Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2012, 17:57   #83
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Nie płacą mi za to by pijać z wami herbatki i opowiadać o swoim życiu. A to co zrobiłem było najlepszą możliwą opcją. Wiadome było że sobie tu poradzicie mając ze sobą tylu wilków morskich, zaś grupa ekspedycyjna potrzebowała szabli. Zapewne gdybym nie popłynął z nimi, nasz szanowny mag został był pożarty przez zombie, albo stracił by bardzo dużo swej mocy magicznej, która może mu się jeszcze przydać w rozsądniejszym momencie. Reszta zaś byłaby zbyt zajęta niańczeniem dzieciaka by mu w razie czego pomóc. -odparł sucho szlachcic. - A co do odtwarzania obrony, nie moja wina, że zapewne mimo moich słów kapitan nie kazał od razu uformować szyków. Zapominasz o jednym, to on ma tu największy posłuch a po porannej sprawie z trucicielem, nawet gdybym tu został niewiele osób słuchało by mnie od razu. Dla tego lepiej było pomóc wyprawie w inny sposób.

- Czasami zachowujesz się tak, że aż się zastanawiam, kto ci płaci - powiedział Atuar. - A to, co was spotkało wynikało z waszego wyboru.

- Pragnę ci przypomnieć, że to wy zdecydowaliście się odłączyć od nas. My jakoś nie mieliśmy problemu z żywymi trupami - odparła Chui. - Gdyby potrzebował pomocy, to by zawołał. Nie tylko ty potrafisz władać bronią.

- A wy byście pojawili się tam w magiczny sposób od tak. -prychnął szlachcic. - Albo może truposze grzecznie by poczekały aż przyjdziecie mu pomóc?

- Statek nie był na tyle duży, żeby magowi nie udało się przeżyć do naszego przyjścia... Poza tym mam dziwne wrażenie, że go nie doceniasz - prychnęła elfka.

- Jak już mówiłem poradzić pewnie by sobie poradził ale stracił niepotrzebnie duża ilość zaklęć, a jak widać mamy tu pojawiające się i znikające potwory więc magia może być użyteczna. Wojownik złapie oddech szybciej, niż mag przywróci sobie moc.

- Veras, pan i zbawca świata - mruknął Atuar.

- Nic dziwnego, że by cię nie słuchali – stwierdził powoli Bahadur, odnosząc się do uwagi Verasa o marynarzach – Od czasu, kiedy powróciłeś na ten statek, zajmujesz się tylko oczernianiem pozostałych. Wielki mi strateg i dowódca... – już uprzednio zmrużone oczy caliszyty wbiły się w Werga – Mam rozumieć, że to wasz główny talent?

- Nie mam czasu na te bezcelowe rozmowy. - wybuchnął w końcu Fortney robiąc sobie przejście. - Idę to zanieść bosmanowi skoro kapitan jest niedysponowany. - powiedział ruchem głowy wskazując trzymaną kulę.[/i]

- Bahadurze, czy mógłbyś posłać któregoś marynarza po coś do jedzenia dla dziewczynki? Kucharz nie powinien kręcić nosem na rozkaz pomocnika bosmana - poprosiła Caliszytę elfka, całkowicie ignorując fochy blondyna.

- Nigdzie nie pójdziesz – warknął Bahadur do cormyrczyka – Zaczekasz tu z dziewczynką, której tak strzec chciałeś. Nie będę potem sprawdzał, ile kul zniknęło podczas twej przechadzki - stwierdził, dając znak marynarzom, aby otoczyli Verasa.

- I oczywiście - zwrócił się do Chui, dużo łagodniejszym tonem - Któryś ze starszych marynarzy powinien też umieć zrobić coś z lin... wiesz, no, linowego ludzika? Myślisz, że dziecko by się zajęło? - zapytał.

- Dziękuję. Całkiem dobry pomysł. - Elfka posłała mu uśmiech, po czym zwróciła się do dziewczynki - Idziemy zrobić ludzika?

- Naprawdę sądzisz, że to mnie zatrzyma przed pójściem do bosmana? -zapytał szlachcic chowając kulę pod pancerz i chwytając rękojeść swojej broni. - Resztę kul ma mag, ja mam tylko tą więc logicznym będzie jeżeli coś zginie, zapytasz bosmana czy trafiła w jego ręce, gdy zaraz mu ją dostarczę.- dodał jeszcze spokojnie mierząc otaczających go marynarzy.

- Musisz wszczynać burdy, Verasie? - spytał Atuar. - Nie wystarcza wydawać rozkazów, trzeba też umieć je wykonywać.

-Dlatego wykonuje rozkazy najwyższego ranga na tym statku. Kapitan kazał nam zbadać statek a więc wszystkie łupy z okrętu muszą być do niego dostarczone jak najszybciej. Ponieważ jednak jest niedysponowany, druga najważniejszą osoba jest bosman. Raport zdałem, teraz należy odnieść łup - odparował Veras.

