Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-03-2012, 14:16   #21
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Sigfrid zarechotał. Siedzenie z przyjaciółmi przy trunku, a zwłaszcza obgadywanie znienawidzonej kamieniczniczki, sprawiało mu wielką przyjemność. Czknął i uśmiechnął się szeroko, przygotowując odpowiedź.
Ja myślę, że ona to z Sylvanii się wzięła. Pewnikiem zarządzała zamkiem którego von Cardupka, ale ją wywalili, bo ich też doprowadzała do szału. „Panie Vladzie — zaczął ją przedrzeźniać — co pan sobie myśli, wracając tutaj tak wczesną porą, zbryzgany krwią sylvańskich wieśniaków? To niedopuszczalne! Jeśli to się powtórzy jeszcze raz, będę zmuszona pana eksmitować z tego ponurego zamczyska!”

Sigfrid sam śmiał się najgłośniej ze swojego żartu, bardzo zadowolony z jego jakości. Temat sylvańskich władców jakoś mu potem utkwił w głowie i gdy skończyli popijawę, zapadł w niespokojny sen. Odwiedzał różne miejsca, swoją starą suterenę albo cmentarz w Regensdorfie, a następnie pojawił się w ciemnym lesie. Las jak to las, nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale Münch jakoś wiedział, że to puszcza koło wsi Steinhoff, gdzie polowali na Saszę Kostiuka.

Przed Sigfridem stała tajemnicza postać, zwrócona do niego tyłem. Strażnik nie mógł dostrzec wiele w ciemnościach, ale po chwili w jego ręce zmaterializowała się płonąca pochodnia, a żółtawy poblask omiótł najbliższe otoczenie. Na miękkich ze strachu nogach Münch wykonał parę kroków w stronę nieznanej persony, która nagle odwróciła się. Błysnęło światło odbite od błyszczących kłów, łypnęły czerwone oczy.
A! — wrzasnął Sigfrid i podskoczył. — Zaraz... Jans? Jesteś... wampirem?
Azali! — potwierdził absurdalnie Skalp i zmienił się w nietoperza.
To dziwne. Jak długo już... wiesz.
Od zawsze. Od samego początku.
Nigdy nie myślałem... Nie podejrzewałem... Nie widziałem nigdy, powiedzmy, żebyś pił krew.
Pff, ale ja jestem wampirem, mistrzem w sztuce ukrywania się, a ty li zwyczajnym śmiertelnikiem. Więc co się dziwisz?
No tak. Więc eee... zamierzasz teraz mnie zabić?
E. — Wampir-Zingger wzruszył ramionami. — Chcesz się czegoś napić?
— Pewnie.


Jans zajrzał do kredensu, a Sigfrid usiadł przy stole. Po chwili wampir postawił przed nim parę flaszek.
Więc co tutaj masz, von Zingger?
— Och, mam krew krasnoluda, krew niziołka, o, i mój specjał, krew grabarza. Mmm, dziewica.
— Hej! Zresztą nie zamierzam tego pić.
— Na pewno? Bardzo apetyczne, bardzo! I zdrowe.


Wtedy Sigfrid obudził się w teatrze Czerwony Pionek, gdzie wykonywał arię operową, ten dziwny rodzaj przedstawienia z Tilei. Co prawda zapomniał tekstu, ale nie zraził się i postanowił improwizować.
La la la la la! La la la la la la la la la! La la laaa! Laaa laaa la!
Publiczność była zachwycona, a Sigfrid uśmiechnięty od ucha do ucha.

Następnie znowu znalazł się na drodze prowadzącej przez las. Dookoła nie było nikogo poza jego wiernym mułem Hilbertem.
Zaraz, ty też jesteś wampirem? — spytał tknięty przeczuciem strażnik.
Tak — odparło zwierzę.
To niemożliwe, nie ma zwierząt wampirów! Poza nietopyrzami.
— Może po prostu nigdy żadnego nie spotkałeś?
— W dodatku umiesz mówić! Muły tego nie potrafią.
— No tak, ale czy to takie dziwne, gdy weźmiesz pod uwagę, że jestem wampirem?

Hm. — Münch zamilkł, pokonany tym przykładem dziwnej logiki. — Wciąż ci nie wierzę. Może to wszystko tylko zwykły sen?

W tym momencie Sigfrid otworzył oczy i ponownie odnalazł się w mieszkaniu Jansa. Pana domu nie było, ale Carolus drzemał niedaleko. Strażnik leżał dłuższą chwilę, analizując swój przedziwny sen, dopóki Skalp nie wrócił, żeby ich obudzić.
Och, Jans! — zawołał przeciągle z wyrzutem, gdy okazało się, że paser chce, aby rąbali drewno. Jednak jego narzekania wcale nie pomagały, więc niechętnie pogodził się z losem. — Jestem głodny — powiedział jeszcze, gdy już wzięli się za pracę. — Mam pomysł: ja zrobię jajecznicę, a wy porąbiecie. Hę? Nie? Ech.

Gdy Jans pokazywał mu swój składzik, Sigfrid zdawał się być trochę nieobecny, jakby zamyślony.
To za ile zejdzie taka porcja proszku? — spytał trochę niemrawo. W momencie gdy Skalp wyciągnął skrzynkę z butelkami wypełnionymi alkoholem, strażnika uderzyło uczucie deja vu.

Słuchaj, Jans, ja tak sobie myślę... Mam nadzieję, że ten przekręt z Szują nam wyjdzie, ale jeśli nie? Potrzebujemy jakiegoś dodatkowego planu i teraz słuchaj: nie wiem, czy wiesz, ale w Talabheim mieszka Paul van Soleck. To jest tak: kult Morra nie ma jednego przywódcy, a w dodatku dzieli się na dwa niemalże niezwiązane ze sobą zakony. — Dwadzieścia lat pracy na cmentarzu właśnie się zwracało, gdy Sigfrid dzielił się swą wiedzą. — Jak z pewnością wiesz, istnieje Zakon Całunu i Zakon Wieszczów. I takim najsłynniejszym Wieszczem jest właśnie van Soleck. Myślałbyś, że to jakiś gnojek, bo ma li kilkanaście lat, nie pomnę dokładnie ile. Ale przepełnia go najprawdziwsza wola Morra! Dzieciak ma niesamowite moce: wszystko, co przepowiada, spełnia się. Wszystko!

