Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2012, 21:35   #23
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Po rozmowie z Jansem Sigfrid stał się mrukliwy. Bardzo chciał mu coś odpowiedzieć, ale jakoś nie było jak i kiedy, albo tak mu się wydawało. Jak tylko skończyli pracę nad alkoholami, strażnik ruszył do siebie, aby się przyszykować, zabrać broń i pancerz. Brnąc przez śnieg nie przestawał rozmyślać o kwestii wróżb. Strasznie go zdenerwowało to, jak Skalp zbagatelizował cały pomysł z tą swoją typową ignorancją w sprawach wykraczających poza picie i sprzedawanie prochów. Jans zdecydowanie nie miał rozwiniętej strony duchowej. Wydawało się, że dla niego liczy się tylko "tu i teraz", podczas gdy Sigfrid uznawał świat nadnaturalny za równie, jeśli nie bardziej, ważny.

I im dłużej nad tym myślał, tym bardziej był przekonany, że jego dziwne sny nie były przypadkowe. Nie był pewien, czy to sam Morr je zesłał — obawiał się, czy nie wkracza już tutaj w sferę świętokradztwa — jednak nie mógł pozbyć się myśli, że ich nietypowy charakter był celowy, cokolwiek je wywołało. Udanie się do wieszczów było na pewno dobrym pomysłem, nieważne, co myślał Jans — bogowie są prawdziwi, rozumował Münch, więc i wizje przez nich zsyłane są. A w każdym razie co im szkodzi spróbować? Przez chwilę Sigfrid tak się zaciął, że miał ochotę specjalnie zepsuć cały plan z Szują, ale ochłonął i mu minęło. Uznał w końcu, że pójdzie do świątyni sam i przedstawi sprawę jako interes Buldogów.

Gdy skończył te rozważania, znajdował się już dwa domy od mieszkania Jansa, czekając na mrozie na umówiony sygnał. Pod kislevskim futrem ubraną miał przeszywanicę, żałował tylko, że nie mógł założyć swojego uniformu, ale ten został w strażnicy. Wreszcie przyszedł do niego Łasica i zaoferował manierkę, którą Sigfrid ochoczo przyjął.
Dzięki — wymamrotał, rozgrzawszy się nieco dzięki ognistemu trunkowi, po czym mlasnął. — To jest ten... rum? — zapytał, na co Zingger wzruszył ramionami.

Pół godziny z Regisem składało się głównie z niezręcznej ciszy, ale na szczęście stanie na śniegu przedwiedźmiową nocą było na tyle przykrym zajęciem, że zwyczajne mruczenie, pocieranie rąk i spoglądanie na siebie spode łba dostatecznie wyrażało niezadowolenie i starczało, aby nawiązać jakiś emocjonalny kontakt. Wreszcie nadszedł znak... w nieco nieoczekiwanej formie.

Poczekam jeszcze chwilkę — stwierdził strażnik, wiedząc, że Jans musiał jeszcze udać, że przysnął. W dodatku miał tremę chyba nawet większą niż przed przedstawieniem poprzedniego dnia i musiał zebrać w sobie odwagę. Tekst miał przećwiczony, wizyta w teatrze zainspirowała go do wymyślenia zawczasu odpowiednich kwestii. W końcu podszedł powoli do kamienicy Jansa, wziął głęboki oddech i wparował do środka.

Za szybko. Teraz zbyt wolno. Już stał się nerwowy i starał się wejść po schodach w taki sposób, aby wydać odpowiedni dźwięk. Odetchnął jeszcze raz i zapukał do drzwi.
Wracałem właśnie z patrolu i postanowiłem, że... — zaczął, po czym przerwał, widząc Kluge całującego się z Luizą. Wydało mu się, że sam Szuja jest jakby zdziwiony, być może to kurtyzana zaczęła, usłyszawszy kroki na korytarzu.

Münch był rumiany od zimna i alkoholu, ale gdyby mógł, zaczerwieniłby się jeszcze bardziej. Wiedział, że to wszystko udawane, sam brał przecież udział w planowaniu całej sceny, ale i tak uderzyła go całkiem rzeczywista fala zazdrości i żalu. Nigdy nie widział panny Lutzen obściskującej się z mężczyzną. No, może pocałowała maga w policzek raz czy dwa, ale to nie to samo. Wiedział, że tym się ona zajmuje, lecz i tak poczuł się nieswojo.