- A ja myślałem, że nawigatorka - mruknął Atuar.

- Widzisz tych ludzi? – Bahadur chciał już sięgać po broń, ale się wstrzymał; ruchem ręki dał Chui znak, żeby zabrała dziewczynkę – nie chciał walczyć przy dziecku – Będziesz musiał przez nich przejść. Przez ludzi. Z mojej załogi. – podkreślił wolno – A ja kurewsko tego nie lubię, więc najpierw będziesz musiał przejść przeze mnie.

Elfka czym prędzej spełniła życzenie Bahadura i odeszła z dziewczynką kawałek - na tyle blisko, by jej czuły, elfi słuch wychwycił dalszą część rozmowy, ale na tyle daleko, by dziewczynka jeszcze bardziej się nie wystraszyła tego, co mogło nastąpić. Nie chcąc przeszkadzać zaganianym marynarzom, wzięła kawałek liny i razem z dziewczynką zajęły się robieniem lalki. Cały czas Chui miała na oku resztę grupy.

- Może ty używasz takich metod, ja by przejść nie będę musiał ranić nikogo, nie martw się o to. Nie będę atakował załogi na której statku pływam. Ale jeżeli dalej chcesz możemy tutaj rozegrać pojedynek o to czy zostanę czy przejdę. Ot zwykła potyczka, której jednak wolałbym unikać. Obaj jesteśmy zmęczeni jak i w nerwach dla tego po prostu każ im mnie przepuścić - powiedział Veras.

- Nie - odparł Bahadur. - Jeśli nie odpowiada bycie załogantem na tym statku – masz szalupę. I drugi statek. Tylko go będziesz musiał ugasić.

- Masz pecha, Verasi
e - wtrącił Atuar. - Byłeś w złym miejscu w złym czasie i straciłeś szansę na zdobycie uznania załogi. Widać, że chętniej posłuchają Bahadura, niż ciebie. Będziesz się musiał bardzo napracować, by wspiąć się na szczyt drabiny władzy. I to nie językiem, a czynami.

- Jak wolicie, głupcy zawsze zostaną głupcami, fanatycy fanatykami. -stwierdził wzruszając ramionami i rzucił kulę Bahadurowi.- Zanieś to komu chcesz ja idę odpocząć. - Mówiąc to dobył rapiera i ruszył w stronę ściany stworzonej z marynarzy, był znudzony tą powszechna głupotą, teraz wszystko było mu obojętne, chciał po prostu usiąść i napić się swojego wina.

Do rozmowy dołączył się Courynn, akurat schodząc z want na pokład. Głos miał spokojny i pogodny.

- Panowie, doprawdy, to nie pora, żeby sobie skakać do oczu. Szczególnie w obecności załogi. - Rozłożył szeroko ręce i podszedł do Verasa. - Nie słyszałem co dokładnie was poróżniło, ale czekać było od początku aż ktoś z was rozpęta awanturę. - Marynarz uśmiechnął się sympatycznie do zgromadzonych i ciągnął dalej - Możecie się nie zgadzać ze sobą, ale, Bogowie!, odrobina odpowiedzialności. Kapitan leży bez tchu, załoga w większości jest przerażona, do tego cienie, gryfy, topielce, morskie węże... Nie możecie odłożyć skakanie sobie do oczu aż wypłyniemy z tej piekielnej mgły? A wtedy wyzywajcie się ile sił w płucach.

- Czy to, że kapitan leży nieprzytomny oznacza, że można bezkarnie ignorować rozkazy? Bo jeśli nie - to nasz towarzysz poczeka tutaj, aż bosman rozstrzygnie sprawę - stwierdził zimno Caliszyta.

- Ah, czyli mi zarzucasz to iż staram się wszystkimi dowodzić, a sam zachowujesz się jak kapitan? Na tym statku słucham tylko kapitana, nawigatorki i bosmana, nie ważne jaki tytuł dostaniesz tu na pewien czas dla mnie dalej jesteś tylko najemnikiem.- odwarknął Fortney, który nawet nie wiedział czy prawdą była informacja o tym że Bahadur dostąpił tu jakichś zaszczytów pod jego nieobecność.

Awantura po wejściu na pokład najemników wysłanych na zwiad zwróciła uwagę bosmana. Ragar rozpychając się łokciami wszedł pomiędzy marynarzy.

- Spokój! - wrzasnął bosman - Cokolwiek jest między wami w tej chwili schodzi na plan dalszy. To co się dzieje wymaga naszej współpracy. Tylko działając razem mamy szanse na przeżycie. Chce wypłynąć z tych przeklętych wód, a później zorganizować naradę. W chwili, gdy kapitan Lantis leży w niemocy musimy przejąć odpowiedzialność za “Gryfa”. Liczę na was - zakończył bosman patrząc na dwóch głównych adwersarzy.

Courynn wymruczał tylko pod nosem:

- No przecież mówiłem!

Fortney zacisnął zęby obrzucając Bahadura morderczym wzrokiem po czym spojrzał na bosmana i odparł.

