś szalonego.

Przyzywaczka szarpnęła się do tyłu, nadal uspakająco trzymając jedną dłoń na Viltisie. I rzekła do Corelli starając się zachować spokój.:
- Lepiej się odsuń... bo za chwilę możesz poczuć swoją. - i w napięciu czekała na kolejny ruch dziewczyny. W myślach zaś przesyłając smokowi przesłanie. " Bądź gotów!" Wiedziała, że po tylu dniach bez kąpieli jej ciało wydziela swoisty zapach, jednak słowa paladynki i jej dziwny wzrok uświadomiły jej że coś niedobrego dzieję się z dziewczyną. Zastanawiała się czy Corella ma zwidy takie jak ona i Lilia wcześniej. Czy "ktoś" lub "coś" mieszał w głowie dziewczyny.
Na słowa Evelyn Corella... uśmiechnęła się dosyć drapieżnie, po czym uniosła prawą dłoń, i wyjątkowo powoli skierowała ją ku twarzy dziewczyny, wpatrując się jej głęboko w oczy.
- To... to tylko na chwilkę... - Szepnęła.
Dłoń Evelyn, zaś przylgnęła do gardła paladynki, a zimna stal noża wyraźnie naciskała na jej krtań.
- Odsuń się! - tym razem w głosie dziewczyny wyraźnie można było wyczuć groźbę, a smok pochylił się w kierunku paladynki owiewając ją swym oddechem.
Zachowanie Corelli... Jasnym było, że jest z nią coś nie tak. Z opanowanej, trzymającej nerwy na wodzy pedantki nagle wylazło coś dziwnego. I chyba nie były to nerwy i stres wywołane tym co ich spotykało. Napięty, gotowy do natychmiastowej reakcji zmrużył oczy uważnie się przyglądając twarzy paladynki. Była tak odmieniona... jak na dłoni było widać jej obsesyjne pragnienie. Wargi pobladły, zwęziły się odsłaniając białe zęby, które nieoczekiwanie wydały się bardziej spiczaste i ostre niż jego własne. Zdał sobie sprawę z natury tej przemiany. - Iluzja... wyszeptał do Evelyn, która potwierdziła jego szept nieznacznym skinieniem głowy.

Corella nie zwróciła najmniejszej uwagi na małe ostrze przystawione do jej gardła, czy i na Viltisa przybliżającego swój pysk do jej twarzy... za to okrzyk Evelyn poskutkował. Paladynka nagle znieruchomiała, po czym parokrotnie zamrugała. I w końcu cofnęła dłoń, cofnęła się i sama, siadając tyłkiem na podłodze metr od towarzyszki. Wyraźnie skołowana, spoglądała na Evelyn, a w oczach panny Swordhand zebrały się łzy.
- Ale...ja... - Bąknęła, po czym szorując tyłkiem po ziemi cofnęła się pod przeciwległą ścianę, gdzie skryła twarz w dłoniach...
Przyzywacza przypomniała sobie jak sama nie zdawała sobie sprawy co robi. Spojrzała w stronę paladynki i przesuwając się do przodu podała jej wodę ze słowami:
- Napijesz się? Zaraz powinnam skończyć i możemy iść dalej.
Chwilę to trwało, zanim uniosła głowę, spoglądając na Evelyn ze łzami płynącymi po policzkach.
- Dziękuję - Szepnęła łamiącym się głosem - I przepraszam...
- Proszę. - rzekła krótko Evelyn, po czym dodała. - To... to przeklęte miejsce.
Paladynka jedynie w milczeniu przytaknęła głową...

Nim jednak ruszyli dalej Evelyn chwyciła paladynkę za przedramię mówiąc:
- Poczekaj! Nie masz zbroi, nie wiadomo co nas jeszcze czeka... - przerwała zdejmując z siebie kolczą koszulkę podała ją Corelli kończąc: - Załóż choć to.
Ta spojrzała na nią z lekkim zaskoczeniem, wzięła jednak koszulkę i ją czym prędzej założyła.
- Jeszcze raz dziękuję... - Wysiliła się na uśmiech.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 25-03-2012, 22:55   #99
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Ruszyli dalej. Nastrój, choć wydawało się to niemożliwe, mieli jeszcze gorszy. Wciąż mieli przed oczami nagły wybuch Corelli i myśleli co może oznaczać. I kiedy się znowu może powtórzyć. Jak wtedy zareagować? Bronić się? Atakować? Do jakiego stopnia użycie siły wtedy będzie uzasadnione? Całe szczęście, wkrótce coś przerwało te rozmyślania...