Ex-grabarz usiadł ostrożnie na jednej ze stojących w schowku beczek.

Oczywiście nikt nam nie pozwoli zobaczyć się z van Soleckiem. Ale musi przy nim być tyż i mnóstwo innych kapłanów, co przybyli, by wieszczyć u jego stóp. I tak sobie myślę... Mamy Vorhexen — Noc Wiedźm za pasem. Wiesz, granica między naszym światem a Królestwem Morra się wówczas rozmywa... Świetny czas na wróżby. Możemy uzyskać odpowiedzi na wszystkie nasze pytania — albo przynajmniej wskazówki, co robić dalej. Co o tym myślisz, Jans?
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 18-03-2012 o 15:10. Powód: drobne poprawki
Yzurmir jest offline  
Stary 18-03-2012, 18:00   #22
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Jans słuchał pytań Muncha i pokręcił krótko głową:

- Nie tutaj, Wuju. Zimno tutaj i lepiej, żeby nikt nas nie spotkał i nie skojarzył. Chodźmy do mnie.

Gdy weszli do ciepłej izby, gdzie uprzednio w kominku napalił Carolus z racji swego fachu, Zingger mruknął do Sigfrida.

- Czy ja wiem? Proroctwa, wróżby, to mi się wydaje dobre, gdy trzeba odczarować księżniczkę z Nordlandu zamienioną w bociana, a nie gdy ktoś kogoś sztyletuje w bocznej uliczce. Nie wiem, co o tym sądzić. Wykonajmy nasz plan i wtedy... zresztą, co ja plotę - żachnął się Skalp.
- Wuju, co ja powiem temu morrycie, że ktoś mi kumpli morduje i żeby mi powiedział kto? Eeee... - machnął dłonią - Nie uda się. Zapomnijmy o tym.


***


Gdy skończyli mieszać trunek na stancji, Jans pozbierał wiadra i butelki, wytarł podłogę szmatą do czysta, a następnie upchnął "rekwizyty" w jednej ze skrzyń pod ścianą.

Regis wrócił właśnie z kolejną porcją suszonych ryb z Doków.

- Masz, brat - rzucił na ławę. - Słonych bardziej rybek nie znajdziesz w tym mieście. Choćbyś sczezł.

W odpowiedzi starszy Zingger tylko potaknął głową z uśmiechem.

Tymczasem wzrok Łasicy powędrował ku kolorowym butelkom i glinianym antałkom.

- Napiłbym się... - zagaił brata.

- I się napijesz, aż nadto. Obiecuję
- odparł Skalp. - Ale nie teraz, później. Pamiętaj też, żeby pić tylko z tych dwóch antałków - wskazał dwa oznaczone krzyżykiem. - Są chrzczone - wyjawił zaciekawionemu bratu.

- Zrobimy to we dwóch z Regisem, chyba że też się chcesz przyłączyć Carolusie - wyjaśniał towarzyszom swój plan.
- Będziemy, o ile to możliwe, pili na przemian, co i rusz dolewając do kubków. Są odpowiednio duże. Na raz się nie da wypić takiej ilości gorzały, o ile ktoś chce nazajutrz wstać do roboty - błysnął zębiskami.

- Gdy Kluge będzie odpowiednio wstawiony otworzę okno i dam znak, żebyś wpadał Wuju i odgrywał rycerzyka. Mam nadzieję, że damy radę. Ja zamierzam lekko przysnąć, zanim wpadniesz. Lulu będzie swobodnie mogła czarować swym dekoltem.


***

Gdy Jans prowadził Szuję na Powroźniczą mimochodem rzucił.

- Moja siostra jest normalną kobietą, z normalnymi potrzebami. Osobą zafascynowaną sztuką. Nie wykorzystajcie tego - obłudnie spojrzał na bandziora.

- Jedyne co Wam mogę podpowiedzieć, żebyście nie grali abstynenta, jak ostatni jej adorator. To się jej nie spodoba. O, i jesteśmy na miejscu. Zapraszam na górę.



***

Impreza trwała w najlepsze, Jans z Regisem pili na umór raz po raz polewając sobie nawzajem i wznosząc okolicznościowe toasty. Luiza tymczasem podtykała Klugemu solone rybki pobudzające pragnienie. Wpatrzony w kurtyzanę jak ciele w obraz, połykał wszystko jak głodny pelikan i zapijał kolorową gorzałką.

- Za artystów! - darł się Łasica.

- Za teatr! - wtórował Skalp.

- Za teatr i artystów! - podsumowała rozbawiona i wydekoltowana Luiza.

- Za dekoracje! - rzucił radośnie podchmielony Szuja.

- Za spotkanie! - wiwatował ponownie Regis.

- Za urodziny Anni! - wrzasnął w końcu oklepany toast Jans.

- Anni? - spytał zdziwiony Regis.

- Ani moje, ani Twoje, buhahaha! - wszyscy ryknęli pijackim rechotem.


Luiza dzielnie odgrywała zapatrzoną w Szuję białogłowę. Szło sprawnie, wręcz gładko. Czas upływał na rozmowach.

W pewnym momencie Jans dał znak Regisowi, żeby zwijał się na posterunek do Sigfrida.

Brat wstał, przeciągnął się i uprzejmie pożegnał z konfraternią i wyszedł na biały ziąb.

Dojrzał marznącego na dworze i tonącego w mroku Sigfrida. Szybkim krokiem podszedł do niego i wcisnął manierkę z gorzałką.

- Pij, Panie Munch. Już niedługo, ale półgodziny trzeba będzie nam tu poczekać - mruknął markotnie.