- Jak Pan bosman rozkazuje. - Po czym dodał - W łódce jest skrzynia, zaś mag posiada przy sobie jej zawartość, po za tym jednym elementem. - Mówiąc to wskazał kule którą rzucił swojemu wcześniejszemu rozmówcy.

- Skrzynia i jej zawartość pod klucz - warknął bosman. - A ta mała... - tutaj zawiesił głos - Kto to?

Bahadur skłonił głowę przed bosmanem.

- Bosmanie, nakazałem mu jedynie zostać na miejscu, póki nie rozstrzygniecie dysputy. Widać to zbyt wiele... – zwrócił wzrok na Ragara – Wedle meldunków z karaweli osobnik ten jest w najwyższym stopniu samowolny... a oprócz tego, próbuje nas oszukać. I rzekłbym, że jest najbardziej prawdopodobnym trucicielem. Rozumiem, że kapitan dogłębnie zapoznał się z jego specyfiką – ale kapitan jest nieprzytomny. Nalegam więc, żeby go zamknąć, dopóki kapitan nie odzyska przytomności. Bo inaczej jego obecność będzie groziła katastrofą dla załogi „Czarnego Gryfa” – dokończył cicho - Zwłaszcza, że jeszcze chwilę przedtem był o włos od oskarżenia kapitana o zniszczenie tamtego statku.

- Jedno jest pewne - rzekł Ragar - Trucicielem to on nie jest. O tym jednak we właściwym czasie. Co to za dziecko, pytam - zmienił temat.

- Dzieciak którego tamci osobnicy postanowili zabrać ze statku z dobroci serca. -oznajmił Fortney wskazując Chui kapłana i smoka. - Trzymana była w klatce wraz z innym martwym dzieckiem, na statku roiło się od umrzyków jednak dziewczynka wygląda na nie naruszoną fizycznie co jest podejrzane- odpowiedział szybko blondyn.

- Jeśli można, sugerowałbym wysłuchania wersji pozostałych – cicho stwierdził Bahadur. – Choćby maga, który miał mu towarzyszyć. Bo na razie umrzyki są tylko w jednej relacji...

Bosman popatrzył wilkiem na zebranych, a później skupił się na dziewczynce.

- Widzę, że czeka nas długa i poważna rozmowa. Teraz jednak muszę zająć się “Gryfem”. Chui zaopiekuj się dzieckiem i zadbaj, by się jej krzywda nie stała. O tym co się wydarzyło na karaweli pomówimy, jak tylko oddalimy się z tych wód.

- Właśnie - Bahadur zwrócił się do któregoś z marynarzy - Leć i powiedz kucharzowi, że mamy głodną dziewczynkę. Niech da jej trochę jedzenia.

Caliszyta postał chwilę, aż wreszcie się przełamał... Podszedł do cormyrczyka i wyciągnął do niego dłoń.

- Wybacz podejrzenia o trucicielstwo – skłonił głowę – Ale otaczacie się kłębem tajemnicy, a on zawsze przyciąga oskarżenia. Niesłusznie - to morze, sprawy lądu nie mają tu wstępu. Jam przecież Bahadur el Pesarkhal, a niegdyś na lądzie nosiłem tytuł sułtana – i reprezentowałem kraj w Amn – uśmiechnął się lekko – Niegdyś zataiłem to, bo bałem się, że ktoś mnie sprzeda dowolnemu statkowi z floty Calimshanu – wzruszył rękoma – Ale teraz wiem jedno – wszyscy jesteśmy załogą i takie rzeczy nie mają tu wstępu. W końcu między towarzyszami nie ma takich sekretów. Też powinniście sobie to uświadomić – mrugnął lekko.

Fortney spojrzał na rękę Bahadura po czym odłożył broń do pochwy i uścisnął jego prawicę. Wysłuchał wyznania człeka i pokiwał głową lekko, mrucząc do niego cicho.
- Gdybym wyjawił kim jestem na forum zbyt wiele osób mogło by chcieć mej śmierci... -westchnął blondyn po czym dodał najciszej jak umiał.- Fortney... zwany Krwawym Floretem. Zachowaj to dla siebie. - po czym odwrócił się i ruszył w stronę kajuty. Jeżeli sułtan będzie chciał na pewno zdobędzie informacje o tym kim jest Krwawy Floret.

- Wszak to nie on się bawił w trucie ludzi - powiedział Atuar, spoglądając za odchodzącym Verasem.

- A jeszcze niedawno myślałem, że intrygi, trutki, zdrady i listy gończe zostawiłem w Calimporcie... - westchnął Bahadur z kwaśną miną – Ale dość o tym! Jakaś potwora gdzieś zniknęła, więc jeśli ktoś tu umie widzieć niewidzialne, to spróbowanie takiego znalezienia bestii się bardzo przyda... - Obrzucił spojrzeniem magów.

- To, niestety, nie moja specjalność - odpowiedział Atuar.
 
Kerm jest offline