Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2012, 15:59   #1
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
WFRP kampania „Zmierzch Imperium” Międzysesyjny.

A cóż to za potwora?

Temat międzysesyjny był kiedyś prowadzony na Bissel, podczas różnych kampanii Bielona i nawet się sprawdził. Zobaczymy jak to wyjdzie na LI. Tak więc:

Czym jest ten temat i do czego on służy

Jak sama nazwa wskazuje, „akcja” dzieje się pomiędzy poszczególnymi sesjami. Taka przejściówka między jedną a drugą. Tutaj możecie opisywać losy waszych bohaterów po wydarzeniach z ostatniej sesji, ale przed rozpoczęciem następnej. Można się uspołeczniać z innymi graczami lub BNami, ukazywać głębie waszej postaci, wykonywać działania, na które w sesji z różnych przyczyn BG nie mógł sobie pozwolić. Ot, na przykład odwiedziny u córki młynarza, które obiecał sobie „jak już to wszystko się skończy”, sprawy rodzinne, badania, tzw. „codzienna praca”, polityczne intrygi w swym zakonie/zgromadzeniu/kolegium, sprawy związane ze zdobyciem nowej profesji/umiejętności/tytułu, inne indywidualne sprawy, które nie dotyczą drużyn i BG musi je załatwić sam, itd. Tzw. indywidualne wątki waszych BG, które nie zmieszczą się w sesjach, też pewnie będą prowadzone/zaczynane/kończone tutaj.

Zasady

- Może tu pisać każdy, kto przeżył poprzednią sesje, lub dostał pozwolenie od MG
- Piszemy tu TYLKO w czasie przerwy między kolejnymi sesjami
- W tym temacie pisać MOŻNA ale NIE JEST TO OBOWIĄZKOWE Innymi słowy, dla ochotników mających ochotę na kontynuacje opowieści o swoich BG.
- MG swoim postami w tym temacie i przez informacje w komentarzach określa ramy czasowe, geograficzne (lokacje) lub inne waszych kolejnych działań, aż do jego następnego posta.
- Poza punktem powyższym, w tym temacie macie maksimum swobody. Możecie tworzyć i opisać miejsca, NPCów, wchodzić z nimi w reakcje, itd. Pełna wolność kreacji. Wyjątek stanową miejsca i postacie kluczowe dla fabuły, lub ważne (wymienione z nazwy/nazwiska/stanowiska) w podręczniku. W przypadku interakcji z nimi, proszę o wcześniejszą konsultacje z MG
Przykład: możecie opisywać, jak wasz BG idzie do lasu i ubija niedźwiedzia, albo kopuluje z córką leśniczego, lub zdaje egzamin na magistra (bo za PDeki kupił następna profesje) ale nie, że w czasie polowania zaprzyjaźnia się z Imperatorem albo robi kuku Głównemu Złemu Kampanii, który akurat tamtędy przechodził. Realizm i zdrowy rozsądek, są tu w cenie.

To by było chyba na tyle. Mam nadzieje, że wszystko jest jasne. Więcej info w komentarzach, lub pytać. Poza tą pierwszą notką, wszystko inne, co tu się znajdzie, ma być już czysto fabularne.

Dobrej zabwy

-----------------------------------------------------------------------------------

Rzeka

Ciało prawie nagiego mężczyzny unosiło się swobodnie na powierzchni rzeki. Płynął, na wznak unoszony prądem. Prąd zniósł go w pobliże brzegu. Rozłożone ręce i nogi zahaczały o porastające brzeg rzeki rośliny. W końcu zielona plątanina zatrzymał go na dobre i osadziła na kawałki kamienistej plaży. Woda rytmicznie obmywał jego umęczone ciało. Słońce, niezwykle ciepłe o tej porze roku, grzało twarz...

