Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2012, 23:26   #259
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Andaras lubił bitwy. Był to jeden z nielicznych momentów, kiedy wszystko było jasne. Gdzie wróg, gdzie przyjaciel. Wszystko było czarne lub białe. Żadnych intryg, szpiegowania, ukrytych stron. Oni albo my, życie albo śmierć. Z dumą patrzył na swoją armię. Liczyła po dołączeniu sił Umbardzich, dwadzieścia tysięcy ludzi. W tym Trzy tysiące ciężkiej piechoty z wolnego miasta. Około jedenastu tysięcy Haradrimów zostało w ojczyźnie by bronić na wypadek napaści i stanowić strategiczne odwody. Wszak nie można było zabrać wszystkich mężów od swych żon. Ci którzy wyruszyli z Munthanem i byli obecni wraz z nowym królem na dzisiejszym polu bitwy, byli w większości jazdą. Praktycznie osiemdziesiąt procent Haradzkiego wojska to jazda. Na pustyni inne jednostki, przydawały się wyłącznie w miastach. Zatem Andaras miał do dyspozycji około trzech i pól tysiąca piechoty. Z czego jedynie pieciuset jego ludzi, było odpowiednikiem ciężkiej piechoty. Reszta posługiwała się mieczami,włóczniami i łukami. Taki zestaw był pod ręką każdego pieszego. Pozostałej jazdy miał lekko ponad trzynaście tysięcy. Do tego dochodziło piętnaście Mumakili. Które podczas przeprawy przez wąwóz wysłał na tyły. Intuicja mówiła mu że Gondorczycy szykują niespodzianki. Spodziewał się ciężkiej przeprawy, ale jak słusznie zauważyli wodzowie i dowódcy, zwycięstwo było pewne. Przewaga miażdżąca! Przypomniało mu się ostrzeżenie May, córki Haradzkiego wodza. Obecnie narzeczonej już zapewne księcia Hontondoru. By nie przekraczali jego granic... Wydawało mu się ono śmieszne. Duma i radość napawały go z maszerujących wojsk.

Ruszył przodem wraz ze swoim Khas. Andaras chciał napawać się zwycięstwem. Gdy dojrzał Gondorczyków wydawali mu się małą siłą. Około tysiąca ludzi i być może maksymalnie drugie tyle na wyspie. Daleko w tyle być może jakieś odwody. Ukryte przed ich wzrokiem... Odważni, niczym Haradczycy staneli by bronić swojej ojczyzny. Mimo pewnej śmierci nie lękali się walki. To będzie ładna walka, a przed wieczorem będą po drugiej stronie. Wyruszyli wszak o poranku, by w świetle dnia nie natrafić na żadne niespodzianki. Atak rozpoczęła szarża jazdy. A chwilę potem najgorsze koszmary zstąpiły na ziemię. Z początku myślał że to iluzja, jednak chwile potem zorientował się, że to co widzi jest smutną prawdą. Trzydziestometrowa fala będzie ostatnim widokiem w jego życiu.-pomyślał przerażony. Gdy opadnie nikt nie przeżyje... Magia elfów, śmierć Haradu. Ostatnie co pomyślał jeszcze w panice to, że straci piętnaście tysięcy ludzi. A resztę dobiją Gondorczycy. To był koniec jego armii. Dostrzegł kapłana na drugim brzegu, unoszącego dłonie skierowane ku wodzie. Konie i ludzie zaczęli panikować. Jazda rzuciła się ku skałą. Stać to może być pułapka jego myśli galopowały... Potok obrazów, skojarzeń pomysłów w ułamkach sekund...

