Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2012, 21:07   #88
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Powrót zwiadu tylko na chwilę ucieszył załogę i wlał w jej serca otuchę. Ledwo bowiem najemnicy wkroczyli na pokład “Gryfa” rozgorzała gorąca awantura. Jej głównymi aktorami byli Bahadur, Fortney i kapłan, a przedmiotem całej dyskusji była głównie mała dziewczynka, która stała obok elfki.
Dopiero wkroczenie bosmana ostudziło gorące głowy. Jego ostre słowa sprawiły, że najemnicy odstąpili od siebie i nie doszło do żadnych rękoczynów. Jasne jednak było, że konfliktu nie da się szybko zapomnieć i wcześniej czy później on powróci.
Najemnicy nie byli zgodni w wielu kwestiach, a zważywszy na fakt, że w ich szeregach był zdrajca i podjudzacz tylko dolewało oliwy do ognia.
Wszyscy byli zmęczeni i wycieńczeni wszystkim co wydarzyło się w trakcie tej nocy. Bitwa morska i zwiad przyniosły wiele zagadek, niebezpieczeństw, ale także kilka ważnych wskazówek, które mogły doprowadzić do prawdy o rejsie “Czarnego Gryfa”
Bosman po uspokojeniu awantury, zajął się dowodzeniem. Priorytetem dla niego było opuszczenie tych niebezpiecznych i przeklętych jego zdaniem wód.
Mimo późnej pory załoga więc musiała uwijać się na wantach i na pokładzie, by nadać galeonowi odpowiednią prędkość. Wiatr nie był silny, więc niezbędne były liczne manewry, które kosztowały wszystkich wiele pracy i sił.
Najemnicy zajęli się swoimi sprawami, albo udali się na odpoczynek. Nie wiadomo było wszakże co przyniosą kolejne godziny.

Yagar
Czarownik nie był zadowolony z decyzji bosmana zarówno odnośnie skrzyni, jak i dziewczynki. Gdy, więc awantura z udziałem Bahadura i Fortneya ucichła, udał się on na mostek do stojącego za sterem Ragara. ,
- Musisz mi udostępnić skrzynię - ten rozpoczął prosto z mostu nie bawiąc się w żadne gierki.
Thort słuchał uważnie słów czarownika i widać było, że długo je rozważa w milczeniu.
- Mądrze mówisz Yagarze - odrzekł w końcu - Nie czas teraz jednak na takie dysputy. Idź się prześpij, bo noc była zaiste męcząca. Pomówimy o tym, gdy tylko znajdziemy się na spokojniejszych wodach.
Yagar widział, że nie ma sensu dalej dyskutować z bosmanem. Planował jednak powrócić do tematu, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.

Atuar
Kapłan obserwował i wyciągał wnioski. Wiele zdarzeń i osób na okręcie bardzo mu się nie podobało. Swoje myśli zachowywał na razie tylko dla siebie, choć plan działania na najbliższe godziny układał się już praktycznie powoli sam z siebie.
Kapłan, który jako jedyny na karaweli zajął się tym po co zostali tam wysłani. Postanowił wybadać co wie, o całym rejsie bosman.
Gdy echa awantury ucichły, a najemnicy rozeszli się kapłan zbliżył się do Thorta.
- Można na słowo? - zapytał.
Bosman obdarzył go surowym spojrzeniem i rzekł:
- O co chodzi?
- Dwa krótkie pytania.
- Tak?
- Czy mówią ci Ragarze coś nazwy Nova Vaasa, Darkon, Vechor?
Thort spojrzał na kapłana i długo mierzył go wzrokiem. Milczenie przedłużało się i stawało się coraz bardziej wymowne.
- Długo pływam po różnych morzach, ale nie słyszałem nazw, które wymieniłeś. - jego głos był zmieniony. Kapłan wyczuł w nim lekkie drżenie i wahanie. - Jeżeli chcesz zapytaj, któregoś ze starszych marynarzy. Może oni o nich słyszeli.
Ostatnie zdanie było wypowiedziane tonem wyraźne kpiny i szyderstwa, jakby bosman chciał powiedzieć “szukaj, szukaj i tak się niczego nie dowiesz”
Kapłan nie zamierzał drążyć tematu i spytał zmieniając temat.
- A można zobaczyć jak się miewa kapitan?
- Można - odparł krótko Ragar - Tylko jest tam już medyk i ten druid, Ashrak. Nie ma chyba, więc potrzeby by kolejny cudotwórca tam zaglądał.
Atuar przyznał rację bosmanowi, ale jego argumenty w tej kwestii były jednak zupełnie inne.
Idąc w stronę swoje kajuty kapłan zagadnął jednego ze starych matrosów i zgodnie z sugestią bosmana zapytał o tajemnicze nazwy. Odpowiedź jaką otrzymał bardzo go zdziwiła i sprawiła, że zaczął się on jeszcze bardziej zastanawiać nad tym dokąd wywiózł ich kapitan Lanthis.

