Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-03-2012, 20:17   #31
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
- Jasne. Tylko powiedzcie mistrzowi Roscelinowi, że jaskółki najżywiej śpiewają o zmierzchu – Awerroes wolno przeniósł spojrzenie na dżentelmena z tajemniczego Konsorcjum. Nie miał pojęcia, o czym ów mówił, ale... to chyba oznaczało, że może się trochę zabawić ich kosztem, nie?

Mężczyzna usłyszał – a przed odejściem skinął lekko głową na pożegnanie.

***

Ruch na uliczkach Munbyne nieco się zmniejszył. Panował większy niż wcześniej porządek, choć prace naprawcze nie ustawały, a razem z nimi hałas. Mimo to ucho ksenomanty wychwyciło w zgiełku przekrzykujących młotki, piły i siebie nawzajem dawców wołanie.

- Eeeej.. eej TYYY - niski głos dobiegał z rogu najbliższej alei w prawo i należał do wielkiego niemal jak troll człowieka. - Chodź tu.. - machał wielkim łapskiem przywołując Awera.

Ksenomanta wnet się odwrócił. Jakiś wielki człeczyna go wołał? Cóż, sprawdzić nigdy nie zaszkodzi...

- Tak? Czego tam checie? - odkrzyknął, gdy już pokonał jakąś część drogi dzielącej go od wielkoluda i takie krzyczenie zaczynało mieć sens.

Strażnik, wyraźnie zadowolony, że udało mu się zwrócić na siebie uwagę, nie odpowiedział. Wypinał jedynie pierś jakby starał się zwrócić uwagę na swój strój- szarą kamizelę tutejszych ‘stróżów prawa’. Zdawał się też ograniczony ruchowo - jakby ktoś przywiązał go za nogę do słupa. Czekał, aż ksenomanta podejdzie bliżej.

Kamizelka stróżów prawa? Czyżby któryś z tamtych wreszcie odebrał jego propozycję...? - zakotłowało mu się w głowie. Trza sprawdzić. Podszedł więc bliżej - trochę poza zasięg ramion muskularnego stróża. Jego ograniczenie ruchowe było... przynajmniej dziwne?, więc ze swojej strony uznał, że lepiej będzie zachować względną ostrożność.

- Tak? - ponowił pytanie, uważnie przypatrując się sylwetce nieznajomego.

- Was szukał sierżant..? Do rozdziabania tej paskudy..? - odpowiedział lekko zdyszany, choć przecież nie biegał.

Na twarzy wielkoluda wyraźnie malowała się nadzieja, aż nazbyt wyraźna możnaby rzec. Maślane oczy i wydatne, uśmiechnięte usta, szeroka szczęka. Chłop choć wielki i z pewnością silny za czterech był bez wątpienia przygłupem. Potwierdzał to choćby fakt usilnego utrzymania jednej stopy na pierwszym schodku do piwnicznego pomieszczenia i wyraźnie obrany cel: “nie wpuszczać nikogo, nie odchodzić na krok”.

No proszę, wielkolud go poznał... Choć niczym się ksenomancie nie naraził, to ów przelotnie się zastanowił, czy ów cały poranek nawoływał tak do obcych. A może ksenomancki urok przeniknął go więcej, niż myślał?

- No, mnie - powiedział, idąc w stronę drzwi. Sądząc po zachowaniu wielkoluda, powinno tam spoczywać to, co zostało z bestii.

- Stój.. - wielka dłoń mocno złapała go za bark nim jeszcze zdążył minąć wartownika.

Awer zatrzymał się na jego wyciągniętej ręce, ale strażnik zaparł się nienaturalnie, sztywno- ksenomanta z tej odległości dobrze widział jak pod mrugającymi błyskawicznie powiekami przygłupa oczy wywracają się do góry. Trwało to bardzo krótko, pilnujący zejścia człowiek oprzytomniał cofając rękę. Teraz w swoim upośledzeniu z wyglądu był raczej niepokojący niż radosny.

- Sierżant kazał czekać, nie wpuszczać... - odpowiedział równie poważnym co stanowczym tonem.