-Zasadzka stanąć w połowie drogi między rzeką a skałami- wykrzyczał z siłą tysięcy głosów. Jednak nie wszyscy go posłuchali. Cześć stanęła część pognała ku skałom. Zrobiło się zamieszanie, gdzieniegdzie jeźdźcy wpadali na siebie w nielicznych miejscach ktoś upadł. Musze dać im cel nim lęk pożre ich serca-pomyślał czarnoksiężnik. Rzucił okiem na Kahira. Syn południa znał się na wojaczce, widział płomień w jego oczach. Wiedział też, że jeśli fala zabije jego i Daregotha, ktoś powinien przewodzić ocalałym. Zresztą dyshonorem byłoby nie pozwolić mu wziąć udziału w bitwie.
-Jedź ku chwale Haradu- jednym gestem ręki puścił za nim połowę swego Khas. Siedemdziesięciu pięciu ludzi. Wyraz szacunku i gwarancja bezpieczeństwa. O ile ktokolwiek z nasz może być teraz bezpieczny- pomyślał sarkastycznie.
-Przednia straż do ataku- przemówił znów w całej dolinie. Oznaczało to atak czterech tysięcy jezdnych na szeregi wroga. Jeśli mamy zginąć, to zabiorę was ze sobą Gondorskie psy.
Na jego ustach zaś znajdowało się już słowa zaklęcia. Daregoth utworzył ze swej magi tarcze. Która otaczała zarówno jego, jaki znaczną cześć jego brzegu. Oznaczałoby to, że drugi brzeg na którym stał Andaras zostanie zmyty. Pewna śmierć, lecz ocalenie dla innych. Ciekawe ile było w tym celowości ze strony najwyższego kapłana? Jednym czystym posunięciem pozbył by się Andarasa. Nie jestem gotowy na śmierć... Pochwycił mocą wiatr szeptał słowa. Poczuł moc, ukształtował ją i uderzył wiatrem z siłą huraganu! Wprost w nadciągającą falę. Radość i nadzieje przepełniały jego serce. Efektem było, że wspólnymi siłami zatrzymali ją w miejscu. Piętrząca się na barierze woda nie pozostawiała jednak złudzeń. Złamie nas z czasem...A efekt jej opadnięcie był tak losowy że znają go tylko bogowie.- ta myśl dominowała w głowie Haradzkiego Króla. Dam z siebie jednak wszystko, choćby miał być to ostatni raz! Dla Haradu, dla moich ludzi.

Tymczasem na prawym brzegu przystąpiono do szarży. Pierwsza jej faza poszła stosunkowo nieźle. Wypuszczony grad strzał, uszczuplił mur Gondorskich tarcz. Zaś strzały wypuszczone w odpowiedzi, zebrały małe żniwo. Chwilę później jeźdźcy, trzymając wyciągnięte włócznie starli się z pikinierami. Niestety dla Haradczyków mur tarcz wytrzymał. Na kłębiącą się masę, wyleciał grad strzał z wyspy. Wiatr który zaczął szaleć w efekcie czaru Andarasa, zniósł je jednak. Jeźdźcy odnieśli małe straty, cześć strzał spadła wręcz na Gondorskie szeregi. Wycie rannych konni i ludzi z obydwu stron zlało się z dźwiękami starcia. Zderzeń tarcz, skrzyżowań broni...

