Stołówka u Ulriki
Imrak, Magnar i Otte zgromadzili się w jadalni przy Juliusie. Wprawnie skrępowany mężczyzna na wpół stał, przywiązany do drewnianego bala podtrzymującego strop.
Matka wytatuowanego mężczyzny łkała cichutko w kącie.
- Pytam, się! - krzyknął wkurzony milczeniem bandziora Otto.
- Gdzie Gruby uszedł był?! - A mi jak to wiedzieć, łapaczu - mruknął z opuszczoną głową Julius.
- Przecie mówię, to JA jestem z Bergsdorfu. Gruby i chłopaki są nietutejsi, mogą być wszędzie. Chcecie nagrody? To ich kurwa sam gońcie. Ja nic nie wiem - ostatnie słowa wycedził z wściekłością.
- Łajno! - ryknął Otto.
- Prawdę mi tu mówcie, bo...- nie dokończył dając wybrzmieć niewypowiedzianej groźbie.
- Panie - szepnęła cicho Ulrika.
- Darujcie mojemu synowi. To dobre dziecko, na studia miał iść, jak Pan ojciec chciał. On nie wie. Przyjechali z tydzień temu i tylko tu biesiadowali. Gruby, znaczy Pan Folger tylko żarł i za przeproszeniem srał w obejściu. Oni tu mieli ino przeczekać zawieruchę. Tak mi Juliś mówił - wyjaśniała.
-
Matka - ryknął "Juliś"
- mówiłem jak masz mnie nazywać, tak czy nie!
Kobieta spuściła pokornie głowę i odeszła w kąt izby.
Julius ciągnął niespeszony już dalej:
- Dobra, powtórzę... nie wiem gdzie uszedł był Gruby - przedrzeźniał mowę Normaverbrauchera -
ale dam Wam pieniądze na mój wykup. Ile za mą głowę chce Graf Boris? Ja dam dwa razy więcej i zapłacę jeszcze za truchło Razga. Mimo że półork kompan mój był. Zasłużył. Z niejednej ruchawki mnie na plechach wyniósł - wpił wzrok w Magnara spokojnie popijającego lekko pieniste piwo, jakby to on miał zadecydować.
Ze strychu dał się słyszeć łoskot i na pierwsze piętro zeskoczył Vooks z zasępioną miną. Spokojnie zszedł po drewnianych schodach i wyjaśnił to co wszyscy już wiedzieli:
- No... nie trafiłem. Zwiali nam.
Do jadalni weszli Ivein, Gotte, na końcu zaś zdyszany nieco Archibald. Ten ostatni tylko potaknął słowom niziołka.
- Dali dyla.
-
Znaczy spierdolili wozem aż się kurzyło. Woźnica dostał w głowę. Żył będzie, na szczęście. Gonimy ich? - spytał Ivein wpatrując się w Juliusa.
- Mogą być teraz wszędzie - wskazał spokojnie Imrak kończąc udziec kurczaka.
- Ale ten tu obwieś proponuje wykupne za siebie i orcze ścierwo...
***
Parę godzin później, karczma "Bergsdorf"
Drewniana gospoda stała zaraz przy bramie miejskiej, lecz mimo późnej pory niewielu było w niej gości. Fakt, że często wpadali "na jednego" przedstawiciele straży miejskiej na pewno miał coś z tym wspólnego. Łysawy karczmarz Klaus Nottinge widocznie jednak nie narzekał. Przyanjmniej nie musiał płacić haraczu chłopakom z miasta.
"Malowani chłopcy" mieli wynajęte dormitorium dla siebie na przyszłe dwa dni. Siedzieli posilając się dziczyzną w milczeniu. Trawili przy tym wydarzenia dnia dzisiejszego, rozmyślając jednocześnie co czynić im dalej. Jednym zdaniem: "po robocie nie gadamy o robocie".
Czasami tylko, przerywając ciszę, któryś czknął, beknął bądź wielkopańskim gestem przywołał blondwłosą służkę o imieniu Gretchen by dolała mu kolejny kufel piwa.
Gotte i Otte stuknęli się zwyczajowo kuflami ogłaszając kolejny rozpoczęty dzban trunku, gdy Imrak zmrużył oczy i skinął brodą Iveinowi.