***

Trefne butelki się skończyły. Jans przyjrzał się Szui. Było mocno wcięty i obłapiał Luizę za ramię. "Teraz albo nigdy bratku" - pomyślał paser i uśmiechnął do bandyty szeroko, wręcz przyzwalająco.

Powstał z ławy, chwiejnym krokiem podszedł do okna i otworzył szeroko na oścież. Do gorącej i dusznej izby wtargnęło przenikliwie zimno.

- Wybaczcie - mruknął w kierunku Lulu i Szui. - Muszę... - następnie przechylił się i zwymiotował prosto na zaśnieżoną ulicę.


***


- O! Rzyga, to nasz umówiony sygnał. Jeszcze z lat szczenięcych. Dobry w tym jest, gagatek - skwitował Łasica spokojnie przyglądając się jak Skalp wymiotuje z okna na chodnik przed budynkiem, a następnie chowa z powrotem w mieszkaniu.

- Wielka rola czeka, Panie Munch. Gotowiście? - uśmiechnął się do Sigfrida i lekko pchnął w kierunku lokum Jansa.
 
kymil jest offline  
Stary 18-03-2012, 21:35   #23
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Po rozmowie z Jansem Sigfrid stał się mrukliwy. Bardzo chciał mu coś odpowiedzieć, ale jakoś nie było jak i kiedy, albo tak mu się wydawało. Jak tylko skończyli pracę nad alkoholami, strażnik ruszył do siebie, aby się przyszykować, zabrać broń i pancerz. Brnąc przez śnieg nie przestawał rozmyślać o kwestii wróżb. Strasznie go zdenerwowało to, jak Skalp zbagatelizował cały pomysł z tą swoją typową ignorancją w sprawach wykraczających poza picie i sprzedawanie prochów. Jans zdecydowanie nie miał rozwiniętej strony duchowej. Wydawało się, że dla niego liczy się tylko "tu i teraz", podczas gdy Sigfrid uznawał świat nadnaturalny za równie, jeśli nie bardziej, ważny.

I im dłużej nad tym myślał, tym bardziej był przekonany, że jego dziwne sny nie były przypadkowe. Nie był pewien, czy to sam Morr je zesłał — obawiał się, czy nie wkracza już tutaj w sferę świętokradztwa — jednak nie mógł pozbyć się myśli, że ich nietypowy charakter był celowy, cokolwiek je wywołało. Udanie się do wieszczów było na pewno dobrym pomysłem, nieważne, co myślał Jans — bogowie są prawdziwi, rozumował Münch, więc i wizje przez nich zsyłane są. A w każdym razie co im szkodzi spróbować? Przez chwilę Sigfrid tak się zaciął, że miał ochotę specjalnie zepsuć cały plan z Szują, ale ochłonął i mu minęło. Uznał w końcu, że pójdzie do świątyni sam i przedstawi sprawę jako interes Buldogów.

Gdy skończył te rozważania, znajdował się już dwa domy od mieszkania Jansa, czekając na mrozie na umówiony sygnał. Pod kislevskim futrem ubraną miał przeszywanicę, żałował tylko, że nie mógł założyć swojego uniformu, ale ten został w strażnicy. Wreszcie przyszedł do niego Łasica i zaoferował manierkę, którą Sigfrid ochoczo przyjął.
Dzięki — wymamrotał, rozgrzawszy się nieco dzięki ognistemu trunkowi, po czym mlasnął. — To jest ten... rum? — zapytał, na co Zingger wzruszył ramionami.

Pół godziny z Regisem składało się głównie z niezręcznej ciszy, ale na szczęście stanie na śniegu przedwiedźmiową nocą było na tyle przykrym zajęciem, że zwyczajne mruczenie, pocieranie rąk i spoglądanie na siebie spode łba dostatecznie wyrażało niezadowolenie i starczało, aby nawiązać jakiś emocjonalny kontakt. Wreszcie nadszedł znak... w nieco nieoczekiwanej formie.

Poczekam jeszcze chwilkę — stwierdził strażnik, wiedząc, że Jans musiał jeszcze udać, że przysnął. W dodatku miał tremę chyba nawet większą niż przed przedstawieniem poprzedniego dnia i musiał zebrać w sobie odwagę. Tekst miał przećwiczony, wizyta w teatrze zainspirowała go do wymyślenia zawczasu odpowiednich kwestii. W końcu podszedł powoli do kamienicy Jansa, wziął głęboki oddech i wparował do środka.

Za szybko. Teraz zbyt wolno. Już stał się nerwowy i starał się wejść po schodach w taki sposób, aby wydać odpowiedni dźwięk. Odetchnął jeszcze raz i zapukał do drzwi.
Wracałem właśnie z patrolu i postanowiłem, że... — zaczął, po czym przerwał, widząc Kluge całującego się z Luizą. Wydało mu się, że sam Szuja jest jakby zdziwiony, być może to kurtyzana zaczęła, usłyszawszy kroki na korytarzu.

Münch był rumiany od zimna i alkoholu, ale gdyby mógł, zaczerwieniłby się jeszcze bardziej. Wiedział, że to wszystko udawane, sam brał przecież udział w planowaniu całej sceny, ale i tak uderzyła go całkiem rzeczywista fala zazdrości i żalu. Nigdy nie widział panny Lutzen obściskującej się z mężczyzną. No, może pocałowała maga w policzek raz czy dwa, ale to nie to samo. Wiedział, że tym się ona zajmuje, lecz i tak poczuł się nieswojo.

Panie! Co też pan wyprawia?! — zakrzyknął, gdy już się otrząsnął, odgarniając w dramatycznym geście połę płaszcza. Garderobiany spojrzał na niego z zaskoczeniem. — Panie, ta białogłowa, do której się pan dobiera, mnie jest przyrzeczona! O, hańbo! Droga Luizo, jak mogłaś popełnić ten występek, czemużże zdradziła mnie, twego najgorętszego wielbiciela?!

