Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2012, 18:04   #22
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
O wyznaczonej godzinie stawił się przed siedzibą zarządcy. Na miejscu czekała już mała grupka ludzi. Łotrzyk doliczył się sześciu osób. Wiekszosć z nich wyglądała na trochę zagubionych. Była wśród nich dwójka łysych osiłków o chamskich, niesympatycznych gębach, wyposażonych w nabite kolcami pałki - tych najwyraźniej musiano zrekrutować w parze, bo byli do siebie bardzo podobni i trzymali razem. Obok nich na skraju murka siedziała szczupła niewiasta o ładnych, klasycznych rysach twarzy i oczach zimnych jak lód. Jako jedyna nie wykazywała oznak zniecierpliwienia. Nie wydawała się też szczególnie unieszczęśliwiona czekającym ich zadaniem. David dojrzał u niej małą naręczną kuszę i parę sztyletów do rzucania. Pozostała trójka wyglądała na zbieraninę przypadkowych kupców i handlarzy. Dwóch z nich miało przy sobie miecze, trzeci miał włócznie, ale widać po nich było, iż do tej pory raczej używali broni tylko do obrony przed bandytami. Łotrzykowi ciężko było rozgryźć, czy ich zdenerwowanie wynikało z oszołomienia otrzymanym zaszczytem i związaną z nim odpowiedzialnością, czy może po prostu z przerażenia czekającą ich ewentualnie karą.
David odetchnął lekko z ulgą, ta grupa oznaczała, że faktycznie został wybrany zupełnie przypadkowo. Wciąż miał na sobie płaszcz, który ukrywał wszystko co wziął ze sobą - prócz krótkiego łuku. Inna sprawa, że ta szóstka osób miała prawie zerowe szanse na odnalezienie niziołków w lesie i to po nocy. Ta misja wydawała się wręcz głupotą. Tępych osiłków zignorował zupełnie, co do handlarzy to domyślał się wszystkiego o ile któryś z nich dobrze się z czymś ukrywał. Pozostała tylko kobieta, której prawdziwych motywów nie znał, więc zwyczajnie bezczelnie do niej się zbliżył.
- Uważasz, że ta grupa ma szansę kogokolwiek wytropić?
Powiedział to w przestrzeń, nie patrząc chwilowo na nią. Potem odwrócił się, jakby zaskoczony widokiem.
- Proszę wybaczyć, jestem Joseph.
Uniosła wzrok, rzucając mu obojętne, oszczędne spojrzenie.
- Vila - wycedziła przez zęby. - Ja ich wytropię. Wy tylko pilnujcie, by nie wchodzić mi w drogę.
- Ależ oczywiście, droga pani. Jakżebym śmiał.
Oddalił się, uważnie pilnując, by dostrzegła przynajmniej część jego strachu. Zbliżył się do handlarzy, jeszcze ze dwa razy obracając się po drodze w stronę kobiety.
- Wiecie może kim ona jest? Wygląda na taką, coby nam wszystkim gardła chętnie poderżnęła.
David grając swoją rolę jednocześnie starał się rozważyć możliwości. Wyeliminowanie kobiety sprawiłoby, że grupa nie miała szans osiągnięcia sukcesu. Wolałby ją przekonać, ale w końcu nie wyglądała na taką, którą można by było odwieść od tego. Rozejrzał się jeszcze, w poszukiwaniu kogoś, kto udzieli im nieco większej ilości szczegółów od "uciekły niziołki".
Jeden z kupców zgarbił się konspiracyjnie i pochylił w stronę łotrzyka.
- Mówi się, że to jakaś łowczyni nagród...
Więcej handlarz nie zdążył powiedzieć, bo z budynku zarządcy wyłonił się kapłan.
- Słudzy Asmodeusa! - zagrzmiał znanym już łotrzykowi tonem. - Oto nadszedł moment waszej próby! Oto macie zaszczyt zostać gorejącym młotem na wrogów Jego porządku. Uciekinierzy, których szukacie to zaledwie dziesięcioro słabowitych, wycieczonych słuszną niewolą nieludzi! Przetoczcie się przez nich bez litości, niczym fala ognia piekielnego! Zgładźcie ich, a dusze wasze zaznają Jego łaski!
Uderzył końcem laski w grunt, a ta rozbłysła gorejącymi płomieniami. Wskazał nią niziny za miastem i ledwo widoczny na horyzoncie las.
- Ruszajcie! Nie pozwólcie im już dłużej kalać swym istnieniem Jego ziem!
Nie wyglądało na to, by dozwolone były jakieś dodatkowe pytania, bądź wątpliwości. Wszędzie wokół było pełno żołnierzy, którzy uważnie obserwowali "Wybrańców". Ruszyli więc przed siebie, podążając za wybijającą się na prowadzenie Vilą.

