Ból, chrzęst rozrywanego mięsa i łamanych kości, ciemność.
W tej kolejności rzeczy zapamiętał Gottri z ostatnich chwil walki z potworem. Gdy bestia odrzuciła go jak ochłap na ziemię zapadł w błogą nieświadomość z której wyrwały go dopiero wysiłki miejscowego cyrulika. -Chhhę... hrrr... co robisz głupcze- wydusił z niemałym trudem. -Próbujemy pozszywać pańskie rany- odpowiedział mu zmęczony głos- To cud żeście przeżyli, chwała Sigmarowi. -Mój pies cały i nakarmiony? - Cały, nie odstępuje pana na krok- jakby na zawołanie Spąg będący gdzieś w pobliżu zaskuczał smętnie- Proszę się nie martwić, miejscowi nie dadzą mu zginąć. Poza tym sporo waszych towarzyszy przeżyło. Choćby ten kozak i drugi krasnolud. - To dobrze - skomentował Gottri- róbcie swoje.
Znowu zapadł w stan nieświadomości. Kilka najbliższych dni pamiętał jak przez mgłę. Budził się i zasypiał jednak stopniowo dochodził do siebie. W końcu jego stan poprawił się na tyle, że zachowywał przynajmniej w ciągu dnia przytomność. Przytomny był także wtedy gdy Bruno a po nim Magnus von Antara przyszli ich odwiedzić. - Co się stało?- podniósł się z trudem na łokciach- ano wysłał nas ekscelencja do samego piekła. Problemem Ostermark była nie tylko Bestia, ale kierujący nią czarnoksiężnik, banda mutantów oraz von Kytke i jego armia maruderów chaosu. To była robota nie dla kilku najemników, ale dla regimentu wojska. Żeby tego było mało bestia była inteligentna jak człowiek a pod bramami Ostermark jakiś Iskariota szerzył herezję i nawoływał do zniszczenia miasta. To najkrótszy i najsensowniejszy opis tego co się tu zdarzyło. Cud że miasto w miarę całe i ktoś jest jeszcze żywy.
Wypowiedź wyraźnie go zmęczyła bo opadł z powrotem na łóżko ciężko łapiąc powietrze. |