Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2012, 16:38   #82
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
- Ano, przeklęte wody... – nieśpiesznie potwierdził starszemu marynarzowi, patrząc, jak matrosy ubijają kolejne węże morskie.

W gruncie rzeczy, niezbyt wiele miał tu do roboty. To jednak mu nie przeszkadzało – od czasu nieszczęsnego ataku na statek prawie nie miał chwili wytchnienia, więc dopiero teraz miał czas na uporządkowanie sobie pewnych spraw. Sytuacja była dość dobra – niby bestia, co się po pokładzie zabiła, ubiła marynarza... ale był to jeden marynarz. I nic nie wskazywało na to, że życie samego Bahadura jest w niebezpieczeństwie.

Niemniej, ilość zbiegów okoliczności znacznie przekroczyła w ciągu ostatniej godziny masę krytyczną – i cała sytuacja aż prosiła się o próbę rozwikłania. Nie żeglowali przecież długo...! W jak, na Sharess, mieli

Sothilis... Tak, to z pewnością był Sothilis, watażka południowego Amn. Jeśli Bahadur kojarzył w odległości dwóch dni żeglugi od Athkatli jakiegoś maga, który wzbudzał odpowiednią trwogę, to tylko tego ogra...

Tylko - na Anachtyra! - skąd ogrowy mag miałby się wziąć na pełnym morzu? O ile oczywiście na nim byli... Może mgła skrywała przed nimi doki Murannheim? To miałoby nawet jakiś sens - para magów, która dowodziła siłami potworów w południowym Amn, z pewnością umiałaby dać odpór kapitanowi. A czyż takie dziwne było, że w długich szeregach goblinów, orków, ogrów... znalazło się miejsce rownież dla ożywieńców oraz dziwniejszych bestii?

Taki wojaż podle Pesarkhala miałby sens. „Czarny Gryfa” miała przecież sponsorować Rada Sześciu! W Athkatla powszechnie uważano, że któryś z radnych nie zdążył opuścić Murann i jest tam uwięziony. Czyżby byli misją ratunkową z ramienia Rady...?

***

Kiedy tylko szalupa pojawiła się w zasięgu wzroku, caliszyta prędko podchwycił tą informację. Skutkiem tego był przy burcie jeszcze na dobrą minutę zanim najemnicy przybili do pokładu. Zaś kiedy łódka dotarła do „Czarnego Gryfa”, Bahadur był jednym z pierwszych, którzy rzucili liny piątce z karaweli.