Gdy tylko zobaczył oczy, szarpnął się do tyłu. Takie rzeczy zdarzały się zbyt często przy opętaniach – duch, przejmując kontrolę, musi poświęcić moment, aby „dostroić” się do ciała. Dylemat psychofizyczny i sprawy pokrewne... No, liczy się, że daje przewagę praktyczną.

Na szczęście, udało mu się uwolnić – a wielkolud cofnął rękę. Niepokojące, bardzo niepokojące – atak tego, co starożytni zwali padaczką, czy...?

- Jak kazał, to poczekajmy – powiedział, sięgając po ogień, a zaraz później - do sakwy.

Trzeba sprawdzić – skrzywił się. Jeśli nie będzie dość dyskretny... No, kolejna rzecz, przy której pomagało palenie – oprócz zwykłych papierosów miał przygotowane lekko narkotyczne skręty. Z wyglądu się niemal niczym nie różniły, ale zawierały na tyle dużo środka, aby – na chwilę – wejrzeć na plan astralny.

Dawka narkotyku była niewystarczająca lub -co bardziej prawdopodobne- żaden duch nie posiadł ciała człeczyny. Ten tylko podejrzliwie zerkał na maga, na tłum- szukając wzrokiem sierżanta i za siebie- na zabezpieczane wejście z którego notabene zalatywało strasznym smrodem.

Magus oparł się o ścianę. Był pewien, że sierżant przyjdzie. Mniej pewny był, czy sierżant przyjdzie w ciągu następnej godziny...

- A sierżant mówił, gdzie ma stróżować? Bo może poszedłbym po niego i wrócił z sierżantem - podsunął, bez większych nadziei na sukces.

Olbrzym nie odpowiedział, a z zadowoloną miną wskazał nadchodzącego krasnoluda. Awer znał jego twarz- był to ten sam krasnolud który stawił się na posłanie humunkulusa. Sądząc po minie strażnik również go pamiętał. Olbrzym natomiast ruszył w dół szerokimi schodami, odstawił rygiel wrót. Magazyn. Ustawione warstwami skrzynie, wory ze zbożem zawieszone na belach. Nieco po lewej od wejścia leżał obiekt zainteresowania ksenomanty oraz samego lorda Byne- o czym świadczyła obecność straży. Na wielkim, wysokim stole rozłożono truchło hienoida.

No, dobra, szczęście, że miał przy sobie nóż sprężynowy – inaczej by chyba snopkiem zboża bestię ciął. Ale – z drugiej strony – to również jego błąd. Nie powinien zakładać, że każda mieścina może sobie pozwolić na utrzymywanie laboratorium, które przyćmiłoby największe marzenia mistrza Roscelina.

Kiwnął więc głową na powitanie sierżantowi i podszedł do bestii. Pierwsza obserwacja, jaką wykonał, wiązała się ze stanem samej bestii - żyła jeszcze, zahibernowana? Przedtem wykazywała jakąś nienormalną odporność na magię i walczyła z czarem hibernacyjnym, więc Awerroes nie wykluczał, że potwór zwyczajnie strząsnął z siebie czar i się wykrwawił. Tak, nie żyła...

Cóż, sekcję czas było zacząć - zapewne od pyska. Przecież tam znajdywało się dziwne urządzenie, które miało służyć do łączności - więc może coś interesującego tam było? O właśnie, musiał sprawdzić, czy urządzenie nadal miało swoją sygnaturę w astralu.

O ile wcześniej urządzenie zdawało się “pulsować” lekko światłem to teraz był matowy, przejrzysty na centymetr, może dwa. Sama “proteza prawej półkuli mózgu”- jak określiłby to medyk, była dość skomplikowana. Już oceniając wzrokiem można było stwierdzić, że choć nie zastępuje całej pół-kuli to jest w nią wszczepiona tak, że wyjęcie urządzenia nie jest możliwe bez ubrudzenia sobie rąk i nie tylko. Wymagałoby to również laboratorium, którego najwyraźniej w twierdzy brakowało. Również w przestrzeni ślad działania urzadzenia znikł.

- Miały jednolite aury. Wydaje się, że miało to związek z tym urządzeniem – stwierdził do sierżanta, wskazując na machinerię. Założył, że skoro tu jest, to jemu powinien przedstawiać ekspertyzę... – Prawdopodobnie służy do przekazywania poleceń przez plan astralny oraz warunkowania odruchów... i jest w jakiś sposób sprzężone z życiem hienoida, któremu je wszczepiono. Zasilane siła witalną...? Niejasne. Z dostępnymi narzędziami nie jestem w stanie tego wyciąć bez uszkodzenia urządzenia.