Luiza, najwyraźniej z trudem powstrzymując uśmiech, odpowiedziała w podobnym tonie:
Och, Sigfridzie, zrobiłam to, gdyż już cię nie kocham! Tak, zaiste jest niewiasta zmienną i podatną na kaprysy uczuć.
Najpiękniejsza ma Luizo, ranią mnie twe słowa! Ale nie mają też one znaczenia, albowiem tyś mi już przyrzeczona i jeśli tego, co mi należne, dobrowolnie nie dostanę, wezmę to sobie siłą!

Rozpity Szuja jak do tej pory niezbyt orientował się, co się dzieje, ale wyczuwszy zmianę w tonie Sigfrida, wstał — z trudem — i sprzeciwił się bełkotliwie:
Słyszałesz panienkę? Ona czię nie chcze, więc szpadaj sztond, ty błasznie!
Ach, ty gamracie nieszczęsny, a z tobą to się policzę! — odparł wzburzony Sigfrid i wyciągnął swój poszczerbiony tasak.
Szujo...! To znaczy Mattheusie! — krzyknęła Luiza, poprawiając się szybko — szczęśliwie jej niedoszły kochanek chyba nie zwrócił uwagi na pomyłkę. — Uważaj, mój drogi. On jest jednym z Buldogów!
W istocie jestem! I myślę, że znajdzie się wolna cela dla takiego bękarta jak ty!
Jesztesz Buldogiem? To gdzie masz... — Kluge zamachał rękami, szukając właściwego słowa. — ...swój pysk?

To zbiło z tropu Sigfrida. Miał niejasne przeczucie, że do czegoś takiego może dojść, ale nie sądził, że będzie to prawdziwy problem.
Nie mam... w tej chwili.
To szkon mam wiedzieć... sze naprawdę jestesz Buldogiem?
E... — Münch zamilkł na dłuższą chwilę. — Kurwa, a co cię to obchodzi?! A co jeśli nie jestem strażnikiem? Wolisz skończyć w celi czy martwy? Nie zniosę więcej tego kretyna. Zobaczmy, czy którykolwiek z moich kolegów ze straży się zmartwi, jak porzucę twoje ciało w Łojankach. Jans! Wstawajże!

Szuja, teraz już poważnie wystraszony, po chwili wahania spróbował ruszyć w stronę drzwi, ale Sigfrid zauważył go i kopnął od tyłu w staw kolanowy. Garderobiany upadł na ziemię, a strażnik stanął nad nim.
Myśli gagatek, że z moją babą będzie sobie romansował?! Pokroimy go na kawałki i nakarmimy nim dzikie kundle w Szczurowisku.
Sigfridzie, proszę, nie rób tego! — wykrzyknęła przestraszona tą nagłą zmianą zachowania Luiza.
A zrobię... kurwa. W razie czego powiemy, że to ci Nożownicy.
Ci, których nie możecie złapać? — spytał wtedy Jans, nagle orientując się w grze Sigfrida.
Tak, właśnie ci. Nikt w straży nic o nich nie wie, to i nikt nie powie, czy to oni byli, czy nie.
Wciąż nie macie o nich żadnych informacji? Znajomy mówił, że oferują za to awanse.
Ano oferują, ale mało kto nawet o nich słyszał, a informatora to już całkiem żadnego dorwać nie możemy. Przestań o tym gadać i idźże po jakieś liny.

Ja wiem czosz o Noszownikach — odezwał się nagle cichy głos.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 18-03-2012 o 22:08. Powód: drobne poprawki
Yzurmir jest offline  
Stary 22-03-2012, 18:44   #24
 
Cartobligante's Avatar
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Tu przeszedł się w tę i w drugą stronę krokiem majestatycznym i pewnym- jak na gwardzistę prosto z Nuln przystało, tam zaimprowizował co nieco ruchem ręki jakby salutowanie, które widział nie jeden raz patrząc na wielki świat zza przybrudzonej szyby w klasztorze, a potem na ulicach Altdorfu, a tu już kurtyna poczęła opadać, zasłaniając Starka wraz z kłaniającymi się teatralnie aktorami. I zaraz znowu kurtyna podniosła się, okrzyki wzmogły, a aktorzy jak w miejscu stali, tak i znowu kłaniali się klaszczącej publice.

-To już? Nawet jednego wersu dla mnie scenariusz nie przewiduje? – Stark rozglądnął się po scenie spoglądając swych kamratów.
– A chciałem trochę pirotechniki wprowadzić do przedstawienia… - zamyślił się lekko zasmucony chcąc już zejść ze sceny, gdy kotara znowu podniosła się. Widzowie jednak poderwali się już ze swych siedzisk więc i aplauz i euforia powoli opadła zamieniając się w ogólną krzątaninę i rozglądanie się za wyjściem.

- Oho.. kłopoty, przedstawienie chyba się nie spodobało… -
rzekł jakby do siebie Stark gdy Herr Kluge wylazł zza rogu i złapał Siegfrieda za fraki.


* * *


Po złości Matthiasa nie było śladu, gdy jego oczom ukazała się schodząca z najwyższych rzędów rudowłosa Luiza Lutzen, taka jak ją Stark widział pierwszy raz, schodzącej z Warzeńskiego śródmieścia, a Jans przezabawnie gestykulując tłumaczył całe to zajście garderobianemu.

Wychodzący z Sali podniecony tłumek napierał żwawo na wyjście, spoglądając jeszcze to na scenę, jakby oczekując jeszcze jakiegoś punktu programu, to na jedyne wyjście z niewietrzonej od co najmniej godziny sali. Wśród rozweselonych zaprezentowanym programem co jakiś czas słychać było uprzejme i jakże odpowiednie dla tego miejsca sformułowania - jak leziesz baranie, - gdzie się cholera pchasz ćwoku niemyty- i tym podobne, grzecznościowe sformułowania. Carolus usilnie wypatrując wurzeńskiej kurtyzany wszedł nieco głębiej pomiędzy tłoczących się do wyjścia gości teatru i mimo usilnych starań przebrnięcia na wyższe stopnie sali, po chwili znalazł się już w korytarzu, a potem pod samym smaganym zimnym wiatrem i śniegiem czerwonym pionkiem, wiszącym nad wejściem do budynku.