- Widzieliśmy łunę. Statek jakiś plugawy był czy tak zwyczajnie? – caliszyta uśmiechnął się, wołając do wchodzących; nie chciał się przyznawać, ale ich bezpieczny powrót podniósł go na duchu – A, jeśli macie coś do powiedzenia o wyprawę na karawelę, to możecie teraz mówić. Mnie to żywo interesuje – a oszczędzi wam to dwukrotnego powtarzania. Teraz bosmanowi pomagam, to i mu powtórzę – dokończył, zauważając jednocześnie czepiającą się Chui dziewczynkę.
- I tak powtórzymy jeszcze nieraz naszą - powiedział Atuar - bo wszyscy będą chcieli wszystko wiedzieć. Przywieźliśmy jedynego żywego pasażera - wskazał na dziewczynkę. - Ale to raczej sprawa dla kapitana, a nie dla ciebie czy bosmana.
- Kapitan jest nieprzytomny. Podczas bitwy coś mu się stało... - stwierdził caliszyta – A nam ciągle wchodzą na pokład potwory – skrzywił się – Sądzę, że jednak będziecie musieli zdać z niej sprawę bosmanowi.
- Można go zobaczyć? - spytał Atuar. - W końcu chorzy czy ranni to w dużym stopniu moja domena.
- Jasne, w końcu tego druida przypuścili, to i was powininni - odparł - Ale z tym to też do bosmana, ja nie mam kontroli nad tym, kto tam wchodzi.
Słysząc słowa Bahadura, elfka wtrąciła się do rozmowy.
- Co się tu działo, gdy nas nie było? - spytała caliszytę. - Czyżby Veras miał rację mówiąc o zasadzce?
- Zasadzce...? Brednie. Ale bitwa była – stwierdził Bahadur, nie tracąc nawet czasu na atakowanie tezy Werga; na bogów, czy on myślał, że odciągnięcie jego osoby robi taką różnicę, żeby warto było zastawiać zasadzkę... - Ale do rzeczy... frontalnie i dość otwarcie zaatakowały nas umarlaki. Je zniszczyliśmy, bo załogę mamy solidną - uśmiechnął się, z grubsza zataczając dłonią koło wokół krzątających się na pokładzie marynarzy - Było też coś, co zaatakowało od dzioba... - coś innego, ale o tym Ashrak może wam opowiedzieć, boć to jego walka. - zrobił chwilę pauzy- Podczas walki rozpętał się sztorm – bardzo niewielki, skoro wam szalupy nie wywrócił. Zakończył go jakiś... błysk, który odebrał nam zmysły. Kiedy doszliśmy do siebie, nie było już ani umarlaków, ani sztormu... a kapitan był nieprzytomny. Później przytrafiły się węże morskie... – Caliszyta wskazał na zwisające z pokładu sieci – Z apetytem na was, jak mniemam... Oraz jakąś maszkarę, która próbowała się dobrać do ładowni. Wdrapała się na maszt, skąd ją przepłoszył Courynn. Dziwne, ale nic, z czego można dojść do jakichś wniosków. Mam nadzieję, że wam się poszczęściło i dowiedzieliście się czegoś więcej. - Spojrzał pytająco na wchodzących.
- Sztorm? - elfka zmarszczyła nosek zdziwiona tym zjawiskiem. - U nas żadnego sztormu nie było. Zarówno morze jak i pogoda nie sprawiały nam kłopotu... Ale nie jest to w tej chwili istotne. Ciekawie tu mieliście, nie powiem. Czy ktoś, poza kapitanem, ucierpiał? - spytała, mając nadzieję, że odpowiedź będzie odmowna. Podczas wspólnej pracy polubiła matrosów. - Nam udało się bez większych problemów dopłynąć na karawelę, a tam znaleźliśmy małą... - Mówiąc to elfka przygarnęła dziewczynkę bliżej do siebie, będąc gotową jej bronić, gdyby mężczyzna postąpił tak, jak Veras. - … i skrzynię.
- Niczego więcej? Nie wiem, jakichś zapisków załogi, sygnetów rodowych, flagi któregoś z miast Amn? – uniósł brew caliszyta.
- Żadnych widocznych śladów, wskazujących na pochodzenie okrętu, nie zauważyłam - odparła elfka. - Atuar w pewnym momencie od nas odszedł. Może on będzie potrafił ci coś więcej powiedzieć.
- Będzie umiał - stwierdził Atuar. - Ale to na spokojnie, z osobami znającymi się na żegludze w odległe kraje.

Veras który wszedł na pokład jako ostatni słuchał rozmowy elfki, kapłana i nowego pomocnika bosmana. Tak jak sądził: atak na statek odbył się, gdy popłynęli na zwiad na statku widmo.

