Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2012, 20:17   #31
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
- Jasne. Tylko powiedzcie mistrzowi Roscelinowi, że jaskółki najżywiej śpiewają o zmierzchu – Awerroes wolno przeniósł spojrzenie na dżentelmena z tajemniczego Konsorcjum. Nie miał pojęcia, o czym ów mówił, ale... to chyba oznaczało, że może się trochę zabawić ich kosztem, nie?

Mężczyzna usłyszał – a przed odejściem skinął lekko głową na pożegnanie.

***

Ruch na uliczkach Munbyne nieco się zmniejszył. Panował większy niż wcześniej porządek, choć prace naprawcze nie ustawały, a razem z nimi hałas. Mimo to ucho ksenomanty wychwyciło w zgiełku przekrzykujących młotki, piły i siebie nawzajem dawców wołanie.

- Eeeej.. eej TYYY - niski głos dobiegał z rogu najbliższej alei w prawo i należał do wielkiego niemal jak troll człowieka. - Chodź tu.. - machał wielkim łapskiem przywołując Awera.

Ksenomanta wnet się odwrócił. Jakiś wielki człeczyna go wołał? Cóż, sprawdzić nigdy nie zaszkodzi...

- Tak? Czego tam checie? - odkrzyknął, gdy już pokonał jakąś część drogi dzielącej go od wielkoluda i takie krzyczenie zaczynało mieć sens.

Strażnik, wyraźnie zadowolony, że udało mu się zwrócić na siebie uwagę, nie odpowiedział. Wypinał jedynie pierś jakby starał się zwrócić uwagę na swój strój- szarą kamizelę tutejszych ‘stróżów prawa’. Zdawał się też ograniczony ruchowo - jakby ktoś przywiązał go za nogę do słupa. Czekał, aż ksenomanta podejdzie bliżej.

Kamizelka stróżów prawa? Czyżby któryś z tamtych wreszcie odebrał jego propozycję...? - zakotłowało mu się w głowie. Trza sprawdzić. Podszedł więc bliżej - trochę poza zasięg ramion muskularnego stróża. Jego ograniczenie ruchowe było... przynajmniej dziwne?, więc ze swojej strony uznał, że lepiej będzie zachować względną ostrożność.

- Tak? - ponowił pytanie, uważnie przypatrując się sylwetce nieznajomego.

- Was szukał sierżant..? Do rozdziabania tej paskudy..? - odpowiedział lekko zdyszany, choć przecież nie biegał.

Na twarzy wielkoluda wyraźnie malowała się nadzieja, aż nazbyt wyraźna możnaby rzec. Maślane oczy i wydatne, uśmiechnięte usta, szeroka szczęka. Chłop choć wielki i z pewnością silny za czterech był bez wątpienia przygłupem. Potwierdzał to choćby fakt usilnego utrzymania jednej stopy na pierwszym schodku do piwnicznego pomieszczenia i wyraźnie obrany cel: “nie wpuszczać nikogo, nie odchodzić na krok”.

No proszę, wielkolud go poznał... Choć niczym się ksenomancie nie naraził, to ów przelotnie się zastanowił, czy ów cały poranek nawoływał tak do obcych. A może ksenomancki urok przeniknął go więcej, niż myślał?

- No, mnie - powiedział, idąc w stronę drzwi. Sądząc po zachowaniu wielkoluda, powinno tam spoczywać to, co zostało z bestii.

- Stój.. - wielka dłoń mocno złapała go za bark nim jeszcze zdążył minąć wartownika.

Awer zatrzymał się na jego wyciągniętej ręce, ale strażnik zaparł się nienaturalnie, sztywno- ksenomanta z tej odległości dobrze widział jak pod mrugającymi błyskawicznie powiekami przygłupa oczy wywracają się do góry. Trwało to bardzo krótko, pilnujący zejścia człowiek oprzytomniał cofając rękę. Teraz w swoim upośledzeniu z wyglądu był raczej niepokojący niż radosny.

- Sierżant kazał czekać, nie wpuszczać... - odpowiedział równie poważnym co stanowczym tonem.

