"Kruk ?"- pomyślała słysząc odgłosy dobiegające gdzieś z mgły spowijającej maszt. " Jakie to tendencyjne..."Kruki zawsze kojarzyły się ludziom z nieszczęściem, jakie rzekomo miały te zwierzęta ze sobą przynosić. We wszystkich opowieściach, legendach, mitach tropicielka widziała jednak nie tyle podłe zwierze, które chce siać strach i zamęt co niosącego przestrogę posłańca Nocy. Zawsze miała za głupców ludzi, którzy wierząc w te przesądy załamywali ręce poddając się nieuchronnemu, miast odczytać to jako sygnał do działań.
Gotowa do podjęcia walki , oczekiwała na Courynna - żywego, czy też jego truchło uderzające o pokład.
Ku jej zdziwieniu marynarz zszedł na pokład bez jakichkolwiek ran czy nawet zadrapań. "Niektórzy nie mieli tyle szczęścia..." Zbliżyła się do Bahadura , kiedy wysłuchiwał raportu najemnika. Na tyle blisko by zaznaczyć swoją obecności , jednak na tyle daleko by nie można było bez krępacji w ową rozmowę jej wplątać. Czuła, że jej zdanie mało obchodzi pozostałych najemników i równie mało obchodziło ją ich zdanie. Pogawędki, docinki , sprzeczki - to wszystko zabawa dla rozwydrzonych bachorów .
W tej chwili zastanawiało ją jedynie jedno - czym może być ów zwierz, którego wytropiła wraz z bratem. Nigdy nie słyszała opisu zwierzęcia choć trochę podobnego temu, co opisał Courynn. "Od początku z całym tym syfem związana była magia..."- poczochrała się po potylicy , rozgniatając palcami kilka żyjątek, natarczywie podgryzających jej skórę.
Choć Noa odziedziczyła minimalny talent po ojcu [ więcej tego "przysmaku" dostało się Ashrakowi ] wypływał z niej niczym krew. Posiadała go, była świadoma tego co może z nim zrobić, natomiast nigdy nie zgłębiała tajemnic jego działania. Budowało to kolejną trudność w ocenie - czy możliwe, iż zwierze takie żyje gdzieś w pobliżu ? Na skale , wyspie czy może jest istotą stworzoną przez zwichrowanego magina, któremu ślęczenie wśród świec i próbówek dawno zbrzydło ? " Jak się zwał ten czary-mary skurwiel z Amn ?"- z całych sił starała sobie przypomnieć imię podstarzałego barda , który twierdził , że niejedno w życiu widział. W tej chwili właśnie przypomniała jej się jedna z wielu opowieści, które bełkotał pod nosem w karczmie, cały zlany własnymi rzygowinami. "Chi...Chimera ?"- to chyba było właśnie to słowo. Jedna istota, powstała z kilku za sprawą magii. Ponoć istnieli gdzieś w Fearunie wielcy magistrzy , którzy prawili się sztuką tworzenia takich sług.
Splunęła przez ramię z obrzydzeniem. " Czy jednego z takich pomyleńców obawia się Lanthis ?"
Kiedy rozpętała się kłótnia między najemnikami stała gdzieś z boku. Mogła dobrze ich słyszeć, jednak w najmniejszym stopniu nie była zainteresowana ich rozterkami i przepychankami z nich wynikającymi. "Trza było siedzieć z pizdą w Amn i szukać szczęścia, a nie tutaj spełniać swoje matczyny instynkty" - warknęła w myślach przyglądając się Chui i wciskającej w jej ubranie swoje drobne palce dziewczynce. Przez chwilę była gotowa skorzystać z zamieszania i przebić małej skroń przy użyciu nadziaka... Nastawienie Bahadura jak i większości najemników jednak sprawiło, iż zrezygnowała. "Przyjdzie czas , że pożałujecie..."
Odczekała kilka chwil, aż gromadka najemników rozeszła się a sama elfka wraz z dziewczynką udała się pod pokład. Dyskretnie udała się jej śladem.
__________________ "...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys" |