| - Tak to jest, jak się chłopa samego na miasto wypuści! Zaraz jakieś kłopoty ze sobą przywlecze! - załamała ręce Betty. - No i co teraz zrobimy? - Chyba nie ma wyboru... - Drusilla popatrzyła na Davida ze współczuciem. - Będzie musiał udawać, że bardzo się stara upolować tych biedaków.
- A jeśli postanowią ściąć mu dla kaprysu głowę za niepowodzenie?
Obie zamilkły rozważając możliwości. - Co do identyfikowania przedmiotów... - Drusilla postanowiła zmienić temat na mniej beznadziejny. - Nie potrafię uczyć się czarów tak jak czarodzieje z uniwersytetów. One... Po prostu same przychodzą. Czasem jak bardzo się na czymś skoncentruje okazuje się, że to potrafię, jednak nadal nie jestem w stanie czytać aur magicznych przedmiotów.
- Próbowałyśmy - dodała Betty. - Potrafi za to mieszać w głowach magią na różne sposoby. Może też stworzyć dźwięki w miejscach, które wybierze, no i rozpalać różne przedmioty światłem.
- Nadal się uczę... - dodała Drusilla przepraszająco.
David nie spodziewał się wiele, więc tylko skinął głową na znak, że rozumie. Nie wydawał się jednak tak zmartwiony perspektywą nocnego polowania jak kobiety. - Kapłan nawet nie przyjrzał się dobrze mojej twarzy. Nie sądzę, by mógł mnie potem jakoś magicznie odnaleźć. A ja będę mógł pomóc tym karzełkom, niewolnictwo jest dla mnie drażliwym tematem. Nawet jeśli nie jestem i nie byłem świętym człowiekiem. Dlaczego oni ich więżą? Tylko dlatego, że są innej rasy?
Przydatność takich niziołków jako niewolników przecież była niemal żadna. Ale może to nie o to chodziło, a o jakieś "święte" wizje znowu. - Tu każdy może zostać niewolnikiem, nie tylko nieludzie - wytłumaczyła Drusilla. - Z jakiegoś jednak powodu niziołczy niewolnicy są bardzo popularni wśród tutejszej szlachty.
- Jeśli mnie pytacie, to Thrune i ich rody wasalne po prostu lubują się w dręczeniu bezbronnych kreatur... Banda pomyleńców...
- Według tutejszego prawa silni mają obowiązek rządzić nad słabymi, a niziołki... cóż...
- Ciekawy kraj - skrzywił się, podejrzewając, że on sam także jest stąd. - Chyba nie ma co dłużej tego roztrząsać, odwiedzę tego maga, może przekonam go do powiedzenia czegoś o tych przedmiotach.
Wskazał na tarczę i karwasze, które miał zamiar wziąć ze sobą.
Trochę czasu zajęło mu pokonanie tłumów żołnierzy i wytłumaczenie niezbyt rozgarniętym strażnikom o co mu właściwie chodzi. W końcu jednak, ktoś pobiegł po czarodzieja. - Więc twierdzisz, że jesteś w służbie świątyni Asmodeusa, hę?
Długobrody starzec ubrany w srebrne, błyszczące szaty przyjrzał mu się krytycznie. W jego oddechu wyraźnie czuć było alkohol. Jego oczy były jakieś blade i wyraźnie nie mogły skupić się na jednym miejscu. Niechętnie spojrzał na prezentowane mu przedmioty. - Tarcza obłożona jest zaklęciem pozwalającym jej osłabić siłę najpotężniejszych ciosów wroga, warta jest koło 500 złotych monet, karwasze zaś... - poskrobał się po przetłuszczonych włosach wystających mu spod czapki na czoło. Najwyraźniej nie był w stanie ocenić karwaszy po samym wyglądzie. Zaczął mamrotać coś pod nosem, dotykając przedmiotu rękoma. - Wzmacniają ochronę noszonej zbroi, całkiem ładna robota. - jego oczy zalśniły chciwością - Dam ci za nie tu i teraz 600 złotych monet.
