Przedstawienie trwało w najlepsze. Mimo zupełnego braku organizacji ze strony Wolfganga Joachima Triera, reżysera i scenarzysty w jednym, wszystko szło jak z płatka. Za kulisami panował całkowity rozgardiasz i bałagan, ale na scenie każdy z aktorów wiedział co robić, nikt nie zapominał swoich kwestii i wszyscy doskonale wypełniali postawione przed nimi zadania. Publiczność wyglądała na zachwyconą. Tylko jeden incydent zakłócił przebieg przedstawienia, a był to nieszczęsny solowy występ Skalpa, który starał się zwrócić na siebie uwagę siedzącej wysoko na balkonie Luizy.
- Co to wszystko ma znaczyć? – usłyszeli niespodziewanie, gdy już zeszli ze sceny i gratulowali sobie nawzajem występu. Matthias Kluge chwycił stojącego najbliżej drzwi Sigfrida i wciągnął do garderoby. Carolus i Jans, wiedzeni poczuciem solidarności ze strażnikiem podążyli za nim. Kluge był wściekły. Wskazywały na to jego oczy, błyszczące i zimne, bo reszta wyglądu garderobianego nie zmieniła się ani o jotę. – Kim, na łaskę Shallyi jesteście?
Niewiele czasu zajęło wyjaśnienie powodów, dla których znaleźli się w teatrze. Oczywiście wymagało to powtórzenia bajeczki o siostrze, która uwielbiała teatr. Na potwierdzenie swoich słów Jans wyprowadził Szuję z garderoby i wskazał mu siedzącą na widowni pannę Lutzen. Kluge przez dłuższą chwilę przyglądał się, po czym podrapał się po policzku i uśmiechnął do Zinggera.
- Będzie dla mnie zaszczytem spotkać się z ową przecudnej urody panną. Liczę, że również szanowny braciszek, któren wykazuje pewien talent aktorski zaszczyci nas swoją obecnością – powiedział w końcu i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jans uśmiechnął się również, ale z zupełnie innego powodu.
Przedstawienie zakończyło się oszałamiającym sukcesem i owacją na stojąco. Kurtyna dwukrotnie podnosiła się i gnący się w ukłonach Wolfgang Joachim Trier w otoczeniu aktorów pojawiał się na scenie. Potem światła zapaliły się, rozjaśniając wnętrze i ludzie ruszyli do wyjść. Znowu doszło do kilku kłótni i przepychanek, ale poza tym wieczór można było zaliczyć do udanych. Ulica przed teatrem i całe miasto tonęło w białym puchu. Przez te kilka godzin zdążyło solidnie napadać.
Spotkanie z Matthiasem Kluge miało nastąpić następnego dnia, wieczorem. Jako, że Szuja za bardzo nie wiedział, gdzie szukać lokum Jansa, ten umówił się z nim pod drzwiami Czerwonego Pionka. Już razem udali się do mieszkania, w którym miała na nich czekać Luiza i spory zapas kupionej przez Skalpa gorzałki.
- A ta Twoja siostra do do jakich należy? – dopytywał się Matthias. Nie wiadomo kiedy wszedł z Jansem w dobrą komitywę i zaczął się do niego zwracać per Ty. – Znaczy się, nie zrozum mnie źle. Po prostu chcę uniknąć nieprzyjemnych sytuacji, gdy nagle okaże się, że to przyzwoitka i cnotka...
Wyglądało na to, że pułapka zastawiona została perfekcyjnie. Idąc do domu, Jans dostrzegł stojącego w bramie po przeciwnej stronie ulicy, skulonego z zimna Carolusa. Na górze, w izdebce Jansa świeciło się światło, znak że Lulu jest już gotowa. Jans niby przypadkowo obejrzał się za siebie, wypatrując Sigfrieda. Zobaczył go daleko z tyłu, odzianego w czapkę uszatkę i grubą, futrzaną szubę, podążającego ich tropem.
- Oto moja droga siostrzyczka, miłośniczka Teatru i wszystkiego co z nim związane – przedstawił prostytutkę Jans. Ta ukłoniła się tak, aby jak najlepiej sprezentować Klugemu swój dekolt. Skalp wskazał na Matthiasa. – A to moja droga jest szanowny pan Kluge, jeden z najwybitniejszych pracowników Czerwonego Pionka... |