Gdy tylko zobaczył oczy, szarpnął się do tyłu. Takie rzeczy zdarzały się zbyt często przy opętaniach – duch, przejmując kontrolę, musi poświęcić moment, aby „dostroić” się do ciała. Dylemat psychofizyczny i sprawy pokrewne... No, liczy się, że daje przewagę praktyczną.

Na szczęście, udało mu się uwolnić – a wielkolud cofnął rękę. Niepokojące, bardzo niepokojące – atak tego, co starożytni zwali padaczką, czy...?

- Jak kazał, to poczekajmy – powiedział, sięgając po ogień, a zaraz później - do sakwy.

Trzeba sprawdzić – skrzywił się. Jeśli nie będzie dość dyskretny... No, kolejna rzecz, przy której pomagało palenie – oprócz zwykłych papierosów miał przygotowane lekko narkotyczne skręty. Z wyglądu się niemal niczym nie różniły, ale zawierały na tyle dużo środka, aby – na chwilę – wejrzeć na plan astralny.

Dawka narkotyku była niewystarczająca lub -co bardziej prawdopodobne- żaden duch nie posiadł ciała człeczyny. Ten tylko podejrzliwie zerkał na maga, na tłum- szukając wzrokiem sierżanta i za siebie- na zabezpieczane wejście z którego notabene zalatywało strasznym smrodem.

Magus oparł się o ścianę. Był pewien, że sierżant przyjdzie. Mniej pewny był, czy sierżant przyjdzie w ciągu następnej godziny...

- A sierżant mówił, gdzie ma stróżować? Bo może poszedłbym po niego i wrócił z sierżantem - podsunął, bez większych nadziei na sukces.

Olbrzym nie odpowiedział, a z zadowoloną miną wskazał nadchodzącego krasnoluda. Awer znał jego twarz- był to ten sam krasnolud który stawił się na posłanie humunkulusa. Sądząc po minie strażnik również go pamiętał. Olbrzym natomiast ruszył w dół szerokimi schodami, odstawił rygiel wrót. Magazyn. Ustawione warstwami skrzynie, wory ze zbożem zawieszone na belach. Nieco po lewej od wejścia leżał obiekt zainteresowania ksenomanty oraz samego lorda Byne- o czym świadczyła obecność straży. Na wielkim, wysokim stole rozłożono truchło hienoida.

No, dobra, szczęście, że miał przy sobie nóż sprężynowy – inaczej by chyba snopkiem zboża bestię ciął. Ale – z drugiej strony – to również jego błąd. Nie powinien zakładać, że każda mieścina może sobie pozwolić na utrzymywanie laboratorium, które przyćmiłoby największe marzenia mistrza Roscelina.

Kiwnął więc głową na powitanie sierżantowi i podszedł do bestii. Pierwsza obserwacja, jaką wykonał, wiązała się ze stanem samej bestii - żyła jeszcze, zahibernowana? Przedtem wykazywała jakąś nienormalną odporność na magię i walczyła z czarem hibernacyjnym, więc Awerroes nie wykluczał, że potwór zwyczajnie strząsnął z siebie czar i się wykrwawił. Tak, nie żyła...

Cóż, sekcję czas było zacząć - zapewne od pyska. Przecież tam znajdywało się dziwne urządzenie, które miało służyć do łączności - więc może coś interesującego tam było? O właśnie, musiał sprawdzić, czy urządzenie nadal miało swoją sygnaturę w astralu.

O ile wcześniej urządzenie zdawało się “pulsować” lekko światłem to teraz był matowy, przejrzysty na centymetr, może dwa. Sama “proteza prawej półkuli mózgu”- jak określiłby to medyk, była dość skomplikowana. Już oceniając wzrokiem można było stwierdzić, że choć nie zastępuje całej pół-kuli to jest w nią wszczepiona tak, że wyjęcie urządzenia nie jest możliwe bez ubrudzenia sobie rąk i nie tylko. Wymagałoby to również laboratorium, którego najwyraźniej w twierdzy brakowało. Również w przestrzeni ślad działania urzadzenia znikł.

