Jans słuchał pytań Muncha i pokręcił krótko głową:
- Nie tutaj, Wuju. Zimno tutaj i lepiej, żeby nikt nas nie spotkał i nie skojarzył. Chodźmy do mnie.
Gdy weszli do ciepłej izby, gdzie uprzednio w kominku napalił Carolus z racji swego fachu, Zingger mruknął do Sigfrida.
-
Czy ja wiem? Proroctwa, wróżby, to mi się wydaje dobre, gdy trzeba odczarować księżniczkę z Nordlandu zamienioną w bociana, a nie gdy ktoś kogoś sztyletuje w bocznej uliczce. Nie wiem, co o tym sądzić. Wykonajmy nasz plan i wtedy... zresztą, co ja plotę - żachnął się Skalp.
- Wuju, co ja powiem temu morrycie, że ktoś mi kumpli morduje i żeby mi powiedział kto? Eeee... - machnął dłonią
- Nie uda się. Zapomnijmy o tym. ***
Gdy skończyli mieszać trunek na stancji, Jans pozbierał wiadra i butelki, wytarł podłogę szmatą do czysta, a następnie upchnął "rekwizyty" w jednej ze skrzyń pod ścianą.
Regis wrócił właśnie z kolejną porcją suszonych ryb z Doków.
-
Masz, brat - rzucił na ławę. -
Słonych bardziej rybek nie znajdziesz w tym mieście. Choćbyś sczezł.
W odpowiedzi starszy Zingger tylko potaknął głową z uśmiechem.
Tymczasem wzrok Łasicy powędrował ku kolorowym butelkom i glinianym antałkom.
- Napiłbym się... - zagaił brata.
- I się napijesz, aż nadto. Obiecuję - odparł Skalp.
- Ale nie teraz, później. Pamiętaj też, żeby pić tylko z tych dwóch antałków - wskazał dwa oznaczone krzyżykiem.
- Są chrzczone - wyjawił zaciekawionemu bratu.
- Zrobimy to we dwóch z Regisem, chyba że też się chcesz przyłączyć Carolusie - wyjaśniał towarzyszom swój plan.
-
Będziemy, o ile to możliwe, pili na przemian, co i rusz dolewając do kubków. Są odpowiednio duże. Na raz się nie da wypić takiej ilości gorzały, o ile ktoś chce nazajutrz wstać do roboty - błysnął zębiskami.
-
Gdy Kluge będzie odpowiednio wstawiony otworzę okno i dam znak, żebyś wpadał Wuju i odgrywał rycerzyka. Mam nadzieję, że damy radę. Ja zamierzam lekko przysnąć, zanim wpadniesz. Lulu będzie swobodnie mogła czarować swym dekoltem. ***
Gdy Jans prowadził Szuję na Powroźniczą mimochodem rzucił.
- Moja siostra jest normalną kobietą, z normalnymi potrzebami. Osobą zafascynowaną sztuką. Nie wykorzystajcie tego - obłudnie spojrzał na bandziora.
- Jedyne co Wam mogę podpowiedzieć, żebyście nie grali abstynenta, jak ostatni jej adorator. To się jej nie spodoba. O, i jesteśmy na miejscu. Zapraszam na górę. ***
Impreza trwała w najlepsze, Jans z Regisem pili na umór raz po raz polewając sobie nawzajem i wznosząc okolicznościowe toasty. Luiza tymczasem podtykała Klugemu solone rybki pobudzające pragnienie. Wpatrzony w kurtyzanę jak ciele w obraz, połykał wszystko jak głodny pelikan i zapijał kolorową gorzałką.
- Za artystów! - darł się Łasica.
- Za teatr! - wtórował Skalp.
- Za teatr i artystów! - podsumowała rozbawiona i wydekoltowana Luiza.
- Za dekoracje! - rzucił radośnie podchmielony Szuja.
-
Za spotkanie! - wiwatował ponownie Regis.
- Za urodziny Anni! - wrzasnął w końcu oklepany toast Jans.
- Anni? - spytał zdziwiony Regis.
- Ani moje, ani Twoje, buhahaha! - wszyscy ryknęli pijackim rechotem.
Luiza dzielnie odgrywała zapatrzoną w Szuję białogłowę. Szło sprawnie, wręcz gładko. Czas upływał na rozmowach.
W pewnym momencie Jans dał znak Regisowi, żeby zwijał się na posterunek do Sigfrida.
Brat wstał, przeciągnął się i uprzejmie pożegnał z konfraternią i wyszedł na biały ziąb.
Dojrzał marznącego na dworze i tonącego w mroku Sigfrida. Szybkim krokiem podszedł do niego i wcisnął manierkę z gorzałką.
- Pij, Panie Munch. Już niedługo, ale półgodziny trzeba będzie nam tu poczekać - mruknął markotnie.
***
Trefne butelki się skończyły. Jans przyjrzał się Szui. Było mocno wcięty i obłapiał Luizę za ramię. "
Teraz albo nigdy bratku" - pomyślał paser i uśmiechnął do bandyty szeroko, wręcz przyzwalająco.
Powstał z ławy, chwiejnym krokiem podszedł do okna i otworzył szeroko na oścież. Do gorącej i dusznej izby wtargnęło przenikliwie zimno.
- Wybaczcie - mruknął w kierunku Lulu i Szui.
- Muszę... - następnie przechylił się i zwymiotował prosto na zaśnieżoną ulicę.
***
-
O! Rzyga, to nasz umówiony sygnał. Jeszcze z lat szczenięcych. Dobry w tym jest, gagatek - skwitował Łasica spokojnie przyglądając się jak Skalp wymiotuje z okna na chodnik przed budynkiem, a następnie chowa z powrotem w mieszkaniu.
- Wielka rola czeka, Panie Munch. Gotowiście? - uśmiechnął się do Sigfrida i lekko pchnął w kierunku lokum Jansa.