-Ależ ziąb! No i gdzież oni? –
rzekł Stark spoglądając na zamykające się podwoje Pionka. Rozglądnął się to w lewo, to w prawo szukając czegoś przypominającego „wejście dla personelu”, jednak niczego nie znalazł, a śnieg wciąż sypał. Po niedługiej chwili rozweselony Jans i Siegfried wyłonili się zza zaułka i ruszyli w stronę Nortgate, do skarpowego mieszkania, przywołując maga ręką.


* * *


Od samych oparów bimru Starkowi odechciewało się alkoholu na co najmniej następny tydzień. Wolał pozbierać to co w pocie czoła narąbał mu Siegfried i ułożyć z nich tradycyjne domowe ognisko.

[i] - Najpierw najmniejsze… do środka… tak, żeby ognisko miało duszę..., potem te większe, żeby odpaliły się od tych mniejszych…- [i]
Stark w skupieniu przypominał sobie teorię układania ogniska, łamiąc i kładąc małe patyczki jeden koło drugiego, układając z nich coś na kształt szałasu.
- Kurw…-
przerwał poirytowany, gdy ustawiony kopczyk bezładnie przechylił się, poczym upadł na jedną stronę.
- Najmniejsze… średnie… największe.. kurw.. znowu.. -
rozzłoszczony rzucił wszystkie na jeden stos po środku kamiennego kominka, odsunął się na krok, wyprostował ręce i wypowiedział magiczną formułę, splatając w jedną wiązkę moc Aqshy. Zaraz też w jego dłoniach uformowała się magiczna kula ognia, poczym wystrzeliła wprost w rzucone w głąb kominka kawałki drewna, przypominające ognisko, podpalając je. W chwile po tym do pomieszczenia weszli Jans z Siegfriedem przekomarzających się i radujących się na widok trzaskającego ognia.

- Ani jedną zapałką panowie! –
rzekł dumnie podpierając ręce w pasie.

Porządkom nie było końca. Co Jans Starł podłogę to i Regis wchodząc z buciorami ubłoconymi chlapą z ulicy nanosił na nowo. W końcu jednak uprzątnęli tą pędzarnie bimbru i domawiali szczegóły planu.


* * *


Stark ruszył spod domu Jansa mijając idącego ze swoja ofiarą Skalpa. Nie przyszło mu odgrywać żadnej ważnej roli w tej mistyfikacji, więc uznał, że powrót do swojego mieszkania będzie najrozsądniejszym wyjściem.

- Zachlani czy nie, pewno sobie poradzą.
rzekł do siebie gdy obie postaci zniknęły za drzwiami Jansowskiej kawalerki.
Poczym ruszył przed siebie, by odespać te męczące dwa dni i wrócić z rana do kompanów, sprawdzając cóż takiego upolowali.
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.

Ostatnio edytowane przez Cartobligante : 22-03-2012 o 18:46. Powód: Poprawka znaczników
Cartobligante jest offline  
Stary 24-03-2012, 21:55   #25
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Najwyraźniej Szuja łyknął całą tą farsę. Może była tak doskonale przemyślana i odegrana, a może po prostu umysł Klugego spowijały mgły upojenia alkoholowego, przez co nie zorientował się w grze Jansa, Sigfrida i Luizy. W każdym bądź razie Matthias Kluge zwany Szują aby ratować swoje życie postanowił podzielić się swoją wiedzą o Bractwie Nożowników. A przy okazji niemal zupełnie wytrzeźwiał.

- A czemuż do Buldzodzy nagle wykazali zainteresowanie Bractwem, he? Przecież nic nigdy nikomu nie udało się udowodnić. Nożownicy są nieuchwytni i tacy pozostaną. Wszyscy o tym wiecie! I zaraz mi powiecie, że przecież Oskar Fernblut w Dziuplach siedzi. I co z tego? On już jest martwy. Chłopak nie sypnie ani słowa. Wszyscy Nożownicy przysięgają, że nie zdradzą...

Zamilkł na chwilę, jakby zastanawiając się nad tym co właśnie powiedział. Czy to oznaczało, że sam był członkiem Bractwa i wiązała go przysięga milczenia, czy może po prostu zastanawiał się ile warte jest jego życie. Wrogie spojrzenia Skalpa i Muncha, poparte dodatkowo obnażonym tasakiem w ręku tego ostatniego, chyba pomogły mu podjąć decyzję.

- Nożownicy zresztą nie mają już żadnej siły. W zamieszkach w Łojankach zginęło trzech... – zaczął wyliczać. – Fernblut siedzi i zostanie wkrótce powieszony... Ktoś wykańcza tych, którzy zostali. W ciągu ostatniego miesiąca zabitych zostało siedmiu Nożowników. Nie były to przypadkowe śmierci... Ktoś to wszystko doskonale zaplanował i zrealizował. Nie pozostawiono żadnych śladów, więc Nożownicy nie mają żadnego pojęcia kto za tym stoi... Ich przywódcy, których zostało już tylko dwóch, podejrzewają inne gangi... Ale według mnie to zupełnie bez sensu. Na brodę Taala, któż zadzierałby z Nożownikami? Nikt nie przychodzi mi do głowy, chyba że pojawiła się w mieście nowa siła, która stara się wykroić dla siebie kawałek ciasta... To oznaczałoby poważne przetasowanie w układzie sił, a dla Buldogów byłby to kolejny problem, hehehe...

- Jak dla mnie klucz do tej zagadki leży w Łojankach i tym co się tam teraz dzieje... Nożownicy też tam teraz węszą... – zakończył i popatrzył błgalnie na swoich oprawców. – To wszystko co wiem, więc więcej Wam nie powiem, a skoro już powiedziałem to może byśmy zapomnieli o tym całym nieporozumieniu, co?
 
xeper jest offline  
Stary 25-03-2012, 12:16   #26
 
Cartobligante's Avatar
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Tego wieczoru zmęczonego Carolusa Starka już nikt na bramie nie zatrzymał. Może to dla tego, że w talabheimskich koszarach ktoś opowiedział jak to pewien młody i narwany czarodziej po pijaku szedł z Northgate w stronę Drogi Czarodziejów. Jednak dziś wędrowny czarodziej nie miał zamiaru wylać za kołnierz ani kropli jakiegokolwiek z mocniejszych trunków, a mimo tego jego ubrania całkowicie przesiąkły zapachem pędzonego bimbru.