Krasnolud był wyraźnie zszokowany słowami Awera. Poczerwieniał na twarzy, ale powściągnął nerwy- widać zrozumiał co nieco z naukowego komentarza. Słuchał- teraz z większym niż przedtem zainteresowaniem.

Obrzucił wzrokiem twarz, raz jeszcze. Chciał zobaczyć, czy jest coś interesującego - jeśli nie, pragnął w następnej kolejności przebadać rany bestii. Likantropy często posiadały zaskakujące zdolności regeneracyjne - a analiza tkanki wokół ran powinna powiedzieć, czy tak jest w przypadku tej bestii.

Krótki, hienowaty pysk z rzędami ostrych, pożółkłych zębisk nie zdradzał niczego szczególnego. Awerroes poświęcił tylko chwilę uwagi, aby zbadać kaganiec i jego sposób założenia... Może coś powie? Znalezienie ran nie sprawiło żadnego problemu- nie zaczęły się nawet goić.

- To mutant. Od likantropa różni go choćby brak możliwości regeneracyjnych. Miast tego, posiada pewną odporność na magię - zrzucił z siebie czar, którego zrzucić nie powinien umieć - kontynuował - No, i nie wrócił do ludzkiej postaci po śmierci.

Okrążył całą sylwetkę bestii - chciał zobaczyć, czy 'na wierzchu' są jeszcze jakieś rzeczy, które powinien przebadać. Jeśli nie... pozostawała ta 'gorsza' część - sekcja wewnętrzna, sprawdzenie anomalii w narządach, potencjalnych punktów wrażliwych, ustalenie (choćby po kącie między kośćmi miednicy - zrozumiałe, że np. krasnoludy, jako szersze i niższe, miały kąty bardziej rozwarte od ludzi) rasy, z której osobnik się pierwotnie wywodził i inne precyzja.

Powierzchowność nie zaskakiwała- umięśniona sylwetka drapieżcy, futro przystosowujące do życia dniem i nocą w dziczy, kły zdolne przedrzeć sie przez skórę, wnętrzności i pewnie kości. Nieciężko było wyobrazić sobie jak żyło to stworzenie nim ktoś przerobił je na osobistą zabawkę. Sekcja za pomocą noża sprężynowego..- amator wnętrzności nie mógł narzekać na skuteczność narzędzia, ale cierpiała na tym precyzja. Grzebiąc w trzewiach szybko zauważył różnice w układzie kostnym- mniejszą ilość żeber, pokarmowym- żołądek o dwóch oddzielnych komorach...

Rany potwora były różnego pochodzenia- od dźgnięć i cięć po rany postrzałowe. O ile dziur po kulach było zdecydowanie najwięcej to jednak żaden pocisk nie przeszył cielska na wylot. Większość postrzałów była wręcz niemożliwie płytka- kilka łusek po prostu spłaszczyło się w zderzeniu z grubą skórą i utkwiło w futrze. Więcej szkody zdawały się wyrządzić potworowi rany kłute, kilka dźgnięć sztyletem poszarpało mięśnie, a pchnięcie domniemanym mieczem rozcięło jeden z żołądków. Najskuteczniejsze były bez wątpienia szerokie cięcia rozpruwające solidny płaszcz mięśni hienoida, nadwyrężające jego funkcje ruchowe i szybko wykrwawiające jego organizm.

- Stwór ma skórę twardą, która amortyzuje większość uderzeń... – stwierdził, patrząc na hienoida – Także naboi. Używajcie raczej broni kłutej... lub – jeszcze lepiej – ciętej. Trudno też stwierdzić, czy jest na coś specjalnie podatny – chciałem utrzymać go przy życiu, żeby sprawdzić, czy nie ma jakichś dziwnych reakcji na srebro i inne specjalne materiały w ranie... ale to już pieśń przeszłości.
 
Velg jest offline  
Stary 17-03-2012, 20:17   #32
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Przyzwał Pru ruchem ręki, zachęcając ją do podążenia za sobą. Z narady w „Rogatej Wróżce” przeszli wprost do pokoju, gdzie Awerroes bezceremonialnie rozsiadł się na brzegu łóżka.