Minęła niemal godzina marszu, a oni nadal nie natrafili na żaden trop. W oddali już majaczyła dość dobrze widoczna ściana lasu. Pozostało parę godzin do zachodu słońca.
- Te, paniusia! - zaczął jeden z osiłków, szczerząc chamsko czarne zęby. - Cosik ci z letka nie idzie! Może lepiej byś dała jakiemuś chłopu poprowadzić, a sama wróciła do wioski żołnierzom dogadzać jak kobitce przystoi, co!?
Momentalnie znalazła się przy nim, celując nożem w jego gardło. Jego kompan chwycił za pałkę, chcąc spieszyć koledze z pomocą. Kupcy oniemieli zastygając w oczekiwaniu. Łotrzyk skrzywił się nieprzyjemnie. Gdyby się pozabijali miałby sporo kłopotu z głowy, ale wciąż jeszcze nie wiedział jak ocenić Vilę. Odchrząknął więc.
- Niziołki są lekkie, pewnie nie zostawiły śladów na trawie. W lesie powinniśmy coś znaleźć - było to kretyńskie wyjaśnienie, ale w końcu do kretynów mówił. - Zabijanie się nie przyniesie nam, hm, chwały. W końcu kapłan wielkiego Asmodeusa nie mógł się mylić wskazując nam ten kierunek, prawda?
Kpił w żywe oczy, ale dość przekonującym tonem. Badanie reakcji ludzi mógł spokojnie uznać za swoje hobby.
Osiłki faktycznie na moment oniemiały próbując przetrawić zasłyszane informacje, Vila powoli odsunęła nóż od gardła przeciwnika spoglądając ze zdziwieniem na łotrzyka. W końcu rzuciła wystraszonemu olbrzymowi ostatnie ostrzegawcze spojrzenie i wycofała się znowu na przednią pozycję. Dopiero wtedy schowała nóż.
- Idziemy dalej. - wysyczała nadal wzburzona.

Zatrzymali się na małej polance przy samym skraju lasu. Na środku jej wyraźnie widać było mały kopczyk z wsadzonym w ziemię kwiatkiem. Wyglądał jak grób dla małego człowieka.
- Ha! Pierwszy z głowy. - odrzekł z triumfem osiłek.
- Musimy mieć jakiś dowód, że go ubiliśmy... - stwierdził jeden z kupców podchodząc ostrożnie do kopczyka.
David bez większych problemów wypatrzył cieniutką linkę przebiegającą w trawie przed grobem. W krzakach, do których prowadziła lśnił żelazny grot. Najwyraźniej nikt poza nim tego nie zauważył... Jedno było pewne - to polowanie to nie będzie zabawa z przeciwnikiem, który nie umie się odgryźć. Zdaje się, że tym razem łotrzyk musiał już podjąć konkretną decyzję. Nie chciał śmierci przestraszonych handlarzy, uznał też, że może to zaskarbić mu ich przychylność i nieco powiększyć szanse na przyszłość. Szkoda tylko, że to nie któryś z osiłków próbował sięgnąć do grobu.
- Stój! - warknął ostro.
Podszedł do krzaka i odsłonił czubkiem buta kilka liści, ujawniając ukryty tu grot.
- Od teraz trzeba zachować czujność. Osobiście wątpię, że tu faktycznie jest jakiś trup, ale jak sobie chcecie.
- O Bogow... ehh.. znaczy, o Asmodeusie, dzięki ci! - padł na kolana przerażony kupiec uratowany o krok od śmierci.
Vila spojrzała z uznaniem na łotrzyka.
- A to małe przebiegłe poczwary... - widać było, że też nabrała szacunku dla wroga. - Jak nam na końcu będzie jednego brakować, to zawsze będziemy wiedzieć, gdzie po niego wrócić. Lepiej faktycznie w tym nie kopać. - przytaknęła Davidowi. Łotrzyk jednak przy okazji zabrał kuszę z bełtem, uznając, że zawsze może się to przydać.