Chui, Noa
Elfka otrzymała zadanie zaopiekowania się małą dziewczynką. Ucieszyła się z tego, bo tak naprawdę nie wierzyła aby mała była zła, czy opętana jak to twierdzili jej towarzysze.
Współczucie dla małej znajdowała źródło, gdzieś w odległej przeszłości elfki. O tym jednak nie zamierzała z nikim dyskutować, ani się zwierzać. Pomaganie dziecku dawało jej wiele radości i satysfakcji. Chui wierzyła, że mała otworzy się w końcu przed nią i opowie jej o swojej zapewne mrocznej i bolesnej przeszłości.
Kąpiel jaką urządziła małej przyniosła kolejne tajemnice i pytania. Dziewczynka miała na szyi jakiś ochronny zapewne amulet, a na lewej łopatce dziwne znamię, które nie do końca wyglądało na naturalne.
Chui nie zdawała sobie sprawy, że ktoś cały czas obserwuje jej poczynania i także staje się powiernikiem tajemnic dziewczynki. Noa śledziła ich z ukrycia i cały czas czujnie obserwowała każdy ruch i czynność, jaką wykonywała mała.

Po kąpieli Chui ułożyła dziewczynkę do snu, zapewniając ją przy tym, że jej nie opuści i będzie cały czas przy niej. Wiedziała, że dobry, spokojny sen jest dla dziecka niezwykle ważny.
Mała usnęła szybko, jednak jej sen nie był ani dobry, ani spokojny.
Dziewczynka kręciła się na łóżku przeżywając najwyraźniej jakiś koszmar. Co kilka chwil mówiła coś przez sen. Chui wyłapała z tego tylko kilka słów. Dziewczynka na pewno wzywała pomocy, a także błagała o litość. Wśród wielu niezrozumiałych słów pojawiało się nad wyraz często jedno imię, które w końcu elfce udało się rozszyfrować.
Grigori

WSZYSCY
Świt nadszedł nieoczekiwanie. Ciężko tak naprawdę było to nazwać w ogóle świtem. Było jaśniej, jednak gdyby ktoś miał wskazać źródło światła miałby z tym duży problem.
Niebo nabrało barwy szaro mlecznej i gdzieś tam za rozciągniętymi niesamowicie chmurami barwy ciemno szarej. kryło się słońce. Jego istnienia tak naprawdę można się było tylko domyślać, gdyż nigdzie nie widać było jego złocistej, okrągłej tarczy.
Mgła, która w nocy przysporzyła wszystkim tyle kłopotów wcale nie znikła. Była na pewno rzadsza i o wiele niższa, jednak ciągle obecna. Jej długie, jasne pasma otaczały okręt i snuły się ocierając się o burty “Gryfa”
Bosman, jak i cała załoga pełniąca nocną wachtę była wykończona. Marynarze słaniali się na nogach i tylko czekali na komendę do zejścia z pokładu. Cieszyli się, że nastał dzień jednak było to bardzo niewielkie pocieszenie. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że za sprawą magicznych sztuczek kapitana Lanthisa zabłądzili na nieznanych wodach. Jedyne osoby mogące cokolwiek powiedzieć o miejscu w którym się znajdowali leżeli złożeni chorobą w kapitańskiej kajucie.

- Chłopy! - ryknął bosman - Fajrant!
Radosne okrzyki, przekleństwa i gwizdy zlały się w jedne odgłos radości i entuzjazmu.
- Inglorion! - zawołał bosman jednego z elfów - Przejmiesz ster i dowodzenie. Ja idę rozmówić się z najemnikami, a później przespać się kilka godzin. Utrzymuj prędkość i kurs. Jakby coś się działo... cokolwiek - dodał po chwili namysłu - to wołajcie mnie.
Ragar zszedł z mostku i gestem ręki przywołał jednego z majtków.
- Słuchaj mały! Pójdziesz do Ralfa i powiesz mu, że potrzebuje jeden stól i parę krzeseł. Weźmiesz kogoś do pomocy i przyniesiecie jej do kajuty najemników. Ralf też nich się tam stawi. Jasne?
Młodzieniec o blond włosach i bujnej czuprynie pokiwał tylko w odpowiedzi głową.