- Miały jednolite aury. Wydaje się, że miało to związek z tym urządzeniem – stwierdził do sierżanta, wskazując na machinerię. Założył, że skoro tu jest, to jemu powinien przedstawiać ekspertyzę... – Prawdopodobnie służy do przekazywania poleceń przez plan astralny oraz warunkowania odruchów... i jest w jakiś sposób sprzężone z życiem hienoida, któremu je wszczepiono. Zasilane siła witalną...? Niejasne. Z dostępnymi narzędziami nie jestem w stanie tego wyciąć bez uszkodzenia urządzenia.

Krasnolud był wyraźnie zszokowany słowami Awera. Poczerwieniał na twarzy, ale powściągnął nerwy- widać zrozumiał co nieco z naukowego komentarza. Słuchał- teraz z większym niż przedtem zainteresowaniem.

Obrzucił wzrokiem twarz, raz jeszcze. Chciał zobaczyć, czy jest coś interesującego - jeśli nie, pragnął w następnej kolejności przebadać rany bestii. Likantropy często posiadały zaskakujące zdolności regeneracyjne - a analiza tkanki wokół ran powinna powiedzieć, czy tak jest w przypadku tej bestii.

Krótki, hienowaty pysk z rzędami ostrych, pożółkłych zębisk nie zdradzał niczego szczególnego. Awerroes poświęcił tylko chwilę uwagi, aby zbadać kaganiec i jego sposób założenia... Może coś powie? Znalezienie ran nie sprawiło żadnego problemu- nie zaczęły się nawet goić.

- To mutant. Od likantropa różni go choćby brak możliwości regeneracyjnych. Miast tego, posiada pewną odporność na magię - zrzucił z siebie czar, którego zrzucić nie powinien umieć - kontynuował - No, i nie wrócił do ludzkiej postaci po śmierci.

Okrążył całą sylwetkę bestii - chciał zobaczyć, czy 'na wierzchu' są jeszcze jakieś rzeczy, które powinien przebadać. Jeśli nie... pozostawała ta 'gorsza' część - sekcja wewnętrzna, sprawdzenie anomalii w narządach, potencjalnych punktów wrażliwych, ustalenie (choćby po kącie między kośćmi miednicy - zrozumiałe, że np. krasnoludy, jako szersze i niższe, miały kąty bardziej rozwarte od ludzi) rasy, z której osobnik się pierwotnie wywodził i inne precyzja.

Powierzchowność nie zaskakiwała- umięśniona sylwetka drapieżcy, futro przystosowujące do życia dniem i nocą w dziczy, kły zdolne przedrzeć sie przez skórę, wnętrzności i pewnie kości. Nieciężko było wyobrazić sobie jak żyło to stworzenie nim ktoś przerobił je na osobistą zabawkę. Sekcja za pomocą noża sprężynowego..- amator wnętrzności nie mógł narzekać na skuteczność narzędzia, ale cierpiała na tym precyzja. Grzebiąc w trzewiach szybko zauważył różnice w układzie kostnym- mniejszą ilość żeber, pokarmowym- żołądek o dwóch oddzielnych komorach...

Rany potwora były różnego pochodzenia- od dźgnięć i cięć po rany postrzałowe. O ile dziur po kulach było zdecydowanie najwięcej to jednak żaden pocisk nie przeszył cielska na wylot. Większość postrzałów była wręcz niemożliwie płytka- kilka łusek po prostu spłaszczyło się w zderzeniu z grubą skórą i utkwiło w futrze. Więcej szkody zdawały się wyrządzić potworowi rany kłute, kilka dźgnięć sztyletem poszarpało mięśnie, a pchnięcie domniemanym mieczem rozcięło jeden z żołądków. Najskuteczniejsze były bez wątpienia szerokie cięcia rozpruwające solidny płaszcz mięśni hienoida, nadwyrężające jego funkcje ruchowe i szybko wykrwawiające jego organizm.

- Stwór ma skórę twardą, która amortyzuje większość uderzeń... – stwierdził, patrząc na hienoida – Także naboi. Używajcie raczej broni kłutej... lub – jeszcze lepiej – ciętej. Trudno też stwierdzić, czy jest na coś specjalnie podatny – chciałem utrzymać go przy życiu, żeby sprawdzić, czy nie ma jakichś dziwnych reakcji na srebro i inne specjalne materiały w ranie... ale to już pieśń przeszłości.
 
Velg jest offline