- Usiądź – stwierdził prosto, i wskazaniem ręki zaproponował swej towarzyszce miejsce tuż obok siebie. Kiedy tylko przyjęła postawę siedzącą, kontynuował – Pru, muszę wyjaśnić ci kilka rzeczy… – no, pierwsze zdanie zawsze było najsztywniejsze i najmniej naturalne.

Zrobił sobie chwilę przerwy… ale na tyle małą, żeby dziewczyna nie zdołała się wtrącić.

- Nie chcę ci nic narzucać prezentem. Tam, gdzie się wychowałem, jest zwyczaj, aby przyjaciele czasami coś sobie dali, żeby pokazać, że o sobie pamiętają. A ja cię uważam przynajmniej za przyjaciółkę… – nie mógł się zdecydować, na które ze słów położyć akcent. Dziewczyna mogła prawie fizycznie wyczuć, że mężczyzna się czegoś boi… Odwrócił się bokiem, spojrzał w innym kierunku, niezręcznie wtrącił ramionami. Bał się odrzucenia, wyśmiania, czy czego?! – Chciałem ci dać któryś z moich rysunków, ale one są brzydkie i na pewno by ci się nie spodobały... - i jeszcze mniej pewności.

- Zauważyłem, że się czasami boisz. – zaczął i się zawahał… co właściwie chciał powiedzieć – Nie mówię, żebyś dzieliła się ze mną wszystkim, ale jeśli będziesz chciała się z czegoś zwierzyć… wiedz, że cię nie wyśmieję. Niezależnie od tego, czego będą dotyczyły twoje strachy.

- Dalej, chciałbym, abyś mi mówiła, jak coś się spodoba. – westchnął – Słuchaj, nie obiecuję, że wszystko dostaniesz – ale naprawdę chcę, byś dobrze się czuła. Więc, no, przyda mi się wiedza o tym, co ty chcesz.

- No, to czas na ostatnie. Chciałbym, abyś zaczęła się uczyć pod moim okiem. Czarodziejki z ciebie nie zrobię, ale przyda ci się znajomość czytania, pisania i trochę solidnej wiedzy. - dokończył, zerkając na elfkę – Masz coś przeciwko?

Wzięła wreszcie wdech, po tym jak na długo odebrało jej mowę. Patrzyła na niego gnąc usta i nie będąc pewna jak wyrazić swoje wątpliwości. Zgubiła się troszkę już przy rysunkach, a dalej okazywało się, że nie było wcale łatwiej.
- Po co? - zapytała w końcu powoli. Po co tancerka miałaby poznawać pismo? Do tej pory żyła bez tej wiedzy i nigdy w jej życiu nie pojawiła się nawet najdrobniejsza potrzeba poznania arkanów kaligrafii. Piekarnię rozpoznawała po zapachu, szewca po szyldzie, natomiast krawca po sukniach na wystawie. Umiała liczyć pieniądze całkiem sprawnie, a to czyje imię było wybite na rewersach nie przedstawiało sobą żadnej wartości. Do czego miałaby potrzebować więcej? Dlaczego teraz? Co do innych pytań wprowadzały mętlik. Bała się. Spodobało się. Rysunki się. Stłumiła wewnętrzny pociąg do zasłonienia sobie uszu i skutecznego odcięcia się od zdań nieprzedstawiających sobą logicznego ciągu. Miast tego tylko niespokojnie poprawiła się na łóżku i spoglądając w największym skupieniu na jakie było ją stać rozwinęła pytanie:
- Dlaczego tego chcesz?

- No, bo... mi na tobie zależy. - Na chwilę zamilkł, odwracając twarz od elfki – Słuchaj, gdyby to ode mnie zależało, podróżowałbym z tobą do twej usranej śmierci. Tyle, że, no... pewnie przeżyjesz mnie o kilkaset lat – a jesteś zdecydowanie zbyt dobra, by do końca życia być zwykłą tancerką i pospolitą dziwką... - Odwrócił głowę jeszcze bardziej – tak, że chyba bardziej się nie dało – Swego czasu czytałem o kobietach twego zawodu. Były i wielkie – jakieś gejsze czy hetery – ale ogółem, one już były, no... wykształcone.