Tym razem ślady ujrzeli wszyscy. Wyglądało na to, że za polanką grupa niziołków rozdzieliła się na trzy mniejsze. Vila nie potrafiła jednak stwierdzić ilu maluchów liczyły poszczególne grupy.
- Chyba trzeba nam będzie się rozdzielić.
Rozdzielenie się brzmiało jak wyrok śmierci przynajmniej dla jednej grupy. Z drugiej strony pozbawiało przynajmniej części odpowiedzialności. David najchętniej poszedłby z kobietą, która mimo wszystko miała największe o tym pojęcie, lub z osiłkami, tylko po to, by się ich pozbyć. Nie wypowiedział nic z tego na głos, ciekawy co wybiorą inni.
- Mamy czas tylko do świtu, więc przynajmniej godzinę przed nim musimy się spotkać ponownie przy kopczyku, aby zdążyć do Źdźbeł na czas. Jesteś jedyną zdaje się, która umie tropić i wie co robi. Co proponujesz?
- Jeśli mamy dopaść ich wszystkich do rana, to w każdej z grup musi być ktoś, kto poradzi sobie z kilkoma niziołkami. Ja pójdę z tym tu - wskazała najbardziej słabowicie wyglądającego z kupców, który momentalnie zbladł, gdy dowiedział się, że będzie musiał iść sam z Vilą.
- Ci tutaj... - wskazała z obrzydzeniem osiłków - pójdą razem z nim - pokazała wielkoludom następnego z kupców. - by wskazywał im kogo bić...
Osiłki uśmiechnęły się obrzydliwie, ignorując obelgę i wyobrażając sobie już przyszłe akty przemocy w swoim wykonaniu.
- A ty pójdziesz za ostatnią grupą z nim - wskazała podstarzałego już kupca z włócznią. - Mamy niewiele pochodni, więc rozpalcie je dopiero, gdy będzie naprawdę ciemno...
Najwyraźniej tym samym uważała naradę za skończona, bo od razu ruszyła dziarskim krokiem środkowym tropem, pociągając ze sobą niechętnego kupca. Osiłki również ruszyły w swoją stronę, dokuczając przydzielonemu im handlarzowi.

David popatrzył na swojego, przyjmując słowa kobiety bez protestu. Dochodził do wniosku, że jednak nie jest wielkim obrońcą ludzi, którzy obronić sami się nawet zbytnio nie próbują, a niziołkom... wypadało tylko życzyć szczęścia. Nie był w stanie powstrzymać dwóch pozostałych grup, ale wciąż była duża szansa, że oni i tak nic nie znajdą. Spojrzał na ostatniego z mężczyzn, niepewnie trzymającego włócznię.
- Jak pragniesz umrzeć? - zagaił wesoło. - Zabity przez pułapki, czy może wracając do wioski bez dowodów śmierci niziołków?
Przyjrzał się śladom, a potem ruszył ich tropem.
- Idź po moich śladach, nie hałasuj, nie rób gwałtownych ruchów. Żaden ze mnie tropiciel, ale chyba wzrok mam lepszy. Umiesz walczyć? Albo chociaż strzelać z kuszy?
Kupiec pobladł i przełknął ślinę nie wiedząc co odpowiedzieć. Dłoń dzierżąca włócznie zaczęła drżeć jeszcze bardziej wprowadzając całe stylisko w wyraźne wibracje.
- Ja... byłem kiedyś w milicji mojej osady... dwa miesiące... Wiem jak nałożyć bełt i trzymać kusze, ale nigdy do niczego nie strzelałem - wytłumaczył pospiesznie.
David zdjął bełt z kuszy, ale ją samą pozostawił naciągniętą. Podał kupcowi.
- Bełt nałóż tylko, gdy będzie trzeba. Inaczej mógłbyś strzelić mi w plecy. Mam wciąż nadzieję, że niziołki specjalnie zmyliły tropy i tylko jeden nie jest fałszywy.
Marzenia, jak podpowiadała reszta zdrowego rozsądku. Skupił się na tropach i odszukiwaniu ewentualnych pułapek.