Przyzywaczka posuwała się powoli do przodu na własnych nogach, jednak opierając swój ciężar ciała znacznie na sunącym koło niej Viltisie. W myślach zaś rozmawiając z nim bez słów, nie chciała aby paladynka słyszała co ma mu do przekazania. " Coś się z nią dzieje niedobrego. Albo to miejsce na nią tak wpływa, albo coś się stało na tej wyprawie na którą ruszyła po mieście. Lepiej nie mieć jej za plecami. Nie ufam już jej Viltisie. Nie wiadomo kiedy znowu to ją najdzie i czy wtenczas nie obróci się przeciwko nam. Pilnuj jej, zwracaj uwagę czy nie widać jakiś oznak, że znowu to ją opanuje. Miałam wrażenie, że chce się przyssać do mojej szyi, jak... wampir wysysający krew ze swojej ofiary. Dziwne... " Ową "rozmowę" a właściwie bardziej monolog przerwała kolejna "niespodzianka" na którą się natknęli podchodząc w pobliże schodów, które miały ich wyprowadzić na powierzchnię. Jednak nie one były tu dla nich niespodzianką, jedynie strażnik, który je pilnował i który najwyraźniej miał zamiar potraktować ich jako świeża przekąskę dla urozmaicenia swojego monotonnego jadła.

Evelyn nie czekała aż spełni on swoje zamierzenia, a tym bardziej nie miała zamiaru oddawać czaszki. Nie miała ochoty ganiać za nią znów po dziwacznych budynkach pełnych zdradliwych łapek, pająków i bogowie wiedzą czego jeszcze. "Trzeba odwrócić jego uwagę. Nie podchodźmy jednak do niego za blisko, jest przykuty więc ma ograniczone pole manewru", przesłała myśli do stojącego obok siebie smoka, wiedziała że Viltis widzi to samo co ona, ale nerwy zaczęły dawać się jej we znaki. Te iluzje, te wszystkie dziwne sytuacje, osoby i rzeczy na jakie się w tym przeklętym mieście natknęli zaczęły coraz bardziej wpływać na jej zachowanie. Sama zaś nie spuszczając wzroku ze "strażnika" sięgnęła po broń, którą miała zamiar użyć. Wyciągnęła zwój, który znalazła w jednej z trumien i użyła zwoju “ognistej serpentyny”. Zakreślając kółko dłonią. Przykutego do ściany minotaura otoczyła linia ognia.

Paladynka, trzymając swój miecz oburącz, zaczęła powoli podchodzić do Minotaura, wciąż jednak zachowując taką odległość, by ten jej nie dosięgnął. Gotowa, by rzucić się w bój, obserwowała stwora, szacując jego możliwości... i przy okazji również własne. Wszak w końcu nie była w pełnym rynsztunku, a Evelyn i jej smok stanowili raczej dyskusyjne wsparcie bojowe. Mogli tak naprawdę wiedzieć co robią, mogli jednak równie dobrze iść na żywioł...

Przyzywaczka miała pewne trudności z użyciem zwoju, ale udało się je jej pokonać. Odczytując zaklęcie i uwalniając jego moc, palcem zatoczyła poziomy okręg określając kształt ognistej serpentyny. Litery ze zwoju wyparowały uwalniając magiczną moc uwięzioną w nich.

Okrąg ognia który wystrzelił z sykiem ziemi parząc boleśnie minotaura swym żarem.


Okrąg zapłonął momentalnie i równie momentalnie zgasł. Jednakże oparzenia na skórze potwora były stałe. Viltis i Corella korzystając z tego, że minotaur był przykuty trzymali się przed Evelyn by w razie gdyby się z łańcuchów zerwał, nie dopuścić go do dziewczyny.

Viltis miał w łapach ogień alchemiczny, ale ni on ni kobiety nie mogli przewidzieć kolejnego ataku bestii.

Ryk stwora wywołał wybuch różnokolorowej energii, która wytrysnęła z jego ciała obejmując swym zasięgiem zarówno paladynkę jak i Viltisa oraz Evelyn. I tylko Corella ucierpiała od tego wybuchu czując ból przenikający jej ciało. Zwinęła się w agonalnym bólu i zadrżała. Co gorsza czuła jak ta energia oblepiła jej duszę niczym śluz spowalniając jej myśli i ruchy.