*****

- Tato, tato on żyje! -
- Niemożliwe. Zobacz na te rany. Musiał spędzić w wodzie kilka godzin. Nikt by tego nie przeżył. -
- Nie, on oddycha. Spójrz. -
- Na Sigmara, faktycznie! Szybko pomóżcie mi go wyciągnąć! -
- A co dalej ojcze? -
- A co ma być? Wracamy. -

Ostermak. Wzgórze cmentarne.

Groby, wszędzie groby. Jak okiem sięgnąć całe wzgórze okalały świrze mogiły. Większość nie miała nawet nazwiska nieszczęśnika, którego w niej pochowano. Wszystkie były takie same. Miejsce wręcz przesiąknięte było aurą śmierci. Pośród tego wszystkiego stary rycerz, na szczycie wzgórza. Przed nim rząd siedmiu grobów. Jako jedyne, te odróżniały się od reszty. Większe, starannie ułożone z kamieni. Przy każdym złożone były świrze kwiaty. Te najprostsze, które nawet teraz można było znaleźć na okolicznych polach. Z każdego piętrzyła się ku niebu klinga miecza, lub stylisko topora. Doskonale widoczne z miasta lub traktu, przechodzącego koło niego. Na każdym wyryte było imię i nazwisko. Stary rycerz spojrzał na najbliższa mu mogiłę. Było na niej jego własne.

- Panie mój. Już czas. -

Magnsu von Antara drgnął zauważalnie. Dziś wyglądał na wiele starszego niż w rzeczywistości.

- Wiem Albercie, wiem... -
- Czy jesteś tego pewny Panie? To twoja rodzina. Być może chciałby spocząć gdzieś indziej. Wszystko da się zorganizować. -
- Nie Albercie. On walczył tutaj, o to miasto, u boku tych, którzy tu leżą. Powinien leżeć razem z tymi, którzy również oddali życie w tej walce. Mieszkańcy dobrze zajmą się grobami a kościół Morra niedługo przyśle to kogoś, kto będzie miał nad nimi piecze. -
Rycerz jeszcze raz spojrzał na rząd mogił i wyryte na nich imiona.
- Pamiętasz, jak mówiłem, że posyłam ich na śmierć? Wtedy, na zamku. Pamiętasz? -
- Tak Panie, pamiętam. -
- Miałem racje. -
- Postąpiłeś słusznie mój Panie. Pokonali potwora. Ocalili miasto. Zwyciężyli. -
- Czyżby Albercie? Czy stojąc tu, w tym miejscu, naprawdę możemy tak myśleć? -
- Tak, Panie. Wielu oddało życie, ale równie wielu je ocaliło. Czy bez nich i bez Ciebie, który ich posłałeś byłoby to możliwe? -
Stary rycerz podniósł wzrok znad mogił i spojrzał w dal, po okolicy. Gdzieś tam grupa chłopów zbierała plony z pól mieniących się złotem. Niżej, w mieście inny naprawiali zniszczoną bramę, wywozili gruz, porządkowali ruiny i stawiali nowe domy.
- Tak... Obawiam się tylko Albercie, że nikt nie będzie świętował tego zwycięstwa. -

Ostermak. Tymczasowy szpital.

To był największy dom, jaki ocalał w miarę cały, po bitwie i pożarze miasta. Tutaj przyniesiono ich po walce. Rannych i umiejących, w większości nieprzytomnych, krwawiących, ze straszliwych ran zadanych przez potwora. Tu dochodzili do siebie. „Bohaterowie Ostermak”. „Bestiobójcy”. Tak ich okrzyknięto. Ci którzy przeżyli masakrę i bitwę starali się wykrzesać z siebie trochę radości. W końcu żyli! Zaledwie połowa mieszkańców miasta i jeden na dziesięciu uchodźców mógł tak o sobie powiedzieć. Samo kopanie grobów i chowanie zwłok zajęło kilka długich dni. Dla nich jednak los był łaskawy. To jednak było jedyne, co można było o nim dobrego powiedzieć. Poza tym miał wyjątkowo czarne poczucie humoru i kpił sobie ze wszystkich. Szczególnie zaś z tych, którzy tu leżeli. Bohaterach z Ostermak.