- Na statku było sporo trupów i to dość ruchliwych. -zwrócił się do Bahadura szlachic, jednak bo śladach na jego ubiorze widać było gołym okiem, że stoczył potyczkę. - Ponadto Chui nie powiedziała Ci o jednym, ta dziewczynka była w klatce z jakimś innym martwym dzieciakiem i z tego co widzę coś z nią nie tak, ale o tym pewnie lepiej będzie mógł się wypowiedzieć Sylve, Chui i Atuar, oni zajmowali się małą. Oczywiście moim zdaniem powinna zostać na tamtym statku, ale ten idiota. mówiąc to wskazał kapłana. - Podpalił łajbę. -po tych słowach prychnął i pozbywając się z głosu goryczy dodał. - Z magiem znaleźliśmy skrzynię z kilkoma kulami o magicznym potencjale. -to mówiąc wyciągnął spod skórzni magiczny przedmiot i pokazał go zebranym dookoła, jednak przekazywać go nikomu nie miał zamiaru.
- W gestii kapitana pozostawiliśmy decyzję o jej dalszym losie - stwierdził Atuar, na którym wyzwiska Verasa nie zrobiły żadnego wrażenia. - I o tym zadecydowała większość tam obecnych. Ponieważ nie posłuchaliśmy jego poleceń, to jest wściekły na cały świat, z nami na czele, ale uważam, że jego oczekiwań nie mogliśmy spełnić. Chciał tam zostać i czekać na kolejną decyzję. Lepiej było się stamtąd wynieść.
-Uważam po prostu że głównym celem wyprawy było wykonywanie poleceń kapitana. A on nic nie wspominał o braniu ocalałych, gdyby się spodziewał kogoś żywego na pewno by o tym wspomniał.- odwarknął jednoręki.
- Czekajcie, czegoś nie rozumiem... – powoli rzekł Pesarkhal, mrużąc oczy - Mówisz, że kapitan wiedział, czego się spodziewać na tamtym statku...? - spojrzał na Verasa.
Atuar uśmiechnął się kpiąco. Veras coś sobie ubzdurał i teraz usiłował do swego mniemania dobudować resztę.
- Och Kapitan na pewno coś wiedział. Miejsce gdzie znaleźliśmy te kule świeciło blaskiem takim samym jak przyrządy których używał. A to były urządzenia do wyznaczania kursu, tak więc można przepuszczać że kapitan wiedział na co się kieruje. -westchnął szlachcic. -[i] Może nie znam się na magii jak fachowy czarodziej, ale takie przypadki jak statek pełen zombie na którym znajduje się magiczne kule błyszczące niczym urządzenia nawigacyjne się nie zdarzają.
- I? – stwierdził Bahadur powoli – Jesteśmy dwa dni stąd, więc to zapewne statek Amn... o ile nie stwierdzono inaczej. Myślę, że w Athkatli nie ma tylu magicznych szkutmistrzów, którzy tworzyliby przyrządy do nawigacji, by one się bardzo różniły. – wzruszył ramionami – A skoro dziewczynka was jeszcze nie pozabijała, to z pewnością przeżyjemy aż do werdyktu bosmana. – zrobił pauzę, po czym uśmiechnął się z ulgą – I dobrze, że spaliliście karawelę. Nikt już jej przeciw nam nie użyje. – nie mówiąc o tym, że wizja statku-widma straciła swoją powagę.
- Powiedział ci, co masz zabrać, czy nie powiedział? Jeśli nie, to nie snuj swoich przypuszczeń - stwierdził Atuar pod adresem Veraxa..
Fortney obdarzył kapłana zimnym spojrzeniem i wycedził przez zęby.
- Zostałem tutaj najęty do snucia takich przepuszczeń. Miałem być obrońca i strategiem, a rola stratega jest planowanie, szacowanie i wyciąganie wniosków z dostępnych informacji. Ty miałeś składać rannych do kupy i tym się zajmuj.
- I gdzie żeś polazł, ty były strategu, gdy miał miejsce napad? - spytał Atuar.
- Dla twojej wiadomości przed wyruszeniem odbyłem krótką rozmowę z kapitanem mówiąc mu czego może się spodziewać. I jak widać miałem rację.
- Dyplomatyczne oddalenie z miejsca przyszłego starcia - Atuar w zadumie uniósł brwi. - ]Ciekawa strategia.
- Nam się całkiem dobrze dowodziło bez pomocy, żaden to afront - złośliwie zauważył Bahadur - A z twoich rad mieliśmy tyle, że sam musiałem od zera odtwarzać obronę.
- Tak na marginesie, to wcale nie był statek z Amn
- stwierdził Atuar. - Bez żadnych wątpliwości.
- To już dziwniejsze... – no, ale Pesarkhal wiedział już, że przecież to nie szanowny Werg to sprawdzał, nieprawdaż? Pewnie cormyrczyk się domyślił po zapachu desek – Tak czy owak, byłbym wdzięczny, gdybyście byli z nami choć trochę szczerzy. Bo że nie jesteście takim strategiem, to widać z daleka. – zwrócił się do Verasa... - I zupełnie nie wiem, czemu próbujesz nas oszukać. – zmrużył oczy.

Caliszyta wiedział, że nie powinien ulegać nagłym emocjom, ale arogancja Verasa go rozwścieczyła...
 
Velg jest offline