Ruszyli dalej wgłąb lasu, ostrożnie klucząc między powalonymi spróchniałymi konarami i parowami, którymi gdzieniegdzie pofałdowany był grunt matecznika. W końcu na tropie pojawił się wyraźny ślad z kropel krwi. Ta raczej nie była oszukana. Ślad stał się dużo wyraźniejszy, jakby istoty co jakiś czas potykały się i przyklękały na ziemi. Ruszyli dalej, wchodząc w końcu w obszar, gdzie drzewa rosły bliżej siebie, a bujne korony zazębiały się, blokując niemal wszystkie promienie zachodzącego słońca. Mimo wszystko nie było jeszcze całkiem ciemno i dało się rozpoznać dalszą drogę.
David zagrożenie dostrzegł w ostatnim momencie. Mało brakowało, a sklecona z gałązek klatka zawieszona wśród koron spadłaby prosto na głowę idącego za nim kupca. Łotrzyk odepchnął go, tak że śmiertelny pakunek łupnął w ściółkę zaraz przed jego stopami. Ze środka momentalnie wyskoczyły dwie duże wściekłe żmije, plując w podnieceniu jadem.

Zaskoczony kupiec odruchowo zamachnął się dzierżoną w dłoni włócznią na jednego z syczących groźnie gadów, nie był jednak w stanie trafić zbyt szybkiej dla niego istoty. Wykorzystało to drugie ze zwierząt błyskawicznie odbijając się od gruntu i wgryzając mu w nogę. Kupiec wrzasnął z bólu. David zaklął cicho, szybkim ruchem wyciągając swój miecz i rzucając się na tą żmiję, która jeszcze nie zdążyła zaatakować, mając zamiar przyszpilić ją do ziemi. Klinga jego krótkiego miecza błysnęła w powietrzu i z impetem wbiła się w cielsko węża tuż za jego głową. Zwierzę momentalnie przestało się ruszać umierając na miejscu.
W tym samym czasie niemal ogłuszony bólem kupiec starał się pozbyć kąsającej go dziko żmiji. Ta błyskawicznie odczepiła się od jego poranionej nogi, zwinęła w uniku przed jego włócznią i ugryzła go w dzierżącą ją dłoń. Mężczyzna wrzasnął jeszcze głośniej niż poprzednio, a na jego czoło wystąpiły grube krople potu. To było wręcz żałosne. David warknął coś pod nosem, nie próbował jednak łapać węża, a od razu przeciąć go na pół. Wyczekał na odpowiedni moment i gwałtownie zamierzył się mieczem przecinając z sykiem gada na dwie części. Głowa z kawałkiem ciała wgryziona dotąd w ręke kupca odpadła martwa na ziemię. Poraniony dotkliwie mężczyzna klepnął ciężko na tyłek. Trucizna musiała przyspieszyć bicie jego serca bowiem był czerwony i spocony jak burak, ciężko oddychał. Łotrzykowi nie wydawało się jednak, by jego życie było zagrożone.
- Dziękuję... - wysapał tylko, łapiąc się za boleśnie poranione miejsca.

+400 xp, lvl up!
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 19-03-2012 o 18:08.
Sekal jest offline