- Spójrzże no chłopcze, kto przylazł do szynku. Oczy już nie te... Czy to nie... hm...
Nie dokończył zdania, gdy Magnar ryknął na całą salę w kierunku nowo przybyłego mężczyzny w wysłużonej skórzni i przy mieczu, aż echo poszło.
- Edgar! To Ty?
Człowiek zatrzymał się w miejscu. Spojrzał w kierunku najemników i wesoło odparł.
- Świat jest za mały. Chłopaki, Wy jeszcze żyjecie? - Żyjemy - błysnął zębiskami Ivein i podniósł w górę niziołka.
- Nawet narwany Vooks, wyobraź sobie.
Edgar Stock, gdyż tak nazywał się mężczyzna miał około pięćdziesiątki, lecz nadal trzymał się prosto. Żołnierskie nawyki nie uchodziły z człeka zbyt łatwo. Ostatnim razem, gdy się z nim widzieli, było to prawie rok temu. Wykupił ponoć skrawek ziemi od komturii Białego Wilka w Middenheim w głuszy w okolicy Gór Środkowych i miarkował się osiedlić. Porzucić wojaczkę na dobre. Awanturnicy pukali się w głowę, namawiali wiarusa do grzechu, lecz towarzysz broni zaparł się i obmyśliwał co zrobi jak wreszcie tam dotrze.
Pewnej nocy pożegnał się i tyle go widzieli.
Prawdę mówiąc najemnicy potraktowali odejście kompana jak jego nagły i lekko przedwczesny zgon, gdyż powszechnie wiadomo było, że okolice Kurtwallen, czyli przyszłej sadyby Edgara do bezpiecznych nigdy nie należały.
- Niespodzianka wielka - cieszył się Otto.
- Co Cię sprowadza? - zapytał Vooks.
Edgar, pociągnął się za bujny wąs i lekko zachrypniętym głosem odparł.
- No... nie uwierzycie... Syn mi się żeni. Przyjechałem uzupełnić zapasy na uroczystość i nająć paru ludzi do pracy.
- Zaraz, zaraz Edgarze, przecież Ty nie masz syna. A przynajmniej nie miałeś jak żem Cię ostatni raz widział - przerwał mu Imrak.
- Spowiadaj się. - Bo.. to nie mój rodzony, tylko żony. Szesnaście wiosen ma jej synek. Spodobała mu się jedna taka w sąsiedniej wsi, to mnie baba wygnała na rozmówienie. Nie wiedziałem czemu. Teraz wiem. W samą porę, żem przyjechał do rodziców panny młodej, bo przyszywany synalek mój ją ponoć zbrzuchacił i mścić się chcieli. Ale żem sprawę załatwił, choć tanio nie było. - zarechotał.
- He, he, he. Kum Edgar rozjemca - zadrwił Ivein.
- Ba... zmieniłem się, chłopcy - odparł rezolutnie Stock.
- A ta praca? - rzeczowo spytał Gotte.
- No bo widzicie, zuchy Wy moje, okolica, mimo że to tylko parę dni stąd, jeszcze dzika, nieujarzmiona i nie do końca bezpieczna. A to ruchawka goblinów, a to bandyci na pątników zmierzających do Białego Dębu napastują. Czasem i krasnoludy z Miedzianej Żyły przyjadą do naszej gospody i burdę wszczną. Słowem, moja Helena i ja chcemy, żeby na weselu spokój był. To i chciałem paru tępych osiłków wynająć, ale.... może Wy? - zagadnął przyglądając się im bacznie.
-
Znam Was. Wy mnie znacie. Wiem co potraficie. Pomyślcie, spanie w stodole do oporu, wikt i gorzałka do wesela, jak zostanie to też - zastrzegł się Edgar spojrzawszy na Magnara.
- Oderwiecie się od cywilizacji i spędzicie pary dni w rajskim siole, to jest w Kurtwallen. Odpoczynek Wam się należy. A jak skończymy weselicho, to na poprawiny zostaniecie... A jak skończymy poprawiny to Wam okrągłą sumkę wydzielę. Jak będzie?