Wielu Haradczyków jednak, nie uczestniczyło w starciu. Widząc pociski z lasu na wyspie, oddali w tamtym kierunku zmasowana salwę. Półtora tysiąca strzał pomknęło między drzewami. Mimo trudnej pozycji i naturalnej osłonie. Wiele z nich osiągnęło cel. W powietrze wbił się słodki krzyk ofiar. Strata musiała być bardzo dotkliwa. Mur i jeźdźcy dalej toczyli rozpaczliwy bój. Jednak konni po wytraceniu impetu wynikającego z szarży, zaczęli ustępować Gondorczykom. Nie udało im się przebić przez ich szeregi, a chwile potem zmuszono ich do odwrotu. Na pozycje Gondorczyków spadł grad strzał. Jednak po odepchnięciu jeźdźców zdążyli oni schować się w ciasnej formacji pod tarczami. Jedynie nieliczni padli w masę trupów, znajdujące się na ziemi. Wtedy nastąpiła idealna salwa łuczników Gondorskich w uciekająca Haradzką pierwszą fale. Z tego oddziału, nie pozostał już w siodle niemal nikt. Ta salwa była godna najlepszych elfich łuczników. Myliłby się ten kto pomyślałby, że taka klęska kompanów wlała zwątpienie w Haradzkie serca. Haradrimowie widząc jaką porażkę ponieśli ich druhowie... Zebrali się i wściekłością w sobie z impetem wpadli na pikinierów, nim łucznicy wroga zdołali oddać drugą salwę. Linia obrony zaczynała się chwiać, w kilu miejscach zaś pękła i grupki konnych wdzierały się między szeregi obrońców. Gondorczycy wytrzymali, jeźdźcy jednak nie ustępowali. Bitewne szczęście było jednak po stronie ludzi pustyni. Rozbili pierwsze szeregi wroga, a próba kontra ataku rozpoczęta przez młodego dzielnego Gondorskiego oficera, została zduszona w zarodku. Kolejna fala jeźdźców, wpadła między piechotę. W środku padało czterech Gondorczyków za jednego Haradczyka. Tyły zaczęły się cofać Gondorczycy byli na krawędzi, paniki i odwrotu. Salwa łuczników wroga, ostudziła nieco jeźdźców pustyni. Dała chwilę na odskok tylnym szeregom wroga, dla przednich nie było już ratunku. W plątaninie ciał koni i ludzi chwile jednak zajęło wyprowadzenie efektywnej szarży. Przypadkowe strzały wypuszczone ku Gonroczykom nie spowodowały znaczących strat. Jeźdzcy jednak wyrwali się z pobojowiska i zaszarżowali na siły wroga. Po drodze stratowano, cofających się w panice pikinierów. Kolejna salwa z wyspy, teraz jakby o połowę mniejsze niż pierwotnie. Padały konie padali ludzie. Łucznicy Gondoru w przesmyku nie byli głupi. Zaczęli ładować się na łodzie które wcześniej mieli przygotowane. Dwustu ludzi walczyło w ten sposób o swoje życie. Przerwał je krótki gwizdek. I jedna salwa tysiąca strzał. Jedynie kila łodzi zepchniętych już do wody oddaliło się od brzegu, jednak bez nikogo żywego na pokładzie. Reszta została na lądzie przygnieciona ciałami zabitych.

Tymczasem na prawym brzegu gdzie znajdował się Andaras, również rozgorzała walka. W powietrzu niemal minęły się dwie salwy wystrzelone z obu stron. Gondorska wywołała mały efekt, ludzie przytulili się do swoich koni a w tarcze niesione na tym etapie na plecach wbiły się czasami strzały. Padali też martwi jednak było ich niewielu. Odpowiedz Haradu była zdecydowanie mocniejsza. Pierwszy szeregi Gondorczyków padły twarzami do ziemi. Martwych przewracających się do tyłu odpychali towarzysze. Szarża Haradu wbiła się mocno w Gondorski szereg. Który póki co, jeszcze wytrzymywał napór. Rozpoczęła się rąbanina, na wyniszczenie oko za oko. Trup za trupa...
Na niezwiązane jeszcze walką tynie szeregi Haradu spadł deszcz strzał z pozycji Gondorskich. Byli na to przygotowani, demony pustyni im dopomogły straty były symboliczne. Odpowiedź zaś miażdżąca. Jedna salwa nakryła pozycje łuczników dywanem strzał, zwinęły się przyduszone do ziemi. Ludzie zaczęli uciekać w popłochu. Wiedzieli że z powtórki nie przetrwałby nikt. Nastąpił Gondorski zryw. Ktoś krzyknął za Eldariona i Gondor! Zwarte szeregi odepchnęły konnych. Ci w zasięgu pik i mieczy zostali w większości zabici. Haradczycy wycofali się świadomie. Po rozbiciu łuczników mieli zwycięstwo w kieszeni. Gondorczycy osłaniali się tarczami. Spadały na nich kolejne salwy. Początkowo dawały niewielki efekt. Obrońcy trzymali się dzielnie. Jednak z biegiem czasu konni zaczęli ich oskrzydlać. Strzały sypały się niemal zewsząd i pod każdym kątem. Tego nie można było wytrzymać. Ci którzy przeżyli, rzucili się do ucieczki. Licząc na cud ocalenia i widząc pewną klęskę i śmierć. Haradczycy oddali salwę w stronę łuczników na łodziach, lecz wiatr z magi Andarasa znów dał o sobie znać. Tym razem uniemożliwił zabicie tych nielicznych uciekinierów. Ludzie pustyni rozpoczęli ostrzał lasu. Na rozkaz Kahira, który liczył że może jakaś zbłąkana strzała zabije tego cholernego elfa. Tego który wywołał falę... Mieli już nawet koncept wpłynięcia na wyspę na koniach. Ci którzy ich nie mieli- biegli w stronę tych łodzi, które pozostały na brzegu. Pierścień z obu stron był gotów, by się zacisnąć. I wtedy wyczerpany Król Haradu opadł na kolana! Wiatr ucichł, moment później zniknęła ochronna tarcza na drugim brzegu!