David pokręcił głową, zabierając swoją własność. Czarodziej korzystał z przywilejów władz, także nie widział potrzeby płacenia, o ile nie będzie musiał. - Niestety, nie mogę ich teraz sprzedać. W lesie może być niebezpiecznie. Ale jak wrócę to może wtedy? - udawał zachwyconego tym, że może sprzedać coś aż za tyle monet. Podświadomie natomiast czuł, że po pierwsze, mag go okłamuje, a po drugie - że w poprzednim życiu obracał sumami o wiele większymi. - Mógłbym ewentualnie sprzedać tarczę, nawet trochę taniej. Jestem łucznikiem, panie, więc ona będzie mi w lesie mało przydatna.
Spojrzał na czarodzieja z udawaną nadzieją.
Mag skrzywił się, wyraźnie niezadowolony z odpowiedzi. - A na cóż mi się ma niby przydać ta tarcza? Mogę ci dać za nią co najwyżej sto złotych monet, a to i tak zbyt wiele jeśli wziąć pod uwagę trud wywożenia jej do miasta i szukania tam kupca. - wyraźnie spoważniał, a w jego oku pojawił się niebezpieczny błysk. - Lepiej zastanów się dobrze, czy na pewno chcesz odrzucić mą hojną ofertę zakupu tych karwaszy. Posiadaczom tak cennych przedmiotów czasem przydarzają się wypadki. U mnie będą bezpieczniejsze... - mrugnął porozumiewawczo.
Spojrzenie Davida stwardniało niemal natychmiast. Spojrzał magowi głęboko w oczy, cedząc prawie słowa. - Zaryzykuję. A tymczasem żegnam, muszę przygotować się do nocnego szukania pokurczów. Jeśli coś mi się przydarzy będę wiedział o kim donieść kapłanom.
Źle znosił groźby i szantaże. Bardzo źle, zwłaszcza od takich wioskowych magików. Zabrał swoje rzeczy i wymaszerował, kierując się znów ku dziewczynom. Miał jeszcze trochę czasu do wymarszu, być może mógł im w czymś pomóc. Swoje sprawy załatwił a nudzić się i tak nie lubił.
Nie zdążył się jednak zbytnio oddalić, gdy podszedł do niego jeden z żołnierzy. Z aparycji - na ile David był w stanie to ocenić - typ śliskiego cwaniaka. - Psssst - zaserwował mu parodię konspiracyjnego szeptu. - Słyszałem, że zostałeś wybrany do misji dla świątyni... - spojrzał na łotrzyka z nadzieją. - Służyłem z jednym z żołdaków, którzy pozwolili pokurczom uciec. Dhariusa już nie ma, ale posiadał wyjątkowy sztylet, który mu wcześniej pożyczyłem. Ponoć zabrały mu go niziołki. Jakbyś natrafił na niego przy jednym z nich i mi go zwrócił mógłbym ci to jakoś wynagrodzić...
Kłamał jak z nut, a David wcale nie miał potem ochoty wracać do tej wsi, co nie zmieniało faktu, że o ciekawych rzeczach warto się dowiadywać. - Jak wyglądał ten sztylet? I co było w nim wyjątkowego? Tylko się nie wykręcaj, skoro mu pożyczyłeś, to musisz to wiedzieć.
Najwyraźniej nie był przygotowany na dodatkowe pytania, bo zrobił bolesną minę intensywnie się namyślając. - Ehm... No... Miał taką wyjątkową klingę z dziwnie wyglądającego metalu i symbol słońca na jelcu. Z pewnością go poznasz jak zobaczysz, bo wyglądał na cenny. - Zobaczę czy go odnajdę. Jeśli tak to na pewno się dogadamy.
David też umiał kłamać. Oddalił się od żołnierza, dziękując mu w duchu za wskazówkę. Było w końcu oczywiste, że tego sztyletu nie zobaczy na oczy, nawet jeśli łotrzyk go znajdzie. |