Pod „Trzema Jabłuszkami” panował jak każdego wieczoru przyjemny dla ucha gwar. Była to jeden z pierwszych zajazdów na jaki przyjezdni trafiali po przekroczeniu Talabastionu, toteż rotacja gości była tu bardzo duża. Gospodarze dbali tu o porządek i czystość, a także o swoja klientelę, nie wpuszczając byle umoczków i pijaków do środka.

Carolus zamówił u gospodarzy kolację do swego pokoju, a także zasłużoną i jakże potrzebną po tych dwóch dniach kąpiel oraz pranie swych szat.
- A i dobrze się stało, żem poszedł… - rozmyślał, leżąc skapany po szyję w drewnianej bali z gorącą i spienioną wodą. – Jakby cos źle pójść miało u chłopaków, to będę jedyną osobą której nasz garderobiany tak prędko nie rozpozna i nie powiąże mnie z wypytującymi. No bo jakże? Będzie to można w jakiś wyrafinowany sposób wykorzystać tak sądzę. – Mówił do siebie myśląc głośno.

* * *

Rankiem jego wyprane i wyprasowane szaty przyniosła mu wraz ze śniadaniem służka najmująca się w niziołczej karczmie. Najwyraźniej nikt nie miał zamiaru wchodzić Starkowi w paradę od czasu gdy jego nieprzewidywalność i nadpobudliwość spowodowana wpływem mocy, zaczęła ukazywać jego porywczą naturę. Ubrawszy się w swą czarodziejską tunikę, przykrył się podróżnym płaszczem i wyszedł w stronę kwater Jansa, rozmyślając nad możliwymi scenariuszami wczorajszego wieczora, i tym co na górze zastanie.

Ulica pokryta była świeżym śniegiem, który nie przestawał sypać aż do rana. Stark przystanął w jednej z bocznych uliczek, mając po przekątnej wejście do domu w którym mieszkał Zingger. Uważnie spoglądał na okno w którym nie widać było żadnego ruchu. Także pod bramą w śniegu nie zauważył jeszcze żadnych śladów, wskazujących na to, że impreza dobiegła końca.
Postanowił zaczekać w ukryciu, czekając na jakieś poruszenie.
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.
Cartobligante jest offline  
Stary 25-03-2012, 15:40   #27
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Tak. Może byśmy zapomnieli — potwierdził obłudnie Sigfrid, przybrawszy zamyśloną minę. Trawił nowe informacje i równocześnie zastanawiał się, co zrobić z ich informatorem. W końcu odstąpił od Mattheusa, przy którym przyklękła Luiza — czy to się zatroskawszy, czy to pilnując, aby nie uciekł, ciężko było stwierdzić — i pociągnął Zinggera na bok.

Słuchaj, Jans — szepnął. — Jak ten tutaj powie Nożownikom o całym zdarzeniu, to oni wezmą i nas zabiją. Tyle. Trzeba sprawić, żeby zniknął...
Chyba nie myślisz...? — odparł zdziwiony paser.
Nie, pewnie, że nie. Po prostu trza go wywieźć z miasta. — Strażnik podrapał się po nosie. — Weźmiemy go do Doków i sru, Talabekiem gdzieś tam poza horyzont. Na łodzi. Zapłaci się kapitanowi jakiejś barki czy czegoś, jakoś tak, powiedzmy, złotego karl-franza i po sprawie. Więc myślę sobie: ja pójdę teraz do Bramy Północnej, do stajni, obudzę kogo trzeba i przyprowadzę tu Hilberta. Ty w tym czasie zwiążesz Szuję, zakneblujesz i wsadzisz do worka albo zawiniesz w jaki materiał. Em... Trza go będzie ogłuszyć najpierw. Wsadzimy go na Hilberta i jakby nigdy nic wyprowadzimy z miasta. W dokach powiemy kapitanowi, żeby wyrzucił nasz ładunek gdzieś na brzeg po jakimś tygodniu.

Sigfrid obejrzał się za siebie, sprawdzając, czy Kluge ich słyszał.
Co o tym sądzisz? Jeśli się zgadzasz, to możemy jeszcze mu zadać parę pytań, potem — w łeb i do Doków.

***

Poradziwszy sobie z informatorem, Sigfrid miał wreszcie okazję otwarcie porozmawiać z Jansem.
No, to się pokomplikowało, nie? — stwierdził. — Ten twój... jak mu tam...? Burtheizen, wiem. Ktoś zabija jego ludzi, ale Nożownicy też giną. Odpowiedź jest oczywista: jedna, nowa, hm, tajemnicza grupa chce wyeliminować wszystkie pozostałe.

Być może to nie było aż takie oczywiste, ale od rozmowy z Szują Sigfrid myślał nad znanymi im faktami nieprzerwanie — zębatki w jego mózgu niemalże rozgrzewały się do czerwoności od intensywności jego rozważań — i doszedł do wniosku, że to jedyna możliwość. Mają do czynienia z nowym, niebezpiecznym przeciwnikiem.

Możemy odwiedzić tego zabójcę, co czeka na stryczek — ciągnął. — Jutro z rana pójdę do komendanta i poproszę go o jakiś glejt. Ale myślę, Jans, że Szuja może mieć rację: trzeba powęszyć w Łojankach. Wiesz, ponoć to wszystko zaczęło się, gdy ludzie poszli zaszlachtować jakiegoś mutanta czy innego odmieńca. Poproś Łasicę, żeby o to trochę popytał. Ja pogadam ze znajomymi ze strażnicy, może w ciągu ostatnich dni dokonali jakichś aresztowań. Chociaż nie liczyłbym na to — dodał rozbrajająco pesymistycznym tonem.