Woda rozlała się we wszystkich kierunkach. Największa jej masa na szczęście dla Haradczyków cofnęła się w dół rzeki. Niech Morgoth was przyjmie- pomyślał Andaras, dla trzech tysięcy jego ludzi nie było już ratunku. Przeżyje może co dziesiąty... Jednak na boki woda również rozlała się, dość zdecydowanie. Dobrze że umiem pływać choć trochę, może bogowie ocalą-pomyślał przed spotkaniem z wodą. Ostatnim widok jaki widział, była fala w dół rzeki sięgająca czubka drzew. Dobrze, że chociaż jej twórca dostał na co zasłużył, zginie od własnej broni. Nie zostanie bohaterem armia przetrwa. Nastąpił cud na pustyni! Andaras przeżył falę. Na bokach straty sięgały około jednej trzeciej stanu. Pozbierał się. Na szczęście jego nieumarły rumak odnalazł go. Sprytna bestia jak na trupa. No i nawet pod wodą, nie miał problemu oddychania. Król wspiął się na konia. Jego Khas zaczęło się gromadzić w okół niego. Zaczęły padać rozkazy:
-Znaleźć Kahira.
-Panie wszystkich zmyło spłynęli w dół rzeki.
-Świetnie wiecie gdzie szukać.
Po chwili użył amuletu:
-Sformować odziały zabezpieczyć teren. Rannych na tabory. Nawet krytycznych. Żadnego dobijania wielu będę wstanie pomóc. Bądźcie czujni Morgoth był z nami- poniósł się magiczny krzyk Andarasa.
-Wyślijcie też ludzi na wyspę. Mają znaleźć elfa bądź jego ciało.-dodał już normalnym głosem do swoich ludzi. Powinien mieć przy sobie księgę zaklęć. Przy odrobinie szczęścia może nawet kostur niedaleko. Żaden Gondorczyk nie może ujść. Żywcem jeśli będzie okazja i przed moje oblicze. Puścić duży oddział w do wylotu doliny. Założyć tam obóz. Po pewnym czasie zaczęły spływać raporty.. Kahir nigdzie nie było. Jak i większości ludzi ze straży przedniej. Daregoth naturalnie przeżył. Mimo napierśnika i żelaznej maski, niczym karalucha ciężko go było zabić. Ta wieść wcale nie zdziwiła Andarasa. -Kahira szukać do oporu. Wysłać większe oddziały wzdłuż rzeki. Ocalałych mogło znieść daleko. To rosły wojownik jeśli Morgoth pozwoli... Choć wiedział, że pewnie nie... Król Haradu wzniósł radosny okrzyk na całą dolinę: Zwycięstwo! Niemożliwe stało się naszym udziałem. Droga do Hontondoru otwarta.

I tylko cichy głosik szeptał mu ocenie jaką musiał zapłacić w krwi swoich rodaków. Miał równie cichą nadzieję że gdzieś tam w dolinie, odwody Gondorczyków spotkała równie miła niespodzianka. Jak jego samego na początku bitwy. Być może mieli jakieś siły które były gotowe wkroczyć do walki, gdyby choćby czar morski nie wypalił. A to oznaczało, że musiały być niedaleko w dolinie.... Byłoby to jakieś pocieszenie.
 
Icarius jest offline