Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2012, 18:44   #24
Cartobligante
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
Tu przeszedł się w tę i w drugą stronę krokiem majestatycznym i pewnym- jak na gwardzistę prosto z Nuln przystało, tam zaimprowizował co nieco ruchem ręki jakby salutowanie, które widział nie jeden raz patrząc na wielki świat zza przybrudzonej szyby w klasztorze, a potem na ulicach Altdorfu, a tu już kurtyna poczęła opadać, zasłaniając Starka wraz z kłaniającymi się teatralnie aktorami. I zaraz znowu kurtyna podniosła się, okrzyki wzmogły, a aktorzy jak w miejscu stali, tak i znowu kłaniali się klaszczącej publice.

-To już? Nawet jednego wersu dla mnie scenariusz nie przewiduje? – Stark rozglądnął się po scenie spoglądając swych kamratów.
– A chciałem trochę pirotechniki wprowadzić do przedstawienia… - zamyślił się lekko zasmucony chcąc już zejść ze sceny, gdy kotara znowu podniosła się. Widzowie jednak poderwali się już ze swych siedzisk więc i aplauz i euforia powoli opadła zamieniając się w ogólną krzątaninę i rozglądanie się za wyjściem.

- Oho.. kłopoty, przedstawienie chyba się nie spodobało… -
rzekł jakby do siebie Stark gdy Herr Kluge wylazł zza rogu i złapał Siegfrieda za fraki.


* * *


Po złości Matthiasa nie było śladu, gdy jego oczom ukazała się schodząca z najwyższych rzędów rudowłosa Luiza Lutzen, taka jak ją Stark widział pierwszy raz, schodzącej z Warzeńskiego śródmieścia, a Jans przezabawnie gestykulując tłumaczył całe to zajście garderobianemu.

Wychodzący z Sali podniecony tłumek napierał żwawo na wyjście, spoglądając jeszcze to na scenę, jakby oczekując jeszcze jakiegoś punktu programu, to na jedyne wyjście z niewietrzonej od co najmniej godziny sali. Wśród rozweselonych zaprezentowanym programem co jakiś czas słychać było uprzejme i jakże odpowiednie dla tego miejsca sformułowania - jak leziesz baranie, - gdzie się cholera pchasz ćwoku niemyty- i tym podobne, grzecznościowe sformułowania. Carolus usilnie wypatrując wurzeńskiej kurtyzany wszedł nieco głębiej pomiędzy tłoczących się do wyjścia gości teatru i mimo usilnych starań przebrnięcia na wyższe stopnie sali, po chwili znalazł się już w korytarzu, a potem pod samym smaganym zimnym wiatrem i śniegiem czerwonym pionkiem, wiszącym nad wejściem do budynku.

-Ależ ziąb! No i gdzież oni? –
rzekł Stark spoglądając na zamykające się podwoje Pionka. Rozglądnął się to w lewo, to w prawo szukając czegoś przypominającego „wejście dla personelu”, jednak niczego nie znalazł, a śnieg wciąż sypał. Po niedługiej chwili rozweselony Jans i Siegfried wyłonili się zza zaułka i ruszyli w stronę Nortgate, do skarpowego mieszkania, przywołując maga ręką.


* * *


Od samych oparów bimru Starkowi odechciewało się alkoholu na co najmniej następny tydzień. Wolał pozbierać to co w pocie czoła narąbał mu Siegfried i ułożyć z nich tradycyjne domowe ognisko.

[i] - Najpierw najmniejsze… do środka… tak, żeby ognisko miało duszę..., potem te większe, żeby odpaliły się od tych mniejszych…- [i]
Stark w skupieniu przypominał sobie teorię układania ogniska, łamiąc i kładąc małe patyczki jeden koło drugiego, układając z nich coś na kształt szałasu.
- Kurw…-
przerwał poirytowany, gdy ustawiony kopczyk bezładnie przechylił się, poczym upadł na jedną stronę.
- Najmniejsze… średnie… największe.. kurw.. znowu.. -
rozzłoszczony rzucił wszystkie na jeden stos po środku kamiennego kominka, odsunął się na krok, wyprostował ręce i wypowiedział magiczną formułę, splatając w jedną wiązkę moc Aqshy. Zaraz też w jego dłoniach uformowała się magiczna kula ognia, poczym wystrzeliła wprost w rzucone w głąb kominka kawałki drewna, przypominające ognisko, podpalając je. W chwile po tym do pomieszczenia weszli Jans z Siegfriedem przekomarzających się i radujących się na widok trzaskającego ognia.

- Ani jedną zapałką panowie! –
rzekł dumnie podpierając ręce w pasie.

Porządkom nie było końca. Co Jans Starł podłogę to i Regis wchodząc z buciorami ubłoconymi chlapą z ulicy nanosił na nowo. W końcu jednak uprzątnęli tą pędzarnie bimbru i domawiali szczegóły planu.


* * *


Stark ruszył spod domu Jansa mijając idącego ze swoja ofiarą Skalpa. Nie przyszło mu odgrywać żadnej ważnej roli w tej mistyfikacji, więc uznał, że powrót do swojego mieszkania będzie najrozsądniejszym wyjściem.

- Zachlani czy nie, pewno sobie poradzą.
rzekł do siebie gdy obie postaci zniknęły za drzwiami Jansowskiej kawalerki.
Poczym ruszył przed siebie, by odespać te męczące dwa dni i wrócić z rana do kompanów, sprawdzając cóż takiego upolowali.
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.

Ostatnio edytowane przez Cartobligante : 22-03-2012 o 18:46. Powód: Poprawka znaczników
Cartobligante jest offline