Münch spojrzał z wahaniem na swego rozmówcę.
Wiesz, równie dobrze moglibyśmy też poprosić wieszczów o jakieś wskazówki — powiedział jakby od niechcenia, ale w rzeczywistości wciąż czuł się trochę urażony wcześniejszą odmową Jansa. — Tak na zaś.
 
Yzurmir jest offline  
Stary 25-03-2012, 20:03   #28
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Propozycja Sigfrida wyraźnie przypadła do gustu Jansowi. Skalp kiwnął głową na znak, że jest kontent i spojrzał bystro na Klugego.

- Mój niedoszły szwagier musi Ci zadać jeszcze parę pytań - zaczął powoli jakby przepraszająco.

- Niech się goni - odwarknął trzeźwo Szuja. - Jak i Ty i Twoja gamratka!

Luiza, która do tej pory przytrzymywała bandytę za ramię, odskoczyła jak oparzona:

- Matheusie, jak możesz, ja nigdy...
- wyszeptała oburzona zbielałymi wargami.
"Niezła jest sikoreczka w te klocki. Aktorką winna zostać, he, he" - przebiegło przez głowę Jansa.

- Jakoś tak przypuszczałem, że tak będziesz gadał - potaknął spokojnie głową. - Dobra koguciku, zwiążesz sobie grzecznie nóżki albo Pan władza Ci je odrąbie, rozumiesz kpie jeden! Może nie tylko to Ci skróci! - wrzasnął na bandziora wskazując dłonią na tasak Sigfrida.

Szuja posłuchał w try miga.

- Dobrze, a teraz rączki do tyłu - Skalp skrępował je silnie powrozem.

Gdy skończył mruknął jakby do siebie: - A teraz sobie popijesz a później zaśniesz. Jak się obudzisz, to będzie tylko zły sen.

Przyniósł pełen bukłak bimbru i mimo oporów wlał zawartość do gardła Szuji.

- A teraz gadaj, czasu mamy mało zanim stracisz przytomność - zagaił wesoło Jans i wyłuszczył swój zestaw pytań.



***


Wezwali Regisa, który dosłownie trząsł się z zimna na czujce. Wyklarowali mu w czym rzecz. Brat Zinggera trochę marudził, ale Jans bezceremonialnie wepchnął mu do dłoni złotego karla, drugiego dał na osłodę i ucałował w oba policzki na drogę. Łasica z westchnieniem zarzucił bandziora na ramię i zniósł na dół. Po chwili usłyszeli ryk Hilberta, gdy mozolnie truchtał ku dokom.

- Osioł Ci się udał - pochwalił Skalp Muncha.

- A Tobie brat - skomplementował Skalpa Munch.

Jans z uśmiechem ciągnął dalej:

- Śledztwo powinniśmy podjąć z samego rana. Zobaczymy czy kwity od straży wystarczą na widzenie ze skazańcem. W każdym bądź razie umówmy się na spotkanie w południe. Rankiem pójdę jeszcze pod Czarną Latarnię zdam relację braciom Voldt. Zobaczę też czy Pan Burtheizen zostawił mi jakiś grosz na drobne wydatki. A po pierdlu możemy się udać do tych wróżbitów, ale tylko po to, żeby Ci udowodnić, że łajno nam powiedzą, Wuju. Swoją drogą chciałem Ci pogratulować kunsztu aktorskiego. Teatr "Czerwony Pionek" stoi przed Tobą otworem, szczególnie, że ponoć jest wolne stanowisko garderobianego...

Gdy Sigfrid z Luizą w końcu wyszli, Jans odetchnął pełną piersią. Był diablo zmęczony, ale czegoś się dowiedział. Niewiele, bo niewiele, ale zawsze to jakiś początek. Zasnął prawie natychmiast.

Zbudził go dopiero nad ranem walący do drzwi Carolus, który nie mogąc doczekać się ruchu w mieszkaniu Skalpa postanowił zbadać lokum przyjaciela na własne oczy.

- Czyli bibka się udała - zagaił czarodziej patrząc na liczne puste naczynia.

- Udała - potwierdził Jans ziewając. - Teraz jednak zarządzam nam odwyk. Długo w takim tempie nie pociągniemy.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 25-03-2012 o 20:17.
kymil jest offline  
Stary 28-03-2012, 21:57   #29
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Fernbluta złapali... hic... – Napojony bimbrem Kluge aż dostał czkawki, jednak w miarę logicznie odpowiadał na pytania Jansa. – Hic... Na gorącym uczynku. Miał zabić jakiegoś... hic... człowieka. Zlecenie... Ale na miejscu już na niego... hic... czekali. Jakiś łajdak... hic... go wystawił. Ktoś kto wiedział...

- Nie pytaj nawet... hic... bo i tak nie odpowiem – Szuja popatrzył wrogo na Jasna, gdy ten domagał się wyjawienia nazwisk ludzi dowodzących Bractwem Nożowników. – Nawet alkohol i przypalanie ogniem nie zmuszą mnie... hic... do wydania ich.

- Nie ma żadnej prawidłowości – na temat zabójstw Szuja miał znacznie więcej do powiedzenia. Nawet czkawka mu ustąpiła. – Dwóch się zatruło winem. Innemu ktoś ożenił kosę pod żebra w ciemnym zaułku. Kolejny się utopił, wyłowiono go w dokach Talagaadu. Dwóch zginęło w awanturze jaka wybuchła w karczmie na Osiedlu Cechowym. A ostatniemu rozłupano czaszkę w jego własnym domu.

Na temat Biernhunta i jego przemytniczej szajki Szuja nie wiedział nic. Potem otępiałego od alkoholu Klugego walnęli silnie w głowę i zaczekali aż zjawi się Łasica. Potem przestali przejmować się losem garderobianego z Czerwonego Pionka.