Panie! Co też pan wyprawia?! — zakrzyknął, gdy już się otrząsnął, odgarniając w dramatycznym geście połę płaszcza. Garderobiany spojrzał na niego z zaskoczeniem. — Panie, ta białogłowa, do której się pan dobiera, mnie jest przyrzeczona! O, hańbo! Droga Luizo, jak mogłaś popełnić ten występek, czemużże zdradziła mnie, twego najgorętszego wielbiciela?!

Luiza, najwyraźniej z trudem powstrzymując uśmiech, odpowiedziała w podobnym tonie:
Och, Sigfridzie, zrobiłam to, gdyż już cię nie kocham! Tak, zaiste jest niewiasta zmienną i podatną na kaprysy uczuć.
Najpiękniejsza ma Luizo, ranią mnie twe słowa! Ale nie mają też one znaczenia, albowiem tyś mi już przyrzeczona i jeśli tego, co mi należne, dobrowolnie nie dostanę, wezmę to sobie siłą!

Rozpity Szuja jak do tej pory niezbyt orientował się, co się dzieje, ale wyczuwszy zmianę w tonie Sigfrida, wstał — z trudem — i sprzeciwił się bełkotliwie:
Słyszałesz panienkę? Ona czię nie chcze, więc szpadaj sztond, ty błasznie!
Ach, ty gamracie nieszczęsny, a z tobą to się policzę! — odparł wzburzony Sigfrid i wyciągnął swój poszczerbiony tasak.
Szujo...! To znaczy Mattheusie! — krzyknęła Luiza, poprawiając się szybko — szczęśliwie jej niedoszły kochanek chyba nie zwrócił uwagi na pomyłkę. — Uważaj, mój drogi. On jest jednym z Buldogów!
W istocie jestem! I myślę, że znajdzie się wolna cela dla takiego bękarta jak ty!
Jesztesz Buldogiem? To gdzie masz... — Kluge zamachał rękami, szukając właściwego słowa. — ...swój pysk?

To zbiło z tropu Sigfrida. Miał niejasne przeczucie, że do czegoś takiego może dojść, ale nie sądził, że będzie to prawdziwy problem.
Nie mam... w tej chwili.
To szkon mam wiedzieć... sze naprawdę jestesz Buldogiem?
E... — Münch zamilkł na dłuższą chwilę. — Kurwa, a co cię to obchodzi?! A co jeśli nie jestem strażnikiem? Wolisz skończyć w celi czy martwy? Nie zniosę więcej tego kretyna. Zobaczmy, czy którykolwiek z moich kolegów ze straży się zmartwi, jak porzucę twoje ciało w Łojankach. Jans! Wstawajże!

Szuja, teraz już poważnie wystraszony, po chwili wahania spróbował ruszyć w stronę drzwi, ale Sigfrid zauważył go i kopnął od tyłu w staw kolanowy. Garderobiany upadł na ziemię, a strażnik stanął nad nim.
Myśli gagatek, że z moją babą będzie sobie romansował?! Pokroimy go na kawałki i nakarmimy nim dzikie kundle w Szczurowisku.
Sigfridzie, proszę, nie rób tego! — wykrzyknęła przestraszona tą nagłą zmianą zachowania Luiza.
A zrobię... kurwa. W razie czego powiemy, że to ci Nożownicy.
Ci, których nie możecie złapać? — spytał wtedy Jans, nagle orientując się w grze Sigfrida.
Tak, właśnie ci. Nikt w straży nic o nich nie wie, to i nikt nie powie, czy to oni byli, czy nie.
Wciąż nie macie o nich żadnych informacji? Znajomy mówił, że oferują za to awanse.
Ano oferują, ale mało kto nawet o nich słyszał, a informatora to już całkiem żadnego dorwać nie możemy. Przestań o tym gadać i idźże po jakieś liny.

Ja wiem czosz o Noszownikach — odezwał się nagle cichy głos.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 18-03-2012 o 22:08. Powód: drobne poprawki
Yzurmir jest offline