Evelyn zerknęła z niepokojem na paladynkę, jednak nie czas był teraz na ocenianie, jak bardzo została ranna. Pospiesznie chwyciła za sztylet i cisnęła nim w stronę minotaura, celując w jego oczy. Miała nadzieję, godziny, dni, tygodnie jakie poświęciła na doskonalenie w ciskaniu sztyletami teraz je się odwdzięczą, że uda jej się go oślepić. Wiedziała też , że za chwilę sztylet ponownie znajdzie się w jej dłoni.

To nie był najszczęśliwszy rzut Evelyn, sztylet jedynie drasnął skórę na ramieniu stwora, po czym zawrócił i wylądował w dłoni przyzywaczki.

Gorzej, że minotaur znów ryknął i... tym razem z pyska bestii wystrzelił stożek ognia obejmujący swym zasięgiem całą “drużynkę” zaskoczoną tym obrotem sprawy. Ogień najbardziej oparzył Evelyn, ale i Viltisowi się oberwało, podobnie jak szczęśliwie uskakującej (a raczej upadającej bezwładnie na ziemię) przed żarem paladynce.

Viltis nie zwlekając odpowiedział minotaurowi na ogień ogniem. Cisnął w niego flaszką alchemiczną, którą wcześniej dała mu Evelyn i którą cały czas ściskał w łapie..

I chybił!

Viltis z otwartym pyskiem patrzył jak fiolka z ogniem alchemicznym ropryskuje się kilkanaście centymetrów od wielkiego minotaura i jedynie lekko go ochlapując płonącą zawartością. Na co potwór zareagował kpiąco.- I to wszystko co macie przeciw mnie? Po ognistej furii, sztylecik i fiolki z ogniem alchemicznym?

A Vilits zakrył łapą oczy we frustracji wywołanej tym wydarzeniem.

Takiego obrotu spraw Paladynka raczej się... spodziewała. Przyszło jej szlajać się po grobowcach ze złodziejką i jej dziwnym smokiem, przez co wpakowali się w cały ten bajzel, odczuwając teraz skutki owych decyzji na własnej skórze. Corella zdusiła krzyk bólu wywołanego dziwną energią atakującą jej ciało, i doprowadzającą do krępowania jej ruchów, zupełnie jakby poruszała się w jakimś niewidocznym, i nienamacalnym błocie...

- Magią mnie?! - Warknęła pod nosem, sama do siebie, po czym, mimo iż poruszała się jak mucha w.... skoczyła na stwora, przy okazji wykrzykując coś w nieznanym Evelyn języku:

- Lsiyel eljih! - A jej miecz rozbłysnął jasną poświatą...

Obolała Evelyn sięgnęła po kolejną broń, tym razem postanowiła, użyć znalezionego na zwoju Miecza maga. Sycząc przez zęby z bólu, odczytała zaklęcie i patrzyła jak unoszący się w powietrzu miecz z magii mknie w stronę naśmiewającego się z nich minotaura.


Kolejny użyty zwój z trudem uaktywniony zakończył się przyzwaniem broni. Miecz uderzył na wrogiego minotaura, który wyraźnie zaskoczony był pojawieniem się tej broni. Tym bardziej był zaskoczony, kiedy ten miecz omal nie ściął mu łba. Ostrze pozostawiło po sobie krwawiącą ranę na karku, unosząc się koło zaskoczonej bestii.

Wykorzystując to, że bestia skupiła swoją uwagę na mieczu Viltis przybliżył się i zaatakował minotaura swoimi ostrymi zębami. Paszcza Viltisa wgryzła się w nogę stwora, szczęka zacisnęła niczym imadło, z rany popłynęła krew, a bestia ryknęła z bólu. Niemniej pysk smoka odsunął się zanim pazury minotaura mogły go dosięgnąć. Bestia ryknęła z bólu i wściekłości i znów zionęła ogniem. Tym razem jednak żar nie był tak mocny.

Ogień lekko poparzył Viltisa i nieznacznie znajdującą się na granicy zasięgu przyzywaczkę.I mocno spowolnioną paladynkę.

Niemniej Corella uparcie natarła na bestię i uderzyła ją z całej siły swym mieczem. Ostrze oręża rozbłyskując silnym blaskiem uderzyło w ciało bestii rozcinając je jak masło, wbijając się w tkanki dochodząc do serca.

Bestia wydała swój ostatni ryk... i padła martwa

Evelyn powoli ruszyła w stronę wyjścia z podziemi mówiąc:
- Lepiej się stąd zbierajmy nim coś znowu nam przeszkodzi.