Gdyby ktoś usłyszał te historie na jakim targu, zapewne zaśmiał by się czarno. Im jednak nie było od śmiechu.

*****

Kiedy Albert padał bez zmysłów na ziemie, wypuszczonych z martwych szczęk potwora, daleko za murami dało się już słyszeć pierwsze strzały. Z tej samej strony, z której jeszcze dwa dni temu przybili do miasta Oni, teraz gnało prawie czterdziestu jeźdźców. Rajtarzy, w barwach Magnusa von Antary, nie brudzili sobie szabel zbiegłymi z miasta, ocalałymi barbarzyńcami i ludźmi von Kytego. Dziurawili ich jak sita z pistoletów, nawet nie zwalniając biegu. Do miasta wkroczyli niecałą godzinę po tym, jak Bestia z Ostermak przeszła do historii, uprzednio oczyścili obóz uchodźców z ostatnich maruderów. Wieczorem tego samego dnia, przybyły główne siły Magnusa, prawie trzystu piechurów, strzelcy a nawet imperialny czarodziej i łowca czarownic. I sam von Antara we własnej osobie. Ze sobą przywieźli broń i żywność dla miasta. Miasta, z którego został niecała połowa nadających się do użytku budynków. Ocalałych mieszkańców i uchodźców było ledwo co, aby pochować zabitych. Za to miejsca do życia mieli teraz w bród. Nie było już o co walczyć. Praktycznie nie było też komu...

*****

Leżącym w sali najemnikom przekleństwa same cisnęły się na usta, kiedy wspominali te wydarzenia. Znali je już tylko z opowieści, bo większość z nich, przez kilka dni leżała pogrążona w gorączce, lub zawieszona między życiem a śmiercią. Wojskowi medycy robili co w ich mocy, aby utrzymać ich przy życiu. I udało się. Lista ofiar Bestii z Ostermak ostatecznie zakończyła się na poległym przy bramie Dirku Tauermanie...

*****

Drzwi do izby otworzyły się z hukiem, wpuszczając zimny wiatr do środka. W pierwszym odruchu zgromadzeni w izbie najemnicy sięgali po broń, choć większość z nich wciąż była niezdolna do jej użycia. W drzwiach ukazała im się obdarta i wychudzona postać. Mężczyzny, po dobrej chwili wkroczył do izby, pozwalając aby oświetliło go światło z kominka.
- Kurwa, zostawić was na parę godzin samych a rozwalicie całe miasto! -
- Bruno! Ty żyjesz?! -
Gislan zerwał się na równe nogi i natychmiast skręcił się z bólu, żałując swego temperamentu.
- Zdaje się, że tak, choć ciągle nie jestem tego pewny... -
- Ty bydlaku, zrób tak jeszcze raz, to cię zabije! -
Gislan powitał go swoim stylu.
- Spóźniłeś się. I wyglądasz okropnie. -
A Mierzwa w swoim. Spong zerwał się z łóżka Gottreigo i wesoło obszczekiwał łowcę nagród, który kuśtykając i chwiejąc się dotarł do krzesła siadając przy ogniu.

- Ja również cieszę się, widząc, że wracacie do sił! -

W drzwiach stanął sam Magnus von Antara. Rycerz w pełnym pancerzu, wygląd na dużo potężniejszego, niż ostatnim razem. U pasa wsiał mu potężny młot, w którym Gislan i Gottri od razu rozpoznali robotę swych ziomków. Za nim do pomieszcza wszedł, jego sługa, Albert, którego również poznali na zamku. Obydwaj siedli przy stole, zwracając się do wszystkich zebranych najemników.

- Zatem osławiona Bestia padła z waszej ręki a z tego co widzę i słyszę i poza nią mieliście pełne ręce roboty... Opowiadajcie więc. Chce wiedzieć wszystko. -

Przenikliwe oczy szlachcica utkwi w najemnikach a Albert wyciągnął pergamin i inkaust...
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 18-03-2012 o 17:34.
malahaj jest offline