Hałas i łoskot wnoszonych mebli zbudził najemników. Widząc dwóch majtków dźwigających stół w pierwszej chwili pomyśleli, że ktoś podam im śniadanie wprost do łóżka. Gdy jednak w ich kajucie pojawił się bosman i kuk wszyscy wiedzieli, że to zupełnie coś innego.
Po kilku minutach stół i krzesła ustawiono na środku sali. Bosman na którego twarzy malowało się widoczne zmęczenie oraz niziołek usiedli obok siebie i zaprosili najemników do obiecanej narady.
Ragar wstał i powiódł wzrokiem po zebranych.
- Wszyscy wiecie, jak poważna jest sytuacja. Gdyby było inaczej nie rozmawiałbym z wami tylko w porozumieniu z kapitanem lub Elissą podjął samodzielnie decyzję. Los jednak tak sprawił, że to na mnie spadł cały ciężar odpowiedzialności za okręt. Mówię otwarcie bez waszej pomocy i zaangażowania mamy małe szanse, by przeżyć ten rejs.
Ragar zrobił pauzę i napił się butli, która stała obok niego. Sądząc po jego minie nie była to raczej woda.
- To nie był mój pierwszy rejs z kapitanem Lanthisem i uwierzcie mi nie jedno już widziałem i nie jedno przeżyłem. To co się jednak stało wczoraj w nocy... Mam nadzieję, że Lanthis przeżyje i szybko dojdzie do sił, by mógł nas wyprowadzić z tych przeklętych wód.
Widząc pytania malujące się na twarzach najemników, bosman szybko dodał by nie dać dojść nikomu do głosu.
- Wiem co mówię. Te wody są przeklęte. Nie znam się ani na magii, ani na wiedzy tajemnej, ale wiem dokąd pływałem z kapitanem Lanthisem. Miejsce w którym jesteśmy nie ma na żadnej mapie i nie pisze o nim żaden podręcznik. To zupełni inny świat niż nasz. Nie wiem gdzie on się znajduje, ani jak do niego trafić. To wie tylko Lanthis. Ja wiem tylko, że to świat wiecznej mgły. Mgła jest tutaj zawsze i nigdy nie czai się w niej nic dobrego.
Bosman zrobił znowu przerwę na łyk trunku z butelki. Dał tym samym czas najemnikom na przetrawienie informacji.
- Kapitan Lanthis przygotował mnie po części na taką sytuację. Wiem, że mamy płynąć ku Gwieździe Południa. To jasna gwiazda, która powinna być widoczna na niebie nawet w czasie dnia. Niestety tak się jednak składa, że ani wczoraj w nocy, ani dzisiaj nie widzieliśmy jej . Nie wróży to nic dobrego, bo ona była zawsze widoczna ilekroć wpływaliśmy na te przeklęte wody. Teraz jej nie ma i nie wiem co dalej. Kapitan leży w malignie, podobnie jak nawigatorka. Mój plan zakłada, że płyniemy jednym kursem. Staramy się jak możemy, ale ani nasze narzędzia, ani widoczność nie gwarantują nam tego, że nie będziemy się kręcić w kółko. Mam jednak nadzieję, że albo wcześniej czy później pojawi się nasza gwiazda, która nas wyprowadzi z tego przeklętego miejsca, albo dotrzemy do jakiegoś lądu i tam poszukamy pomocy.
Kolejna pauza i kolejny łyk z butelki.
- Do tego czasu proszę was o współpracę i pomoc. Wiem, że mamy kilka spraw do załatwienia.
Zacznijmy od najważniejszej moim zdaniem. Wszyscy wiem, że kapitan darował zdrajcy i trucicielowi. Ja wiem kim on jest i od razu powiem, że nie popierałem i nie popieram decyzji kapitan. Namawiałem go, by stracił przykładnie zdrajcę, a nie okazywał mu litość. Uszanuję jednak decyzję kapitan, bo zapewne miał swoje powody. Ostrzegam uczciwie, że ja nie będę tolerował żadnych przejawów zdrady, podburzania załogi, czy podważania dowództwa. Załoga stoi za mną murem, mimo że większość z nich się mnie po prostu boi. Każde kto będzie próbował takich sztuczek lub chociaż będzie budził moje jakiekolwiek podejrzenia powieszę na maszcie bez sądu, pytania o powody, czy słuchania wyjaśnień. Czy to jasne?
Milczenie najemników było jednoznaczną odpowiedzią.
- Sprawa druga magiczne przedmioty z dryfującego okrętu. Skoro Lathis ci ufał Yagarze, to ja także muszę to zrobić. Być może te przedmioty pozwolą ci odpowiedzieć na pytanie gdzie dokładnie jesteśmy i jak się stąd wyrwać. Wyznaczę ci kajutę, gdzie będziesz mógł w spokoju prowadzić swoje badania.
Ragar pociągnął jeszcze raz z butelki, ale skrzywił się niechętnie gdyż nie wyleciała z niej już ani jedna kropla.
- Niech to szlag! - warknął - Dobrze - machnął rękom na butelkę i kontynuował - Sprawa trzecia to ta mała dziewczynka. Jak dla mnie nie wygląda na groźne stworzenie, ale różnie to bywa z rozbitkami. Niech ktoś kompetentny zbada, czy jest groźna. Podobno emanują magią, tak przynajmniej twierdzi Yagar. Jeżeli jest ona w najmniejszym stopniu groźna, to wyrzucimy ją za burtę. Sprawdźcie to jednak, bo nie chciałbym mieć na rękach krwi niewinnego dziecka.
To chyba wszystko o czym chciałem powiedzieć. Jeżeli macie pytania, słucham. Byle szybko, jestem cholernie zmęczony i marzę tylko o buteleczce rumu i kilku godzinach snu.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline