Gdy otwarł oczy ból i wspomnienia eksplodowały w jego głowie. Przeważnie ktoś, kto odchodzi z tego świata nie pamięta ostatniej chwili przed śmiercią. On pamiętał nazbyt dokładnie. Twarze chłopów i wieśniaków, powykręcane od złości i wrogości. Pamiętał zaciśnięte pięści, kamienie w dłoniach i patyki. Każdy zadawany cios, bolał co raz mniej, a świadomość z każdą kolejną chwilą odpływała. Obraz poczerniał mu przed oczami i ostatecznie zniknął, aż do momentu jak ktoś nie wyłowił go z rzeki.
~
Czy Sigmar nade mną czuwał?...~ zastanawiał się w duchu. Tyle razy podkreślał iż nie jest bogobojny, że cała ta gadanina o wierze przyprawia go o mdłości. Pamiętał jednak swoje przyrzeczenie względem Młotodzierżcy, tuż przed walką z Iskariotą przy jego namiocie. Pamiętał, co wtedy wyszeptał.
~
Ocal mnie i wspomóż w słusznej sprawie, a zyskasz prawdziwego fanatyka twej religii...~
Bruno słowa dotrzymywał. Wiedział, że wieści o wydarzeniach z Ostermak dotrą do Ralfa i pewnie niebawem przybędzie do Brunona i Von Antary by się z nimi rozmówić. Dla kapłana była to ważna sprawa, a dla Bruna kolejny sposób by zarobić i przehulać złoto z dziwkami w karczmie. Cóż. Stracił całą broń, młot, a także nie tanią kuszę. Musiał odkupić broń i zainwestować w jaką zbroję, wszak była mu potrzebna bo zmieniać profesji nie miał zamiaru. Teraz stał się jeszcze groźniejszy, jeszcze twardszy. Przeżył własną śmierć i będzie walczyć z powołania a nie dla pieniędzy. A za zabicie Czarnego proroka zabłyśnie w świątyni Sigmara i pewnie będzie mu łatwiej wkroczyć na ścieżkę łowcy czarownic. Oby. Z resztą będzie dość czasu by się nad tym zastanawiać. Musiał wrócić do Ostermak i spotkać się z Gislanem, Jotunnem i całą resztą tej wesołej bandy.
~***~
Tylko drewniane drzwi dzieliły go od jego kompanów. Kompanów, których właściwie nawet nie poznał. Pogładził się po łysej, posiniaczonej i porozbijanej głowie, pokręcił nią, uśmiechnął się i władował w otwarcie drzwi tyle siły ile zgromadził. Chciał wejść efektownie. Może nie do końca mu się udało ale jego widok z pewnością zaskoczył gromadkę. Gromadkę znacznie mniejszą niż się spodziewał.
-
Kurwa, zostawić was na parę godzin samych a rozwalicie całe miasto! -
-
Bruno! Ty żyjesz?! -
Gislan zerwał się na równe nogi i natychmiast skręcił się z bólu, żałując swego temperamentu.
-
Zdaje się, że tak, choć ciągle nie jestem tego pewny... -
-
Ty bydlaku, zrób tak jeszcze raz, to cię zabije! -
Bruno machnął tylko ręką i pokręcił głową. Miał niemałe problemy z chodzeniem to też powoli zbliżył się do pozostałych i każdego ciepło przywitał uściskaniem, zważając rzecz jasna na swój i ich stan zdrowia. Zapowiadał się długi dzień.