Zadowolona szybkim pokonaniem przeciwnika Corella obtarła ostrze swego miecza w resztki stwora, po czym pozwoliła sobie na drobny, skryty uśmiech pod nosem. Zachowanie takie, jak na Paladynkę, było dosyć kontrowersyjne.
- Nie wiedział z kim zadziera. A mógł ustąpić... - Powiedziała jakby sama do siebie, po czym spojrzała na Evelyn.

- Niech przeszkadza, poradzimy sobie - Odpowiedziała kobiecie, i machnęła mieczem przecinając powietrze, po czym z metalicznym zgrzytem wrócił on na swoje miejsce.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 26-03-2012, 22:39   #100
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Towarzystwo najwyraźniej nie było zadowolone z gościa. Mimo wszystko brodaty postanowił się tym nie zrażać. Mogli się okazać pomocni

- Jak już mówiłem jestem Drogbar Gurnes, alchemik-browarnik - przy tym wykonał teatralny ukłon - A co tu robię? Ostatnio sam się wiele nad tym zastanawiałem. Zaciągnąłem się do kompanii, która miała sprawdzić co się stało w mieście. No i sprawdziliśmy, tyle że nikt prawdopodobnie o tym nie usłyszy. Zabrzmi to dziwnie i na razie nie będę się zagłębiał w szczegóły tego bajzlu ale ogólnie mogę powiedzieć, że miasto zostało przeklęte i jest opanowane przez nieumarłych i inne tałatajstwo. A co gorsza nie da się stąd uciec. Odnośnie pytania o moich towarzyszy. Były nas ponad dwa tuziny ale teraz najpewniej wszyscy pozostali nie żyją. Byliśmy w garnizonie kiedy nas dopadły. Ci głupcy miast walczyć zaczęli biegać i kryć się w panice. Przez to sam też musiałem uciekać. Póki co udało mi się, być może przeżył może ktoś jeszcze ale nawet jeśli to i tak długo nie pożyje. Teraz z kolei zapytam co wy tutaj robicie?-

-To znaczy, że porzuciłeś towarzyszy broni ? - spytał mnich, a półorczyca rzekła.-Moja jest tajna.
-Niech zgadnę, całe to gadanie o skarbie...- rozpoczął barbarzyńca, ale półorczyca przerwała mu gestem dłoni i słowami.-Dostaniesz obiecaną zapłatę, a co zgarniesz przy okazji misji, jest twoje.
- Ta, nam też to obiecali ale co z tego jak nie przeżył nikt kto mógłby nam to wypłacić. A i nam martwym złoto nie na wiele. Widać żeście przybyli jeszcze dzisiaj za dnia. O zmroku się zacznie to zrozumiecie o czym mówię. A teraz proponuję wam mi zaufać. Przede wszystkim trzeba gdzieś albo się ukryć albo zabarykadować. Nie wiem jakie mamy szanse, gdyż dwudziestu chłopa miało ciężko obronić się w warownym garnizonie, a nas jest ledwie garstka. Do tego fort już jest zdobyty, dlatego trzeba poszukać innego miejsca. I trzeba się spieszyć bo zmrok już niedługo.

-Ale nie wiesz na pewno, czy ktoś przeżył ,bo uciekłeś.-odparła sceptycznym tonem półorczyca, zaś mnich się wtrącił.-Nie można tak tego zostawić, trzeba sprawdzić. A może ktoś przeżył ?-
-Nie przybyłem tu by kryć się przed martwiakami.- prychnął barbarzyńca.
-Co jeszcze wiesz?-spytała kobieta.

- Wzywałem ich do walki, ale pouciekali. Miałem sam za nich ginąć? A zresztą, długa historia a my nie mamy czasu. Powiedzcie mi czy chcecie przeżyć czy szukać żywych i przy tym dołączyć do uroczych mieszkańców tej zacnej mieściny? Bo jeśli wybieracie opcję pierwszą to możemy sobie pomóc nawzajem, a jeśli drugą to ja znikam i zostawiam was w waszym szaleństwie. A co do tego co wiem to wiem sporo ale wciąż za mało żeby to wszystko pojąć. Chętnie się tym z wami podzielę, ale najpierw odpowiedzcie mi na moje pytanie.

