Felix!
Krzyk kozaka był ostatnim dźwiękiem jaki doszedł uszu łowcy. Zdążył jeszcze obrócić się by przez ułamek sekundy widzieć jak topór nadlatywał w jego stronę. Chwilę później już spadał z barykady zrzucony siłą uderzenia.
Obudził go ból rozrywający czaszkę. Gorączkował. Zajęczał, choć na jego usta cisnął się krzyk. Przed oczami miał mroczki a jakikolwiek ruch odczuwał jak na kacu. Nie wytrzymał i zwymiotował przed ramię, chyba dostrzegł tam miednicę. Udało mu się namacać na głowię gruby bandaż. Stracił przytomność.
Budził się i zasypiał co chwila przez kilka następnych dni. Jednak musiał przyznać że w porównaniu do reszty kompanów był w wyjątkowo dobrym stanie. Dla Felixa nie był to powód do dumy, czuł wstyd i hańbę. Gdy słuchał ich relacji paliły go wyrzuty sumienia. Nie mógł uwierzyć, że gdy oni narażali życie on wygodnie przeleżał pod barykadą całą bitwę! Kolejnym ciosem była wiadomość o śmierci tak wielu ich towarzyszy. Może nie byli wyjątkowo zgraną drużyną jednak Felix po raz pierwszy działał w grupie i utrata jej członków była dla niego ciężkim przeżyciem.
Z dnia na dzień czuł się lepiej jednak widząc cierpienia pozostałych postanowił ich nie drażnić i solidarnie leżał w łóżku. Jednak gdy któregoś dnia do ich pokoju wszedł sam von Antara nie mógł się powstrzymać i wstał. Być może był to błąd, od razu nawiedziły go mdłości i zawroty głowy. Wrócił na łóżko i słuchał opowiadań Gottriego i Mierzwy. Ich opowieść była wyczerpująca. Jednak Felix przypomniał sobie o czymś.
-Ekscelencjo, jest jeszcze coś. Magiczna skrzynka na której bardzo zależało temu doktorowi. Była tak cenna że ...-Felix zawahał się. Nie, nie da rady przyznać się do pożaru.-że nasi wrogowie robili wszystko by ją znaleźć, nawet podpalili obóz dla uchodźców. Grass powiedział, że koniecznie musimy dostarczyć ją do kolegiów magii, podobno ma moc cofania mutacji! |