- Poza tym – podjął – Jeśli zdarzy się, że zdołamy osiąść gdzieś w spokojnym miejscu... gdzieś w przyszłości... zastanawiałem się, czy nie będę cię kiedyś prosił o zaślubienie mnie... – no, to się wgramolił w wielgachny dół. Tylko nagrobek kupować! Z drugiej strony, czy to takie dziwne, że wieczny wędrowiec marzy, żeby po latach gdzieś osiąść? Awerroes swego życia nie wybrał, same przyszło...

- Strasznie dużo przemyśleń jak na jeden poranek - uśmiechnęła się cynicznie. Dziwne, nagle strasznie duszno się zrobiło w pokoju. Wstała i podeszła do okna powstrzymując chęć podbiegnięcia do niego w kilku susach. Spokojnie, szybko potniejącymi rękami otworzyła na oścież szklane skrzydła. Serce waliło jej w piersi. Nie wiedziała co zrobić. Ślub? No, niby złym pomysłem to nie jest. W końcu na nic lepszego nie mogła liczyć, ale czy... można być jeszcze mniej romantycznym? Najpierw mówi, że ma się uczyć, potem jakieś... Twarz zaczynała niebezpiecznie szybko płonąć, a oczy piekły jak przy długiej gorączce. Nyss miała rację...
Zamrugała szybko biorąc urywany oddech. Zapanuj nad tym do cholery!
- Więc... pismo?

Szlag, chyba przestraszył dziewczynę. Źle. Zupełnie nie wiedział, jak ją pocieszyć - bo chyba nie paplaniną, jak wtedy...? Jeszcze gorzej. No nic, trzeba wycofać się na upatrzoną pozycję i wdać się w rolę nauczyciela. TA rola przynajmniej była bezpieczna.

- Tak, pismo... - powiedział, sięgając po leżący na szafce arkusz pergaminu - Pru, chodź tu...

Gdy elfka już usadowiła się na stole obok niego, szybko nakreślił na kartce jakiś kształ...

- To jest „a“ - stwierdził, gdy elfka już usadowiła się obok niego - Kreśli się je tak... - powtórzył konstrukcję litery, tym razem już wolniej.

Prudence nie miała wyboru. Podeszła i zawiesiła ciężkie spojrzenie na półprzezroczystym arkuszu z wyrysowanym nań dziwnym kółkiem. Z nerwów zaczynał ją boleć brzuch, a z nadmiaru myśli - głowa. Usiadła przy stole poprawiając suknię i przyjrzała się literze. Małe kształtne kółeczko z ogonkiem. Nigdy nie rysowała, nigdy nawet nie trzymała pędzla w rękach. Niepewnie wzięła do ręki ołówek i spróbowała narysować kółeczko. Wyszło jak fasolka. Skrzywiła się w tej sekundzie czując, że tego nie polubi, że tego nie chce, nie potrzebuje i że jest to głupie, nudne i pozbawione sensu. Tylko, że nie miała wyboru...
Oparła więc policzek na ręce i z głębokim westchnieniem powtórzyła bezbarwnie na głos “A”. Dorysowała fasolce ogonek. Oczywiście chybiając, wykręcając ogonek zbyt wcześnie ku górze. Karykatura litery wyglądała jeszcze gorzej przy znajdującej się w pobliżu narysowanej starannie przez jej kochanka.

Mężczyzna westchnął cicho. Prudence wyglądała jak siedem nieszczęść... Coś musiał z tym zrobić - inaczej co dziewczynie do jednego ucha wpadnie, to drugim wypadnie. Na szczęście, z nowoprzybranej roli nauczyciela wszystko było łatwiejsze. Co to mistrz Roscelin robił - „stosował marchewkę...“?

Włożył kochance dłoń pod podbródek i obrócił jej głowę w stronę swojej twarzy.