Jans, odczuwający jeszcze skutki konsumpcji, udał się do Czarnej Latarni. Niestety nie dane mu było tam dotrzeć. Nim dostał się na Łojanki, został zatrzymany przez umundurowanych strażników, którzy zajęci byli wznoszeniem barykady w poprzek Hendenstrasse.
- Bardzo nam przykro szanowny panie – powiedział do Skalpa dowodzący patrolem młodzieniec i wskazał na odgradzający dzielnicę biedoty mur. Z drugiej strony słychać było krzyki i bieganinę. W paru miejscach w niebo wznosiły się czarne słupy dymu. – Łojanki nakazem Rady Miejskiej zostały odizolowane od reszty miasta. Bez pisemnego nakazu nie wolno nam nikogo wpuszczać. Ani wypuszczać, się rozumie. Bardzo mi przykro. Po przepustki można się zgłaszać w Starym Sądzie. Miłego dnia życzę.

Jans jak niepyszny zawrócił na pięcie i udał się na spotkanie z towarzyszami. Spotkali się na tonącym w błocie i resztkach śniegu, Placu Rozgrzeszenia. Wielka, wysoka na niemal dziesięć metrów szubienica rzucała złowieszczy cień, na stojące w błocie klatki, w których kulili się skazani przestępcy. Szubienica zwana Drzewem Tancerzy przyćmiewała swoją wielkością zarówno szafot, jak i dwa czarne słupy służące do wymierzania chłosty. Na placu nie było zbyt wielu ludzi, a ci którzy go przemierzali, starali się nie patrzyć na złowrogie narzędzia sprawiedliwości. Tylko przed budynkiem Wielkiego Sądu Edyktów, kłębił się tłum. To właśnie tutaj wydawano przepustki do odciętych, ogarniętych zamieszkami Łojanek. Najwidoczniej bardzo wielu ludzi chciało się tam dostać.

Sigfrid, który z samego rana udał się z odwiedzinami na swój posterunek, również nie dotarł do celu. Ale miał nieco więcej szczęścia niż Jans. Dowódcą patrolu, na który się natknął okazał się gruby Gerber Holz. Na powitanie radośnie uściskał Sigfrida i z chęcią odpowiedział na jego pytania.
- Sytuacja wymyka się spod kontroli – relacjonował, ocierając pot z czoła z pomocą wielkiej, kraciastej chustki. – W Łojankach rozpętało się piekło. Wszyscy walczą ze wszystkimi. Rabunek goni rabunek. A podpaleń to już nie zliczę. Wszystkie posterunki zostały zamknięte, a nas skierowano do kordonu, jaki rozwinięto wokół dzielnicy. Teraz nikt nie może tam wejść, ani wyjść z tamtąd bez wiedzy Straży. Ponoć Rada Miejska planuje użyć wojsk Księżnej Elizy do rozprawienia się z motłochem. Na brodę Taala! Przecie to braterska krew będzie przelana. Jak dla mnie to wszystko są knowania Chaosu. Sigmarze miej nas w opiece. A naszego sierżanta Grubera to tu całkiem niedaleko spotkasz. Popytaj o niego w Ósemce, tam teraz stacjonujemy.

- No jasne, że napiszę – Gruber nie krył zadowolenia na widok Muncha, stojącego przed jego biurkiem. – Skoro to ma ruszyć sprawę... Tylko, kurwa, szybko ją rozwiąż! Zanim wojsko całe Łojanki zrówna z ziemią. Przydałby się nam jakiś sukces, nie? Odmaszerować!

Tak więc stali przed posępnym, mrocznym budynkiem, który ział w ich stronę ciemnymi czeluściami wąskich, zakratowanych okien i masywnymi drzwiami obramowanymi przez minimalistyczne freski przedstawiające Verenę. To tam, za grubymi murami znajdowało się tymczasowe bądź permanentne lokum dla setek przestępców skazanych prawomocnymi wyrokami Sądu. To tam, w jednej z cel czekał na stracenie Oskar Fernblut, jeden z Nożowników. Wystarczyło tylko wejść i przedstawić dzierżony przez Sigfrida dokument, być może poparty brzęczącą monetą.
 
xeper jest offline  
Stary 29-03-2012, 21:07   #30
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Jans wpatrywał się zasępiony w ponury gmach. "Pierdel robi wrażenie" - skonstatował Zingger. Powoli, jakby z wewnętrznym oporem odwrócił się do kamratów:

- Chłopaki, wiem, że to ja namawiałem, co by iść do Fernbluta i podpytać gagatka. Wiem, że to ja zacząłem... ale - powiódł wzrokiem po Sigfridzie i magu.

- Ale nie mogę, tam teraz iść. To znaczy, mogę, ale nie chcę. To znaczy... - głos mu się lekko załamał ku zdziwieniu Wuja.

- Chodzi o rodzinę. Oni wszyscy, w Łojankach zostali. Regisa też dzisiaj nie widzieliśmy. Musieli go zatrzymać po drugiej stronie barykady. Po prostu nie mogę tego... ich ... zostawić. Muszę sprawdzić. Wiecie jak to jest - tłumaczył niechętnie - jak brata nie widzisz, to Ci nie żal, jak mu mordę się obija. A teraz, z Regisem mi się układa jak nigdy.

Spojrzał na Sigfrida, później na Carolusa:

- Załatw mi te papiery Wuju! Stark bez Ciebie też się nie obędzie. Widziałeś te tłumy. Byle Buldoga nie przepuszczą, ale maga z Kolegium.... - pozwolił niedokończonemu zdaniu wybrzmieć. - To może się udać - powoli odzyskiwał rezon. - Ty nas wprowadzisz - wskazał na Carolusa - Ty nam załatwisz papiery - dotknął palcem piersi Sigfrida. - Fernbluta, można olać. Na razie - zastrzegł się kompanom.

Widzieli, że podjął jakąś decyzję.

- Chcę ich wyprowadzić z Łojanek, ze Starej Zaspy. Choćby do mnie, na Nord - na chwilę zamilkł.

- Jak będzie? Pomożecie? - liczył na nich. Tylko ich teraz miał.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 29-03-2012 o 21:30.
kymil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172