-Nie przybyliśmy się tu kryć.-odparła półorczyca patrząc świdrującym spojrzeniem na krasnoluda. - I wbrew temu co sądzisz krasnoludzie. Twoja droga prowadzi donikąd. Nie przeżyjesz tu sam.
- Jesteście w tym mieście ile? Cztery godziny? Nam też się wydawało, że to będzie sielanka dopóki nie nastała noc. A było nas trzydzieścioro z czego każdy umiał walczyć. Sam i tak miałbym większe szanse niż z wami wychodząc walczyć. Ilu zabijecie? Dziesięciu na głowę? To nie daje nawet setki a ich są tysiące. Samych zombie, nie licząc innych okropności. Byłem w samym jądrze tego wszystkiego, widziałem to na własne oczy i dano mi szansę ocalić skórę. Pytam czy chcecie mnie wysłuchać czy mimo wszystko macie zamiar wyjść i walczyć?

- Dano ci szansę. Kto ci dał ? - spytała podejrzliwym tonem półorczyca..
- Ktoś potężny. Jeden z tych którzy władają tymi trupami. Może nie tyle dał mi szansę, co rzucił wyzwanie. Jeśli wygram, przeżyję, jeśli nie... tak czy inaczej nie miałem wyjścia. Odrzucając wyzwanie straciłbym głowę od razu. Tak więc jak? Jesteście ciekawi czy wolicie najpierw się spróbować z tym miastem?
-Ależ jesteśmy bardzo ciekawi.-rzekła przymilnym tonem półorczyca. Tymczasem barbarzyńca zaczął sie bawić łańcuchem dodając.- No toś bratku sługus tych... złych? Jakiś z ciebie kultysta, czy cuś?
Mnich zaś przesunął się w bok uważnie obserwując krasnoluda..

- Służę jedynie sobie - odparł pewnie krasnolud, jednocześnie wymacując w kieszeni granat - Jedynym moim celem jest opuszczenie tego miasta. Ten gość nie jest jedynym, który może mi to umożliwić.. ba nawet jeśli z nim wygram to opuszczenie tego miasta jest wątpliwe. Dlatego mam jeszcze plan b ale do tego i tak muszę wykonać swoje zadanie. A co do służenia złym... to przypuszczam, że wy też tacy praworządni nie jesteście skoro przybywacie do opuszczonego miasta, żeby go złupić z jakiegoś skarbu. Ale mam to gdzieś, róbcie co chcecie, ja zadaje moje pytanie po raz ostatni po czym jeśli nie otrzymam odpowiedzi wychodzę. Chcecie ginąć wasza sprawa...
-Brać go. Ale żywcem. Potrzebujemy go przesłuchać.-rzekła półorczyca krótko. Barbarzyńca zakręcił łańcuchem nad głową ruszając, a mnich ruszył w kierunku krasnoluda, ale po łuku i ze strony przeciwnej do barbarzyńcy. Chcieli go osaczyć, co komplikowało sytuację, bowiem żaden granat nie objąłby zasięgiem całej trójki.

- Szkoda - rzucił alchemik po czym błyskawicznym ruchem wyrzucił granat tak, aby wybuchł pod drzwiami po czym ciesząc się, że nie zdecydował się wejść do środka ruszył “krasnoludzkim biegiem” wzdłuż ściany w kierunku najbliższego zaułka.

Nie wiedział, czy wybuch objął kogokolwiek, ale nie miało to znaczenia. W biegu wyjął ekstrakt niewidzialności i połknął jego zawartość. Poczuł znany sobie efekt. Widział swoje członki jako przeźroczyste i wiedział że jest niewidzialny. Mimo wszystko kluczył zaułkami mając na uwadze, że mżawka odbiajająca się w powietrzu mogłaby zwrócić uwagę doświadczonego oka i starając się biec w miarę możliwości pod ścianami.

Gdy poczuł się bezpieczniej zwolnił nieco i począł się rozglądać za jakimś miejscem mogącym służyć za schronienie na noc, lub czymś co by go zaintrygowało. Musiał znaleźć jakąś wskazówkę co do zadania. Liczył, że dowie się czegoś od tamtych, jednak okazali się oni bandą idiotów, szukających jakiegoś skarbu. Przesadził w rozmowie, nie przewidując, że mogą być tak głupi jak Tarnus i reszta którzy mimo jego ostrzeżeń i tak wierzyli we własne zwycięstwo. Chciał ich wypytać o drowy ale pewnie niczego by się nie dowiedział. Cóż mogliby wiedzieć. Są tu zaledwie kilka godzin, i pożyją niewiele więcej. Być może natknie się jeszcze na nich kiedy będą się snuć ulicami z resztą sztywnego towarzystwa jednak to było marginalne zmartwienie. Jeśli szybko czegoś nie wymyśli to będzie się tam snuł razem z nimi.
 

Ostatnio edytowane przez Radioaktywny : 26-03-2012 o 22:41.
Radioaktywny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172