- Słuchaj, w Jerris jest tradycja karnawału - widząc, że elfka nie rozumie, pospieszył sprecyzować - No, ludzie się przebierają i balują przez długi czas. Ulice wirują w tańcu, stroje skrzą mienią się całą paletą barw... No, to trzeba zobaczyć - przerwał na chwilę - Wiem, że nauka literek jest średnio ciekawa... ale jeśli się przyłożysz, obiecuję, że zabiorę cię tam. Odpowiednio się wyposażymy i przez kilka tygodni wytańczysz się do syta- no, dobra... wedle wyliczeń „dwa tysiące monet na glowę“ stanowczo na to wystarczą. Uśmiechnął się. Z pozycji nauczyciela wszystko było łatwiejsze - A ja postaram się nauczyć tańczyć, żeby nie przynieść ci wstydu.

Zamrugała zaskoczona. Oczywiście, że słyszała o karnawale w Jerris, jednak nigdy nawet nie śniła, by wyruszyć świętować na ulicach miasta. Niemniej największe wrażenie wywarła na nią ostatnia część umowy.
- Nauczysz się tańczyć? - zapytała patrząc uważnie na mężczyznę jak gdyby był bańką mydlaną, która wkrótce rozpłynie się w powietrzu pozostawiając po sobie jedynie miłe wrażenie.

- Tak, nauczę się – powiedział powoli, lecz mocno - Pewno nigdy nie będę choć w części tak dobry, jak ty, i będzie mi szło opornie... ale będę z tobą w stanie zatańczyć – uśmiechnął się.

Jak to było? „Słowo się rzekło, kobyła u płotu.”? W każdym razie, elfka zareagowała na tą część przyrzeczenia na tyle mocno, żeby nawet nie myślał o wymiganiu się z niej.

***

Początkowo lekcja szła zbyt szybkim tempem, ale kiedy tylko magik to dostrzegł, natychmiast zwolnili. Przez pewien czas wytrwale tłumaczył Pru podstawy - ale kiedy kobieta zaczęła wreszcie rozumieć, poszli dalej.

Zniknęła gdzieś normalna mrukliwość. Nadto, gdzieś od połowy „nauki“, kiedy niewprawne gryzmoły elfki stawały się możliwe do odczytania, uśmiechał się coraz szerzej. Nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.

- No, widzisz! - podniósł się. Uwadze elfki nie mogło ujść, że Awerroes wręcz tryskał humorem - Jeszcze tylko kilka lekcji i trochę praktyki, a twe paluszki będą kreślić, co tylko chcesz - podszedł do dziewczyny i lekko jej pogładził włosy. Po lekkim wahaniu pocalował ją w policzek.

Następnie usiadł na stole i chwycił za gąbkę, leżącą w misce z wodą.

- A teraz tylko musisz je umyć, bo atrament piękności szkodzi - ujął jej dłoń i zaczął przemywać jej palce.

Tak, był w szampańskim nastroju. Już prawie nie pamiętał rozmowy poprzedzającej całą lekcję. Co więcej, no... po prostu to lubił! Czym innym przecież jest czcza gadka, z której niewiele zostaje, a czym innym nauka!

Ręka bolała. Nie, paliła żywym ogniem. Musiała chyba źle trzymać rysik, bo na drugim i trzecim palcu pulsowały właśnie czerwone podłużne linie. Oddała dłoń swojemu Panu, by ten ją mógł wyczyścić. Obietnica nauki tańca stawała się coraz bledsza. Nadal nie rozumiała po co jej pismo. Pisać? Do kogo? Nawet gdyby chciała wysłać list do rodziców to adresu nie znała, a jedyną osobą, która jako tako radziła sobie w cyrku z czytaniem, był jego szef. Jednak skoro miała sprawić tym sposobem przyjemność Awerroesowi, niech się stanie. Uśmiechnęła się widząc jaki żywy potrafi być mag, gdy coś go raduje. To było przyjemny widok. Jednak szybko uśmiech został zastąpiony przez senne ziewnięcie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo jest zmęczona. Była przyzwyczajona do wielogodzinnych treningów, nawet bez jedzenia czy, w razie srogiej kary, bez wody. Jednak to, to było zupełnie inne zmęczenie. Czuła się ociążała. Nie miała sił by powstać ze swojego miejsca, chociaż teoretycznie nic wielkiego nie robiła. Eh... Pismo nadal pozostawało niezgłębioną tajemnicą.

***

Niedługo później, dołączyli do wyprawy przy bramie...
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 17-03-2012 o 23:01.
Velg jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172